Psi Patrol Wymyślone Postacie Opowiadania Wiki
Advertisement


Postać miesiąca!
Artykuł ten jest autorstwa ^^ToyFreddy^^1 ,i wygrał on głosowanie na opowiadanie miesiąca Kwiecień 2021.

Wiedz ,że ten artykuł jest warty przeczytania!


Uwaga ![]

Ostatnio mam wiele pomysłów na sceny do opowiadań . Jednak trudno mi je wpasować . Zatem powstało to opowiadanie . Złożone będzie z pojedynczych historii z życia piesków . Z PP i złych charakterów .

I "Nie chcę żadnego innego życia niż te"[]

Sprawa ogółem wygląda tak, że ten segment historii Akro został diametralnie zmieniony ;,>. Nie wiem czy będę to pisać jeszcze. Aktualnie myślę. Nie usunę tego rozdziału, bo to iconic rozpoczęcie lolz XD

II ,,Tyle lat minęło!"[]

Perspektywa Mary

Biegłam już któryś metr . Nie wolno było mi zwalniać . Za żadne skarby . Musiałam ich jakoś zgubić . Mieli przewagę liczebną . Posiadali dobrą broń w porównaniu z moim pistoletem w pokrowcu przy pasie . Nie słyszałam ich po jakimś dystansie . Mogli zawsze mnie wyprzedzić i zaskoczyć od boku . Więc poza trzymaniem tempa musiałam również dobrze przypatrywać się w głębie lasu . Lada moment któryś z tych bandziorów mógł zajść mi drogę . Znając charakter Karola mogłam liczyć od razu na kulkę w łeb . Od dziecka miał srogo nie po kolei w głowie. Jego mania zemsty była przerażająca . Ja dużo razy zalazłam mu za skórę . Jednak czy był w stanie tak po prostu mnie zabić ? Może to rozkazy tego mafiozy z którym się zadał . Na pewno powód był ważny skoro przywlekł się tu za mną aż tu . Nieszczęsne przemyślenia sprawiły że podzielna uwaga zawiodła i podtknęłam się o korzeń drzewa będący w poprzek drogi . Przeturlałam się trochę dalej wydając odgłosy bólu

-Przeklęty las !- przeklnęłam dość głośno

Mrużąc oczy dostrzegłam sylwetki psów .Zbliżali się . Musiałam myśleć szybko . Nade mną była dość spora gałąź . Prędko wdrapałam się na drzewo którego częścią była gałąź . Lina którą miałam przy sobie przymocowałam mały tandetny granat który mi został. Potem postanowiłam że schowam się w gęstym krzaku . Gdy przybyli na miejsce byłam już dobrze ukryta .

-Oj oj oj ... Wyłaź Mary - odezwał się głos . To był Karol . Znowu usłyszałam ten parszywy głos - Nie bądź takim tchórzem -

-Witaj Karol ...Tyle lat minęło ! Nie sądziłam że jeszcze dychasz - powiedziałam z udaną życzliwością w tonie

-Dobrze wiem że jesteś w którymś z tych krzaków ...- oznajmił z pogardą

-Zmysły mogą mylić . Z resztą . Zanim mnie wykończysz . Powiedz co cie tu sprowadza ?- zapytałam . Byłam do nich tyłem . Z całych sił starałam się bezszelestnie obrócić aby zobaczyć czy są nad pułapką

-Marynio kochana . Nie wiesz o mojej mafii ? Załatwiam porachunki - odpowiedział z dumą w glosie. Parszywiec ...

,,Psia krew . Są odrobinę dalej "- powiedziałam w myślach . Niespodzianka była trochę dalej

-Cóż ci złego zrobiłam ?- spytałam z wyrzutem i pytającą nutką w wypowiedzi

-Jeszcze się pytasz ?! Mary , pamięć cię zawodzi ?- pytał lekko wściekły . Już przed tem znał moją lokalizację. Teraz z tokiem konwersacji zbliżał się do mnie coraz bliżej

-Śmiem ci przypomnieć że gdy zrobisz coś mojej rodzinie to ja zabiję ciebie ...-przerwałam tą ckliwie "przyjazną" passę rozmowy wprowadzając poważne groźby

-Nie mam do nic nich . Nie martw się ... nic im nie zrobimy . Lecz ty ... zawsze utrudniałaś mi życie . Zawsze donosiłaś o pomysłach moim rodzicom . Udaremniałaś każdy plan . Byłaś przeszkodą . Teraz też jesteś . A przeszkody się usuwa z drogi ...- mówił . Wyczułam gniew

-Robiłam to co było dobre . Twoje plany były strasznie przewidywalne . To była prościzna je rozgryźć .-mówiłam . Podczas wypowiedzi dotknęłam łapą nosa . Sączyła się z niego szkarłatna ciecz. Wszystko na wskutek podknięcia .

-Zatem wiesz co zrobię - powiedział po czym usłyszałam przeładowywanie broni . Początkowo przeszły po mnie dreszcze jednak przyszła radość gdy tylko spojrzałam w górę

-Ojoj . Stary Karol ... Nadal głupi jak but - zaśmiałam się Ten warknął i już kazał podwładnym strzelać . Jednak ja byłam pierwsza . Wyjęłam pistolet i strzeliłam w granat . Ten wytworzył wybuch ogłuszając tych mafiozów . Wokoło był dym . Obrałam drogę znikając w gąszczy .

Tradycji stała się zadość i znów wykiwałam tego błazna

III Natrętny przybysz[]

Perspektywa Bryce'a

Znów dobijał się do moich drzwi . Nie było już to kulturalne pukanie a walenie łapami o nie. Z uderzenia na uderzenie coraz głośniejsze. Palant zepsuje drzwi za moment. Ten natręt najwidoczniej ulubował sobie poranne godziny na odwiedziny. Nie wiem czy to jego złośliwość czy po po prostu naprawdę brak mu któreś klepki. Dziwię się czemu jeszcze nie wyleciał z Ligi. Akro musi mieć złote nerwy co do tego delikwneta. Nie wyobrażam sobie życie z nim pod jednym dachem. Choć i tak jest tutaj częstym bywalcem. Ostatnio nawet oglądałem się za jakimiś innymi ruderami. Jednak ten pajac nie dałby mi spokoju tak czy siak. Dźwięk walenia o drzwi rozchodził się po całym budynku. Każdy w pobliżu mógł by usłyszeć. Wypadało by wstać i przemówić Einer'owi do rozumu. Choć sam pomysł wydawał się abstrakcyjny i niemożliwy. Zrozumienie czegoś przez niego graniczy z cudem. Bądź co bądź wywlekłem się jakoś z łóżka. Założyłem mój szalik i pilotki na głowę po czym niechętnie zszedłem na dół skrzypiącymi schodami. Irytujący dźwięk nasilał się gdy tylko podchodziłem bliżej do drzwi. Szedłem po zakręconych metalicznych schodach. Słońce powoli wstawało i dawało po oczach przez dziury w budynku. Kochałem poranki. Jednak nie z tym głupkiem. Otworzyłem solidne drzwi i ujrzałem nie nikogo innego niż Einer'a. Jak zwykle z uśmiechem. Jego wredne wyszczerzone kły sprawiały że już nić o grubości włosa która trzyma mój gniew ewidentnie miała się urwać.

-O proszę. Creswell. Co ty tak rano wstałeś - powiedział ironicznie Einer głosem z udawanym podziwem i zaskoczeniem. No co za-

-Ktoś mi się do drzwi dobija - odparłem chłodno i patrząc na niego spokojnie jednak dusząc w sobie złość

-Widzisz. Niektórzy w ogóle nie mają szacunku - powiedział udając że nie wie o kogo chodzi i wszedł jak do siebie

Wywróciłem oczami i westchnąłem. Trza było się do tego przyzwyczaić. Gdy tylko myślałem że już to zrobiłem to ten wymyślał coraz to inne akcję które szargały moje już wyjątkowo nastroszone nerwy. Obejrzałem się w stronę Einer'a. Ten już szedł w miejsce gdzie zazwyczaj rozmawiamy. Do kuchni przy stole. Rozsiadł się wygodnie na jednym z krzeseł. Ja aby gromiłem go wzrokiem. Tak jak gdyby nigdy nic wziął jabłko z miski na stole i zaczął się nim zajadać. Chociaż utkał czymś pysk. Ja jak to miałem w zwyczaju zawsze z rana wziąłem starą płytę i włożyłem ją do starego gramofonu który stał na komodzie. Po chwili zaczął roznosić się dźwięk starej, angielskiej muzyki z lat 20' i 30'. Podobały mi się i zawsze kolekcjonowałem płyty. Następnie skierowałem się do kuchni. Ta była zaraz przy salonem. O ile salonem można nazwać starą kanapę i stary telewizor. Tak czy siak wystarczy. Kuchnia także była nie za specjalnie umeblowana. Stary świerkowy stół na środku o już lekko pociemniałym drewnie. Parę krzeseł. Jakby ktoś w ogóle mnie odwiedzał poza Einer'em. Wracając. Stary zlew jednak działający bez zarzutu. Półki. Małe okienko z przestarzałą obudową zrobioną z drewna. No i lodówka z którą raczej nie było żadnych kłopotów. Minimalizm to dobra rzecz. Tak czy owak, zacząłem przyrządzać śniadanie.

-Twoja rudera jeszcze stoi- powiedział nie jasno rozglądając się na boki

-Co masz na myśli?- spytałem patrząc katem oka na rozmówcę.

-Ano to że mimo wszystko twój dom jest zdatny do mieszkania. Mimo tego że no wiesz, jest ruderą- wyjaśnił biorąc kolejny kęs jabłka i zamykając oczy

-Jest dobrze. Nie ma się o co martwić. Tak szybko na łeb mi się nie zawali- zapewniłem go przy okazji wstawiając wodę na herbatę. Einer wszak jest anglikiem a herbatę to on uwielbia.

-A jak zlecą się dzieciaki. Takie małe niepozorne bachory. Na zabawę w opuszczonej części i zobaczą ten dom. Zechcą bawić się w odkrywców. Bo taka rudera to coś niespotykanego. W garażu ujrzą twój samolot. No i wpadniesz po uszy- tłumaczył Einer swoim typowym pewnym siebie tonem. Rozsiadł się jeszcze bardziej na krześle

-Ja już wiem do czego ta aluzja- odpowiedziałem mu obracając się w jego stronę. Popatrzyłem się na niego lekko złym wzrokiem. Fakt. Zacząłem ponownie tą samą dyskusję która tocz się niemal od zawsze gdy się znamy ale jeszcze łudziłem się że ten palant w końcu coś zrozumię.

-Mógłbyś do nas wstąpić - jak grochem o ścianę. Ta sama gadka co zawsze, te same denne argumenty. Ileż na litość boską można ględzić o tym samym. On nigdy się nie nauczy. Nigdy mu nie wmówisz. Zawsze powie ale i pociągnie serie argumentów

-Mówiłem tyle razy że koniec tematu. Nie mam ochoty na to. Nie dość że zbudziłeś mnie tak rano, wbiłeś jak do siebie to jeszcze bardziej będziesz mi truł cztery litery- przypomniałem mu gromiąc go złym spojrzeniem. Ten założył ręce na ręce i odłożył jabłko. I się zacznie

-No ale dlaczego? Ten okropny wzorzec działań całej Brytanii i świata skrzywdził cię. Zasługiwałeś na te miejsce bardziej niż ktokolwiek inny. Jednak nie. Ci najwyżsi w RAFie brali tych po znajomości. Mieli głęboko gdzieś że ty, jesteś ogromnym talentem od dawna. Przy okazji kopiąc cię w te cztery litery. W Lidze masz szanse się odegrać. A twój talent to potwierdza. Chcemy zniszczyć ten Psi Patrol. I tam jes- mówił Einer po raz kolejny raz próbując mnie namówić do zmiany zdania. Ja wciąż odmawiałem.

-Nie mam nic do niej- odparłem szybko zanim powiedział ostatnie zdanie. Nie będzie mi tu wyciągał danych znajomości. Wiem że tamta była sprawiedliwa a to liderzy samowolnie zlikwidowali mi drogę do światowej sławy pilota.

-Przyznaj że masz do niej żal- oparł się o łapę i popatrzył na mnie tym swoim wymownym spojrzeniem

-Nie mam ani trochę. Tyle razy już to wałkowaliśmy ale twój pusty łeb nie umie tego przyjąć do wiadomości. Tak poza tym to łatwo ci mówić. Masz dobrze w lidze. Przez wspólne geny z liderem- zacząłem nowy temat dyskusji. Wiem że to dodanie oliwy do ognia ale hej. Choć raz niech on się broni

-Nie prawda - burknął Einer i założył łapę na łapę niczym mały szczaw

-Ty masz tam samowolkę gdy tylko chcesz. Chulaj dusza piekła nie ma - zmarszczyłem brwi

-Nie do końca-

-Chłopie. Ty ostatnio przy wszystkich powiedziałeś o tym że Akro jak był mały to moczył się do łóżka waszych dziadków- przypomniałem mu, ten milczał z zamyśloną miną i założonymi łapami. Wpatrywał się w stół- No i ostatnio chciałeś pocałować Lix a ta jak ty-

-Dobra zrozumiałem- odparł gwałtowanie w końcu patrząc na mnie. Oblał go lekki rumieniec

-No. Zatem temat uważam za zakończony- odpowiedziałem lekko uspokojony gdyż udało mi się potoczyć tok rozmowy na moją korzyść. Choć ten jeden raz udało mi się go uciszyć. I chwała niebiosom. Czekał grzecznie na swoją herbatę. Po chwili zacząłem zalewać mu herbatę w rytmie kropel wody spadających z kranu

-Nie zakręciłeś kranu - zauważył zakłócając rytmiczne kapanie

-To rury nawalają. Zadzwonię po zaufanego hydraulika- odpowiedziałem spokojnie podając mu herbatę a następnie sprawdzając ich stan

-Pf... Mam magie metal . Załatwię to sam - powiedział dumnie

-Tak jak załatwiłeś problemy sercowe Vinny'ego?- spytałem

Nastała cisza

-Dzwonię po hydraulika -

-Dzwoń -

IV Genialny plan[]

Dochodziła już godzina trzecia w nocy . Każdy w osadzie już spał . Noc była duszna i gorąca lecz i tak była ogromna różnica pomiędzy dniem .Niebo ciemne usłane w gwiazdy. Księżyc świecił wysoko na niebie . Oświetlał taflę rzeki która biegła blisko osady szeryf Flurr. W budynku szeryfa panowała zewsząd cisza . Każdy spał w swoich pokojach . Pracownicy porozchodzili się do swoich domostw . Play leżał na swoim łóżku postawionym przy oknie w rogu pokoju . Same okno było otwarte z racji że złotooki pies udusił by się z tej całej duchoty . Firanki powiewały od wiaterku . Pies już prawie spał . Był jedną łapą w śnie . Od całkowitego oddania się snu przeszkodził mu skrzyp stąpania po podłodze i otwieranie delikatnie drzwi . Na jego pysku umalował się grymas . Już wiedział kto to.

-Playyyy- szepnęła Flurr podchodząc do łóżka przyjaciela

Play starał się ignorować szeryfa i udawał że śpi

-Plaaaaaaayyyyyyy- powtórzyła czynność szturchając go łapą - Play , P l a y ,Playyyyyy, Playyy , Pl ay . Plaa-

-NO CO- odezwał się gwałtownie wstając i patrząc się na suczkę

-O , cudnie , nie śpisz - zawołała cicho .

Pies spojrzał na nią z bulwersem po czym zrobił miejsce na łóżku aby Flurr mogła się położyć obok niego.Właściwie to się wprosiła. Play zagarnął na siebie całą kołdrę i oddalił się . Suczka rozłożyła się jak u siebie i pyskiem do góry wgapiała się w sufit z oczami pełnymi zaangażowania

-Czego chce -zapytał zimno i z kamienną miną - Wiesz która godzina ?-

-Wpadłam na genialny pomysł - powiedziała i wsunęła swoje łapy pod głowę i rozciągnęła się na łóżku .

-No i co . Nie mogłaś poczekać do rana albo zawracać gitarę np. Mickey'emu ? Wasze nie za duże IQ idealnie się komponuję - mówił pies z irytacją i zaspaniem . Nie szczędził dogryzania . Chciał wpoić Flurr że nie cieszy się jej towarzystwem

-Rano pewnie bym zapomniała - wytłumaczyła wesoło

-A czemu nie powiedziałaś Mickey'emu - zapytał

-Bo już zasypiał - odparła

Play zaczerpnął powietrze agresywnie i już miał krzyczeć ale chciał oszczędzić farciarzy których szeryf nie postanowił odwiedzić

-Jak mi powiesz to raczysz wyjść?- spytał nieco spokojniejszy

-Owszem -

-Mów i wyjazd za drzwi -

-Oki . To wpadłam na genialny pomysł pokonania Ligi Londyńskiej . To jeszcze nie w pełni pewne i dopracowane ale mam już mniej więcej poukładane - mówiła z ekstytacją

-Jedziesz -

-No to. Po tym jak zlokalizuję się ich bazę . Po części zinfiltruję to można będzie przystąpić do akcji . Mianowicie razem z psim patrolem uzbroimy się w odpowiednie rzeczy . Nie będą to zwykłe rzeczy . Będziemy mieli broń . DO MASOWEGO ŁASKOTANIA - mówił z ekstytacją i energią suczka , ostatecznie słowa wręcz wykrzyczała

Play mrugnął parę razy

-Dobranoc , za drzwi , paszoł won -

-Ej ! Play , kumplu , nie skończyłam jeszcze - mówiła szturchając przyjaciela

-Mów dalej - odparł

-No i oni będą płakać ze śmiechu albo robić to ... no wiesz - mówiła

-Tak , wiem - mówił zły Play marszcząc brwi

-Hahaha !!! Akro nie spodziewa się tego . Nie będzie mógł nic zrobić ! Potem aby go pojmać . Odebrać moc tak samo jak reszcie i z bańki- wołała śmiejąc się pewnym tonem dość głośno

-A wiesz co na pewno nie robi Akro a ty robisz ?- zapytał raptem spokojnie

-Co-

-ZAWRACA GŁOWĘ O 3 W NOCY I WŁAZI DO ŁÓŻKA SWOIM POMOCNIKOM PSIA KREW - wykrzyczał prosto w pysk suczki . Ta patrzała na niego szeroko otworzonymi oczami

Nagle drzwi się otworzyły . Play jak i Flurr skierowali wzrok w bok . Tam stał Janny zaspany

-Flurr jak mniemam masz swój pokój - odezwał się ciapaty pies patrząc jak Play prawie dusi Flurr

-Co jest grane ?- zapytał Mickey który właśnie wystawił głowę za drzwi. Miał śpiochy pod oczami i roztrzepaną grzywkę

-Wiecie co . Mam dość . Miałem się nie odpalać jak zwykle ale już trudno- mówił Play . Wstał na równe łapy zepchnął suczkę z łóżka . Potem wszystkich wypchnął za drzwi i zmierzył wzrokiem - To jest MÓJ pokój więc JA ustalam kto tu jest i kiedy !!! I ty Flurr nie masz prawa wpychać się do łóżka nieproszona !!!! I SWOJE GŁUPIE POMYSŁY ZACHOWAJ DLA SIEBIE !!!!!-

Pieski z Team'u wstały jak wryte . Janny stał z zaniepokojonym wyrazem pyska . Niby znów to samo jednak teraz wyjątkowo wkurzony był mag ognia. Mickey siedział z miną z wyrazem ,,co , jak , kiedy , gdzie moja pizza?" , czyli typową dla niego . A Flurr zaś miała lekko uśmiechnięty wyraz pyska . Nastała na chwilę cisza

-Czekaj . To proszona mogę ?- zapytała

W odpowiedzi Play zamknął gwałtownie drzwi przed nosami przyjaciół. Flurr prychnęła wesoło. Play i Janny popatrzyli się na nią .

-Misja udana -

V Uczucia []

Perspektywa Akro

Diana wydaję się taką zimną i bezlitosną osobą . Osobą która może patrzeć na cierpienie i ból wroga godzinami . Upajając się satysfakcją . Krzyki i błaganie o litość są dla niej najpiękniejszą melodią graną z nut cierpień i rozpaczy. Lepszą od tej graną na pianinie czy skrzypcach. Bezduszna i obojętna na błagania . Obdarzona przerażająco niebezpieczną mocą . Mocą ognia który za sprawą jednego dotknięcia może pustoszyć i niszczyć wielkie obszary . Gdy już się uśmiecha uśmiech ten jest pełen pogardy i fałszywej życzliwości.Oczy z blaskiem kpiny. Myśląc tak o niej można nazwać ją potworem i innymi określeniami . Nawet niebieskookim diabłem . Jednak może to wina jej rodziców .Może to tylko maska którą przybrała . Może tak naprawdę jest zagubioną osobą która potrzebuję miłości czy akceptacji.Osobą skrzywdzoną bezpodstawnie . Jak bardzo byli bezduszni jej rodzice . Do czego musiało dojść że swoimi działaniami sprawili że ich córka stała się taka . Kompletnie pozbawiona miłości rodziców i poczucia bycia potrzebnym . Miałem tylko najszczerszą nadzieję że uda mi się jakoś do niej dotrzeć i pomóc zanim dawne wspomnienia nie sprawią że jej uczucia znikną .

Perspektywa Diany

Krajobraz ten był taki piękny . Chłodny wiatr co i raz targał drzewem pozbawionym liści centralnie na środku widoku . Aż do horyzontu ciągnęła się polana pozbawiona wyrazistych kolorów trawy . Pozbawiona kwiatów czy innych roślin . Sam suchy i jałowy grunt .Zachodzące już słońce schowane było szczelnie za szarymi chmurami . Aby niektóre partie były nieco rozjaśnione . To był mój ulubiony rodzaj zachodów . Nie potrzeba mi było zbędnych barw aby dostrzec piękno . Sama czułam się niebywale spokojnie i odprężona . Opierałam się o jedną ścian ruiny dawnego budynku. O ile można było nazwać to ścianą . Od cywilizacji dzieliło mnie dość sporo . Wpatrywałam się przed siebie zapominając o problemach . Jednak z czynności wyrwał mnie odgłos łamanych gałęzi pod łapami . Kątem oka dostrzegłam postać psa .

-No tak . Przecież przyjechałeś w gościnę- zaśmiałam się lekko pod nosem nie patrząc nawet na Akro który ustał gdy usłyszał moją wypowiedź .

-Nie było cię już ponad godzinę . Martwiłem się . Chodź znając twoje umiejętności niepotrzebnie -

-Ty to umiesz zaczynać rozmowy - wycedziłam z swoich ust . Patrząc z lekkim grymasem w inną stronę niż był pies.

-Wybacz. Nie jestem dobry w tych sprawach- przyznał . Przyznam miło było słuchać jak tłumaczy się lider wielkiej Ligi Londyńskiej .Jego zakłopotanie było takie żałosne ... jednak takie urocze ...

-Oj zdążyłam się przyzwyczaić . Twoje kręcenie z nie tylko jedną. Robienie nadzieji i takie tam- powiedziałam nieco zła co raczej wyczuł . Przyznam trochę mnie to zabolało . Cała sytuacja ostatnio . To sprawiło że zraziłam się do niego. Jednak mi przeszło z biegiem dni i zrozumiałam że zna się na uczuciach tak samo jak ja . Fatalnie

-Przepraszam - odpowiedział . Wyczułam szczerość . Czułam błagalny wzrok na sobie . Przejął się tym wszystkim . Wyczuł do czego to aluzja

-Spoko. Nic się nie stało - odezwałam się ironicznie i wyciągnęłam swoją łapę przed siebie zaczynając tkać niebieski ogień . Patrzyłam się na niego nie spojrzawszy jeszcze ani razu na rozmówcę

-Wyczuwam kłamstwo - odezwał się niepewnie jednak głos wskazywał na coś innego

-Wow , jesteś naprawdę spostrzegawczy . Pozazdrościć -powiedziałam nieco kpiąc z odpowiedzi Akra .Zaczynałam być nieznośna . Byłam ciekawa ile moich docinek jeszcze potrafi znieść . Czy jest tak zawzięty czy stwierdzi że nie ma sensu dłużej męczyć się ze mną

-Nie rozmawiajmy już o tym - zaproponował próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy. Podszedł bliżej mnie i usiadł obok -Często tu przychodzisz ?-

-Ta . Ale tylko gdy jest pochmurno -odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą wpatrując się przed siebie i ignorując jego staranie o spojrzenie mi w oczy

-Te miejsce ma swój urok. Taka cisza . Opuszczony budynek w gruzach . Idealne miejsce dla samotnika lub dla osoby która pragnie wyciszenia . -mówił . Kątem oka ledwo go widziałam . Jednak zauważyłam jak jego futro powiewa na wietrze

-Czyli dla mnie - odezwałam się odpowiadając aby na ostatnie słowa psa

-Można spokojnie pomyśleć o swoich sprawach . Lub o nich zapomnieć . Porozważać o swoich uczuciach - ostatnie zdanie wypowiedział nieco ciszej . Nie mal szeptem . Domyśliłam się do czego to nawiązanie

-Jeśli chodzi o to miejsce to te wielkie pole odzwierciedla moje uczucia . Na jałowej ziemi rzadko co wykiełkuję...- odpowiedziałam . Byłam ciekawa jak zareaguje

-Twoje uczucia nie są takie ... Jeśli chodziło ci o to że jesteś bezwartościowa to nie prawda . Nie możesz tak o sobie mówić . Są ludzie którzy martwią się o ciebie i dla których jesteś najważniejsza . Twoi rodzice nie byli za- mówił emocjonalnie Akro do mnie patrzył się na mnie jednak ja nie raczyłam na razie patrzeć na niego. Zaczynał drażliwy temat

-Dobra . Stul pysk Robertson - warknęłam zła agresywnie patrząc się na drzewo będące tuż przed nami

-Wybacz . Tylko poważnie zaczynam się martwić o ciebie i zaczy- tłumaczył się zaniepokojony

-Co jest z tobą nie tak ?! Czy ty naprawdę nie znasz się na uczuciach jak ja ? Całujesz mnie , potem zaczynasz kręcić z inną a na sam koniec przychodzisz do mnie i gadasz o uczuciach ??!!- byłam zła aż w końcu spojrzałam mu w oczy . Mój wyraz z gniewnego zmienił się gdy tylko dostrzegłam czuły wzrok psa na sobie . Poczułam dobre intencje psa

-Diana . Bądź co bądź pogubiłem się . To przyznam . Oboje to zrobiliśmy . Brak nam czułości i odrobiny miłości której nie mogą nam dać żadni przyjaciele . Nawet ci najlepsi . Potrzebujemy kogoś kto będzie umiał nam to zapewnić ...-wytłumaczył

Początek muzyki "Call your name <Gv> (Instrumental) - Attack on Titan Season 3 OST" 3:16

Nagle słońce zaczęło wychodzić za szarych chmur .Promyki zaczęły nas oświetlać. Powiew wiatru sprawił że nasze futra zaczęły powiewać . Tak samo ja moja chusta . Patrzyłam na niego z dość szeroko otworzonymi oczami . On patrzył się na mnie łagodnie i czule . Jego dwukolorowe oczy miały tak niespotykanie u niego delikatny wyraz . Na jego pyszczku pojawił się lekki uśmiech . Czułam jak wszystko cichnie na tą chwilę . Chwilę gdy zdałam sobie sprawę że jestem w stanie poczuć się kochana.

Koniec muzyki

VI Sekrety owocnej współpracy[]

Night znała niemal że na pamięć posiadłość jej obecnego pracodawcy. Szła drogą wyłożoną kostką. Była noc. Trochę po północy. Księżycowe światło przebijało się przez gałęzie drzew posadzonych wzdłuż drogi. Miała na sobie kapelusz i płaszcz . Minę kamienną i zimną zupełnie jak to ona. Zapukała do ogromnych ozdobnych drzwi. Po chwili otworzyła jedna ze sprzątaczek. Na imię jej było Amelia. Ta była przyzwyczajona do widoku suczki. Nie lubiły się jednak Amelia nie miała nic do gadania. Night bądź co bądź była bardzo ważną osobą dla rodu. Tamta nie miała w tej kwestii wiele do powiedzenia.

-Oh. Znów ty?- zapytała z grymasem patrząc na suczkę, nie szczędziła jej wrogości poprzez spojrzenie i wypowiedziane aroganckim tonem słowa jednak suczkę to wcale nie ruszyło

-Mam wiadomość do Stein'a- odezwała się ponuro wyjmując kartkę z wewnętrznej kieszeni płaszczu

-Daj. Przekaże mu to i zmywaj się stąd- fuknęła z irytacją suczka próbując wziąć kartkę jednak Night gwałtownie ją odsunęła i zmierzyła zielonymi oczyma Amelię

-Do rąk własnych. Po za tym muszę z nim pogadać odnośnie jednej sprawy- odparła jej monotonnie patrząc zła

-O no tak. Wypłata dla naszej Night za jej jakże potrzebną pracę?- mówiła kpiącym tonem przepełnionym po brzegi pogardą. Jej oczy błyszczały zadziornie i prowokująco. Jednak i tą prowokację suczka w kapeluszu puściła mimo uszu

-Zabawne że wykonując tą pracę dostaje więcej od ciebie nieprawdaż? W dodatku ciebie może zastąpić pierwsza lepsza. Na twoim miejscu nie panoszyłabym się tak-odparła w końcu docinając rozmówcy

Suczka wprosiła się do środka popychając lekko Amelię. Night ustała od niej nieco dalej. Kątem oka popatrzyła na nią

-Gdzie on jest? Śpi?-zadawała pytania ponuro

-Nie. Najwidoczniej czeka na siebie w jadalni. Wiesz gdzie to jest. Jesteś częstym bywalcem tutaj- odezwała się nie patrząc nawet na rozmówczynie

Night aby mruknęła porozumiewawczo. Bez zwłocznie udała się w dane miejsce. Idąc rozglądała się na boki. Wykwintne wnętrze nie było dla niej niczym nowym. Przyzwyczaiła się że ród dla którego pracuję jest bogaty i wysoko postawiony. Ozdoby na ścianach w postaci obrazów i ozdobnych wzorów były normą. Stała już przed wejściami do jadalni. Pewnym siebie ruchem otworzyła drzw . Ujrzała Dalmatyńczyka. Jej pracodawcę. Siedział przy oknie i wpatrywał się w księżyc zawieszony wysoko na niebie.

-Oh... Night. Czekałem na ciebie- powiedział odchodząc od okna i zaczął podchodzić do suczki

-Mam już raport- odpowiedziała monotonnie. Stein przyzwyczaił się już że suczka nie ma za dużego szacunku do niego. Jednak nie zwracał uwagi. Była mu potrzebna. Wyjęła kartkę z płaszcza i wręczyła psu

-No proszę. Wspaniała robota Night. Dziękuję ci- mówił głosem który wręcz zaprzeczał tym słowom. Każde zdanie lekko ciągnął wczytany w druk na kawałku śnieżnobiałej kartki

-Dziękuje- powiedziała bez emocji patrząc poważnie. Takie typu pochwały słyszała zawsze gdy miała zostać wynagrodzone

-Należy ci się duża zapłata- przyznał kładąc kartkę na stół

-Zgadzam się. To robi się robi okropnie nudne, konkretnie łamanie kości obcym mi psom tylko z powodu tego że nie są ci na rękę. Mam dość widoku krwi na pewien moment. Już nawet zwykła obserwacja wydaję się być ciekawsza-żaliła się nieco nawet zła czarno-biała suczka patrząc się na łapy

-Ale od tego jesteś-

-Wiem. Jednak tamci mnie szukają. Potrzebuję pieniędzy aby skutecznie ich unikać- mówiła wyjaśniając

-Zatem czemu w końcu sama się ich nie pozbędziesz. Jesteś zdolna a twoja inteligencja nie jest przeciętna. Jesteś w stanie rozprawić się z nimi i żyć w spokoju- odparł suczce spoważniały na moment

-Oni nie są w stanie zabić mnie tak samo jak ja ich. Z każdym kto wjedzie mi w drogę sobie poradzę. Jednak wątpię czy dam radę ich wszystkich załatwić. Potrzeba by było do tego więcej ludzi. A oni takimi niedorajdami znowuż nie są- wyjaśniła nieco zirytowana tym zuchwałą propozycją. Znała swoje limity siły i możliwości

-W takim razie postaram ci się zwiększyć wypłatę- odpowiedział wzdychając

-Dziękuje, to wszystko co od ciebie chciałam na ten moment. Dobranoc- odezwała się suczka ze znudzonym wzrokiem. Pracowała dla niego tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Nie interesowały ją żadne więzi relacji. Bywała u niego dość często przez co jego dzieci nawet cieszyły się na jej widok jednak ta je zbywała od razu pretekstem że jest zajęta i śpieszy się jej. Same dzieci nie wiedziały jaką funkcję pełni. Zawsze mówiono im że jej usługi są tajemnicą a ona działa czyniąc dobro dla ich rodziny i ogółu. Okrutne kłamstwo. Została nawet zaproszona na wielką uroczystość jednak ta mówiła z udawaną skromnością że nie przystoi jej a sama ma wiele do roboty.

-Oh Night nie idź jeszcze. Wiesz, jesteś dla mnie nawet jak córka... - mówił Stein. Night usłyszawszy wypowiedź psa aby lekko wzdrygnęła się i ustała gdy już kierowała się do drzwi i miejsca skąd przyszła.

-Chciałbyś mieć córkę która zabija i pierze inne osoby na zlecenie? Która nie ma żadnych przeciwskazań co ubrudzenia sobie łap?- zapytała unosząc brew

-Chodzi mi o to że mogę ci bezgranicznie ufać. Piękna relacja musisz przyznać- mówił zmieniając kierunek wzroku na niebo za okna. Księżyc będący niemal w centrum jak na złość oświecał jego parszywy pysk

-Powtarzam że pracuję dla ciebie tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Nie obchodzi mnie twoja rodzina jeśli chodzi o dobre relacje. Dla mnie nawet każde z was może zginąć. Ja i tak dość zarobiłam na usługach- mówiła Night z pogardą patrząc na swego jakże szczodrego pracodawcę

-Nie zapominaj że wiem dużo o tobie. Dość aby móc cię porządnie pogrążyć. Dobrze wiem że szukają cię twoi starzy znajomi. Jestem w stanie pomóc im cię dopaść- mówił obronnie i nawet groźnie. Już zbliżał się do suczki jednak ta jakże sprawnym ruchem z wewnętrznych kieszeni płaszcza wyjęła pistolet odwróciła się szybko i gdy ten już był przy niej zaczęła celować mu między oczy

-Słuchaj no mnie teraz Stein. Widzę że starość już zaczyna skutkować bo twoja pamięć zaczyna cię zawodzić. Wałkujemy to kwestie od pierwszej sytuacji gdzie zaczynałeś się rozpychać z swoimi rządnymi wszystkiego łapami. Skoro tak dużo o mnie wiesz to wiesz pewnie i o tym że jestem z rodu psów które były istnymi maszynami do zabijania. Mam w genach instynkt który pozwoli mi bez zastanowienia podjąć decyzję która będzie poprawna. Jestem w stanie cię zabić w ułamku sekundy. Ostatnio nie mam ochoty zabijać lub torturować na jakieś egzotyczne sposoby. Zaczynam się tym powoli brzydzić. Wystarczy że już musieli narodzić się w tym okrutnym świecie i egzystować. Jednak ten owczarek niemiecki, którego mi zleciłeś miesiąc temu zaznał moich chorych fantazji. Nacierpiał się zanim zszedł... Chyba nie chcesz aby spotkało to twoją rodzinę? Może i jestem potworem bez serca jednak jeśli mi się to opłaca nie mam żadnych przeciwskazań stać się najgorszą wersją samej siebie. Cały czas japa ci się nie zamyka o całym doniesieniu komu trzeba na tych z mojej dawnej bandy. Jednak powinieneś wiedzieć jedną rzecz. Mimo iż jesteśmy parszywymi draniami które zamordują kogo trzeba to bardzo zależy nam na naszej uczciwości. Działamy tak naprawdę w jednej branży. Na tym samym wózku. To jest nasza parszywa i wstrętna zasada. Jesteśmy w tym bagnie po kostki jednak jedyne co możemy zrobić jeszcze gorzej w naszych marnych życiach to zacząć robić do własnego gniazda donosząc na siebie nawzajem. Możemy się wszyscy nienawidzić jednak jedyne co wchodzi grę to zarzynanie się nawzajem bez ludzi zewnątrz-mówiła przez wyszczerzone kły w złości. Miała ochotę strzelić jednak tym strzałem strzeliła by sobie powiedzeniowo w kolano. Straciła by źródło łatwego zarabiania.

-Nie chcę. Niech nasza relacja będzie taka jak dawniej. W sensie pracodawca daje zlecenie pracownikowi a ten dostaje należytą zapłatę. Wybacz za moją zuchwałość...- mówił nieźle wystraszony. Co i raz jego oczy patrzyły się to na suczkę to na lufę między nimi.

-Dobrze zatem-powiedziała Night po usłyszeniu tego czego chciała-Życzę dobranoc, i dla twojej jasności jutro biorę się za szpiegowanie tego husky'ego. Jak coś to wiesz co zrobię-mówiła trząchając łapą którą trzymała broń

-Dobranoc...-powiedział po czym udał się do drugich drzwi prowadzących do jadalni

,,To się nazywa sekret owocnej współpracy"-pomyślała

Night również już wychodziła. Nie spieszyła się. Jej dom był dość niedaleko. Wracając ponownie patrzyła się na te same ozdoby. Mijając drzwi do innych pomieszczeń rozmyślała jak to z niej jej wujek zrobił istną bestię. I zastanawiała się czy to na pewno jest dobre wyjście i sposób bycia. Dostawać pieniądze za krzywdę innych. Brukać krwią swe łapy. Była ciekawa czy ta cała znieczulica i bezinteresowność przypadkiem nie wprowadzą ją w jakieś choroby psychiczne. Nie miała wprawdzie do kogo się odezwać. Nie posiadała przyjaciela. Żadnego który nie chciał jej usług natomiast chciał tylko jej obecność i przyjaźń. Któremu nie mówiła by tylko o swoich przeżyciach w jakże beztroskiej pracy.

VII Poznany w ciemnej uliczce[]

Dla Wafla od Toy , ze specjalną dedykacją >w<

Ray przemierzała ulice Londynu prędkim krokiem. Suczka podziwiała urok stolicy. Było dość wietrznie a niebo zostało przykryte jednolitym kolorem szarego. Typowe dla Anglii było to że zaraz miał lunąć deszcz. Suczka nie była z tego powodu specjalnie zadowolona bo hotel gdzie mieli pobyt na wyjeździe był daleko. Żałowała że nie poszła na spacer z kimkolwiek. Miała by przynajmniej kogoś do porozmawiania. Tak to szła sama i w ciszy.

,,Przydało by sobie porządnie pojeść"- pomyślała na wskutek burczenia brzucha.

Zaczęła rozglądać się po mini mapie którą ze sobą zabrała. Wszak kto by chciał gubić się w takim ogromnym mieście. Wyjątkowo niebezpieczne też było to że Liga swoje działania skupiła głównie na stolicy. Dobry odłam nie nadążał ze śledztwami i misjami. Akro rozkręcił się wyjątkowo. Należąc do ich najgorszych wrogów miała wyjątkowo przechlapane. Tak czy owak na mapie zaczęła szukać jakiegoś sklepu bądź jakiegokolwiek miejsca gdzie można było coś zjeść. Zobaczyła małą restaurację całkiem niedaleko. Zatem przyglądając się mapie przez chwilę ruszyła. Ray już w myślach typowała co może wziąć. Z aby trochę czujnością szła przed siebie co i raz skręcając. Była zamyślona. Rozmyślanie przerwał jej fakt który przetworzyła. Idzie już 15 minut a wciąż nie jest na miejscu. Do celu było aby ponad 5 minut drogi. Zdała sobie sprawę że się zgubiła. Próbowała przypomnieć sobie drogę jednak to na nic. Była w nieco mniej tłocznej dzielnicy. Pełnej ciemnych uliczek.

-Dobra spoko, Ray. Nie panikuj. Przypomnij sobie aby gdzie skręciłaś- mówiła próbując się uspokoić. Serce zaczęło jej bić szybciej .

Nagle zdała sobie sprawę że jest sama. Poczuła dreszcze gdy tylko poczuła się obserwowana. Jej oczy szukały czegoś bądź kogoś migocąc. Serce przyspieszyło. Na myśl przychodziły jej aby same czarne scenariusze. Mogą ją uprowadzić bądź gorzej zabić od razu. Starała się myśleć trzeźwo. Szukała realnego wyjścia z sytuacji. Postanowiła że pójdzie w tą stronę gdzie przyszła. Gdy zerwała się na wszystkie nogi usłyszała hałas za sobą. Szybko odwróciła się. Z jej punktu widzenia nikogo nie było jednak nagle na ziemię spadł pies. Brązowy w głównej mierze z kropkami na swoim futrze. Właśnie chował liny do pokrowców przyczepionych do pasa. Na obroży miał znak Lig . Zaczął iść w stronę suczki. Ta zaczęła cofać się jednak coś po zobaczeniu psa uspokoiło ją. Skręcili w ciemną uliczkę. Po chwili pies przestał się patrzeć na nią zadziornie i pewny siebie

-Zgubiłaś się?- spytał tak jakby poruszony, jednak wciąż uśmiechał się lekko podle.

-Tak- odpowiedziała zgodnie z prawdą. Chciała zachować zimną krew i pozostać niewzruszona. Jej pysk zgubił każdy możliwy wyraz jaki mógł mieć. Po prostu patrzyła

-Takie panie nie powinne chodzić same. To mroczna ulica Londynu...- odezwał patrząc się w jej oczy chcąc podkreślić że on tu jest w błogiej ofensywie

-Wiem. Dlatego zechciałbyś mi pomóc jakoś się odnaleźć?- zapytała jak gdyby nigdy nic. Nie czuła specjalnego zagrożenia ze strony psa co ją z początku dziwiło. Pierwszy raz takie coś miała. Po tej odpowiedzi pies otworzył szerzej oczy

-Em. Mam nadzieję że wiesz z kim rozmawiasz- powiedział dumnie się prężąc. Odsłonił obroże i złoty znak Ligi do której należy. Złoto mieniło się w blasku złota

-Z psem. Ale z niezwykle przystojnym psem- odpowiedziała flirciarsko patrząc na niego. Ten ustał jak wryty z zmieszaniem na pysku

-Co?-

-Co-

-Emmmm... Zaraz chwila, jesteś z psiego patrolu?- zapytał patrząc na jej odznakę po tej błyskawicznej wymianie słów. Był nieco zdziwiony i wręcz omieniały. W większości przypadków inni omal nie robią w gacie.

-No dobra masz mnie. Ty jesteś z Ligi. To jak? Bijemy się czy jak?-zapytała patrząc na niego bez wyraźnego wyrazu na pysku. Stała na przeciwko niego patrząc w jego oczy.

-Skoro jesteś tu to znaczy że reszta tego waszego psiego patrolu jest tutaj?- zapytał pomyślawszy przez moment co było nowością u psa. Złączył fakty

-Nie wykluczone. Na serio teraz. To bierzesz mnie za jeńca czy co- pytała się

-Emmm... W sumie nie wiem co mam teraz zrobić z tobą. Bo tak właściwie to jakby bez pozwolenia wyszedłem z bazy no i nie wiedzą że mnie tam nie ma. Także em..... Jak się mój kuzyn dowie że ja tak sam z siebie wychodzę to dostane karę na gry no i-mówił

-Czekaj. Grasz w gry?- zapytała się bardziej żywsza patrząc mu głęboko w oczy

-Em, no tak- odpowiedział

-Super, ja też. Jak ci na imię?- spytała się z radością w oczach

-Einer. A tobie ?-odpowiedział nieco niepewnie

-Ray-odpowiedziała przyjaźnie

-Piękne imię- odparł szarmancko

-Dzięks- odparła nieco speszona komplementem

-Czasami mam dość tego życia w lidze. Zawsze to jakieś zakazy. No ale to w sumie dla dobra. Aby unikać szpiegów. Lubię to pracę. Pomaga mi dążyć do celu a to dla mnie najważniejsze- mówił szczerze spuszczając wzrok z małym smutkiem. Ray uśmiechnęła się po czym poklepała psa po plecach. Ten lekko się zarumienił. Lecz podobał mu się ten mały przyjazny gest

-Nie musimy być wrogami. Przynajmniej my dwoję. Jak chcesz mogę być twoim kumplem po stronie wroga a ty moim-odpowiedziała-Rozumiem że praca tam jest ciężka. Jesteś młody. To widać i chcesz sobie zaszaleć i poznawać ludzi. Całkowicie to rozumiem. Dla siebie możemy zapomnieć o tym do jakich organizacji należymy -

-Naprawdę ?- zapytał się ożywiony

-Tak- odpowiedziała szczerze i przyjaźnie

-To wymieńmy się numerami telefonów- odparł

Po chwili oboje mieli swoje numery .

-Ale jak przypuszczą na nas atak to cię avatarem poszczuje. - powiedziała poważnie marszcząc brwi

-Spokojnie. Akro się nie dowie. Na pewno - zapewnił

-No i super. Potem porozmawiamy co nie ?- zapytała

-Sie wie- odparł- Tak czy siak muszę lecieć -

-Czekaj! Podrzucił byś mnie w pewne miejsce?- zapytała

Pies aby skinął głową. Po chwili Ray będąc na plecach psa i trzymając się go dotarła do restauracji gdzie miała coś zjeść. Einer potajemnie za pomocą metalowych lin przedostał się na tyły i odstawił suczkę. Jako iż starał się być dżeltelmenem pocałował suczkę w łapę po czym znikł za dachem. Suczka nieco speszona i z szczerym rumieńcem i uśmiechem poszła do budynku

VIII ,,To jest jak w jakimś słabym romansidle"[]

Uwaga , akcja dzieje się w połowie sezonu 6

To był bardzo ekscytujący dzień dla Erwina. Z jego dobrymi znajomymi zaplanowali wyjazd. Tak właściwie to był jednym z inicjatorów wyjazdu. Przygotowaniem zajęli się ci którzy bardziej ogarniali te tematy. Postawiono nad hotel nad morzem. Erwin właściwie wolał by jakieś jezioro bądź góry lecz za bardzo nie narzekał. Bardziej chciał spotkać się z znajomymi których dawno nie widział. To liczyło się najbardziej. Jednak miejscowość gdzie odbywał się wyjazd była daleko od bazy. Wręcz za daleko aby sam mógł tam dotrzeć. Więc potrzebował podwózki. Nie chciał tym zaprzątać głowy innym pieskom i prosić o jakiś transport. W zasadzie to głupio by mu było. Więc poprosił dobrą przyjaciółkę Mary. Ta nie za bardzo chciała jednak bardziej od długich podróży nie znosiła narzekania jej przyjaciela. No i ostatecznie na miejsce pomogła mu dotrzeć. Przygotowała pojazd. Jednak nikt nie spodziewał się że pod hotel zajedzie jeep wojskowy. Dwójka przyjaciół zabrała ze sobą jeszcze Dmitry'ego.

-Trzymasz się tam?- spytał Dmitry kierując maszyną. Nie było zdziwieniem że widok ów pojazdu zszokował mieszkańców nad morskiego miasta. Co drugi dzieciak oglądał się za siebie

-Mhm - zapewnił. Siedział na swoim miejscu przypięty pasami. Jego plecak był dobrze zabezpieczony z tyłu. Erwin siedział na tyłach i nie mógł powstrzymać uśmiechu

-Tak właściwie to po ca ja jadę z wami?- spytała suczka znudzona opierając się łapą- Skoro to Dima i tak kieruję i to poniekąd jego wóz-

-Jak to poniekąd?- spytał się zdziwiony Erwin

-Marynia gdy kierowała moim to, no cóż, skończył w rowie - wytłumaczył pies kierujący jeepa. Jego oko skupiło się na drodze

-Jak to się stało?-

-Ślisko było tak?- mówiła obronnie nieco zirytowana suczka . Założyła łapę na łapę- Jest w naprawie. Kiedyś dokończę naprawę, kiedyś-

-Myślałem że to ja jestem okropnym kierowcą- zaśmiał się pasażer z tyłu myśląc o swoich niefortunnych perypetiach w prowadzeniu.

-Erwinku kochany, z tobą za kółkiem to po jeepie nic by nie zostało- odgryzła się Mary. Ten zaś aby zmarszczył brwi w lekkim gniewie i fuknął oburzony- Tak czy siak odpowiedzcie mi na pytanie proszę-

-Będziesz mogła poznać nowe osoby. Jest tam pełno chłopaków więc lepiej będzie ci zagadać. No i ci chłopacy są całkiem przystojni- mówił po czym uśmiechnął się w TEN sposób pies z heterochromią. Mary aby zrobiła gniewną minę co sprawiło że z zadziornym wzrokiem Erwin jej odpowiedział

-Ale wiesz chyba jak mi idzie z nowymi znajomościami nie?- spytała się

-Każdy to wie- w końcu odezwał się Dmitry i popatrzył się na przyjaciółkę zaczepnym spojrzeniem i uśmiechnął także ciętym uśmiechem szczerząc białe zębiska

-Kieruj jak kierujesz- odparła najlepszemu przyjacielowi suczka po czym skierowała łapą na jezdnie

-Nic ci nie zaszkodzi poznać nowych. Pomogę ci w kontaktach. Tak naprawdę są porządni ludzie. I w dodatku bardzo otwarci, humor taki jak ja! - zapewnił przyjaźnie Erwin mając dobre intencję

-Humor taki jak ty? Dima, naszykuj mi wodę, te żarty suche jak sahara trzeba będzie jakoś opić- odpowiedziała suczka patrząc wymownie poważnym spojrzeniem na Dmitry'ego

-Ty wredna małp- mówił Erwin oburzony raz kolejny

-A ty tak w tym mundurze?- zapytał się Dima odwracając na chwilę wzrok z jezdni na Mary chcąc także zaniechać kolejnej ciętej wymiany zdań tej dwójki. Co jak co, ale oni umieją dowalać sobie ostro

-Przez pewnego ciołka w gorącej wodzie kąpanego musiałam się spieszyć no i nie zdążyłam zdjąć. Cały czas "marysia chodź, chodź !! chodź bo już Dima pewnie czeka" - wyjaśniła przekrzywiając głowę aby popatrzeć się na osobę jadącą z tyłu. Także przedrzeźniając psa niewyobrażalnie irytującym głosem

-Eeeeee, tak wyszło?- powiedział uśmiechając się nerwowo. Mary już miała odpowiadać jednak w samą porę od zaczęcia monologu suczki o tym jak bardzo Erwin umie być nieznośny odezwał się Dmitry hamując dość gwałtownie

-Jesteśmy! To tu. Ten Hotel o którym mówiłeś. W końcu jesteśmy. Widzicie, przez wasze kłótnio-rozmowy czas zleciał szybko- powiedział .

Erwin z radością cicho pisnął po czym odpiął swój plecak i zeskoczył z pojazdu i pobiegł ku drzwiom. Dmitry też zeskoczył z jeepa gdy skończył parkować. Zrobił przyjazny gest głową aby zachęcić Mary do pójścia za nim. Ta również poszła do środka. Z nieprzystępną miną aby wywróciła oczyma. Gdy weszła zobaczyła Erwina który już rozmawiał z dwoma psami rozmawiającymi przy recepcji. Najprawdopodobniej czekali na niego. Suczka naprawdę była oporna. Nie lubiła nowych miejsc. Zawsze czuła się nie swojo. Mając na sobie mundur czołgisty czuła wzrok na sobie przechodniów. Poczuła chiranie się z tyłu. Kątem oka zauważyła cztery pudelki w wykwintnych strojach i umalowanych pyskach. Najwidoczniej bawiło ich to że miała na sobie męski mundur gdy nie jest na służbie. Mary już nie obchodziło to. Ignorowała je. Zakłopotanie i grymas zauważył Dmitry idący tuż obok niej.

-Mogliśmy przyjechać czołgiem - przyznał przyjaźnie przyjaciółce usłyszawszy śmiechy po czym uśmiechnął się

-Najpierw go napraw- odparła patrząc na niego kątem oka po czym zaczęli iść dalej przed siebie podążając w stronę ich znajomego

-Jestem w trakcie- odparł na swoją obronę i popatrzył na nią z udawanym i granym wyrzutem

-Tą chłodnicę wymieniasz już któryś dzień- zwróciła uwagę

-Bywa-odparł, po chwili byli już przed Erwinem i jego kumplami

-Mary! Dmitry, to Sito i Jawo- powiedział Erwin wesele. Sito był rasy Australlian Catle Dog a Jawo Beagle-harrier

-Miło mi poznać was -powiedział Sito z pewnym siebie uśmiechnął się i podał łapę psom

-Nam też - odpowiedział Dima. Po chwili każdy wymienił się gestem uściśnięciem łapy. Mary była nadal cicho i aby wodziła wzrokiem po nowo poznanych psach w milczeniu

-Niezły mundur pani wojskowa- powiedział ponownie Sito uśmiechając się dziarsko w kierunku Mary.

-Huh? A, dziękuję- odpowiedziała suczka wyrwana z rozmyślań.

-No to. Może zanim odjedziecie po spędzacie z nami trochę czasu? Warto się zapoznać trochę lepiej niż same przywitanie- zaproponował Jawo uprzejmie

Mary i Dmitry popatrzyli po sobie.

-Tak właściwie to nie mamy nic przeciwko, prawda Mary?- oznajmił a potem zapytał pies z opaską

Suczka popatrzyła na swojego przyjaciela nerwowo. Czy to była kolejna jego zagrywka aby zrobić na złość suczce. Cały czas jej pysk otwierał się i zamykał niezręcznie. Nie wiedziała co powiedzieć. Nie chciała być nie miła ale i zarazem nie chciała być wśród tego całego ludu

-Noo-o-o możemy- wyjąkała w końcu

-Super! To my zaprowadzimy Erwina do pokoju i zaraz co nieco pooglądamy. Pokażemy restaurację i ogólnie okolicę. No i zapoznamy was z resztą - mówił podekscytowany Jawo. Popatrzył na Sito i Erwina wesoło a potem na dwójkę nowych

-Poczekajcie tu na nas. Tam macie kanapy. Zaraz przyjdziemy - oznajmił pies rasy Australlian Cattle Dog

Dima skinął głową. Po chwili trójka weszła do windy.

-I cały komfort psychiczny poszedł- pomyślała suczka

Suczka i pies zaczęli iść w wspomniane miejsce. W ciszy mijali ludzi jak i psy. Wyraz pyska Dmitry'ego był raczej spokojny i bez wyraźnego wyrazu. Suczka była nieco bardziej spięta i pogrążona w swoich myślach. Wnętrze hotelu przypominało jej wnętrze galerii w mieście jej ciotki. Prędko kojarzyła dane elementy terenu. Patrząc się na mini wodospadzik nie patrzyła przed siebie. Myślała by dłużej jednak poczuła jak ktoś uderza w nią z na tyle dużym impetem że oboje się wywrócili. Mary podniosła głowę aby już upomnieć jednak nie zrobiła tego. Patrzyła tylko jak okazało się pies w kolorach białego i brązów szybko wstaje i podaję jej łapę

-Najm-mocniej ci-ę przep-praszam. Po prostu spie-e-szyłem się i tak w-y-yszło-mówił zielonooki posiadający bliznę na swoim pysku. Naprawdę mocno przejął się tym całym zajściem. Cały czas się jąkał a jego oczy drgały w zaniepokojeniu i widocznego zakłopotania

-Nic się nie stało, spokojnie -powiedziała uspakajająco Mary wstając przy pomocy psa. Dmitry przypatrywał się temu z wyraźnym zaciekawieniem gdy ujrzał że oboje wydają się zafascynowani sobą nawzajem. Może znikomo, ale jednak- Zaraz, twoja odznaka na obroży. Należysz może do psiego patrolu? Nigdy cię nie widziałam i z ciekawości pytam, wiesz-

-A to może dlatego że byłem u siebie. W rodzinnych stronach... No i nie poznałem większości nowych. A poznawanie innych nie jest moją dobrą stroną- mówił łapiąc się łapą za kark i spuszczając wzrok zielonych oczu na obiekt obok niego. Starał przestać się jąkać i być bardziej pewny siebie

-Jak ci na imię?- zadała pytanie

-Krist-i-ian . A to-o-bie? Znaczy wam?- oznajmił niepewnie po czym sam zapytał poprawiając się z powodu że prawie nie zauważył psa z opaską. Był za bardzo skupiony na Mary i mimo iż czuł się zakłopotany całą tą sytuacją to wzroku z niej nie mógł zdjąć.

-Mary a to jest Dmitry- oznajmiła spojonym tonem suczka a następnie wskazała łapą na przyjaciela

-Yo-przywitał się krótko pies o niebieskich oczach unosząc łapę

-Jesteś z wojska? Widzę cztery gwiazdki -zapytał się Kristian badając wzrokiem suczkę. Gdy jego i jej oczy się spotkały szybko zmienili kierunek wzroku rumieniąc się lekko. Jego głos nieco się uspokoił

-Jestem czołgistą. Dowódcą, a to mój kierowca. Mam rangę kapitana- odparła zgodnie z prawdą

-Zatemm, macie tu może pokój? Nie chce być wścibski pytając ale no wiesz-zapytał chcąc jakoś potoczyć rozmowę dalej zielonooki. Jednak nadal pewność siebie kulała. Czuł jakąś dziwną moc tłumaczenia się

-Um, nie . Przywieźliśmy tu aby przyjaciela. Erwin się zwie -oznajmiła suczka tak jakby tylko ona rozmawiała z Kristianem. Wszystko dlatego bo sam Dmitry był ciekawy toku rozmowy. Był zdziwiony że jego przyjaciółka mimo wszystko rozmawia dość sprawnie

-Znacie Erwina? Tak się składa że jesteśmy przyjaciółmi. Nawet dość bliskimi- mówił nieco ożywiony

-Naprawdę ? Czekamy na niego. Poszedł z Sito i Jawo rozpakować się - powiedziała suczka

-Oh, widzę że już poznaliście tych ancymonów także. Ja właśnie do nich. To może jeszcze się spotkamy? W całą szóstką Jeszcze zawołam mojego najlepszego przyjaciela, oczywiście jeśli to nie problem-zaproponował pytając się również, czuł że jego dziwna pewność mogła sprowadzić go na zły tok rozmowy w której się rządzi

-Jasne. Będzie mi miło-powiedziała Mary po czym się uśmiechnęła lekko

-To widzimy się potem-mówił najpierw patrząc na suczkę potem na psa. Ten kiwnął głową

-Pa-odparła krótko. Obróciła się i zauważyła że jej przyjaciel patrzy się złośliwym uśmieszkiem- Co?-

-A nic nic... po prostu jestem ciekaw i myślę sobie czy też jeszcze zdołam poznać drugą połówkę tam szybko -mówił zamykając oczy i nadal się uśmiechając. Mary nabrała powietrza i głęboko zarumieniła.

-Hej hej hej! Panie kierowca! To nic nie znaczy! Ogarnij czerep- mówiła zawstydzona i bardzo oburzona

-Rozmawiałaś nim normalnie. Od razu załapałaś falę- powiedział pies

-Tak! Z Dominikiem także gładko poszło i nic nas żadnego miłosnego nie łączy!- zwróciła uwagę

-Ale jesteście ku sobie-

-To się zaczyna powoli robić jak w słabym romansidle-odparła bardzo niezadowolona

-Oi oi oi . Poznacie się i zobaczymy co dalej, bo wiesz, możesz być z Kristianem, tak ja możesz być równie z Dominikiem -mówił niebieskooki tylko i wyłącznie aby trochę podenerwować swoją przyjaćiółkę. Ten jego uśmiech nie pomagał mu. Mary wzięła ze stolika gazetkę, uformowała z niej rolkę i strzeliła mocno psa po głowie, ten syknął z bólu jednak też śmiał się

-Debil-

-Też cię lubię-

Dwójka w końcu usiadła na kanapie czekając na nowo poznane osoby i Erwina

IX Zaczekajcie![]

(Akcja dzieję się gdy Tago, Aluinn ,Hearn i Akro są na końcowym etapie szkolenia się na agenta Ligi (gdy ta jeszcze była jedna i konflikt był dopiero później))

Czwórka szczeniaków przemierzała dróżkę obok wielkiego budynku w kolorach szarości. Słońce powoli już zachodziło i słońce chowające się za horyzontem oświetlało Londyn. Niestety aby trochę słońca było widać. Na niebie zaistniały też przedtem szare chmurzyska które wchodziły w kolizję z barwnymi chmurami. Akro idąc znacznie na tyłach uniósł swoją głowę ku górze. Kolor nieba odbijał się w jego oczach. Był zamyślony. Powiewy wiatru sprawiały że jego futro unosiło się na wietrze. Przypomniał mu się feralny dzień gdy jego rodzice zniknęli a poszukiwania do tamtej chwili nie przynosiły skutków. Młody szczeniak powoli z trudem uświadamiał sobie że już nigdy może ich nie zobaczyć. Jednym z powodów dla których zechciał dołączyć do Ligi było odnalezienie ich i zarazem robienie dobra. Być może też chęć chronienia swoich właścicieli. Byli dla niego jak rodzice po bądź co bądź osieroceniu. Nie wyobrażał sobie życia bez nich tak jak tego że ktoś może ich zranić. Nagle przechodząc obok jednego z drzew w jego umyśle pojawił się obraz. Sylwetki szczeniaków idących przed nim zamieniły się w kompletnie nie znane mu psy. Jednym znanym był jego ojciec. Sami byli w ciemnym lesie. Było to wspomnienie. Jednak szczeniak wyraźnie czuł się jakby to wszystko działo się w tej chwili.

-Nie bój się synu. Wszystko będzie dobrze. Nie musisz się martwić- zapewniał go Kenny lecz jego wyraz pyska był w dość dużym stopniu chłodny

-Ta-to?- zapytał się mały przerażony Akro dygocąc się ze zimna i strachu- Co się dzieję? Mieliśmy wracać do domu. Do mamy i Kendall'a -

-Wiem. Jednak masz ważniejszą misję do wykonania- powiedział do syna pies. Podszedł do niego i spojrzał się. Nie dodał tym pociechy lecz raczej bardziej zestresował małego Akra. Tęczówki psa migotały w blasku księżyca zawładnięte strachem i niepokojem. Maleńkie łzy napływały do oczu

-Wszystko gotowe- odezwał się jeden z nieznajomych

Serce psiaka przyspieszyło gdy tylko ujrzał obraz przed sobą. Wtem obraz się urwał. Wrócił do teraźniejszości. O dziwo nadal wpatrywał się w niebo. Mrugnął parę razy. Po jego głowie nadal chodziły głosy od jakiegoś czasu. Zawsze były takie same. Wydawać było można sobie że Akro zinterpretował je na każdy możliwy sposób jednak nie przypomniawszy sobie skąd je pamięta. Tym razem usłyszał kwestie ,,Mój czas dobiega końca. Twój syn nadaję się na mojego następcę". W umyśle psa mignął obraz. Był to obraz jego rodziców. Stali nieco dalej po czym odchodzili gdzieś z tajemniczymi psami.

-Zaczekajcie!- krzyknął dość głośno. Wyciągnął swoją łapę na przód. Tago, Aluinn i Hearn popatrzyli się na swojego towarzysza zdziwionymi minami. Ustali w miejscu.

-Co?- zapytał Heran zmieszany. Jego zielone oczy popatrzyły dziwnie na szczeniaka idącego znaczenie z tyłu

-Um. Ja-a, już nic. Nie ważne- odpowiedział zawstydzony zachowaniem. Opuścił swoją łapę i spuścił wzrok.

-Zachowujesz się dziwnie- przyznał Aluinn swoim jeszcze wtedy dziecięcym głosem. Popatrzył się na psa swoimi fiołkowymi -Wybraliśmy cię na lidera? To zachowuj się godnie. Masz jakieś urojenia czy coś?-

-Może martwisz się wynikami? Wszak już za tydzień- powiedział Tago zakłopotany stanem swojego przyjaciela. Zawsze byli przy sobie i wspierali się nawzajem.

-Nie dziwię się mu. Musi wykazać inteligencją i innymi dobrymi cechami agenta. Bez mocy trudno będzie mu się dostać do pierwszej dziesiątki. Nie mówię że moc jest jedynym atrybutem no ale nie oszukujmy się ważnym- mówił Heran wskakując na skrzynki po czym usadawiając się na jednej z nich

-Właściwie to...- zaczął mówić pies niepewnie. Wszyscy popatrzeli się na niego wyczekująco

,,Niech to. Mówić im teraz? To dobry moment? Mam zdać się na los nie wiedząc czy będzie dla mnie łaskawy? Jeśli nie pokaże nikomu to mogę się nie dostać a zaś jak pokaże to któreś z nich może się nie załapać. Co mam robić? Jeszcze może jak im pokażę uznają mnie za niebezpiecznego. Wręcz przeciwnie. Może za najpotężniejszą broń jaką osoba może mieć w posiadaniu. Sam nie wiem dużo o tym. Może wystarczy im na razie to co sam wiem? Czym ta przeklęta moc jes . Ma to związek z zaginięciem rodziców. Czy jestem następcą tej osoby która przemawia mi we własnej głowie? W jaki sposób odziedziczyłem są moc. Sprowadziłem taki los na swoją rodzinę? Muszę pokazać tą moc. Musze być z nimi szczery" -myślał szczeniak pocąc się lekko. Patrzał co chwilę na kompanów próbując coś wydusić z siebie. Każdy czekał z pytającym wyrazem małych pysków i już zaczynając się niecierpliwić

-... jestem w posiadaniu pewnej mocy- w końcu wydusił z siebie

-Że co?- zapytali się psa

-Jakiej niby?- zapytał Aluinn niedowierzając i podejrzliwie na niego patrząc

Akro przysiadł tylnymi łapami. Przednie zaś uniósł ku górze. Zajęły się czarną otoczką. Wokół niej latały czarne kropki o różnych rozmiarach jednak nie większych od łapy. Znikały a na ich miejscach pojawiały się kolejne. Akro bał się reakcji a szeroko otwarte pyski zmroziły jego krew. Aby pokazać przykład zastosowania podniósł jedną ze skrzynek. Pojawiła się wokół niej czarna otoczka i kropki. Przedmiot letwitował za sprawą szczeniaka

-To... Takie niesamowite- wyszeptał Tago zdumiony, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział. Sam nie był w stanie określić co to może być

-Skąd ty masz tą moc?! To się dziedziczy?- pytał Aluinn. Poczuł się głupio że zwątpił w przyszłego lidera któremu niestety nie dożył służyć

-Nie mam pojęcia. Najprawdopodobniej dostałem tą moc przez jakeś poczynienie. Jednak nic nie pamiętam. Być może do przekazania mocy doszło podczas wycieczki w Szkocji. Po tym wydarzeniu też zaginęli moi rodzice... Może to mieć z tym związek. Samą umiejętność odkryłem niedawno. Znam zaledwie parę technik... Jednak czuję w żyłach że ta moc to coś znacznie większego. Umiem wyczuć coś ala energii kosmiczne ... Jeśli tak to można nazwać. Bałem się o tym mówić z wielu przyczyn... Bałem się najbardziej jak zareguje na to świa ... - tłumaczył się szczeniak kończąc działanie

-Wow ... Akro ... To niebywałe - powiedział Hearn

-Trzeba to koniecznie pokazać dowódcom szkoleniowym! Będziemy mogli przebadać tą moc i razem mieć swoją przyszłość w Lidze! Razem też będziemy mogli walczyć o swoje!- mówił Aluinn podniecony już nie zawżywszy na tajemniczą moc

-Myślicie że to dobry pomysł?- zapytał Akro nieco uspokojony

-Jasne! Wszystko wyjaśnimy to potem. Tu ściany mają uszy. Chodźmy-mówił Aluinn

-Daj spokój. Jeszcze agentem nie jesteś- upomniał Hearn brata

Odeszli nieco dalej a Tago na chwilę został z Akrem

-Nie martw się. Będzie dobrze! Razem damy radę. Będziemy się wspierać jak zawsze. Tak przyjacielu?- zapytał pies podając łape

-Tak..-odpowiedział Akro po czym podał łapę przyjacielowi

Parę lat potem

Już dawno po rozłamie. Akro powiedziawszy o swojej mocy zagwarantował sobie miejsce w czołówce. Jego przyjaciel Tago był na piątym miejscu za wybitne osiągnięcia w magii ognia. Bracia Aluinn i Hearn też byli w dziesiątce za swoje umiejętności w magii powietrza jeśli chodzi o Aluinn'a i doświadczeniu bojowym Hearn'a przy okazji krok po kroczku w tej samej magii. Po rozłamie cała czwórka była w złym odłamie. Wszyscy byli bardzo wierni Akro nie podważając ani trochę jego autorytetu. Reszta świata zlekceważyła fakt posiadania czarnej materii przez Akra. To był jeden z największych błędów. Aluinn jak i jego brat zginęli w tej samej akcji na specjalne zlecenie wyeleminowania. Śmierć ponieśli też ci którzy byli blisko Akra z zeznań tych którzy szkolili się z nimi w tym samym okresie. Jednak ta śmierć była głównie przypadkiem. To aby zwiększyło nienawiść Akra do pozostałego odłamu. Zapamiętano z początku że moc którą posiada Akro to głównie telekineza. Bardzo się przeliczyli. Vinny, który wstąpił w szeregi po rozłamie szybko przybliżył się do lidera przez badanie jego mocy co za sobą idzie zasługując sobie na miejsce w kręgu. Inteligencja psa pomogła aby zweryfikować co trochu pochodzenia. Wytrenować wytrenował się sam lider. Samodzielnie. Sam nie wie nadal jak wyglądało przekazanie. Nie odnalazł też rodziców. Jest jednak bardzo blisko odnalezienia prawdy. Na pewno wie że to jego ojciec zainicjował go jako kandydata. Nie ma mu tego za złe. Sądzi że mu pomógł. Wie też że jego poprzednik jeśli chodzi o moc czarnej materii nosił imię Clemer.

X Dom[]

"A mnie jest szkoda lata

I letnich złotych wspomnień,

Niech mówią "głupi" o mnie,

A mnie jest żal

Za oknem szaro, smutno,

A jeszcze przed miesiącem

Wesoło, zieleń, słońce

Naprawdę żal..."

Męski głos czystej barwy rozchodził się po całym lokaju. Na ustach niósł tą właśnie piosenkę. Wokalista stał na środku małego wzniesienia ubrany w schludny garnitur. Wyraz twarzy spokojny, wkładający emocję w śpiew. Ten wybrzmiewał w tle gry na fortepianie. Jak przystało na restaurację w tle słychać było subtelny gwar rozmów. Wystrój nie był za wyjątkowo wykwintny. Było sporo dużych okien które ukazywały widoki na Londyn. Miejsce te wydawało się jakby oddalone od zwykłej zalatanej swoimi sprawami cywilizacji. Ściany wymalowane na biel i beż. Gdzie nie gdzie blady błękit. Wnętrze wykreowane raczej duchem starych czasów. Nie było tutaj zbytnio modernizmu, co swoją drogą urzekało wiele osób. W paru miejscach stały rośliny w donicach. Stolików było dość sporo. Porozstawianych swobodnie, wokół sceny ustawionej pod ścianą. Była i lada gdzie można było usiąść. Co i raz przy gościach krzątali się kelnerzy. W Anglii z pewnością było więcej wystrojnych miejsc od tego tutaj. Lokal odwiedzały raczej stałe osoby. Restauracja należała do cichszych miejsc. Można było tutaj odpocząć jedząc dobre jedzenie jak i słuchając utworów takich jak ten w tamtej chwili. Nie znalazł się też przypadkiem. Lokal był założony przez dwóch przyjaciół. Polaka i Anglika. Dlatego też w tych czterech ścianach wybrzmiewały polskie piosenki od czasu do czasu.

Advertisement