Psi Patrol Wymyślone Postacie Opowiadania Wiki
Advertisement


Postać miesiąca!
Artykuł ten jest autorstwa Wilczeqq ,i wygrał on głosowanie na opowiadanie miesiąca Sierpień 2020.

Wiedz ,że ten artykuł jest warty przeczytania!


Wstęp

Słońce grzało dziś niemiłosiernie mocno. Palące promienie słońca oświecały i grzały. Najbardziej na Dzikim Zachodzie. Gdyby nie drzewko pod którym siedziała Flurr z pewnością by usmażyła się od tego skwaru. Przez liście tańczyły promienie słońca. Same zielone listki lśniały w blasku letniego słońca. Cud że te małe jeziorko jeszcze nie wyschło. Jednak było staranie skonstruowane przez magów. Suczka na chwilę wyszła na przejażdżkę jednak przez wspomniane słońce musiała na chwilkę odpocząć. Jej koń także. Obecnie leżał także pod drzewem i delektował się przyjemnym cieniem jakie dawało drzewo. Flurr czytała książkę z którą zabrała ze sobą. Jej żółte oczy wczytywały się w ciąg literek. W międzyczasie przypominały jej się różne sytuację z życia. Nie raz oddalone od siebie długim ciągiem czasu. Przewinęła jej się również akcja z ataku na osadę. Ten jeden pies który dysponował tak niebezpieczną bronią. Wszystko to przytłaczało ją. Bała się że wkrótce nastąpią kolejne ataki z jego strony. Niby były jakieś poszukiwania były jednak nic nie wskazały. Flurr zamknęła gwałtownie i jeszcze bardziej oparła się o pień drzewa. Odłożyła przedmiot na bok i poprawiła kapelusz. To nie dawało jej spokoju. Co jeśli atak nastąpi jeszcze dziś. Co jeśli tamten może zagrozić Psiemu Patrolowi. Nie wybaczyła by sobie gdyby to przez nią ktoś inny oberwał rykoszetem. Chciała odpowiedzi jednak była cisza. Do czasu

-Ejjjjjj!!!- rozległo się darcie pyska z daleka. Flurr momentalnie postawiła uszy w czujności. Raz dwa powróciła do pozycji siedzącej. Próbowała dostrzec kto to. Zauważyła kogoś galopującego na koniu z dala. Zmrużyła oczy aby móc rozpoznać kto zmierza w jej stronę. Uśpiła czujność gdy poznała Mickey’ego. Po chwili psiak stanął przed drzewem i z uśmiechem zeskoczył z klaczy

-Co się stało?- zapytała suczka a wtórował jej szelest liści

-Mam coś ważneeegooo- mówił ciągnąc z ekscytacji ostatnie słowo. Suczka czekała spokojnie i wyczekująco. Z torby przy siodle wyjął świstek papieru i podał suczce z zdeterminowanym spojrzeniem

Flurr uniosła brew i zaczęła czytać. Oczy otworzyła szerzej ze zdziwienia po tym co wyczytała

-Coo ?- zapytała po cichu będąc wciąż w głębokim zdziwieniu.

-Oj tak stara! W końcu go namierzono! Siedzi w Londynie! Wszystko na to wskazuję. Dowody. Powiązania z dowodami! Fakt… Bardzo mało my o nim wiemy. Ale w Wielkiej Brytanii na pewno dowiemy się czegoś! -mówił Mickey z determinacją. Jego niebieskie lśniły od słońca i chęci do działań

-Ale jak to ?- zapytała nadal zdziwiona i zszokowana takimi wieściami. Spojrzała zaciekawiona na towarzysza

-Powiem ci w drodze! Za mną!- powiedział energicznie

Mickey wskoczył na grzbiet jej brązowo-białej klacz. Flurr podeszła do jej konia o czarnej maści. Po chwili zaczęli gnać przez piaski Dzikiego Zachodu. Galopujące konie tworzyły chmarę kurzu które pozostawiały za sobą.

-To jak do tego doszliście ?-zapytała suczka mówiąc głośniej i mrużąc oczy od słońca i gorąca

-Psi Patrol , a konkretniej wynalazcy z niego wynaleźli maszynę która zdaję raporty o przestępcach. Wystarczy aby wprowadzić dane informację. Zdecydowanie z podanych lokacji górował Londyn- mówił Mickey a jego futro falowało od jazdy na koniu

-To ma sens. Czekaj, lokację ? Czyli nie ma stuprocentowej pewności ?- spostrzegła suczka podskakująca na siodle

-Tak jednak nie bój się. Pozostałe miały bardzo mały procent. Znikomy. Nie bój żaby. Te miejsca zostały przeszukane porządnie. Przez agentów z Psiego Patrolu- mówił Mickey patrząc kątem oczu na suczkę będąc ciekaw jej rekacji

-Że co ? Kiedy ?-zadawała pytania jeszcze bardziej ciekawa

-Szybko poszło. 4 miesiące temu zaczęto- wyjaśnił spokojnie i głośno rudy psiak- Taki prezencik mały. Abyś za bardzo nie zaprzątała głowy sobie-

-Było powiedzieć. Nie chcę aby ktoś zrobił za mnie całą robotę przy moich obowiązkach- odparła spokojniej

-Kluczową robotę zrobimy my. Znajdując i pokonując przy tym tego zamaskowanego łachmyta- zawołał energicznie Mickey. W jego głosie można było wyczuć pewność siebie i nawet dziecięcą ekscytację.

-Kto wie. Może uda nam się pokonać go-mówiła realnie Flurr wpatrując się w niebo

-Na pewno! Pora unieszkodliwić kolejnego niebezpiecznego bandziora!- odparł pies starając się zarazić energią najlepszą przyjaciółkę

-Zatem. Za niecały tydzień wyruszamy na misję. Misję w Londynie- odparła lekko uśmiechnięta

I tak dalej gnali na koniach gdy słońce zaczęło nieco opadać za horyzont. Wiedzieli że czeka ich trudna robota ale wiedział każdy że dadzą z siebie 200 procent. Byle by zaprowadzić pokój. Byli gotowi zrobić wszystko aby pokonać wroga. Nie ważne co. Po kilku minutach wjechali do osady

Rozdział I

Londyn w lecie był jeszcze ładniejszy niż zazwyczaj. Słońce i jego zachody były rzeczą piękną nie zależnie od tego gdzie się osoba znajdowała. Komponując się z architekturą miasta wszystko było takie doskonałe. Zewsząd panowała cisza jednak odnosząca się do tymczasowego spokoju. Nie było na razie żadnych działań ze strony tej jednej organizacji. Wszystko wydawało by się podejrzane dlatego każdy akurat tu. Wysoki mężczyzna o blond zaczesanych włosach i o niebieskich oczach w jasnej tonacji patrzył się przez okno zamyślony. Jego twarz oświetlały promienie słoneczne. Ubrany był w śnieżnobiałą koszulę z rozpiętym kołnierzem. W dłoni trzymał kubek a sam znajdował się w czymś ala biurze. Po chwili harmonijną ciszę przerwał odgłos pukania do drzwi.

-Proszę- odrzekł z brytyjskim akcentem spodziewając się kto to może być. Tak jak przypuszczał do pomieszczenia wszedł pies bernardyna.

-Przyniosłem raport z ostatnich misji i patrolów. Nie wykazały jednak żadnych działań wiesz kogo- odparł spokojnie pies po czym położył na biurku teczkę z dziwnym znakiem.

-Dziękuję- powiedział uprzejmie po czym zasiadł do biurka i zaczął przeglądać wspomnianą teczkę

-Chyba nie ma się o co martwić. Wszystko pod kontrolą rozprawiam się osobiście z tymi którzy nachodzą i szkodzą- oznajmił pies poważnie

-I dobrze. Trzeba monitorować ich każdy ruch. Może to się skończy kiedyś-  westchnął mężczyzna wczytując się w ciąg literek przed sobą

-A ja dopilnuję, zupełnie jak ty, że to kiedyś się skończy i każdy będzie mógł spać spokojnie. Bez obawy przed tym że tamci zaczną szkodzić- mówił z lekkim tonem złości w tonie pies. Zmarszczył brwi w przypływie negatywnych emocji

-A nie sądzisz że to nie pora szukać kompromisów?-zapytał nijako aby sprawdzić intencje psa blondyn

-Po tym wszystkim? Nie ma mowy? Nie wiem co oni musieli by zrobić abym im zaufał ! Przebaczył! Tyle zła. Za sprawą jakieś parszywej bandy ?- mówił oburzony pies. Zupełnie nie rozpoznał mężczyzny. Nie sądził że to może paść kiedykolwiek z jego ust

-Sprawdzam się tylko. Ale jeśli była by jakaś szansa na rozejm. Mówię o was, jeśli chodzi o nasz konflikt z nimi to prędzej świnia poleci niż dojdzie ro rozejmu- mówił uspakajając po czym ciągnął temat mówiąc prześmiewczo ostatnie zdanie

-Pod warunekiem że wszyscy z tej bandy trafią do więzień i w jakiś magiczny sposób spłacą nam się za krzywdy to może… Jednak ja nie pozwolę aby odsiadkę za to co zrobił przesiedział bezczynie. Niczym dziecko na każe dostanej przez rodziców za nieposłuszeństwo. Nie bądź śmieszny! Wiesz jak bardzo szkodzą. Wiesz co zrobili do obecnej chwili? Teraz zaszyli się gdzieś. Obmyślają jakiś plan. Przeczuwam to. Nie poddadzą się tak szybko. Dumę mają tak dużą że nie pozwoli im ona na jakikolwiek rozejm- mówił emocjonalnie i z wyrzutami bernardyn wbijając ze gniewu łapy w podłoże. W jego oczach mignęła iskra złości

-Ten temat to zdecydowanie nie dla ciebie. Za bardzo się wczuwasz. Nawet w zwykłych rozmowach- odparł opierając się na fotelu niebieskooki ze spokojnym tonem

-Podchodzę do tego na poważnie- wytłumaczył swoje uniesienie zrozumiawszy że za bardzo dał się emocjom.

-Obyś nie popadł w obłęd. To było by najgrosze co mogło by się wydarzyć. Mania zemsty niech cię nie oślepi- przestrzegł mężczyzna psa

-Zemsta? Nie jestem jak oni ! Pragnę sprawiedliwości którą mniemaną oni chcą! Hipokryzja ich sięga niezmierzenie wiele! Mówią że chce sprawiedliwości w ich sprawie jednak oni sami nie są sprawiedliwi i urządzają ataki na bezbronnych!- protestował głośno pies

-Wybacz... Musisz odpocząć jak widzę...- stwierdził krótko rozmówca psa

-Być może. Jednak chce jeszcze popracować. Nie spocznę puki ich lider nie padnie na kolana przed dobrem które niweczy- odparł wstając pies o brązowych oczach. Po chwili skierował się ku drzwiom- Żegnaj Cornell. Widzimy się potem- odparł

-Do zobaczenia Kinay- odparł blondyn

Pies wyszedł z pomieszczenia a mężczyzna wrócił do roboty w biurze. Wykonywał te same rutynowe czynności. Przeglądy. Starał się trzymać piecze nad wszystkim. Z dala od wielkiego białego budynku była postać w cieniu. Bacznie obserwowała budynek w ukryciu. Żółte ślepia wpatrywały się uważnie tak jakby analizując rozkład pomieszczeń. Starały się nie pominąć żadnego elementu. Wszystko badały uważnie i z zapałem. Po chwilach gapienia używając jakiegoś bliżej nie znanego sprzętu zniknęła za tyłami budynków.

  • Zmiana sceny

W międzyczasie Team wyruszał na lotnisko. Minęło za ledwie klika dni od tego gdy Flurr dowiedziała się o wspaniałych wieściach w sprawię dochodzenia. Cała piątka kierowała się do budynku. Miała wszystko spakowane. Ważne poszlaki wzięli ze sobą. Byli przygotowani na wszystko. Atmosfera panowała raczej dobra. Można było wyczuć tą determinację i chęci do działania u każdego członka misji. Bez żadnych zbędnych przedłużeń weszli na lotnisko i snuli poszukiwania ich samolotu. Lecieli zwykłym. Aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Wydawało by się to irracjonalne gdyby ktoś miał ich śledzić jednak chcieli za wszelką cenę dawać pozór zwykłego wyjazdu. Wraz z swoimi bagażami usiedli na krzesłach które były ułożone wzdłuż korytarza. Wokół było dużo ludzi jak i psów.

-Zatem tak. Ja idę sprawdzić co z lotem a wy tu siedźcie. Jasne?- oznajmiła spokojnie Flurr chodź można było wyczuć że jest czujniejsza niż zwykle. Każdy skinął twierdząco głową

-Ale do lotu zostało jeszcze pół godzinyyy- jęknął Mickey przedłużając ostatnie słowo dając do zrozumienia że wyjątkowo się nudzi. Cała piątka to westchnęła ciężko to wywróciła oczami bo dobrze wiedzieli że gdy tylko Mickey się nudzi to staję się bardzo marudny

-Nikt nie broni nam pochodzić po okolicy i po robić coś, prawda?- stwierdził Janny przypuszczająco. Oczy skierował w stronę Flurr która jako jedyna stała

-Jasne że tak. Po spacerujcie czy coś. Ale pamiętać o dyskrecji. Nie zdradzić mi się tu- powiedziała przyjaźnie suczka i lekko uśmiechnęła się. Mimo tego ostrzegła przyjaciół

-Tak jest- odparła reszta

Flurr zatem skierowała się ku sprawdzeniu lotu. Reszta zaś została tam gdzie przed chwilą była. Sarah nieco spała gdyż musiała wstać bardzo rano aby dotrzeć na lotnisko. W dodatku szklane ściany odsłaniały widocznie wschodzące słońce. Te mimo iż dopiero co wschodziło to i tak dawało bardzo po oczach. W lato co drugi dzień jak niemal każdy pełny był słońca i bezchmurny.

-Głupie słońce. Nie da pospać- mruknęła z niezadowoleniem suczka wiercąc się na krześle próbując również obrócić się tak aby słońce nie przeszkadzało jej.

-Gdybym mógł postawił bym tu dla ciebie ścianę jednak niestety to mienie publiczne- powiedział uroczo do Sarah rudy psiak przy tym robiąc niewinną i dziecięco beztroską minę

-Dzięki za chęci-odparła nieco weselej zasłaniając łapami oczy

-Lepiej uzupełniajcie siły… Czeka nas bardzo produktywny wyjazd- zwrócił uwagę poważnie Play nie mówiąc konkretnie o co mu chodzi. Każdy momentalnie lekko spoważniał

-Zgadzam się. Musimy być wypoczęci i dobrze nastawienia-dodał coś od siebie Janny nieco bardziej pozytywniej

-Pogadajmy lepiej jak będziemy sami…- zasugerowała Sarah trwając w jej pozie. Reszta siknęła głowami rozumiejąc jej aluzję

-Idę do sklepu po wodę. Ktoś ze mną?- zapytała uprzejmie Janny

-Ja. Skoro nie mogę zasnąć to przynajmniej kupię coś przydatnego- odparła suczka. Rozciągnęła się na krześle po czym szybkimi krokami podeszła do psa o brązowych oczach. Po chwili poszli ku mini sklepikowi

-Hej ! - rozległ się krzyk znajomego głosu. Mimo wielu głosów rozchodzących się po pomieszczeniu od razu rozpoznali kto to był. Spojrzeli się w bok i ujrzeli Chase’a z Ryder’em.

-Mickey za mną- oznajmił spokojnie Play. Rudy psiak energicznie zerwał się z krzesła i ruszył za swoim złotookim przyjacielem. Szybkimi susami podeszli do znajomych

-Witajcie! Jak tam nastroję przed wielką operacją?- zapytał donośnym tonem Owczarek Niemiecki

-Sza. Niech każdy wie że jedziemy na wakacje- upomniał natychmiastowo Play rozglądając się po przechodniach. Podzielał czujność Flurr.

-Ou, wybaczcie- poprawił się szybko Chase i lekko spoważniał.

-Jesteście pewni że na pewno nie chcecie naszej pomocy. My z chęcią byśmy pomogli- zaoferował przyjaźnie chłopak o brązowych oczach.

-Dziękujemy za propozycję pomocy jednak uważamy że to nasz wróg. I tak dużo zrobiliście i jesteśmy wam za to bardzo wdzięczni. Uważamy że wystarczy. Nie chcemy za nic abyście się narażali. Damy radę- zapewniał pewny siebie rudy psiak w jego oczach widać było dużo wdzięczności. Mówił cichszym tonem.

-Jak chcecie, ale pamiętajcie. Jeśli sytuacja się pogorszy wiecie gdzie dzwonić- powiedział wspierająco psi lider. Dwójka już miała dziękować jednak wyrwał się Mickey

-Dzięki za chęci. Mimo to myślę że team pokona każdego wro-

-Ej-upomniał szybko Gerberian Shepsky po czym sztrunął go dość mocno

-Ah. Sorry-powiedział wydając z siebie cichy, nerwowy i krótki chichot

-A takie pytanie. Gdzie Tonio. Nie przyszedł do Flurr aby się pożegnać i powiedzieć powodzenia?- zadał pytanie pies w czerwonej chuście spoglądając po lotnisku zauważywszy fakt o nieobecności Leonbergera na miejscu. Jak on nie miał żadnych większych przeciwskazań aby od tak mówić o tym to pozostała trójka zmieszała się. Byli zdziwieni faktem że Play pyta się z takim spokojem

-Cóż… To trudno wyjaśnić…- zaczął jakoś chłopak drapiąc nerwowo tył głowy i patrząc na sufit

-Ostatnio zauważyłem że nie zgadzają się w wielu aspektach. Więcej kłótni. Takie tam…- dokładał coś od siebie Chase również czując się niezręcznie

-Taaaa…. Ostatnio często dochodzi do sporów, mam wrażenie że oddalają się od siebie. I to bardzo- mówił Mickey nerwowo przebierając palcami u przednich łap również spoglądając na nie

-No to ten wyjazd bardzo bardzo pomoże-zaśmiał się Play sarkastycznie. Każdy spojrzał się po nim pytająco-Dobra nie ważne-

-A czemu twojej Sandree tu nie ma ?-zapytał Mickey odgryzając się po przyjacielsku za wzmiankę o walącym się związku przyjaciółki. Uniósł brew i szturchnął go łokciem

-Bo ma zawalony grafik jako pielęgniarka. Po za tym wszystko wyjaśniliśmy przed wyjazdem. A ja jej obiecałem że przywiozę jej coś- wybronił się Play

-A wiecie od czego głównie zaczniecie wyjazd?- zapytał Chase już bardziej zważając na wypowiadane przez niego słowa.

-Tak. Cały plan jest. Mamy zaplanowaną każdą atrakcję- odparł Mickey po czym uderzył pięścią zrobioną z łapy w drugą. Wiadomo że nawiązywał do oczywistych walk.

-Żebym ja nie miał zaraz atrakcji jak cię palnę- mówił złotooki patrząc się kątem okna na towarzysza

-Zatem gotowi? Ah, zapomniałem się spytać. Gdzie Flurr?-zapytał brunet

-Poszła zobaczyć co z lotem, powinna być już-odparł Gerberian Shepsky

-Za to my jesteśmy-zawołały głosy. Janny i Sarah podeszli do pozostałych z uśmiechami na pyszczkach

-Soorkaa za obsówę ale też jestem. Ou, Ryder, Chase- powiedziała suczka która również dołączyła do towarzystwa

-Czyli wakacjowicze w komplecie- zawołał Chase merdając dumnie ogonem

-Ależ tak! Gotowi na owocny odpoczynek!-powiedziała dostojnie suczka o biało-czarnym futrze. Piękne było to że wszyscy dobrze wiedzieli o prawdziwym sensie wyjazdu i używali kodów

-A nie ma Alexy ?- zwrócił uwagę Ryder rozglądając się

-Ma jakiś zjazd wojskowo-pilotowy. Zajęta jest- wyjaśniła Sarah

-Ahh… Zrozumiałe. No cóż, relacjonujcie na bieżąco- dodał Ryder

-Oczywiście. Dobra! My musimy się zbierać. Samolot jednak jest szybciej niż każdy przypuszczał- powiedziała Flurr patrząc po wszystkich- Bierzmy bagaże i ruszajmy-

-To my się zmywamy. Bawcie się dobrze ale i ostrożnie!- mówił Ryder powoli odchodząc w swoją stronę

-Na razie!- zawołał jednogłośnie Team

Wzięli swoje bagaże i ruszyli do samolotu. Poruszali się jako grupa przemierzając lotnisko. Nastawienia były jeszcze bardziej lepsze niż były. Każdy był gotowy i pewny siebie. Pełen chęci do działań i walki o dobro. Gdy przechodzili do samolotu Play z lekko chamskim uśmieszkiem podbił do Flurr i szturchnął od tyłu. Ta postawiła uszy i spojrzała się na niego wyczekująco

-Twojego Antonio nie było mimo wszystko- powiedział tak jakby by go to w ogóle nie obchodziło. Suczka otworzyła oczy szerzej ze zdziwienia. Już miała coś odpowiedzieć jednak pysk otwierał się i zamykał w niezręcznej ciszy. Pies aby dumnie się uśmiechał krocząc do samolotu. Gdy stłumiła rumieniec również chamsko i zadziornie się uśmiechnęła

-A twojej Sandree mimo wszystko też nie ma?- odparła dumnie mierząc go wzrokiem.

-Ssss… Obite-syknął po czym odpowiedział. Flurr zaśmiała się lekko pod nosem

Cała piątka weszła do wnętrza. Bądź co bądź liczne psy i ludzie leciały do Londynu. Każdy z powodu wczesnej godziny pogrążył się w śnie. Gdy tylko pieski zajęły swoje miejsca także to zrobiły. Play, Mickey i Sarah siedzieli ze sobą w rzędzie po trzy fotele zaś Flurr z Janny’m gdzie były dwa fotele lecz rozdzielone dość sporym podłokietnikiem.

-Flurr… Co zrobimy jak go będziemy mieć?- zapytał po cichu pies

-Poznamy motywy i sprawimy że już nigdy nikomu nie zaszkodzi- odparła stanowczo

Po przeglądzie samolot wystartował i ruszył w kierunku stolicy Anglii.

  • Kilka godzin później

Po kilku długo ciągnących się godzinach byli już w Anglii. Wychodząc poczuli powiew świeżego wiatru. Mimo wszystko słońce schowało się gdzieś za chmurami. Drużyna szeryfa właśnie wychodziła z samolotu pilnując swoich bagaży. Cały lot nieco ich znużył. Jednak pełni energii i chęci do działania pozostali Flurr i Mickey. Czujnie i bacznie rozglądali się po okolicy. Bardziej napawali swe oczy widokami. Po tym jak już każdy miał ze sobą rzeczy wyszli z lotniska. Nie odzywali się na razie. Jak było wspomniane rozglądali się. Rosła ekscytacja z biegiem czasu. Każdy co i raz myślał w głowie że to właśnie już. Już są na miejscu i jeszcze dziś ruszy ich tajemnicza misja. Mimo to właściwie musieli zdać się na siebie z niewielką pomocą zewnątrz. Nie mogli ryzykować tym że ich wróg stanie się wrogiem i ich sprzymierzeńców. Gdyby tamci dowiedzieli się o operacji, to by było fatalne w skutkach i przy okazji rozwiało by to wszelkie szansę na schwytanie wroga. Przy ich danych w postaci zdjęcia z kamer musieli zdać się na przychylny los jak i swoje umiejętności.

-Zatem teraz co?- zapytał się Janny liderki podążając za nią i innymi poprzez lotnisko. Oczywiście zachowywał wszelką dyskrecję

-Teraz udajemy się do wynajmowanego mieszkania tuż w centrum Londynu. Rozpakujemy się i zaczynamy swoją robotę- wyjaśniła patrząc się przed siebie

-Właściwie od czego zaczniemy nasze wakacje ?- spytał się Play zaczynając używać szyfru

-Uważam że każde dobre wakacje trzeba zacząć od rozeznania się w terenie i zebrania wszystkich potrzebnych faktów- odparła także załapując Flurr

-Mam nadzieję że szukanie dobrych atrakcji nie będzie jak szukanie igły w stogu siana- dołączyła się do dyskusji Sarah

-Oby- odparł Play

Dotarli już do wyjścia. Otworzyli drzwi i ujrzeli pierwszy ich widok na samą stolicę. Zaparli dech w piersiach i zaczęli się rozglądać gdy inni normalnie wychodzili i wchodzili wokół nich. Stali tak równo w szeregu patrząc na uroki Londynu. Ten z pozoru prosty widok napełnił wszystkich tak wielką chęcią do działania. Nie było już odwrotu. Jednak nikt się nie obawiał. Wręcz przeciwnie. U każdego z nich występowała pewność siebie. Powietrze było dość lekkie i przyjemne. Mimo wszystko całe niebo było w kolorze jednolitej szarości.

-Nah, typowa Anglia. Pewnie zaraz lunie- powiedziała Sarah patrząc się unosząc głowę

-No nic. Musimy znaleźć jakieś ubocze. Nie możemy tracić czasu- oznajmiła żółtooka obracając głowę w te i we te szukając jakieś ławki na odosobnieniu. Zrobiła to i reszta. Po chwili zamierzyli pojedynczą ławkę na uboczu. Szybko do niej podbiegli. Wszyscy siedli oprócz Play’a który postanowił czuwać czy ktoś ich nie słyszy.

-Zatem plan jest następujący. Janny. Przedstaw nam pismo z tego urządzenia- powiedziała do towarzysza Flurr. Ten skinął głową i subtelnie wyjął z swojej skórzanej torby świstek papieru

-Postać którą widziano na monitoringu mimo niewyraźnej struktury zdjęcia dała poszczególne poszlaki. Ten tu pies może być znany bardzo dobrze jednak niestety jakość nie pozwala nam na zbyt wiele. Zebrano postury przestępców z całego świata. Wszystko pokrywa się z innymi bliżej nie zbadanymi psami ze zdjęć właśnie stąd. Z Londynu- tłumaczył klarownie pies w brązowe łatki. Brązowe oczy wodziły za ciągiem literek. Reszta uważnie słuchała patrząc się w swoje strony. Z zamyślonymi twarzami. Z pewnością nie było to pocieszające

-O ironio. Może to być światowiec w zamachach ale przez jedno małe niewyraźne zdjęcie możemy go tak łatwo nie dopaść- mruknął Play nadal bacznie patrząc się okolicy.

-Fachowca trzeba mu oddać. Dopiero te cacko chodź w małym stopniu go namierzyło- przyznał z uznaniem Mickey

-Może to agent?- zasugerował Janny twierdząc po tym

-Uaaaa. Ale zawiało klimatami Bonda- powiedział lekko bardziej luźniej Mickey po czym wyobraził siebie jako agenta. Ubranego w garnitur i walczącego z złem

-Skup się idioto- mruknął Play. Mickey aby podniósł brew i fuknął

-Naprawdę nie możemy poprosić nikogo o pomoc. Przyjechaliśmy tak naprawdę z niczym?- pytała się Sarah. Nie pocieszona patrzyła się pytająco i lekko zrezygnowanym wzrokiem

-Niestety jednak nie możemy ani trochę ryzykować. Musimy się zdać na pojedyncze informacje. Gdyby pomógł psi patrol to automatycznie ku drogą logiki stali by się wrogami. Ci i tak dużo nam pomogli- wyjaśniła liderka patrząc równo lekko zawiedziona. Jednak kierowała się rozsądkiem i rozumem. Ten był niezbędny aby wygrać tą potyczkę. Inteligencję i przewidywanie podwajać. Patrzeć na wszystkie możliwe ruchy.

-Zatem od czego zaczynamy?- spytał w końcu Janny wiedząc że gadaniem akurat tu nic się nie wskóra

-Plan jest następujący…- odparła ciszej suczka, co za sobą idzie reszta nadstawiła uszy. Play wyostrzył swoje zmysły uważniej badając przechodniów i teren- Jesteśmy zameldowani w hotelu. Jedziemy tam i odstawiamy swoje bagaże. Lecz zaraz po tym… Zaczynami na spokojnie robotę potajemnie pod przykrywką zwiedzania. Przezorny zawsze ubezpieczony. Ja i Janny. Swoja część zaczynami badając wschodnią część miasta. Po pytamy kogo i owo co wiedzą o miejscowych łachudrach. Jako ‘zaniepokojeni turyści’. Także, przejdziemy się na komisariat. Najbliższy. Znajdziemy na pewno jakieś wyjaśnienie. Wy. Sarah, Mickey I Play, bierzecie zachód. Tak samo też róbcie jednak nie odwiedzajcie komisariatów. To było by podejrzane dla prawdopodobnych szpiegów. Wracamy punkt 18. W razie naprawdę istotnych wieści do mnie telefon- tłumaczyła suczka co i raz wodząc palcem u łapy na mapie a raz wodząc oczyma po towarzyszach którzy wsłuchiwali się jak w najpiękniejszą melodię. Próbowali wszystko spamiętać. Na pyskach malowała się chęć i determinacja do dalszych poczynań i zadań. Fakt braku większych faktów już nie tak rzewnie gasił ich zapału. Ogień niestrudzonego temperamentu już się rozjuszył. Każdy był gotowy do działania. Już powoli mieli się zbierać

-Momencik. Kto dowodzi u nas?- spytała Sarah tak jakby znikąd

-A to ma jakieś znaczenie?- spytał Janny upewniając się czy wszystko zabrał. Play jak i suczka skinęli oczami w bok w stronę Mickey’ego który przeglądał mapę. Nagle wszystkie różnokolorowe tęczówki wpatrywały się w niego

-EJ- powiedział szybko i dość głośno łapiąc łapami za swoje psie biodra. Gromił oburzony wzrokiem resztę

-Potem coś ustalicie- powiedziała lekko roześmiana suczka. Ten rudzielec swoim bytem umiał ją rozśmieszyć choć odrobinkę. Już zbierali bagaże i ruszali w miasto po taksówkę.

Opuścili teren lotniska. Już w nieco lepszych nastrojach. Wszystko stało się jaśniejsze. I to podniosło na duchu znacznie całą drużynę. Jednocześnie wypełniając swoją misję mogli podziwiać przy okazji wdzięki Londynu. Ten uregulowany dreszczyk emocji dawał im chęć i determinację. Sami w wielkim mieście mieli wytropić bardzo niebezpiecznego wroga. Był wiele niewiadomych jednak wśród nich nie znalazło się jedno. Na pewno zrobią wszystko aby wypełnić misję i zachować w bezpieczeństwie swoich bliskich.

  • Zmiana sceny

Minęło dość sporo czasu zanim dotarli do swojego hotelu. Zmeldowani byli w dość niepozornej placówce. Niczym najprawdziwsi turyści za których się podawali w celu stwarzania pozorów. Pogoda nie uległa zmianie, no może trochę bardziej słońce usiłowało się przebić przez grube warstwy szarych chmur. Duchota nieco ciążyła jednak dało się przeżyć. Bez zbędnych przedłużeń odebrali klucze w recepcji i wszystko odłożyli. Po około pół godziny gotowi byli do wyjścia. Udali się zatem w wyznaczone strony. Janny jak i Flurr przemierzali Londyński chodnik obserwując całą okolicę. Na chwilę tamtejszą tylko i wyłącznie w bez specjalnego celu. Ich celem było przede wszystkim patrolowanie. Zwykłe zwracanie uwagi na szczegóły czy coś podejrzanego. Ich przechadzka trwała już dobrze ponad 20 minut. Na szczęście Janny zabrał ze sobą plecak a w nim wszystko co potrzebne. GPS, pieniądze i inne małe przedmioty. Zarówno zdjęcie tego tajemniczego psa gdyby natchnęli się na komendę policyjną. Brązowooki zawsze lubi mieć wszystko pod łapą. Szli w ciszy. Wsłuchiwali się w głosy wielkiego miasta jakim był przecież Londyn. Mijali co i raz ludzi czy psy. Dochodziła godzina 14:00 zatem większość zapewne szturmuję restaurację, centra handlowe itd. Janny jak i Flurr czuli się tacy mali w porównaniu do wielkiego miasta. I to właśnie w nim krył się ich cel.

-Pierwszy dzień może być bezowocny- odparł w końcu biały pies w brązowe łaty patrząc w niebo a następnie towarzyszkę z którą szedł krok w krok

-Nic nie przychodzi łatwo, niestety. Ciekawe ile tu będziemy- odpowiedziała realistycznie patrząc na sprawę Flurr

-Jeśli sprawy potoczą się pomyślnie jestem pewny że raz dwa uda nam się. Liczmy na najlepszy scenariusz gdzie znajdujemy go raz dwa i unieszkodliwiamy- powiedział chcąc podnieść na duchu pies

-No na pewno nie zejdzie się 4-5 dni. Nie ma na to opcji- powiedziała lekko roześmiana żółtooka

-Kto wie. Może wystarczy mieć jakiegoś większego farta i po prostu wiedzieć co trzeba zrobić. Nie jesteśmy przecież jakimiś słabiakami- snuł pełne nadziei wizję pies w niebieskiej chuście

-Wystarczy że podejdziemy do tego na poważnie i z pewnością to ujmie nam parę dni tej misji- zauważyła Flurr jak zwykle stawiając na zdrowy rozsądek. Wiedziała że nawet kogoś z pozoru nie groźnego trzeba traktować z góry poważnie i za nic go lekkce ważyć

-Jestem serio ciekawy kim on tak naprawdę jest. Serio obawę u mnie wzbudza to jakim arsenałem dysponuję. Może serio to aby pozory- wyznał Janny

-Albo ma jakieś wtyki gdzieś. Ale co do tego dotrzemy gdy go w końcu dopadniemy. Wyśpiewa wszystko- odparła nieco poważniej i stanowczej psia szeryf.

-I jeszcze tym wszystkim przymierzymy się do tego że już nigdy nikomu nie zagrozi. Ostatecznie pokonując go zapewnimy ochronę naszej osadzie jak i innym kogo obrał za cel- zauważył z resztą słusznie pies jak zwykle uwzględniając dobro innych.

-Otóż to- przytaknęła przy okazji wymieniając z nim spojrzenie.

-Czekaj moment- powiedział szybko stając w miejscu Janny, suczka natychmiast ustała i skierowała swoje żółte oczy na psa- A może zatrzymamy się tutaj na momencik? Chwilę odpoczynku po tym spacerze się przyda nie sądzisz?- po czym wskazał na budynek tuż obok nich. Była to kafejka

-Racja- odparła krótko suczka będąc bądź co bądź zadowolona propozycją

Zatem skierowali się do środka. Tuż przed lokalem stało parę stolików z ogromnym parasolem który miał chronić przed słońcem. No tu akurat raczej przed deszczem. Otworzyli drzwi i weszli do środka. Na zewnątrz miejsce wydawało się być znacznie mniejsze. Wystrój był przytulny. Dwa żyrandole wisiały na suficie. Główne co rzucało się w oczy tu to dużo roślin. To małe drzewka. To cała jedna ściana zarośnięta zielonymi łodygami. Było dość dużo ludzi. Toczyły się pojedyncze rozmowy. Dwójka postanowiła usiąść przy ścianie. Tuż zaraz przy wejściu.

-Usiądź a ja wezmę nam jakiś sok, co ty na to?- zapytał uprzejme

-Jestem za- odparła pogodnie po czym wskoczyła na wskazane wcześniej miejsce.

Rozsiadła się wygodnie po czym przez chwilę podążała oczyma na psem który ruszył w stronę gdzie składano zamówienia. Została sama. Podparła się jedną łapą i zaczęła wodzić spojrzeniem po lokalu. Nadal patrzyła się na wystrój. Też trochę po gościach. Wszystko wyglądało normalnie. Jednak bardzo możliwe na zwykły pozór. Czuła się pewniejsza gdyż wiedziała że raczej dość szybko wyczuję gdyby coś miało się stać. Oczywiście założyła najgorsze nawet w takich sytuacjach. Przyzwyczaiła się do tego. Kątem oka w końcu zauważyła że zaczęło się miejscowo przejaśniać. Janny właśnie przyszedł z tacką i ich sokami.

-Proszę bardzo- powiedział pogodnie po czym wręczył suczce sok z uśmiechem

-Dziękuję- odparła odwzajemniając gest

-Czytałem nie dawno książkę po kryminalnych zagadkach wiesz?- powiedział znikąd Janny najwidoczniej chcąc jakoś zacząć prawdopodobnie rozmowę

-Serio? No i jak?- odparła Flurr po czym wzięła łyk soku

-Pisali tam że na zdjęciach z monitoringu na przykład powiedzmy można przeoczyć nawet bardzo widoczny szczegół. Na przykład u mordercy który odchodzi z pola zbrodni- powiedział pies patrząc się wymownie na towarzyszkę. Ta otworzyła szerzej lekko oczy

-Co masz na myśli?- zapytała bardzo zaciekawiona. Pies wyjął z plecaka tamte zdjęcie i położył ostrożnie na blat

-Pisali że badając zdjęcie można ominąć w najbardziej niedorzeczny sposób bardzo ważną poszlakę- mówił już nieco ciszej już zaczynając wpatrywać się w kawałek papieru. Flurr popatrzyła się po nim zaciekawiona a następnie skierowała oczy też na zdjęcie

Niby ten sam kawałek papieru na który patrzyło się już wiele razy mógł kryć coś co niedorzeczne było do przewidzenia. Wytężali swoje oczy. Jakość była niezgorsza jednak także nie za dobra. Te samo miejsce, ta sama sylwetka, ten sam nieznajomy. Miał na sobie czarną kamizelkę jak i plecak. Myśleli że wszystko zlało się i nic nie było widać. Gapili się już sporą chwilę. Nagle Flurr coś dostrzegła

-Spójrz. Te ociupinke kółko na górze plecaka...- odparła szeptem żwawo. Pies natychmiast skierował swój wzrok tam gdzie wskazała suczka. Także po dłuższej chwili wytężania wzroku dostrzegł to o czym jego kompanka powiedziała przed chwilą

-To jest jakiś.... znak?- powiedział niepewnie

-Zlał się mocno z czarnym materiałem co nie? Ale tu jest jakiś znak- mówiła suczka

-Zdecydowanie jest. Bingo! Jesteśmy trochę bliżej- powiedział już nieco głośniej ale wciąż cicho pies w niebieskiej chuście.

Wymienili zadowolone spojrzenia. Nagle wydawało się jak wszystko jakby ucichło. Rozmowy jakby stawały się coraz bardziej cichsze. Flurr zwiększyła czujność i zastrzygła uszami patrząc w bok gdyż była tyłem do reszty w budynku.

-Flurr uważaj!-krzyknął szybko Janny widząc lodowy pocisk zmierzający w ich stronę. Suczka szybko zrobiła unik chowając się za oparcie kanapy na której siedziała. Lód od uderzenia w ścianę rozpadł się na krystaliczne kawałeczki. Wszyscy w lokalu wstrzymali swoje oddechy. Następnie skierowali głowy skąd ruszył lód. Z zaplecza właśnie wychodziła grupa licząca 5 osób zamaskowana.

-To napad?!- zapytał głośnie przypadkowy gość w kafejce wstając na równe nogi i zrywając się do wyjścia

Nagle wybuchła panika. Wrzaski. Ponownie pobierając wodę z zaplecza jeden z atakujących wymierzył w Flurr i Janny'ego którzy już byli gotowi do walki. Suczka płynnie łapą rozbryzgała wodny atak.

-Wszyscy marsz na zewnątrz!- rozkazał głośno Janny kierując spojrzenie na ludzi którzy popatrzyli po nim a następnie gwałtownie udali się do wyjścia nie baczą na nic. Brązowooki uważnie patrzył czy nikt w zawierusze nie zostaje w tyle natomiast żółtooka mierzyła wzrokiem piątkę zamaskowanych psów. Nie szczędzili sobie wrogości którą razili się spojrzeniami. Po chwili każdy już opuścił lokal

-Myślisz że to-zapytał ciszej pies w niebieskiej chuście wpatrując się w oponentów

-Nie sądzę- odparła natychmiastowo nawet nie dając wypowiedzieć się do końca psu.

Atak rozpoczynający całą bijatykę zaczął drugi z zamaskowanych psów. Suczka i pies uniknęli tym razem ognistego pocisku odskakując w dwie różne strony. Suczka wylądowała na pobliskim stole a natomiast jej towarzysz wylądował z drugiej kanapie. Janny szybko unieszkodliwił dwójkę nacierających na niego psów widocznie bez daru tkania tym razem. Jeden już rzucił się na niego z kłami jednak ten przeskoczył go odbijając się od stołu. Pobrał subtelnym ruchem wodę a następnie cisnął nią w plecy psa. Ten opadł na ziemię wywracając parę krzeseł i stolik. Drugi niemal prawie chwycił go za łapę jednak ten zdążył zrobić unik i robiąc salto do tyłu resztką wody z okolicy przewrócił go. Następnie zmroził dwa obolałe psy lodem. W tym czasie Flurr walczyła z dwójką magów. Skutecznie unikała ataków i zarówno zadawała spory atak. Podmuchy wiatru wywracały wszystko na około. Ostatni pies bez magii zaszedł ją od tyłu jednak Janny był na straży. Bez problemu falą wody cisnął nim o ścianę a następnie także zmroził. Suczka i pies kiwnęli do siebie. Koniec zabawy. Flurr wzbiła się w powietrze i także wielkim podmuchem tego żywiołu cisnęła skutecznie i mocno w stronę maga ognia. Ten wyleciał za blat z krzykiem. Natomiast w tym samym czasie mag wody cisnął w nią serią sopli. Brązowooki pies zmienił stan wody i ostatecznie z całych sił cisnął wiązkę wody w oponenta, ten nie miał szans. Z krzykiem runął na ziemię z blatu na którym jeszcze przed sekundą stał. Akcja zakończyła się. Piątka leżała obolała. Flurr podbijając ziemię pod nimi wyrzuciła ich w powietrze a następnie usadzając ich w wir powietrza przetransportowała do reszty zbirów. Pierwszy raz użyła tego ruchu w walce. Udał się co nie umknęło uwadze Janny'emu

-No proszę, nie dość że akcja zakończona sukcesem to jeszcze była okazja do przetestowania techniki- powiedział pies w łaty lekko uśmiechając się i lekko dysząc.

-Ta- odparła także dysząc lekko suczka patrząc na skutych lodem złodzieji przed nimi. Następnie rozejrzała się po lokalu. To tylko porozrzucane krzesła i stoły- Niezłe pobojowisko-

-Ale ważne że nikt nie ucierpiał- zauważył Janny

Nagle usłyszeli syreny policyjne. Pod budynek podjechały dwa pojazdy policyjne, wysiedli z niego funkcjonariusze, i ci ludzie i psy. Weszli do środka. Janny rozmroził wodę dając dostęp policjantom aby mogli skuć łapy przestępców. Do dwójki podszedł pewny wysoki mężczyzna na oko 40 letni, miał brodę i niebieskie oczy

-Genialna robota, nawet lokal za bardzo nie ucierpiał. Nie mogliśmy złapać tą szajkę od paru miesięcy. Wielkie podziękowania- mówił swoim dość niskim tonem spoglądając wokoło

-Nie ma za co- odparł Janny krótko jednak szczerze, on i Flurr popatrzyli po sobie. Zrozumieliśmy

-Emmm, przepraszam jednak czy mógłby pan nam pomóc?- zapytała w końcu szeryf patrząc na niego

-Jasne, w czym mogę wam pomóc- odparł pogodnie

-Jesteśmy tu na tajnej misji, jestem szeryf Flurr a to mój przyjaciel Janny. Szukamy tu przestępcy który namieszał w mojej osadzie. Mógłby pan zerknąć na te zdjęcie. To właśnie on. Zdjęcie z naszego monitoringu. Wszystkie fakty które zdobyliśmy mówią że jest właśnie tu- zaczęła mówić suczka gdy w tle wyprowadzano przestępców

-A tak, znam was, znam też waszą osadę, nie ma problemu- odparł nieco żwawiej rozpoznając ich z różnych rozmów

-Świetnie, Janny, podaj zdjęcie panu.. emm- powiedziała żywiołowo a następnie spojrzała się na psa który już wyjmował zdjęcie z plecaka na końcu zająkała się nie wiedząc jak ma na imię

-Oh, zapomniałem się przedstawić, Orgins, Jonathan Orgins- przedstawił się upomniany

-Proszę, to on- powiedział brązowooki pies podając zdjęcie

Patrząc się z zdjęcie otworzył szerzej oczy. Wydawał się jakiś wyjątkowo zaniepokojony. Jakby domyślał się kto to jest. Bądź też wiedział to. Janny i Flurr widząc to wymienili lekko zmieszane spojrzenie. Orgins stał jak wryty przez moment co niecierpliwiło dwójkę

-Emm, czy coś się stało?- zapytała Flurr niepewnie

-Jestem niemal pewny kto to jest. Ale powiem wam na komisariacie dobrze? To nie miejsce na takie rzeczy- powiedział bardzo poważnie. Psy znów wymieniły lekko zaniepokojone spojrzenia. W oczach malowała się niepewność

-Zgoda- odparła po chwili tak samo poważnie suczka patrząc swoimi żółtymi oczami na policjanta

Ten skinął głową. Wyszli z miejsca bijatyki. Gapie powoli się rozchodziły a lokal mógł być już sprzątany i doprowadzany do stanu jaki był przedtem. Psy weszły do radiowozu i usiadły. Zaczęli kierować się na komisariat. Janny jak i Flurr ponownie spojrzeli po sobie. Suczka miała dość poważny wyraz pyska natomiast Janny trochę z lekką obawą. Jednak w pełni czuł się pewny. Dwójka tak samo chciała dowiedzieć się czegoś więcej. Wszak miała co do tego okazję

  • Zmiana sceny

Tym razem akcja działa się u pozostałych. Play, Mickey i Sarah przemierzali tłoczne chodniki mijając sporo ludzi jak i psów. Starali nastawić się dobrze co do tej całej operacji. Między innymi Mickey chciał nieco optymistyczniej podejść do tego wszystkiego. Stwierdził że mimo iż jeśli żadnych większych efektów z tego chodzenia po Londynie nie będzie to przynajmniej zaznajomią się z okolicą. Lepszy rydz niż nic. Głównie szli w ciszy rozglądając się w tą i we w tę. Mijali jakieś sklepy, knajpy i inne budynki. Po już długim spacerze postanowili że przysiądą sobie na uboczu aby spojrzeć na mapę. Rudy psiak uważnie wpatrywał się w skrawek papieru swoimi błękitnymi oczyma. Play siedział tuż obok niego i co i raz spoglądał na towarzysza. Suczka w tym czasie patrzyła się po bilbordach i innych ogłoszeniach, plakatach czy też malunkach na zabudowaniach.

-Ty nie był byś sobą gdybyś tej mapy nie kupił co nie?- w końcu zapytał z widocznym lekko kpiącym głosem pies ze złotymi oczyma których spojrzenie wlepił w psa obok niego- Czy ty wiesz w ogóle jak to odczytać poprawnie?-

-Jak nie jak tak. Umiem odczytać wszyściutko-odparł natychmiastowo oburzony Mickey i utkwił wzrok w mapie raz kolejny- Tylko wydaję mi się że coś tu nie gra...-

-A może to dlatego że trzymasz to do góry nogami?-zapytał Play po czym uniósł brew w stronę przyjaciela a następnie wskazał łapą na kawałek papieru. Rudy psiak z początku nie wierzył ale odwrócił mapę i okazało się że pies o złotych oczach miał rację

-Aaaaa... i wszystko jasne... hehe..hee-mówił lekko zażenowany i nerwowo śmiejąc się, na końcu wyszczerzył się

-Skup się. Na jakiego groma w ogóle kupiłeś to jak mamy gps'a- zapytał ostro Play Mickey'ego

-Oj czepiasz się- odparł pies z zieloną chustką i gwiazdką przymocowaną do niej

Pies w natomiast czerwonej chuście miał już strzelać monolog jednak już sobie podarował. Westchnął z irytacją i przewrócił oczyma. Przez chwilę zapomniał o obecności też Sarah z nimi. Ta stała na uboczu i wpatrywała się z zaciekawieniem w któryś z bilbordów bądź też plakatów. Gerberian Shepsky zauważył to i podszedł do niej zostawiając na chwilę Mickey'ego.

-Czemu się tak biernie przyglądasz?- zapytał po czym podszedł i stanął na równi z nią także zaczynając patrzeć się na to co ona

-Ciekawie to wygląda. Uwagę przykuł mi tamte malowidło na tym budynku. Widzisz?- odpowiedziała spokojnie suczka wskazując na ów budowlę. Pies natychmiastowo skierował spojrzenie na wskazany obiekt. A był nim jakiś znak malowany złotym kolorem, coś ala kółko z koroną a po bokach jakieś ciemne kontury. Wydawało się jakby były to dwa psy

-Ciekawe też co autor miał na myśli- przyznał pies spoglądając się na towarzyszkę

-Powiem ci że absolutnie nie mam zielonego pojęcia. Może jakieś ważne osobistości?- powiedziała także snując potem swoje podejrzenia

-Wydaję się jakby stali do siebie tyłem. Tak czy siak zastanawiam się który geniusz postanowił malować ciemnym na ciemnej powierzchni- zauważył

-Nie ma to pewnie nic wspólnego z naszą wyprawą- dodała Sarah potem wzdychając

-Oh to to na pewno- przyznał pewnie

-Nic raczej nie znajdziemy- mówił Mickey który podszedł do dwójki i także stanął równo z nimi

-Chyba masz racje- przyznał Play i zaczął ponownie rozglądać się po okolicy. Te same zwykłe budynki z niczym szczególnym, jedyne co było dośc interesujące to wspomniane malunki - To będzie jak szukanie igły w stogu siana-

-Nawet nie wiemy od czego zacząć- przyznała lekko zakłopotana, irytował ją ten brak czegokolwiek co mogło by ich pchnąć do przodu

-Wydaję mi się że musimy wejść w jego umysł, gdzie mógłby skrywać się ten rzekomy agent...- mówił błękitnooki łapiąc się za brodę

-Wiesz gdzie?- mówił do Mickey'go Play po czym spojrzał na kompana bez emocji

-No ?- odpowiedział krótko kundel

-Na pewno nie w środku tętniącego życiem Londynu !!!- wydarł się zdenerwowany Play na Mickey'go

Przechodnie którzy byli bliżej zastygli w szoku i dezorientacji. I tak krzyk był prawie niesłyszalny w tym zgiełku wielkiego miasta. Jednakowoż dość spora ilość ludzi utkwiła wzrok w grupce psów na środku chodniku. Rudy kundel położył uszy i popatrzył się na psa który gromił go wzrokiem. Zastygł z lekko wystraszoną miną. Trwała przez chwile cisza. Suczka była przyzwyczajona do takiego typu scen i przyznawała że tego typu sytuacje przez swoją barwność podobały jej się. Gdy to się działo sama patrzyła akurat na mapę

-Wiesz co? Tam za rogiem jest herbaciarnia z tego co widzę. Chodź kupimy ci meliskę i przy okazji popatrzymy gdzie mogą być miejsca gdzie rezdyować mogą bandziory-mówiła odrywając w końcu wzrok znak kawałku papieru i patrząc się na dwójkę

-I to już jakiś plan- odparł lekko weselej Mickey jakby zupełnie nie było sytuacji sprzed paru sekund, Play natychmiastowo spojrzał się po nim z lekko podenerwowanym wzrokiem. Ten głupkowato i niepewnie uśmiechnął się.

-Chodźmy-odparł uspokajając się

Zatem zaczęli się tam kierować. Kroczyli po chodniku ponownie z nurtem przechodniów. Jednak Play poczuł się jakby obserwowany. Zastrzygł uszami i niepostrzeżenie zatrzymał się i zaczął się rozglądać. Uwagę jego przykuł pewien pies siedzący na ławce i czytający jakąś książkę. Jego piwne oczy zdążyły w ułamku sekundy uniknąć spotkania się z spojrzeniem Play'a. Spuścił je nad kartki książki którą czytał. Siedział na ławce nie opodal wejścia do jakiegoś centrum na uboczu. Pies lekko zmarszczył brwi. Był pewien że gapił się na niego już dłuższy czas. Już miał wołać resztę jednak do tamtego psa o brązowej sierści przyszedł drugi nieco bardzie energiczny. Miał beżową sierść i brązowe oczy. Z uśmiechem wręczył psu z lekturą kubek najwidoczniej jakiegoś napoju. Piwno-oki w odpowiedzi lekko się uśmiechnął i mimo iż był dość daleko to dało się zrozumieć że mówi dziękuję.

-Play idziesz?-zapytała się Sarah

-Tak już idę-odparł pospiesznie

Szybkimi susami podbiegł do swoich przyjaciół jednak kontem oka spojrzał raz kolejny na podejrzanego psa który już rozmawiał z beżowym psem nie patrząc w ogóle w ich stronę. Może i był to przypadek jednak i tak Play już zapamiętał jego wygląd, na wszelki wypadek.

  • Zmiana sceny

Po dłuższej drodze radiowozem w końcu dojechali na miejsce. Siedzieli w ciszy jednak nie była to niezręczna cisza. Zwyczajnie każdy pogrążył się we własnych przemyśleniach. Auto zatrzymało się przed komendą na parkingu. Cała trójka wyszła w ciszy. Mężczyzna wskazał na frontowe drzwi dłonią. Dwójka psiaków podążyła tuż za nim. Weszli do środka. Orgins jeszcze podszedł do miejscowych którzy pracowali przy dokumentach aby powiadomić ich o powodzeniu akcji a następnie zlecił zdanie raportu policjantowi który był na miejscu zdarzenie. Następnie brodaty wrócił do suczki i psa. Zaczęli iść po schodach najwidoczniej na samą górę. Gdzieś tam kręcili funkcjonariusze i pracownicy. Był dość duży tłok jednak ze wzrastającymi piętrami zmniejszał się. W końcu weszli na sama górę. Przechodząc przez cały korytarz w końcu byli na miejscu. Jonathan złapał za klamkę

-Wchodźcie proszę-powiedział spokojnie otwierając drzwi i puszczając dójkę przodem

Zatem weszli do biura. Te było dość obszerne. W sobie miało wiele szafek i komód z dokumentami. Jednak na samym środku stało biurko. Przez okna było widać jak słońce akurat pod koniec dnia zaczyna powoli wychodzić bijąc swoim światłem po oczach. Flurr i Janny usiedli przed policjantem po drugiej stronie biurka.

-Zatem, może pan nam powiedzieć kto chciał wysadzić naszą osadę?- zapytała suczka w końcu niecierpliwiąc się przez całą jazdę jednak skutecznie to kryjąc przed pozostałą dwójką

-Na początku lepiej powiem wam historię do kogo należy i zarazem kogo jest liderem- odparł złączając dłonie i kładąc je na biurku tuż obok jakiś papierów

-Zatem prosimy- odparł kulturalnie Janny wyczekując także z niecierpliwością zarówno skrywaną jak u jego towarzyszki która siedziała na krześle tuż obok niego

Czy wiecie o istnieniu takiej organizacji jaką jest Liga Londyńska?-zapytał nadal nie dając konkretów. Po jego mimice na razie ciężko co było wywnioskować. Na pytanie Flurr zareagowała uniesioną brwią, nie kojarzyła niczego takiego, spojrzała na Janny'ego ciekawa co on na to. Zdziwiła się widząc jak pies intesywnie myśli nad czymś

-Coś mi świta, czy to nie ta liga agentów? Co miała ten wielki konflikt? Dobrze kojarzę?-zaczął dopytywać się łaciaty pies z błyszczącymi oczyma.

-Owszem, zgadza się. Może i nie wiecie o tym. Był to konflikt na miarę nawet globalną jednak władze postanowiły to ukryć w większości, jednak media drążyły i na jaw wyszło wiele rzeczy. Każdy na wyspach wie o tym. Jestem pewien że w większości państw Europy a nawet na świecie coś dało się usłyszeć z medii- zaczął brytyjczyk widocznie w jakiś sposób dotknięty tym całym zajściem.

-Zaraz zaraz, rozumiem konflikt ale co takiego się wydarzyło że władze tak bardzo chciały to zataić przed światem?- mówiła suczka widocznie zmieszana tą całą informacją pragnąca konkretów

-W zeszłym wieku, gdzieś około lat 80' powołano elitarną jednostkę która służyła wszystkim w zjednoczonym królestwie. Była to jednostka agentów którzy zajmowali się sprawami naprawdę dużych gabarytów. Przez rozwijającą się w dużym tempie technologię chciano stworzyć jednostkę która da bezpieczeństwo w granicach Wielkiej Brytanii. Zatem powstała Liga Londyńska. Niezawodna. System działania był dość prosty. Wykrywacze szukali informacji o danej sprawie natomiast wykonawcy dysponując technologią i dyskrecją zwieńczoną efektownym finałem akcją kładli kres całej misji. Wszystko wydawało się być w porządku jednak nastąpił konflikt. Z resztą jak się domyślacie akcję ich były okropnie ważne dla państwa. Wszystkie laury zbierali wykonawcy którzy afiszowali się swoimi sepktakularnymi akcjami. Zwodząc wykrywaczy że ich zarówno się docenia. Doszło do naprawdę okropnych interakcji. Wykrywacze tłumili swój gniew i zawiść do czasu. Gdy podczas jednej ceremonii po dużej operacji wręczano im podziękowania publiczne a cała ceremonia miała wymiar dość uroczysty pominięto wykrywaczy. Ci jednak dowiedzieli się o tym. Wparowali tam dowódcy wykrywaczy i zaczęło się piekło. Nie odtajniono całości zajścia jednak padły mocne słowa. Jak i sama decyzja że od teraz w ramach zemsty będą niszczyć Wielką Brytanię. Zapewnią tym w swoich szeregach dobrobyt i prawdziwe docenienie. I tak się stało. Odłączyli się a swoją bazę ukryli. Od tamtego czasu zjednoczone królestwo pada ich ofiarą w pomiejszych atakach. Jednak jak obwieścili. Ataki ich będą przeprowadzane gdy trzeba. W ramach podziękowania dla tych którzy ich nie znieważyli- mówił z dośc wyraźnym bólem Orgins spoglądając to na swoje dłonie to przez okno. Janny i Flurr słuchali tego ze zdumieniem. Byli w szoku jak skutecznie zatajono fakt przez władze i cały krak

-To niesłychane...-przyznała nieco cicho żółtooka patrząc się przed siebie

-Właśnie tak... To wszystko pozory były. Wykonawcy zasłużyli na krytykę głosu ludu... Sami sobie zgotowali ten los- mówił dając upust przygnębieniu brązowo włosy policjant

-Dobrze, ale ten tu jest psem, skoro dobrze zrozumiałam to byli to ludzie- zakończyła przygnębioną i przysmutniałą atmosferę która zmuszała do refleksji w ciszy Flurr chcąc jak najszybciej dowiedzieć się jeszcze więcej. Sama akcja mocno ją poruszyła ale to nie był czas ani miejsce na takie rzeczy

-Racja, zapomniałem wspomnieć że były też oddziały psów. Niestety i tu sytuacja powtórzyła się tam samo. Oddziały stanęły za sobą murem. Tak samo pokrzywdzeni także stworzyli swój zły odłam. Jak mówi wywiad i ludzie i psy w tym odłamie ściśle współpracują ze sobą- rozjaśnił nieco

-Mówił pan że 'kogo liderem jest', ma się rozumieć że ten kto podłożył bombę pod naszą osadę to właśnie ten lider psiego złego odłamu?- powiązywał fakty Janny z biegiem wypowiedzi mówiąc coraz pewniej

-Zgadza się- przytaknął

-Zatem czy może nam pan powiedzieć o nim?- zapytała tym razem suczka niecierpliwiąc się aby poznać tożsamość jej celu

-Tak, proszę- powiedział policjant po czym wstał z fotela i sięgnął po pilot leżący na komodzie. Wcisnął przycisk a projektor uruchomił się. Także rozwinął płótno na którym wyświetlało się wszystko. Zasiadł ponownie przy biurku i na laptopie otworzył folder o nazwie 'Liga Londyńska'. Wyskoczyło pewne zdjęcie. A na nim widniał wysoki mężczyzna ubrany w garnitur. Włosy miał dość długie i w kolorze jasnego brązu. W takim kolorze też miał oczy. Nic z początku nie rzucało się w oczy. Zwykły mężczyzna

-Nazywa się Kendall Robertson. 24 lata. Z pochodzenia szkot. Cieszył się zaufaniem towarzyszy zatem wybrano go na lidera tamtejszych wykrywaczy i radnego całego dowódctwa. Bardzo mocno przeżył rozpad. Jego szczęście runęło. Coś czemu poświęcił swój czas i zapał. Obecnie lider złego odłamu ludzi -mówił, dwójka wpatrywała się w zdjęcie zapamiętując wygląd- O ironio, ligą psią dowodzi jego pies- tu przełączył

Flurr otworzyła szeroko oczy na widok psa na zdjęciu. Był to pies Husky'ego. Wszystko dotychczas się zgadzało. Charakterystyczne łaty na oczach. Oraz heterochromia. Wyraz psyka miał poważny. Flurr mimo wszystko poczuła ten dreszczyk emocji gdy w końcu zobaczyła wyraźnie tego który chciał wysadzić jej osadę. Janny wyją zdjęcie psa. Porównywał proporcję ciała. Ten tył głowy i trochę całości pyska

-Nie ma wątpliwości- przyznał brązowooki- Co o nim wiecie?-

-Jego imię to Akro, o nim samym w prawdzie niewiele wiadomo-oznajmił policjant

-Mamy go- zawołał Janny

-Nurtuje mnie to czego on u diabła robił w naszej osadzie?- zapytała Flurr

-Wydaję mi się że chciał eleminować tych którzy mogą mu pokrzyżować plany albo po prostu sprawdzić jaka będzie wasza reakcja. Liga psów nie robi większych postępów a być może usłyszał o was i o tym że wy szeryfie interesujecie się dobrem każdego i chciał zobaczyć co się może wydarzyć. Czy jakoś sprawdzić was- stwierdził Orgins zwracając się do suczki o biało-czarnym futrze

-Tamten atak miał miejsce już prawie 4 lata temu. Pewnie zaprzestali dalszym działaniom widząc że jesteśmy bezradni i ani po drodze nam do rozwikłania tej sprawy- zasugerował pies w niebieskiej chuście

-To jest bardzo możliwe-przyznał

-No a wie pan może gdzie ostatnio kręcili się ostatnio? Czy policja ma takie wiadomości?- wypytała się Flurr z chęcią dalszego działania zmotywowana faktem że już dowiedziała się czegoś bardzo kluczowego

-Niestety nie, jednak jeśli chcecie, dobra Liga potajemnie zbiera fakty od świadków, mogę was umówić z nimi, na przykład już jutro, macie dość ważne poszlaki a tamci raczej pomogą wam w waszej operacji, możecie serio pchnąć to do przodu- mówił z nadzieją brytyjczyk widocznie sam bardzo zadowolony sprawą

-Prosimy!- odparł Janny

-Zatem dajcie mi chwilę, zadzwonię do nich, poczekajcie pod drzwiami, to zajmie pewnie moment- mówił

Dwójka kiwnęła głowami a następnie skierowała się do drzwi. Wyszli gdy już Orgins łączył się przez telefon z kimś z dobrego odłamu. Suczka jak i pies usiedli na krzesłach wzdłuż korytarza. Janny był nieco bardziej spokojniejszy a na pysku Flurr natomiast zawidniało tak jakby lekkie niezadowolenie. Pies zobaczył to i sam lekko zmieszany popatrzył po niej.

-Coś nie tak?- zapytał

-Wiem że to egoistyczne ale chciałabym abyśmy to sami rozwiązali. Wiem że współpraca z nimi jest korzysta ale to nasza misja, to moją osadę chciał zlikwidować. Z tego co zdążyłam usłyszeć o nich to te same pozostałości po wykonawcach mogą się nie różnić. Martwię się że ta współpraca będzie kulą u nogi. Że te snoby mogą nas zlekceważyć. A sami co robią?- mówiła wyraźnie niepocieszona suczka marszcząc brwi dość cichym tonem w razie co

-Musimy spojrzeć na to z innej strony. Naprowadzą nas na nich tak czy siak. Pewnie spragnieni informacji o nich nie zlekceważą nas. A co do tego "dobrego" odłamu mam takie same uczucia- odparł chcąc nieco uspokoić swoją przyjaciółkę. Wiedział doskonale jak sprawa wygląda jednak optymistyczne spojrzenie na sprawę zawsze jakoś polepszało mu samopoczucie, chciał się z tym dzielić z jego bliskimi

-Mam taką nadzieję. Swoją drogą, może to bzdeta. Ale też zauważyłeś że tej dwójce łachmytów od razu źle z oczu patrzy?- westchnęła po czym zapytała się zmieniając temat na nieco luźniejszy

-Staram się nie oceniać tak ludzi czy też osób ale tutaj jakoś nie mogę zaprzeczyć- odpowiedział pies

-Chyba serio jesteśmy jakimiś grubymi rybami skoro lider osobiście robił do nas fatygę- zauważyła słusznie żółtooka

-Wiadomo-odparł nieco pocieszniej Janny

Nagle drzwi się otworzyły. Wyszedł mężczyzna z dość widocznym zadowoleniem.

-Jutro o godzinie 14:00, na kartce jest wszystko zapisane- oznajmił wręczając świstek

-Dziękujemy stokrotnie. Musimy już iść- powiedziała suczka

-Słyszałem wiele o waszej osadzie i okolicy która jest taka spokojna dzięki wam. Mam nadzieję że i uda wam się też tu zasiać spokój- mówił pełny nadziei Orgins przytrzymując jeszcze na chwilę dwójkę

-Zrobimy co w naszej mocy- odparła Flurr

Przebyli tą samą drogę powrotną a następnie wyszli na zewnątrz jako 'świadkowie napadu udzielający zeznań'. Popatrzyli po sobie a następnie ruszyli do przodu przemierzając już lekko bardziej osłoneczniony Londyn. W międzyczasie zadzwonili do reszty i ogłosili koniec zadań na dziś i zbiórkę w hotelu

  • Zmiana sceny znaczek Wody

Play, Sarah jak i Mickey czekali już w apartamencie który wynajęli. Niecierpliwili się wielce gdyż Janny dzwoniąc do nich mówił mocno żywiołowo. Od razu wyczuli że mają bardzo pilne wieści. Dwójka powinna lada moment przybyć. Sarah siedziała na kanapie natomiast Play siedział przy oknie patrząc na już na ostatki słońca które niemal całe schowało się za horyzont niosąc za sobą narastającą ciemność nocy. Mickey chodził w tą i we tę widocznie zniecierpliwiony. Chciał już dzwonić do swoich towarzyszy jednak nagle cała trójka usłyszała otwieranie drzwi. Flurr i Janny weszli do środka. Pozostali moment i zerwali się ze swoich miejsc i podeszli do dwójki.

-No i co?-zapytała żwawo Sarah wyczekując odpowiedzi

-Wiemy niemal wszystko- odpowiedział niejasno Janny

-Czyli co? Dowiedzieliście się jego tożsamości?- pytał tym razem Mickey patrząc swoimi błękitnymi oczyma z niecierpliwieniem się

-Tak, chodźcie do kuchni. Tam opowiemy wam wszystko- uspokoiła towarzyszy Flurr po czym poszła przodem. Pozostali podążyli za liderką

Zasiedli przy stole. Flurr usiadła na czele i zabrała głos. Klarownie i z powagą zaczęła mówić to co powiedział im komisarz Orgins. Reszta uważnie wsłuchiwała się w to co mówi szeryf. Janny w międzyczasie przeplatał jego komentarze. Gdy doszli do konfiltu każdy wsłuchiwał się coraz bardziej uważniej i był równie zaskoczony co pies i suczka na komendzie gdy pierwszy raz usłyszeli historię Ligi Londyńskiej. Malowały się u nich różne emocje i refleksje. Większość była naprawdę rozczarowana zachowaniem wykonawców. Następnie Flurr przeszła do opowiedzenia dlaczego mogło dojść do ataku wykonanego przez samego lidera. Janny w międzyczasie pokazał zdjęcie Akra. Wszyscy wpatrywali się i od razu doszli do wniosku że faktycznie to ten z monitoringu. Opowieść o Lidze dobiegła końca. Nastała po ostatnim słowie wypowiedzianym przez Flurr cisza. Każdy zamyślił się. Głęboko w swoich umysłach zaczęli to przetwarzać i łączyć wnioski. Te były bardzo logiczne. Lider chciał eleminować tych którzy mogą go pokonać i pokrzyżować plany co do wyczekiwanej i pożądanej zemsty. Sarah miała dość poważną mimikę podczas swoich rozmyślań. Szeroko otworzone oczy wpatrywały się w blat. Mickey natomiast przyglądał się zdjęciu. Play jako jedyny był nieco inny choć trudno było rozgryźć to o czym myśli. Jak zwykle utrzymywał uwagę jednak tu ta powaga miała nieco inny rodzaj.

-To nie do wiary. To wszystko działo się tu, a nikt o tym nie wiedział. Aby niejasne informację- przyznała Sarah dość cicho patrząc się po drużynie

-Władze i państwo chciało zataić swój błąd i zapatrzenie w wykonawców. Gdyby tylko doszła do każdego cała wersja to te globalne echo o tym nie przyniosło by im dobrego mniemania- stwierdził dość mocnym tonem Play patrząc się w blat stołu. Czuć było niezadowolenie w słowach psa

-Jednak pośród zwykłych ludzi też byli ci których blask wykonawców nie oślepił. Głównie dlatego ich ataki nie są takie niszczące i destrukcyjne- powiedział Janny spokojnie

-Zatem co teraz?- spytał w końcu rudy psiak kierując swoje oczy w stronę liderki która przyglądała się reakcjom swojej drużyny

-Orgins umówił nas na spotkanie. Już jutro. Z dobrą psią ligą. Mamy stawić się jutro na tyłach budynku. To taka specjalna procedura aby mogli przesłuchać tych którzy w jakiś sposób dowiedzieli się o akcjach złego odłamu. Nawiążemy z nimi współpracę i pomogą nam- oznajmiła suczka widocznie zniechęcona wyraźnie do pomysłu z zawiązaniem współpracy. Miała co do tego mieszane uczucia. Zdecydowanie negatywne obawy

-Z tego co mówiłaś to obecnie w zwalczaniu tamtego odłamu nie robią znacznych postępów. Jesteś pewna że to dobra decyzja?- podzielił odczucia suczki Play patrząc na nią

-Nie mamy innego wyboru. Nie wiemy praktycznie o nich nic. Gdzie szukać, jak. Musimy skorzystać z okazji- odpowiedziała realistycznie szeryf wyraźnie nie będąc do końca zadowolona i tak

-Jeszcze nam tu brakowało nadętych brytoli- mruknęła Sarah widocznie lekko poirytowana

-Rozumiem obawy jednak serio nie ma wyjścia. To jest jedyna opcja. W dodatku nie musimy martwić się że narobimy naszym sojusznikom wroga- próbowała nieco rozchmurzyć swoich przyjaciół suczka

-Wszak już nimi są- zauważył Mickey

-Właśnie. Nie możemy narażać psi patrol znając już jakiego gabarytu mamy przeciwnika- dodał coś od siebie Janny

-Zatem kto się tam uda jutro?- zapytała w końcu Sarah już ukrywając swoje ponure myśli

-Udam się ja. I myślę że Mickey i Play. Janny i ty Sarah będziecie bezpieczyć tyły. Mam na myśli że kręcić się w okolicy i wypatrywać możliwego szpiega. Zawsze lepiej dmuchać na zimne- udzieliła odpowiedzi poważnie i wyraźnie suczka o biało czarnej sierści. Wszyscy kiwnęli głowami porumniewawczo z liderką

-Nie że neguję czy coś ale czemu akurat my?- zapytał dość spokojnie i na luzie pies w zielonej chuście

-Moja intuicja mówi że potrzeba do nich stanowczej ręki która z racjonalnością i powagą będzie toczyć rozmowę. Dlatego Play, a także kogoś bardziej luźniejszego i jednocześnie bardzo błyskotliwego jak ty mój drogi. Po prostu myślę że możesz się tam przydać. No i oczywiście ja. Jako liderka naszej drużyny- mówiła także nieco luźniej lekko się uśmiechając, Mickey odwzajemnił to

-Nie masz się o co martwić- zapewnił pewny siebie rudy psiak po czym zamerdał ogonem

-Jak dobrze że jesteśmy już coraz bliżej rozwiązania tej sprawy- zauważyła spokojniejsza Sarah

-A nawet jeśli nie uda nam się z dobrym odłamem to weźmiemy sprawy we własne łapy-powiedziała nieco raźniej suczka kundla

-Skoro policjant znał nas to i pewnie też inni mogą znać nas z tego że nasz region jest bardzo spokojny właśnie dzięki nam i naszej skutecznej pracy- mówił z nadzieją brązowooki pies w łaty

-Właśnie! Dawaliśmy radę zawsze więc i tutaj jakoś sobie poradzimy- odparł energicznie Mickey już kompletnie kierując bieg narady w lekko optymistyczną stronę

-Zatem sprawę uznaje za jasną- mówiła suczka patrząc po swoich towarzyszach

-Pewnie!-odparli chórem

-O tak! Team avatara na tropie!- zawołał radośnie Mickey a jego błękitne oczy nabierały coraz więcej iskry działania

-Już na dziś koniec. Odpocznijmy przed jutrem- oznajmiła i zarazem zaproponowała liderka

-Zjadłabym coś szczerze- przyznała Sarah łapiąc się za swój brzuch

-Przygotuję kolację- oznajmił Janny i już brał się do roboty podchodząc do blatu

-Pomogę- powiedział Play

Cała drużyna zaczęła brać się do roboty w dobrych nastrojach. Był to dla Flurr bardzo uspokajający i przyjemny widok. Spojrzała się przez okno gdzie księżyc już zaczynał gościć na nocnym i ciemnym niebie.

  • Następnego dnia

Dochodziła powoli ustalona godzina spotkania. Nastroje miały się raczej dobrze. Zjedli pożywane śniadanie. Odpoczęli poprzez sen. Mimo to obawy co do tego wszystkiego u Flurr i Play'a wciąż były. Wynikały po prostu z tego że wiedzieli o tym że ta dobra liga to tylko i wyłącznie spuścizna tych egoistycznych wykonawców którzy przyczynili się w głównej mierze do rozpadu. O dziwo słońce postanowiło dziś wyjść za szarych chmur. Jednakowoż tamte też były tylko w mniejszych ilościach co zwykle. Ulice tak samo zatłoczone. Cała drużyna właśnie wychodziła z swojego hotelu. Każdy miał już wszystko naszykowane czego potrzebowali. Janny jeszcze rano naszykował wszelkie potrzebne informacje co do ligi. Mianowicie pokazał najsłynniejszych członków, ostatnie akcje, sukcesy i inne takie. Wszystko było gotowe. Otworzyli frontowe drzwi i poczuli przyjemny powiew wiatru.

-Wszyscy wiedzą co mają robić?- zapytała jeszcze liderka i spojrzała po równo po swoich przyjaciołach. Ci aby odpowiedzieli gestem skinania

-Będziemy uważni- oznajmiła Sarah nie jasno z racji że wokół kręciło się dość sporo ludzi

-Zatem ruszajmy do roboty- odparła Flurr

Pokierowali się do jeepów które mieli już przyszykowane. Same pojazdy zostały już wypożyczone na czas pobytu drużyny w Londynie. Sarah i Janny weszli do swojego i zaczęli jechać przodem. Play, Mickey i Flurr także skierowali się do swojego. Suczka już miała siadać na miejsce kierowcy jednak w samą porę ubiegł ją złotooki pies. Oboje popatrzyli się po sobie

-Jeszcze czego, siadasz obok- powiedział stanowczo Play wskazując na sąsiednie miejsce z przodu. Suczka aby fuknęła i zasiadła na wspomniane miejsce zapinając przy tym pasy. Mickey usiadł z tyłu.

Pies w czerwonej chuście odpalił pojazd. Gruchot silnika pojawił się. Następnie wyjechał z parkingu za budynkiem hotelu i także wyjechał na jezdnię. Wraz z ruchem lewo stronnym ruszył przed siebie ku wyznaczonemu miejscu na spotkanie. Po krótkiej jeździe wyjechali bardziej do centrum.

-Zatem, jedziemy do bazy i co?- zaczął mówić z tyłu Mickey

-Przejedziemy przez tamize na drugą stronę. Samochód zatrzymamy gdzieś indziej dla niepoznaki. Tyłu budynku to głównie cień. Światło nie dochodzi i prawie w ogóle nie ma tam ludzi. Nikt się nie panoszy. Oni zaprowadzą nas do środka. I wtedy już wiadomo będzie- tłumaczyła żółtooka rozglądając się na wszystkie strony

-A Janny i Sarah w tym czasie co będą robić?- dopytał się kierujący Play skupiony na jeździe

-Oni w tym czasie przejadą za bazę. Na mapie znaleźliśmy ciekawy punkt w którym widać większość tych mało znanych dróg kierujących właśnie tam gdzie mamy się spotkać-odpowiedziała Flurr

Reszta drogi przebiegała już w ciszy. Każdy skupił się na swoich myślach. Gerberian Shepsky skupił się na ulicy. Właśnie wjeżdżali na tamize, przejeżdżali przez most. Flurr była najbardziej zamyślona. Nieco obawiała się przebiegu całego spotkania. Układała sobie w głowie co konkretnie im powie. Może potraktują ich za zwykłych świadków lub może za liczącego się sojusznika. Suczka sama nie wiedziała co by wolała. Zaawansowana współpraca obowiązywała do wielu rzeczy ale i musieli wyciągnąć jak najwięcej informacji. Jako zwykli świadkowie mogli by zostać zlekceważenie. Potraktowani jako zwyczajne i średnio znaczące jednostki. Żółte oczy wlepiła przed siebie. Tak czy owak mieli się tego dowiedzieć już za chwilę. Sprawy przyjęły dość szybki obrót co cieszyło ale też stawiało na czujność. Cała trójka była już prawie na miejscu. Play zaparkował kawałek przed miejscem docelowym którego jeszcze zasięgiem wzroku nie widzieli. Jeszcze nie było tyle ludzi. Cała trójka wyskoczyła i zaczęli dalej iść na piechtę. Wychodząć zza zakrętu ujrzeli naprawdę wielgachny budynek. Zapierał dech w piersiach. Budową był bardzo złożony. Zbudowany głównie z czerwonej cegły ale posiadający białe elementy takie jak filary czy obwódki okien. Do środka prowadziły wielkie drewniane drzwi, jednak wyglądające na naprawdę solidne.

-Że agenci mają siedzibę tak wystawioną tak o?-zapytał przerywając nastrój zachwytu nad budynkiem Mickey

-To jest takie aby biuro. W przeciwieństwie do tamtych nie muszą się ukrywać. Na pewno mają jakieś tajne bazy. Akurat ta siedziba to coś sortu komendy zapewne- odpowiedziała na zmieszanie przyjeciela spokojnie suczka

-Dobra, musimy udać się tam za tyły-odparł Play wychodząc na przód. Reszta ruszyła za nim

Przeszli chodnikiem i parą pasów. Skręcali naprawdę po skomplikowanych drogach. Od pewnego momentu nie było już ani żywej duszy. Mijali ciemniejsze i wąskie uliczki. Wychodząc na rozwidlenie po ich lewej zobaczyli już tyły wcześniej wspomnianego budynku. Tutaj także nie było nikogo. Obszar do którego już szli stanowił tył siedziby i odgrodzone od wieżowców mury. Był kompletny cień. Mickey wychylał głowę na różne strony aby dopatrzeć się czegokolwiek. Odbił się łapami w górę i na słabym powiewie powietrza zajrzał za ogrodzenie należące do budynku Ligi. Po chwili opadł na ziemi

-Oni tam chyba mają jakiś taras- zauważył i podzielił się wiadomością z towarzyszami

-Kto im zabroni nie?- skwitował Play

-No dobra, to jest dokładnie tu. Środek przejścia. Teraz powinni tu się łaskawie przywlec- mruknęła Flurr a następnie rozglądała się za kimkolwiek. Wszyscy usiedli i także rozglądali się. Doszli do wniosku że wszelkie kamery są bardzo dobrze ukryte. Nikt nie wychaczył wzrokiem ani jednej. Czekanie nieco już zaczęło się dłużyć. Każdy się niecierpliwił. Jednak nagle usłyszeli jakiś dźwięk. Każdy obrócił się w jego stronę z czujnością. Ten pochodził za ściany. Każdy z ciekawością wyczekiwał pojawienia się źródła. W ścianie pojawił się wyraźnie zaznaczony kwadrat. Następnie ten kwadrat mechanicznie odsunął się na bok. Ukazał się dość ciemny korytarz ze światłem w postaci kółek na suficie. W środku ukazał się pewien pies, agent.

-Świadkowie?- spytał krótko

-Tak, komisarz Orgins umówił nas na spotkanie- odparła Flurr ze spokojem

-Wchodźcie do środka- odparł wskazując ruchem głowy i zawracając się. Każdy z drużyny spojrzał się po sobie. Następnie ruszyli za całym białym psem. Gdy każdy był już w środku pies specjalnym przyciskiem zamknął drzwi. Flurr, Mickey i Play już zaczęli oglądać się po na tamtą chwilę małym pomieszczeniu- Zanim przejdziecie dalej, stańcie proszę przed tym skanerem-

Biały pies wcisnął następny przycisk. Z ściany wyłonił się wielki ekran, tak aby mógł objąć całego psa przed nim. Metal połyskiwał się w świetle z lampek. Członek Ligi przyłożył łapę do skanera. Pojawiła się odblokowana kłódka. Następnie pojawił się widok z kamery. Jako pierwszy poszedł Mickey. Czerwone wiązki przeszły od jego czubka uszu do czubka łap. Ekran mignął parę razy. Pojawiła się zielona obwódka. Agent łapą wskazał aby stanąć kolejnemu psu. Następnie stanął Play, z typowo poważnym i można się wydawać zrezygnowanym spojrzeniem patrzył się na swoje odbicie. Po nim w końcu ustała Flurr. Żółtymi oczami badała urządzenie. Nigdy czegoś takiego jeszcze nie widziała. Urządzenie przenikliwie badało czy nie mają żadnych broni przy sobie ale i sprawdzało ich wizerunek w międzynarodowym rejestrze osób ściganych.

-Za mną proszę- odezwał się krótko i ponownie agent w zielonej obroży. Wyszedł na sam początek i zaczął iść. Reszta podążyła za nim. Szli po czerwonej wykładzinie i pomiędzy metalowymi światłami. Każdy mimo wszystko nadal rozglądał się w milczeniu. Przeszli naprawdę spory kawałek drogi. Stanęli przed solidnymi drzwiami. Na nich także był skaner. Pies prowadzący przyłożył swoją łapę do czytnika. Ten zapikał i zaświecił się na zielono. Z głośnym dźwiękiem drzwi uchyliły się. Pojawiły się schody. Zaczęli po nich wchodzić.

Aż w końcu będąc już na pierwszym piętrze agent rozchylił już normalne drzwi. Wyłoniły one naprawdę ładny wystrój. Każdy z nowo przybyłych psów roztworzył nieco pyski. Wnętrze było wysokie i bardzo obszerne, wydawało się bardziej obszerne niż widok budynku z zewnątrz. Były dwa korytarze, po lewej i prawej stronie. Podłoga była zrobiona z połyskującego i twardego drewna. Wszędzie były wykładziny. Ściany były w kolorze beżowym. Przed nimi były schody na których znajdowała się czerwona wykładzina, ulokowane przy ścianach. A na samych nich były typowo eleganckie obrazy. Miejsce pomiędzy tymi schodami stanowiło coś swego typu dziedziniec. Na środku stała mała fontanna. Połączenie dwóch schodów było odsłonięte. Każdy tym razem rozglądał się na całego szukając jeszcze szczegółów które im umknęły. W siedzibie było już mnóstwo ludzi jak i psów. Raz rozmawiali stojąc na uboczu a raz przechodzili. Czuć było elegancje i uporządkowanie. Jednak czuć też było pracę. Biały agent kątem oka przyglądał się zainteresowaniu wnętrzem przybyłych gości, jednak następnie zwrócił brązowe oczy ku jednemu psu do którego każdy kto przechodził skinął głową. Był to bernardyn.

-Szefie- odezwał się agent. Zwrócił głowę do reszty zachwycającej się wnętrzem i ruszając nią wskazał kierunek w jakim mają iść. Cała trójka przywróciła skupienie i poszła za nim. Wspominany szef skończył rozmawiać z drugim psem, ten schylił głowę i poszedł w swoim kierunku. Bernardyn popatrzył się po psach

-Oh, czyli to są ci świadkowie od komisarza Orginsa zdaje się- odparł dość spokojnym i luźnym tonem swojego głosu. Popatrzał się zielonymi oczami badając przybyłą trójkę. Mickey lekko pomachał łapą, Play patrzył się swoim typowym wzrokiem a natomiast Flurr zachowyała się zachowawczo, była wyprostowana i ze spokojem patrzyła na psa. Nie umknęło to uwadze Play'a

-Tak szefie, zgodnie na umówioną godziną, tak jak za poleceniem prosto do pana- mówił klarownie. Każdy spojrzał po sobie słysząc ostanie słowa.

-To wszystko, możesz już wracać do swoich spraw- powiedział nadal utrzymując rozluźniony ton. Biały agent ze spokojem skinął głową i ruszył przed siebie- Czyli to jest avatar Flurr i jej towarzysze- Członkowie drużyny otworzyli nieco szerzej oczy. Czyli policjant już powiedział z kim ma do czynienia

-Tak, zgadza się, jestem Flurr Linhart a to moi towarzysze, Micheal Angelo i Play-

-Mniej formalnie Mickey- powiedział uśmiechając się rudy psiak. Play dyskretnie uniósł brew słysząc jak formalnie odezwała się jego liderka

-Jestem Kinay Broocklen. Lider psiego oddziału, komisarz Orgins powiedział mi kim jesteście i po krótce z czym tu przychodzicie. Omówmy proszę wszystko w biurze. Zapraszam za mną- mówił nawet uśmiechając się lekko, psia liderka kiwnęła głową. Zaczęli już iść jednak Play szybko złapał suczkę za przednią łapę i przystawił jej głową bliżej swojego pyska

-,,Micheal Angelo" i podawanie swojego nazwiska? Co ty odwalasz?- zapytał ostro szepcząc przez zęby

-Zestresowałam się dobra? Wszystko tu takie formalne a nie chce aby uznał nas za byle kogo i zbył- odparła równie ostro szepcząc

-Nie wyglądamy na przedszkolaków i nie weźmie nas za nich, Orgins powiedział im wszystko a ci zrobili pewnie research o nas. Wiedzą że umiesz coś takiego jak trzaskać kamulcami i strzelać z łapy ogniem, nie zbyją nas- kontynuwował narrację

-To dla pewności pokaże może jeszcze na tobie- mówiła ostrzej

-Wszystko dobrze?- spytał Kinay oglądając się za siebie. Play momentalnie odsunął się od suczki

-Tak, już idziemy- odparła Flurr i zaczęli iść za nim. Zaraz po tym jak bernardyn się odkręcił oba psy popatrzyły na siebie ostrzej. Jednak zaraz potem szli za psem. Mickey który czekał nieco na nich dołączył i szli na równi z krokiem. Z oddala przyglądał im się pewien pies o brązowym umaszczeniu. Jego bursztynowe oczy podążały na grupką wchodzącą na górę schodami a następnie znikającymi za zakrętem. Gdy stracił ich z oczu zawrócił się w inną stroną i zaczął iść jak gdyby nigdy nic

-Zatem przybyliście tutaj aż z Dzikiego Zachodu? Sprawa musi być naprawdę ważna- mówił Kinay idąc przodem a reszta podążała za nim. W międzyczasie mijali ich zwykli pracownicy w siedzibie. Członkowie Ligi. Nie raz ludzie a nie raz psy.

-Tak, sprawa jest ważna, nawet bardzo ważna- odparła od razu Flurr czując wzrok Play’a na sobie jednak ignorując to.

-O widzę że kibelki są dość blisko w razie coś- mówił rudy pies oglądając się na drzwi z napisem „toaleta” gdzieś dosłownie na uboczu. Zdanie kierował do przyjaciół jednak powiedział to odrobinę za głośno. Od razu piorunujące spojrzenia złotych oczu utkwiły w nim. Kinay aby lekko obrócił głowę. Flurr i Play mieli złe wyrazy pysków jednak pomieszane z zaskoczeniem. Mickey wyszczerzył zęby i uśmiechnął się niemrawo kładąc uszy

-Proszę, wejdźcie- powiedział uprzejmie wskazując do środka pomieszczenia gdzie przedtem otworzył drzwi. Cała trójka weszła. Biuro było małe i nie za bardzo wystrojne. Jednak bardzo ułożone. Mebel na kartoteki stał przy ścianie pomalowanej na szaro-niebieski kolor. Przed nimi było biurko. Trzy krzesła przed nim a jedno za nim. Za tymi wszystkimi meblami było okno, a za nim widok na Londyn. Usiedli na miejsca

-Zaczynając. Co konkretnie powiedział wam komisarz Orgins?- zapytała spokojnie Flurr

-Powiedział że do Londynu przybył sam szeryf Dzikiego Zachodu. Trafiliście na posterunek po tym jak powstrzymaliście napad na pewną małą knajpę- mówił bernardyn rozsiadając się w obrotowym krześle o skórzanym siedzeniu

-To jest nasza specjalność z Dzikiego Zachodu- mówił Mickey pewny siebie.

-Uwierz że było to widać. Powiedział też że mieliście pewien incydent z odłamem naszej organizacji który zszedł do podziemia i teraz czyni wiele zła- mówił z początku uśmiechając się lekko jednak od razu spoważniały. Wydawało się że mówi to nawet z lekką zniewagą w głosie

-Zgadza się.- przytaknął Play

-Zatem, powiedzcie proszę. Co się konkretnie stało?-

-Cóż. Miało to miejsce podczas inauguracji po mojej pierwszej zwycięskiej akcji jako szeryf. Ktoś podłożył ładunki wybuchowe. Udało nam się zapobiec tragedii jednak sam winowajca uciekł. Pozostał nam aby mały zapis monitoringowy. Dzięki pomocy innej bardzo przyjacielskiej organizacji udało nam się namierzyć gdzie jest. I tak doszliśmy tu do Londynu. Po bijatyce w knajpie komisarz Orgins naprowadził nas i powiedział kto właściwie stoi za tym- mówiła Flurr

-Nie do wiary że ten parszywiec zawlókł się aż tak daleko z swoimi łapami- rzucił oschle lider patrząc złym wzorkiem w bok

-Mógłbyś nam opowiedzieć coś o nim?- spytał Play

-To ściśle tajne jednak wiem że policjant już wam coś powiedział. Wiecie że tam na tym monitoringu był Akro Robertson. Lider psiej Ligi Londyńskiej, oczywiście złego odłamu. Nie wiem jak ma czelność obnosić się z tym samym tytułem co ja-

-Słyszeliśmy historię tego jak doszło do podzielenia tej organizacji. Mówiono nam że wykrywacze czuli się niedocenieni-

-Byli doceniani wystarczająco tak jak na to zasłużyli. Oczywistym faktem było to że to dzięki nim to wszystko się kręci. To ich chciwość to zrobiła. Zwykła chciwość. Chcieli być stawiani powyżej nas a to wykonawcy stawiali swoje zdrowie na szali. Brali udział w wielu akcjach grożących ich życiu ale nadal w nich- cedził z psyka słowa Kinay

-Ale czy to nie jest tak że umysł zawsze pierwszą widzi akcję niż przyczynę- powiedział Play nie wzruszony. Flurr i Mickey spojrzeli się po nim. Suczka też bardzo nie lubiła gdy nie może wyrazić dobitnie swojego zdania ale jej przyjaciel akurat tym razem zrobił to za nią. Kinay spojrzał się na psa nieco zdziwiony jednak po chwili uśmiechnął się

-Tak wiem co masz na myśli. Publika widziała w gazetach aby nagłówki o naszych akcjach. Pisanie mniejszymi literami o tym dzięki komu to się stało skutkowało tym że już mniej go doceniono. To miałeś na myśli?- mówił wciąż trzymając uśmiech na końcu ponownie patrząc mu w ocz być może chcąc go onieśmielić nieco. Jednak ten wciąż był nie wzruszony

-Tak, o to mi chodziło-

-Widzicie. Tu każdy był stawiany równo. Każde plotki które mówiły że to i my jakoś bardziej się panoszyliśmy były nie prawdą, jak już wyolbrzymieniem stanu faktycznego. Po powrocie z misji bywało że pławiliśmy się w sukcesie jednak byliśmy i wdzięczni za niego wykrywaczom- mówił uśmiechając się luźno przy czym zamykając oczy. Cała trójka poczuła się dość dziwnie. Obawy Flurr rosły z słowa na słowo. Co jeśli ta organizacja naprawdę nic nie zechce zrobić, nie będzie chciała im pomóc. Tak samo ich poglądy mocno ścierały się z słowami lidera agentów. Wersja była nieco inna.

-Czyli zły odłam nie miał żadnych prawdziwych motywów?- spytał skonfundowany Mickey

-Oczywiście że miał. Jednak te były dziecięco żałosne. Dziecko które koniecznie chciało zabawkę. Tą zabawką był większy rozgłos-

-Czemu chcieli ten rozgłos?- zapytała Flurr

-O to trzeba pytać się tamtych. Możecie się spytać Robertsona bo ja wiem że on stał naprzeciwko tego buntu, z własnymi pobudkami zniszczył harmonię- mówił wzruszając ramionami

-Czyli ten cały Akro stał za buntem? Orgins nam powiedział że nic o nim prawie nie wiadomo-

-Bo miał łeb na karku, na nieszczęście tego całego narodu. Był cichy i dobry w swoim fachu. Wykazywał się wysoką inteligencją. Wiedział gdzie szukać przyczyny, u samych źródeł. Pragmatyczny w działaniu. Mógłby być elitą jednak nie. Chęć władzy zniszczyła go. Stanął naprzeciwko wykrywaczom. Razem z jego właścicielem. Chciał ich prowadzić za rękę w tą ich wyimaginowaną niesprawiedliwość która naprawdę była niczym poza żałosnym i samolubnym żądaniem. Odłączyli się od nas wygrażając zemstę. Czekamy na tą zemstę. Jesteśmy gotowi bo nigdy nie pozwolimy aby ta ziemia była stawiana po kątach przez tyranię- głosił z goryczą jednak i złością. Trójka naprzeciwko nim poczuła tą nienawiść. Byli bardzo zmieszani. Można by się było wydawać że to zły odłam jest czystym złem jednak usłyszane na komendzie słowa scierały się intensywnie z tymi słowami. Sam Akro wydawał się istnym diabłem

-Iście podle- skwitowała Flurr nie będąc do końca szczera jednak kompletnie nie wiedząca co ma powiedzieć

-Pewnie wywlókł się do waszej osady sprawdzając inną organizację która mogła by się tym wszystkim zainteresować. Albo chciał już od razu przejmować inne tereny- myślał na głos

-Raczej chyba tylko te pierwsze. Naprawdę nie sądzę że gdyby nawet chciał przejmować to zaszedł by tak daleko. - zauważył Play

-Emmm…- zaczął Mickey. Flurr i Play w ułamku sekundy obrócili się w jego stronę myśląc że zaraz coś odpali. Zwiększali w głowie licznik szans na to słysząc że Mickey obawia się to powiedzieć wprost

-Tak?- zapytał spokojnie Kinay patrząc się dość uprzejmie

-Wyszedł bym do toalety… Za pozwoleniem…- mówił dość cicho Mickey uśmiechając się niemrawo czym chyba bardziej pogorszył swoją sytuację. Wiedział że jak wyjdą zaliczy mocny strzał w głowę od Play’a. No i przy okazji mega długi wykład od dwójki.

-Ah, proszę- mówił uprzejmie- Jak usłyszałem już wiesz gdzie jest toaleta-

-Tak, zaraz wrócę, pewnie- mówił schodząc z krzesła i patrząc się zestresowany po czym w pośpiechu wychodząc. Play trzymał łapą głową co i raz kręcąc nią lekko. Czyli cała powaga poszła daleko w las w tamtej chwili. Już na sto procent nie wezmą ich na poważnie. Sam Kinay nieco zaśmiał się pod nosem. Był nieco zażenowany ale ukrywał to z grzeczności

-Widzę że kolega wesolutki-

,,Przymknij ten pysk patałachu”- pomyślała oburzona Flurr, przeczuwała że było to z lekką zniewagą

-Ja już tą wesolutkość mu wygnam- powiedział ostro Play

-A wasza drużyna, chroni ogólnego dobra na świecie jak my?-

-Nie, myślę że nie aż tak… Po prostu poigrał sobie z życiami mieszkańców mojej osady. Muszę to wyjaśnić- mówiła Flurr

-Cenię taką postawę, no to co, kolega wróci i spiszemy do danych od świadków o zamachu- mówił luźno

-Tak właściwie… To jesteśmy tutaj też z prośbą- zaczęła Flurr niepewnie przeczuwając że przekracza granicę tej pogawędki

-Tak?-

-Jesteśmy z prośbą abyście wy, dobra Liga pomogli nam w ich złapaniu. Wiem że z waszymi danymi uda nam się coś wskórać. My zaoferujemy wam naszą moc. Razem możemy ich złapać i pokonać. Przynieść światu pokój- mówiła ostrożnie Flurr patrząc się na rozmówcę. Ten słuchał zdziwiony. Na końcu suczka posłała proszące spojrzenie. Nastąpiła cisza, stresująca. Teraz rozwiąże się największa zagadka z jaką tu przyszli. Jak potraktuje ich liga. Flurr patrzyła nieco niepewnie a Play poważnie. Cisza trwała

-Wybaczcie ale odpowiedź brzmi nie-

-Co?!- zapytała chórem reszta

-Zrozumcie mnie proszę, nie chodzi o to że nie jesteście liczącą się grupą. Rozumiem też wasze motywy. Chcąc chronić osadę-

-Więc czemu do diabła nie pomożecie??- zapytała jeszcze trzymając nerwy na wodzy

-To tajna sprawa. Nie możemy udzielać informacji z dnia na dzień byle komu. Musimy zrobić typowe rozpoznanie. Nawet jeśli by zaczęliśmy współpracę to ta nie przyniesie większych efektów tak od razu. A wiem że wasza osada nie może pozostać bez władzy. Po za tym sprawa z Ligą tkwi w miejscu, zaszyli się gdzieś, jesteśmy w stanie gotowości ale to oni mają zrobić pierwszy ruch- mówił niby poruszony

-A tak się składa że gdybyście nie dali zrobić im pierwszego ruchu to by tego wszystkiego nie było- powiedział pasywnie zły Play mierząc go wzrokiem. Kinay rozszerzył oczy a następnie zmarszczył brwi. Miła pogawędka zmieniała się w ostrą wymianę zdań

-Że co proszę?! A co wy, mała drużyna możecie wiedzieć lepiej co by się tu się dzieje? Nie walczycie z nikim poza niszowymi bandami!- mówił lekko poruszony, złość lekko przebijała się na wierzch jednak trzymał ją w sobie. Chciał się dobrze zaprezentować

-Wy jesteście na pokaz czy na co? W takim razie będziemy szukać ich sami! Chcemy rozwiązać tą sprawę i mieć spokój!- warknęła Flurr nadal jeszcze trzymając gniew

-Hah! Powodzenia! My, wybitna organizacja nie potrafi ich namierzyć a co dopiero wy- mówił prześmiewczo- Nie narażajcie się głupcy! Cieszcie się tym że sprawa ucichła! Nie wiecie z kim chcecie zadrzeć!- tu mówił bardziej zły

-Zadzieramy z innymi poważnymi wrogami i dajemy sobie radę. Zawsze dawaliśmy! Po prostu chcemy waszej pomocy. Słyszałem że Liga rzekomo wznawia aktywność i wcale nie zaszyła się aż tak. Może im się podwinąć łapa- mówił Play stanowczo i nie dając się jeszcze złości

-Mamy sytuację pod kontrolą!-

-To dajcie nam przynajmniej cokolwiek co nas naprowadzi a pokażemy wam na co nas stać! Jak mówił Play, może szykują jakiś atak i wtedy ucierpi jeszcze więcej ludzi- powiedziała zła Flurr

-Gadacie na tamtego psa a sami nie grzeszycie rozumem! Nie możemy dawać informacji zwykłym nic nie znaczącym świadkom!-

-Nieznaczącym!?- zapytał Play

-Tak! Dosyć tego! Nakazujemy wam trzymać się od sprawy z daleka! To gra dla ważnych graczy! Nie macie prawa się w to angażować! Ochronimy się sami i możemy ochronić was!- ryknął. Flurr i Play wymienili złe spojrzenia

-Skoro tak?! Zgoda! Wracamy na Dziki Zachód a wy tkwijcie sobie w wyobrażeniu że jesteście najlepszym co spotkało ten kraj! Walczcie sobie z nimi sami! My będziemy gotowi bronić swoją osadę!- krzyczała zła Flurr. Uderzyła przednimi łapami o biurko i gromiła wzrokiem Kinay’a. Ten warknął pod nosem

-Nie potrzebujemy was i tej waszej całej mocy! Pokonamy ich osobiście, nie musicie się trudzić!-

-No i nie będziemy! Naprawiajcie swoje błędy sami! Bijcie się w tej piaskownicy o tą wcześniej wspomnianą zabawkę!- odparła jeszcze bardziej cięto suczka. Jej oczy pulsowały złością. Normalnie chciała już przywalić po łbie bernardynowi przed nią. Ten rozszerzył zielone oczy i zacisnął zęby. Temat tego całego rozpadu był dla niego bardzo szorstki. Chciał przekazywać innym swoją wersję wydarzeń która według innych miała zadatki na bycie prawdziwą

-Jak śmiecie stawiać nas na równi z tamtymi potworami!!!- krzyknął najgłośniej od początku konwersacji. Chciał aby jego gniew nieco przygasił gniew pozostałej dwójki jednak nie było szans.

-Bo potworem nie staje się bez powodu!- odparła nieco ciszej Flurr

-Dosyć! Koniec tego! Zapraszam za drzwi!- powiedział opierając się łapami nad biurko. Uderzył nimi o drewniany blat.

Flurr i Play spojrzeli po sobie wciąż źli. Jednak kiwnęli do siebie. Dwójka zeszła z krzeseł i szybkim oraz mocnym krokiem wyszli. Mickey akurat wracał. Już wiedział widząc złe psyki przyjaciół. Zaraz za nimi Kinay także wyszedł. Dwójka agentów właśnie przechodziła obok

-Zaprowadzić ich do drzwi!- rozkazał Kinay do podwładnych

-Nie dzięki! Sami wyjdziemy! I wracamy do siebie! Dziękujemy Ligo Londyńska! Mogliście by wykorzystać okazję ale nie!- mówiła Flurr i dzięki magii ziemi wyczuła gdzie iść. Mickey nie wiedział co się stało ale momentalnie przybrał złą minę. Cała trójka zaczęła iść w stronę do dotarcia do drzwi. Kinay aby zły wodził wzrokiem po nich. Wspomniany agent już podążał za nimi mimo wszystko. Przybliżył się do Flurr jednak ta aby łapą uderzyła go nawet nie patrząc. Ten upadł na ziemię. Mickey jeszcze aby się odwrócił i wystawił język.

-Dzieciniada…- skwitował po czym wrócił do wcześniejszego biura. Będący w okolicy i ludzie i psy patrzyli się na to wszystko jednak gdy Kinay zniknął za drzwiami wrócili do swoich zadań. Poza jednym psem który wciąż patrzył się na powoli znikających za zakrętem psami.

Pod dłuższej drodze byli już prawie przy drzwiach. Cała droga minęła w ciszy. Flurr i Play nadal byli źli. Faktem było że Ligia powinna nawiązać współpracę z drużyną szeryf. Jeśli prawdą było to że tamten odłam powoli angażuję się coraz bardziej to mogli wykorzystać okazję i zakończyć to. Czas pokaże czy ich decyzja nie wniosła za dużo czy też okaże się niezliczona w skutkach. Każdego bolała już nieco głowa. Czuli że im pulsuje, od nadmiaru myśli. Wersja Kinay’a gryzła się z wersją słyszaną na komendzie. Może to zwykła narracja. Wersji jest tyle ile perspektyw i nic tego nie zmieni. Jedno co wynieśli ze spotkania do wiadomość że nie mają czego tam szukać. Flurr przeczuwała że tak może być. Nie robiła sobie zbędnych nadziei ale i tak była rozczarowana. Mickey szedł nieco na tyle nie wiedząc jeszcze nic jednak wiedząc na pewno że ze współpracy nici i że jak byli z niczym tak są dalej. Jednak wydawało się że chciał coś powiedzieć. Tak czy siak cała trójka schodziła właśnie po schodach a następnie ruszyła w kierunku gdzie był Janny z Sarah aby przekazać dołujące wieści

-Banda bohaterzyków…- mruknęła zła Flurr

-Co tam się stało…?-zapytał Mickey cicho

-Wypięli się na nas. Nie będzie pomocy. Z resztą omówimy szczegóły gdy dołączymy do reszty- mruknął oschle i cięto Play-Dobrze zagraliśmy na koniec, teraz przynajmniej nie będą za nami łazić-

-Jesteśmy z niczym- westchnęła zła ale widocznie już lekko zrezygnowana suczka. Oboje skręcili w uliczkę

-Właściwie nie do końca- zaczął Mickey tajemniczo. Pozostała dwójka spojrzała po nim. Ustali w miejscu. Rudy psiak obejrzał się w tą i we w tę

-O czym ty mówisz?- zapytał Play podnosząc brew.

-Tak się składa że udało mi się im świsnąć to- mówił psiak bez wyrazu na pysku jeszcze, skierował swoja łapę do zielonej chusty i poszukał nią co nieco, po chwili wyjął zwinięty świstek papieru. Następnie dumnie się uśmiechnął. Pozostałej dwójce oczy prawie z orbit wypadły. Otworzyli pyski. Mickey właśnie znów wykazał się sprytem

-Co to jest?- zapytała pospiesznie żółtooka szeryf

-Raporcik odnośnie działalności złego odłamu z uwaga dnia dzisiejszego godzina 10:00- mówił dumnie trzymając papier w jednej łapie a pokazując to drugą. Jego białe zęby mieniły się w przebłyskach słońca. Flurr i Play zamarli i wpatrywali się to w kartkę to w ich towarzysza. Przeszła po nich jakaś wiązka euforii

-Ukradłeś im raport?!- zapytała nieco głośniej suczka

-Ćśśśś… Jesteśmy na tajnej misji- uciszył przykładając łapę do pyska

-Skąd ty to masz???- spytał w końcu Play

-No dobra, to tak. Wyszedłem sobie z kibelka. Mówiłem że jest on taki na uboczu. No to powoli wychodziłem za zakrętu jednak ktoś wtedy akurat był. Jakaś dwójka ludzi. Mężczyzna i kobieta-

Rudy psiak idzie sobie spokojnym krokiem i nieco podśpiewuje jednak słyszy jakieś kroki osoby z butami na szpilkach. Wyjrzał więc nieco zza ściany. Dwójka osób szła w przeciwne strony. Mężczyzna był ubrany w krawat i koszulę. Niósł karton z masą papierów. Kobieta w spódnicy szła w stronę gdzie był Mickey

-Jak się okazało ten koleś miał zanosić jakieś dokumenty, zwykłe papiery, ale bardziej przykuło moją uwagę to co powiedziała kobieta! Powiedziała że idzie do pomieszczenia gdzie jest stara kserokopiarka, jest już tam raport z dzisiaj rana odnoście działania Ligi. W dodatku komentując otoczenie powiedzieli że nie ma tam nawet kamer a samo miejsce z kserokopiarką jest zwykłym miejscem gdzie już nikt praktycznie nie chodzi-

-Josh! Miło cię widzieć, co tu robisz w tym zakątku?- spytała uprzejmie blondynka

-Rebeca. Hejka, a niosę papiery do szefa. Fakt, niezła ciemnica tu. Nawet nie ma kamer- mówił odwzajemniając uprzejmość poprawiając okulary i nieco rumieniąc się. Mickey postawił uszy słysząc o tym że nie ma kamer- Co ty tu robisz?-

-Do tej kserokopiarki o tam, lubię tu chodzić, nikt tu nie przychodzi i mam spokój. Mam już tam naszykowany raport odnośnie działalności Ligi, z samego rana, skseruje i zaniosę szefowi- Mickey tym bardziej postawił uszy

-Postanowiłem że muszę zdobyć ten raport w razie coś. Więc poczekałem aż dwójka odejdzie trochę dalej w swoje strony. Gdy tamta wchodziła już to dzięki magii ziemi sprawiłem że tamten wywinął orła. Jeszcze małym powiewem powietrza rozdmuchałem papiery. Kobieta czym prędzej ruszyła mu pomóc. Ziemią sprawiłem że drzwi od pomieszczenia nie zamknęły się. Byli daleko więc sprawnie ruszyłem tam-

Gdy kobieta już otworzyła drzwi za pomocą karty i już miała wchodzić to mężczyzna był już na rozstaju dróg. Mickey tupnął łapą. Pod pantoflem Josh’a wyrósł mały kamyk. Ten spadł z hukiem na ziemię. Następnie rudy kundel wytworzył podmuchy powietrza. Rozsypane papiery tym bardziej się rozsypały na okolicę

-Josh!- zawołała do bruneta leżącego brzuchem do ziemi i wydając z siebie obolały dźwięk. Pobiegła czym prędzej.

Zamykające się powoli drzwi powstrzymał mały kamień który wyrósł z ziemi. Mickey bezszelestnie oparł się o przednie łapy i robiąc coś ala salto parę razy wszedł do środka gdy w tym czasie kobieta pomagała zbierać papiery. W oddali było słychać ich rozmowy

-Była to naprawdę mała kanciapa, nawet miotła tam stała. Na stoliczku obok leżały jakieś papiery. Szybko jednak nie zmieniając ich położenia zacząłem szukać ów raportu. Nie musiałem długo to robić. Miałem już go w łapach i włożyłem do starej kserokopiarki. Wydrukowałem szybko nową kopię i odłożyłem wszystko na miejsce-

Mickey wchodzi do środka i rozgląda się. Farba nawet odchodziła od ściany. Rudy psiak w chuście zaczyna przeglądać papiery na stoliku. Widzi w końcu raport i uśmiecha się od ucha do ucha. Był to napisany małym druczkiem tekst a na górze był znak Ligi. Bierze papier i włącza stare urządzenie. Maszyna robi swoje.

-Jestem niczym Bond, hehe, piu piu- mówi do siebie dumny czekając na kopie. Robi z łap pistolety i strzela w powietrze następnie chuchając na „dym” wylatujący z ich luf.

Gdy kopia wyłania się to bierze ją. Z czytnika wyjmuję orginał i odkłada na swoje miejsce. Usuwa z historii zapis o jego kopii.

-Gdy już miałem świeży niczym ciepłe bułeczki raport wyściubiłem nos za drzwi ostrożnie. Tamta dwójka wciąż kłopotała się z rozrzuconymi na wszystkie strony świata papierami. Ponownie zręcznie zniknąłem za ścianą gdy zdążyli się obejrzeć w moją stronę. No i tak o to mamy raporcik gdzie ostatnio byli i mamy gdzie szukać-

Dwójka klęczy nad papierami i próbuję je zebrać. W tym czasie Mickey ze schowanym papierem w chuście czmycha z składzika ponownie za ścianę. Odczekuje nieco. Gdy tamci uporali się z swoimi rzeczami ponownie idą w swoje strony. Wtedy też wychodzi Mickey. Mija się z kobietą

-Uszanowanko- mówi zdejmując kapelusz i patrząc szarmancko na kobietę w spódnicy

Ta aby w odpowiedzi mrugnęła parę razy lekko zdziwiona

-Tak wiem jestem genialny…- mówił Mickey dumnie zarzucając łapą swoją grzywkę

Pozostała dwójka stała w oszołomieniu. Może i ich towarzysz ogłupił się nieco na rozmowie ale odpłacił naprawdę niemożliwie najlepiej jak mógł. Przechytrzył ich wszystkich. Psiak miał dar do posiadania nieregularnych błysków swojego geniusza.

-Czy ty wiesz co to oznacza??- zapytała w końcu odzywając się Flurr

-Yup, bohaterska drużyna avatara i szeryfa 1, nadufane Ligusy 0- odparł z uśmiechem

-Nie mamy czasu, idziemy do tamtych- powiedział Play

Cała trójka ruszyła do biegu

  • Zmiana sceny

-Że co zrobiłeś???- spytała Sarah wytrzeszczając oczy. Taka samą mimikę pyska miał i Janny. Oboje gapili się na dumnie uśmiechającego się psa. Play i Flurr ochłonięci aby przyglądali się temu.

-No-o, a co jak widzieli na kamerach jak kompletnie nieznany pies bierze tak ważny dokument i od tak kseruje go sobie??-pytał się zakłopotany Janny

-Nie bój się mój drogi. Nie zrobił bym tego wiedząc że kamery będą się na mnie patrzeć. Wykorzystałem warunki i usłyszałem że kamer po prostu nie ma  w tym małym ciemnym zakątku- mówił luzacko Mickey i założył łapę na łapę

-No a co z Ligą, współpracujemy z nimi czy się na nas wypięli?- zapytał ponownie Janny patrząc się po reszcie. Play i Flurr z lekkim grymasem spojrzeli w dół, nastąpiła krótka cisza, odpowiedź była już pewna

-Nazwali nas małą organizacją która nic nie może zrobić. Nazwali nas głupcami i że powinniśmy dziękować Bogu za to że sprawa ucichła- zaczęła zła ale spokojnie Flurr

-Zignorowali fakt że ich aktywność wzrasta z dnia na dzień. Mają swoje sprawy, jako „poważna i elitarna” organizacja wiedzą wszystko- dodał Play. Sarah, Janny no i też Mickey który nie znał szczegółów także nieco przygnębieni spojrzeli po sobie.

-W skrócie kazali nam się trzymać z dala od sprawy. Nie mamy co liczyć na ich wsparcie- mówiła suczka o żółtych oczach

-Dobrze że Mickey’emu przyszło do głowy zwinąć kopie tego raportu- przyznała Sarah

-Ten sam Kinay wydaję się szują na równi z tym całym Akro…- powiedziała Flurr cięcie. Ścisnęła nieco łapę. Zmarszczyła brwi

-W sensie?- spytał zaciekawiony Janny

-Wydawał się tak sztucznie uprzejmy, typowo chcąc zrobić dobre wrażenie lub trzymać się jakiegoś kodeksu gentelmana. Potem już wyszło szydło z worka- mruknął Play a reszta poza Flurr wsłuchiwała się zaciekawiona

-Wydawał się pałać taką zawiścią do tamtych. Ponad to jeszcze jego wersja rozłamu Ligi różni się od tej którą z Janny’m usłyszałam na komendzie. Twierdził że Akro przewodził temu całemu buntowi. Że wykrywacze byli docenieni tak samo jak i wykonawcy. Ligię Londyńską zniszczyła chęć władzy wykrywaczy- tłumaczyła szeryf patrząc się po reszcie towarzyszy. Ci otworzyli szerzej swoje oczy. Jednak logicznie pomyśleli że wersja dobrego odłamu będzie mówić inaczej

-Nie chcą przyznawać się do błędu- zauważyła Sarah

-A ten błąd kosztuję wszystkich, nie tylko ich- dodała Flurr zła

-A czy Ligia Londyńska nie zechce teraz nas śledzić w razie co?- zauważył błyskotliwie Janny

-Ja i Play wygrażaliśmy się że wracamy na Dziki Zachód. Może zajmą się teraz czymś innym. Sami inteligencją nie grzeszą. Jednak musimy szybko podjąć nasze działania, jeśli faktycznie coś planują to my będziemy pierwsi. Trzymamy broń w łapie a nie jak oni odstawiamy ją na bok- głosiła Flurr patrząc stanowczo

-Co mówi raport?- zapytała się Sarah

-Otóż już mówię- zaczął Mickey doniośle, przez pewien etap rozmowy był wczytany w dokument który mimo wszystko nie był długi. Każdy popatrzył się na niego- Raport z godziny 10:00 dnia dzisiejszego mówi o tym że podejrzane jednostki pojawiły się w okolicy Big Bena. Wysokie, niemal pewne prawdopodobieństwo jest takie że są to członkowie złego odłamu. Koło Big Bena także zaobserwowano duży ruch. Obserwacje nie były za długie więc nie widziano czy obiekty opuszczają teren. Natomiast to nie jedyny akt działalności. Równie wysokie prawdopodobieństwo jest takie że w Londynie obecnie przebywa jednostka T.C. Nie wiadomo po co jak i jak. Głównie sygnały dochodzą w miejsc wzdłuż Tamizy. Obie zarejestrowane akcje nie wskazują żadnego stopnia ryzyka- czytał

-Kinay zainteresuję się tym?- zapytał się o opinie Janny

-Wątpię. Stwierdzili że nie ma żadnego stopnia ryzyka- mówił Play

-Zauważyłam jak wychodziliśmy że ruch był jak w ulu, powoli wychodziło więcej ludzi z siedziby. Może szykują jakąś inną akcję- powiedziała Flurr

-Jakie rozkazy?- zapytała zdeterminowana Sarah

-Więc tak. Podzielimy się na dwie drużyny. Jedna uda się do Big Bena. Na rzekome zwiedzanie terenu. Tak naprawdę poszukacie tych obiektów. Kto wie, skoro tam jest duży ruch to może i znajdzie się tam jakaś baza. Najciemniej pod latarnią. Ostrożnie przeszukajcie teren- mówiła liderka

-Może w ciemnościach do których się nie zagląda znajdzie się jakieś ukryte przejście. Skoro często tam są to muszą przecież po co tam chodzić- mówił Janny

-W skrócie zadaniem pierwszej drużyny jest możliwe wychaczenie tamtych obiektów i sprawdzenie potencjalnej bazy lub po prostu punktu strategicznego. Druga drużyna natomiast prze patroluję okolicę w ramach znalezienia tego całego T.C. Kimkolwiek to jest. Oznaczyli to już bardziej czyli to nie byle kto. W razie coś drużyna postara się go śledzić-

-To kto jest w której?- spytała Sarah

-Pierwsza drużyna to Play, Sarah i Janny, druga to ja i Mickey- oznajmiła

-Dobra to ruszamy- powiedział Play, każdy już zaczął biec w swoje strony

-Czekajcie, pamiętajcie aby być najbardziej dyskretni w swoich działaniach. Musimy pokazać tamtym ligusom miejsce w szeregu- zatrzymała aby coś jeszcze dopowiedzieć. Każdy kiwnął porozumiewawczo i ruszyli w swoje strony

  • U ekipy Sarah

Przeszukiwanie terenu trwało już trochę czasu. Każdy zachowywał dyskrecję. Mimo iż to było trudne to każdy starał się jak mógł aby nie przykuwać większej uwagi. Play, Sarah i Janny pierwsze co rozglądali się za prawdopodobnymi agentami, jednak to było o tyle trudno że to mógł być praktycznie każdy pies którego mijali. Po pewnym czasie po prostu odpuścili sobie. I tak dużo czasu na to spędzili. W okolicy nie było co szukać wroga zatem postanowili pójść do zabudowania. Cała trójka psów stanęła przed wejściem gdzieś bardziej na uboczu

-No dobra... Po tamtych nawet nie ma śladu. Pozostaje nam aby poszukać bazy gdzieś tu- mówiła nieco zmęczona Sarah jednak przykrywając to skutecznie używając swojej determinacji. Jednak mimo wszystko nie była tym pocieszona. Szukanie będzie bardzo żmudne, jednak szczęście u nich miało u nich passę, może i tym razem się poszczęści

-Mamy teren praktycznie podzielony na dwa. Budynek i wieża- powiedział Janny próbując złapać wzrokiem cały obiekt przed nim. Bardzo lubił wszelkiego rodzaju wycieczki, gdyby nie fakt że jest na Misji to z chęcią pozwiedzał by teren po prostu dla siebie

-Myślę że musimy zacząć od Big Bena. Głównie te wszystkie ustrojstwa na dole- powiedziała suczka

-Też tak myślę, posiadanie jakiegoś tajnego przejścia w budynku gdzie kręci się tyle osób jest ryzykowne. Powinniśmy zacząć od wieży a jeśli nic tam nie będzie musimy niestety przejrzeć calutki budynek tuż obok- mówił pies o brązowych oczach

-Zgodzę się, w razie coś wezwiemy Mickey’ego i ten magią ziemi spróbuje co nieco wyczuć. Jak myślisz Play. Play?- powiedziała suczka a następnie skierowała głowę do psa który siedział nieco dalej od nich i rozglądał się. W ogóle nie brał udziału w dyskusji

-Huh? Ta, to dobry pomysł- zgodził się wyrwany z sprawowanej czynności a następnie zaraz po wrócił do niej. Sarah i Janny spojrzeli po sobie i podeszli nieco bliżej niego

-Wszystko dobrze?- spytał delikatnie pies w niebieskiej chuście

-Cały czas mam wrażenie że ktoś nas obserwuje- mruknął ciszej nie patrząc w stronę towarzyszy ale posiadając głowę skierowaną gdzieś w bok. Jego żółte oczy utkwiły przyglądając się natłoku ludzi. O tyle dobrze że był gdyż mogli wtopić się w tłum. Z drugiej strony ich potencjalny wróg mógł zrobić to samo

-Że Liga?- spytała pospiesznie Sarah cichym głosem i przyglądała się wyczekująco na odpowiedź

-Nie mam bladego pojęcia. Po prostu czuję że ktoś tu chodzi za nami i patrzy co robimy- mówił dalej szepcząc i zmieniając kierunek patrzenia

-Może faktycznie wysłali kogoś za nami- powiedział nieco zmartwiony Janny

-Tylko mam jeszcze inne dziwne uczucie. Czułem że ktoś patrzy się na nas już pierwszego dnia. Przed całym spotkaniem- wyznał, reszta popatrzyła się w ciszy

-Szczerze to ja już nie mam żadnego pojęcia co tu jest grane. Miejscowe oprychy rozumieją aby pić, jeść, spać i kraść, a tu co? Jakieś rozłamy, konflikty, propagandy. Dobrze że w naszej mieścinie nie ma takich wybryków- mówiła nieco skołowana suczka łapiąc łapą swoją głowę i masując nieco. Na końcu westchnęła

-A przeczuwasz że to jest jedna osoba czy może jakaś grupa?- spytał Janny myśląc już nad rozwiązaniem problemu

-Jedna osoba. Od początku jedna- odparł jasno i konkretnie

-Czy możliwe że to ktoś z naszych wrogów? Z drugiego odłamu?- zadawał pytania

-Jeju Janny nie mam pojęcia. Wiem że to jedna osoba- odparł od razu jednak nie złym głosem. Wie że jego przyjaciel chce pomóc

-Cóż. Jeśli ta osoba faktycznie chodzi za nami to jeśli naprawdę uda nam się dotrzeć do czegoś to ta osoba będzie podążać za nami. Gdy nadarzy się co do tego okazja spróbujemy go złapać. Szczerze sam powątpiewam czy ktoś z tamtej ligi pośle kogoś za nami ale w razie co będziemy zachowywać się jak zwykli turyści- głosił mag wody patrząc to na Sarah to na Play’a którzy czynnie go słuchali.

-Czyli zachowujemy się normalnie- powiedziała Sarah i uderzyła pionowym ruchem zaciśniętą łapę na otwartą drugą

-Dokładnie- powiedział Janny uśmiechając się lekko

-Tam jest budka z ulotkami dotyczącymi tego przybytku. Idziemy- oznajmił Play po czym ruszył w jej kierunku. Reszta podążyła za nim

Cała trójka naprawdę była obserwowana przez jednego psa. Jego bursztynowe oczy wciąż przyglądały się trójce z daleka. Widział jak odbierają ulotkę. Gdy znikli z jego wzroku ruszył się spod pobliskiego drzewa i ruszył dyskretnie za nimi

**

Sarah, Play i Janny otworzyli przejście do miejsca gdzie znajdowało się wiele mechanizmów, starych pudeł i innych gratów. Play delikatnie odsunął drzwi i zajrzał dyskretnie do środka. Wyściubił nos i powąchał nim trochę. Nie wyczuł nikogo. Wychylił głowę i rozejrzał się. Było tam bardzo ciemno. Nieco pajęczyn i aby trochę światła dawanego z otworów tu i tam. Nie było ani jednej duszy. Na szczęście dla trójki.

-Czysto- oznajmił

Reszta po sygnale również wyściubiła głowy za solidne drzwi. Po chwili każdy wszedł do środka.

-Mamy jakiś czas zanim strażnik kapnie się że mu klucze gdzieś zginęły- powiedziała suczka bawiąc się ów przedmiotem poprzez okręcanie na placu u łapy.

-Dobry pomysł z tym nagłym powiewem wiatru- przyznał Janny posyłając jej przyjazne spojrzenie.

-Wiem- odparła dumnie

-Dobra, skupcie się. Szukamy czegokolwiek. Jakaś płytka i inne takie, do roboty. Janny stajesz na czatach- wydał polecenia pies w czerwonej chuście

-Ta jes- odparli razem.

Zaczęły się poszukiwania. Teren był obszerny jednak wbrew pozorom wszystko szło dość szybko. Janny wyglądał przez leciutko uchylone drzwi wypatrując czy ktoś nie idzie, pozostała dwójka przeglądała pudła, dokładnie sprawdzali każde cegły. Minęło już około 20 minut a teren był już prawie przeszukany.

-Nie no to nie ma sensu. Nic tu nie ma- mruknęła niepocieszona suczka wzdychając

-Musimy mimo wszystko mieć co do tego pewność 200 %- odparł sucho Play

-Może to że są blisko Big Benu to przypadek?-

-Jak przypadek jak ponoć często tu ich widują??-

-No cóż, wygląda na to że będziemy musieli sprawdzić i w budynku- powiedział Janny smętnie

-Dobrze tylko jak? Jest już około 17:00 jak mniemam. Pewnie niedługo zamykają- zauważyła suczka

Sarah i Janny weszli w wymianę zdań. Play nagle postawił uszy bardziej. Otworzył szerzej oczy. Znów to samo. Znowu te uczucie. Poczuł czyiś wzrok na sobie. Pomyślał sobie że to właśnie ta okazja o którym mówił jego przyjaciel mag wody. Ta osoba podąża za nimi. Poczuł że jest to gdzieś za nim. Za ścianką. Przez cały ten czas zmieniał bezszelestnie swoja pozycję aby nie zauważyli go. Pomyślał że jest profesjonalistą. Tylko zastanawiał się nad tym jak on się tu dostał. Czy przed nimi, jeśli tak to jakim cudem wiedział gdzie się udadzą. A znowuż pomyślał że zna inne przejścia. Jeszcze szerzej wytrzeszczył oczy myśląc że to agent złego odłamu który próbuję się dostać może do jego bazy. Jedno wiedział, teraz ma niskie szansy aby mu się wymknąć, a złapanie go gdy okaże się należeć do wrogów będzie oznaczać gigantyczny krok w przód w pracy. Spojrzał się na dwójkę przed nim która nadal rozmawiała gorliwie. Nie dając po sobie poznać wstał i zaczął iść w jego stronę rozglądając się. Udawał że nadal szukał. To kopnął jakiś karton, to potupał łapą w ziemię. Brązowy pies stojący za ścianką nasłuchiwał tego czujnie. Pies był coraz bliżej. Nieznany pies już chciał zmienić swoją pozycję jednak nagle poczuł jak ktoś łapie go za obroże. Wziął wdech zaskoczony. Spojrzał się w bok. Play właśnie złapał łapą za jego zieloną obrożę

-Mam cie-

Pies poczuł zwiększający się ścisk. Nagle ruszył nie z własnej woli. Play rzucił nim. Ten poleciał dość daleko na pobliską ścianę przy której stały pudła Uderzył o nią i wydał z siebie dźwięk bólu. Osunął się o ścianę słysząc jakiś trzask za sobą. Kartony rozpadły się po okolicy. Janny i Sarah momentalnie obrócili głowe zaprzestając dyskusji. Momentalnie zerwali się i otoczyli psa który dochodził do siebie. Play zaczął tkać ogień, Sarah trzymała powiew powietrza w gotowości a Janny przygotował już wodę z butelki którą trzymał w torbie. Cała trójka z drużyny mierzyła wzrokiem nieznanego

-Nie! Czekajcie!- zawołał od razu machając łapami. Jego wyraz pyska nie był wrogi jednak nie zmieniło to wyrazów reszty

-Zaraz chwila, to ty byłeś tam pierwszego dnia! Siedziałeś na uboczu z książką dopóki nie przyszedł do ciebie inny beżowy pies!- zauważył żwawiej Play po tym jak przyjrzał się pyskowi psa

-Mów ktoś za jeden i czego za nami łazisz!- rozkazała Sarah

-Służysz któreś z Lig?- spytał także poważnie Janny

-Błagam wysłuchajcie mnie- mówił racjonalnie wstając na łapy pies w zielonej obroży. Patrzył spokojnym jednak nieco napiętym spojrzeniem. Wydawał się nie chcieć wyglądać ofensywnie

-Słuchamy cię cały czas ale to ty nie mówisz konkretów!- mówiła Sarah zła- Odpowiedz koledze-

-Jak żeś się tu dostał?- mruknął groźnie i stanowczo Play.

-Znam ten teren, wiem że jest tutaj jeszcze inne przejście. Nie martwcie się, jestem waszym sojusznikiem- odparł głosem próbującym nieco uspokoić psy. Nie wyczuwało się od niego żadnych złych intencji jednak każdy był czujny mimo wszystko. Tkwili w tych samych pozycjach i gotowości. Na ostanie słowo każdy otworzył szerzej oczy w zdziwieniu

-Jaki niby sojusznik?- zapytała zdziwiona Sarah

-Jestem tajnym łącznikiem królowej. Możecie mi zaufać. Nie mam przy sobie żadnej broni. Porozmawiajmy i wyjaśnijmy sobie wszystko na spokojnie. Proszę. Nie jestem wrogo nastawiony…- mówił wciąż racjonalnie i uspakajająco. Sarah nieco się uspokoiła ale i wciąż była gotowa do akcji. Janny przeczuwając intencję nie wyczuł ani jednej drogiej. Poczuł że pies chce coś powiedzieć, że chce uspokoić sytuację i porozmawiać na spokojnie. Play jednak nadal był tak samo nastawiony. Bacznie obserwował każdy jego ruch. Pies patrzył się po raz kolejny po innych. Łapy wystawił do góry pokazując że jest bezbronny

-Dobra kolo. Konkrety- powiedziała rozwiązując swój żywioł z gotowości i przeszła aby do czujnej postawy

-Ufam ci- powiedział nagle Janny. Jego przyjaciele popatrzyli się po nim z zdziwieniu. Uznali że to kolejny raz gdy jego empatia bierze górę ale zdali sobie sprawę że nie robi tego bez głowy

-Dziękuję- odpowiedział lekko skinając głowę i patrząc się mu w oczu. Był spokojny ale nie spoczywał na laurach. Nie był za uległy. Wciąż zachowywał coś z jego profesjonalizmu

-Powiedz proszę, jaki łącznik królowej? I czemu za nami chodziłeś?- zadawał pytania

-Jestem Tony. I tak, jestem łącznikiem królowej. Jestem tak zwanym kurierem. Dostarczam jej królewskiej mości informację. Tak samo współpracuję z innymi organami wyższej wagi. Takimi jak Liga Londyńska z którą zauważyłem że nie po drodze wam- zaczął powoli

-Czyli i tam nas śledziłeś?- mruknął szorstko Play posyłając Tony’emu równie szorstkie spojrzenie. Pies aby spojrzał na niego także. Widać było że ta wypowiedź była nieco atakująca ale uniknął okazania większych emocji. Wciąż kontynuował swoja postawę którą przybrał już na początku. W końcu zaczął normalną rozmowę

-To akurat był czysty przypadek. Widziałem że potraktowano was niesprawiedliwie. Nie pracuję dla nich. Przekazuję nieco informację i sam mam do nich dostęp- odpowiedział uprzejmie jednak poważnym głosem. Ich spojrzenia znów się spotkały. Play’a nie zmieniło wyrazu

-Czyli wiesz co tam się dzieje?- zapytała Sarah

-Tak, chcąc naprawdę pokazać wam moje zamiary powiem wam że Liga nie wysłała za wami żadnego ogona. Akurat przymierzali się do akcji i mają ręce pełne roboty. Pewnie dopiero za jakieś 5-6 dni zobaczą co z wami- mówił Tony. Każdy wsłuchiwał się w jego słowa

-Dobrze wiedzieć, ale czemu śledziłeś nas od początku? Skąd o nas wiedziałeś?- spytał spokojnie Janny

-Pewna osoba przybyła do Londynu dokładnie w ten sam dzień co wy. Rozpoznała was tam na lotnisku, wie że jesteście z Dzikiego Zachodu. Podzieliła się tą informacją ze mną. Zacząłem się dopytywać skąd ta osoba zna was. Odpowiedziała mi że w ich osadzie na Dzikim Zachodzie był zamach. Nie udany. Jeszcze tego dnia zwitałem krótko na zamku. Spotkałem tam suczkę królowej. Wspomniałem słowa tego psa. Powiedziała że równie was zna. Ogółem znalazłem jeden punkt który łączył was i suczkę królowej. Mianowicie jest to Psi Patrol. Suczka królowej powiedziała mi że przybyliście tutaj w ważnej operacji. Wiadomo że nie powie nikomu jednak tam ufają mi, co jest to chyba największym dowodem. Nie chciałem się dopytywać niczego ale dowiedziałem się że chodzi tutaj o ten zamach któremu zapobiegliście w swojej osadzie. Winowacja miał być właśnie tu. Od razu pomyślałem że mogła maczać w tym łapy Liga Londyńska pod wodzą Akro. Jak widać nie myliłem się. Postanowiłem was śledzić aby patrzeć jak miewa się wasze śledztwo. W razie co, miałem się wam pokazać i nawet chciałem pomóc- tłumaczył mówiąc wyraźnie. Każdy wsłuchiwał się w jego słowa

Z całej trójki zeszło napięcie spowodowane nakryciem osoby która ich śledziła. Każdy wiązał fakty. Tony zaprezentował się bardzo realistycznie. Dostał wiadomość od ich Misji o której nie wiedział nikt poza psim patrolem i jego przyjaciółmi. Bardzo realistyczne było to że Britte podzieliła się ów wiadomością zaufanemu członkowi. Sarah spojrzała nieco w dół próbując przetworzyć to wszystko jeszcze raz aby upewnić się że ufając psu przed nią nie zrobi błędu. Popatrzyła się na dwójkę przyjaciół. Janny żywił już małą więź zaufania, normalnie uwidoczniło by się jeszcze nieco niepewność jednak przy tym tłumaczeniu był niemal pewny. Spokojnie spoglądał na niego. Play mimo wszystko też zaczął mu nieco ufać jednak jego stanowczość i lekkie nonszalanckie spojrzenie pozostało. I pewnie pozostanie dopóki pies nie pokaże swojej wartości. Trwała cisza. Tony’emu bardzo zależało na tym aby trójka go wysłuchała i zechciała współpracować.

-Powiedziałeś że chciałeś nam pomóc w razie coś. Dlaczego?- zadał w końcu pytanie pies w brązowe łaty. Wyczekiwał na odpowiedź.

-Liga Londyńska rozpadła się przez własne błędy. Opinie i wersje są zależne od tego od kogo będziemy je słuchać jednak temu faktowi ni jak jest zaprzeczyć. To się ciągnie już za długo. Ten kraj zaczyna rdzewieć od środka przez bratobójczą walkę tych dwóch organizacji. Nasze wojenki pozostają u nas jednak patrząc na to że przeradza się to choćby w ataki na inne przybytki to nie można zostawiać tego bez rozwiązania. Wierze że jesteście w stanie zrobić cokolwiek w tym. Dać świeży oddech którego dobry odłam już utracił. Wiadome jest że mimo wszystko nasza Liga tego nie pozostawi. Niemniej jednak przyłożyć łapę do ich końca możecie wy. Waszym interesem nie jest ratować kogoś obcego. Właściwie nie mamy prawa prosić was o to abyście to zrobili za nas... Jednak robiąc to uchronicie potencjalnie inne ofiary tej bezsensownej wojny…- zaczął mówić brązowy pies o bursztynowych oczach. Na początku przyglądał się psom przed nim jednak im dalej w jego wypowiedź zaczął spuszczać wzrok w przygnębiających wspomnieniach. Każdy spróbował wyłapać jego postawę w stosunku do Ligi. Można było wyczuć zawód ale i też nie nadmiernie pokazaną nienawiść do złego odłamu. Wszystko było idealnie wymierzone. Nastała kolejna cisza a w niej rozmyślania.

-Co możesz nam zaoferować?- spytał kolejny raz przerywając ciszę Janny. Najwyraźniej wszedł w role głównego rozmówcy jednej z stron

-Wiem naprawdę dużo o terenie. Będę wam mówić naprawdę wiele o miejscowej sytuacji. Ile będę mógł będę przekazywać tajne informację. Będę waszym przewodnikiem. Znam ten kraj bardzo dobrze, tym bardziej sam Londyn. Wiem niestety że nie macie żadnego sojusznika tutaj. Liga wystawiła was do wiatru a ja bardzo chce wam pomóc- mówił nieco ożywiony jednak wciąż zachowując się zachowawczo. Trójka spojrzała po sobie

-A jak już to się skończy, powiesz o wykradnięciu kopi raportu i o działaniu na własną rękę mimo zakazu?- wypalił z pytaniem zaraz po Play. Uniósł brew. W jego głosie można było wyczuć nonszalanckość

-Jestem pewny że Liga będę wtedy zajęta świętowaniem waszego sukcesu, przymknie na to oko. Zaufajcie mi że moja w tym głowa- odparł nie dając się zbić z jego postawy. Spojrzenia oby psów znów się spotkały w wpatrywaniu się w siebie. Play’a było solidne a Tony’ego spokojne

-No cóż. Wypadało by się przedstawić. Jestem Janny. To Sarah a to Play. Potem jeszcze zapoznamy cię z naszym liderem i jeszcze jednym członkiem- mówił Janny wskazując na siebie i kolejno na psa i na Sarah- Wypadało by powiedzieć też coś o sobie. Jestem magiem wody w tej grupie-

-Ja mam magię powietrza- rzuciła krótko suczka

-Ja ognia- odparł Play

-Naprawdę miło poznać- odpowiedział szczerze i uprzejmie

-Nasza liderka jest szeryfem i avatarem. Posiada wszystkie 4 żywioły. Jest też jak mówiłem z nami jeden. On posiada moc powietrza i ziemi. Jednak większe zapoznanie zostawimy gdy będziemy w komplecie- przedstawił pies o brązowych oczach

-Dobrze. Chciałbym wam jeszcze pogratulować mądrego zagrania. Wykradnięcie raportu było strzałem w dziesiątkę- zaczął

-Ta, jednak być może na nic się zdał. Szukaliśmy tu jakieś bazy, lub tych dwóch możliwych agentów. W tej wieży nic nie ma. Musimy szukać dalej- powiedziała Sarah z uwagą mimo iż sama zaczęła ufać nowemu psu. Janny nagle otworzył szerzej brązowe oczy i przechylił głowę aby przyjrzeć się bardziej za tym co zauważył za Tony’m.

-Zaraz chwila- powiedział niejasno. Zaraz potem każdy spojrzał się na niego pobudzony. Pies podszedł bliżej Tony’ego. Ten zaraz zrobił mu miejsce odsuwając się jednocześnie uważając na jego ruchy. Pies w niebieskiej chuście odgarnął łapą kartony. Okazało się że zastawiały one kawałek niepozornej blachy. Ten od uderzenia ciałem psa przedtem odleciał od ściany. Janny odstawił blachę jednocześnie ukazując pewną schowaną wajchę. Każdy postawił uszy

-Co to jest do diaska?- zapytała suczka podchodząc kroczek do przodu aby się przyjrzeć.

Janny postanowił jednym subtelnym ruchem przesunąć wajchę. Nagle usłyszeli trzask i przecieranie się ziemi. Każdy przybrał czujną pozę i zaczął się rozglądać. Tony jako pierwszy ujrzał robiący się kształt kwadratu na podłodze. Po chwili ten kawałek zawisł prostopadle w dół. Odsłonił on ciemne przejście. Każdy przyglądał się z uwagą i zaskoczeniem.

-No proszę. Czyli najciemniej pod latarnią- skwitowała Sarah przyglądając się

-Nie możliwe, czyli przejście było tu cały czas?- zapytał równie zdziwiony Janny- Tony co to może być za przejście?-

-Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Może są to jakieś kanały? Albo zwykłe przejście na pozór kanałów- zaczął mówić niepewnie przyglądając się widokowi przed nim

-Cóż. Myślę że się nie dowiemy póki nie sprawdzimy sami- odparła Sarah której determinacja wróciła po takim niespodziewanym postępie w misji- Widzisz Tony. Już coś się nam przydałeś! Po tym jak się Play trzepnął o ścianę odkryłeś niemożliwie ważną poszlakę-

-Dziękuję. Choć to bolało przyznam- mówił nieco niepewnie na pochwałę potem wyznając

-Miało boleć- rzucił obojętnie Play patrząc na psa. Zaraz poczuł na sobie upominający wzrok Janny’ego. Wzruszył ramionami i zrobił minę pytającą o co chodzi jego kompanowi

-Dobra dobra. Ruszajmy- pogoniła suczka wskakując jako pierwsza.

Po chwili każdy pozostały również wskoczył do środka i ruszyli.

  • Zmiana sceny znaczek ognia

Niebo było pochmurne. Nie było widać ani trochę błękitu nieba. Wszystko było skryte za jasno-szarymi chmurami jednak dziś nie padało jeszcze ani trochę. W tym czas gdy pierwsza drużyna była na swojej misji to druga właśnie szła brzegiem tamizy. Flurr i Mickey nie rzucali się za specjalnie w oczy ze względu na dużą ilość turystów i zwykłych mieszkańców. Oboje szli normalnym krokiem rozglądając się na wszystkie strony. Szli drużką wzdłuż Tamizy. Minęli Westminster Bridge jakiś czas temu i już mieli Lambeth Bridge w zasięgu wzroku. Suczka miała jak zwykle czujną minę gdy Mickey miał już nieco rozluźnioną. Głównie szli w ciszy. Szeryf nieco przechyliła głowę za siebie. Spojrzała żółtymi oczami na wieżę zegarową i zaczęła myśleć o pierwszej drużynie i czy im się poszczęściło. W jej drużynie nie zanosiło się na jakieś większe odkrycie. Mickey zauważył kątem oka jak jego przyjaciółka przygląda się Big Benowi

-Mam nadzieję że tamtym idzie lepiej od nas- powiedział w końcu przerywając ciszę i też kierując swoje niebieskie oczy na ten sam obiekt co suczka idąca koło niego

-Mają jeden obiekt i jego okolicę. Szanse mają nieco większe niż my- odparła cicho w końcu wracając głową w normalną stronę, tak też zrobił i mag ziemi

-Myślisz że ten cały T.C nadal gdzieś tutaj jest? Nawet jeśli tak to gdzie?- zadał pytania Mickey idąc przed siebie

-Nie mam bladego pojęcia. Może to tylko zwykłe notoryczne patrole u nich. Wątpię czy tak w biały dzień coś przygotowywali- mówiła poważnie szeryf

-T.C może to jakieś inicjały? No na przykład Tomasz Cebula?- powiedział żwawej niebieskooki i spojrzał się na przyjaciółkę. Na aby zamknęła oczy i schyliła głowę uśmiechając się lekko.

-Przynajmniej w tym jestem jestem niemal pewna że to czyjeś inicjały. Oznakowane w tych ich całych zaszyfrowanych danych- mówiła otwierając oczy

-Może kroi się coś znacznie grubszego. A te ich patrole jak to określiłaś to aby rozpoznania w terenie- zauważył mądrze Mickey. To co powiedział miało sens jednak napawało niepokojem. Jeśli to co mówił rudy pies było prawdą to przed całą drużyną czekało wielkie wyzwanie

-Możesz mieć co do tego rację. I właśnie teraz szukamy tych całych patrolowiczów. Jeśli ich znajdziemy to tym bardziej uda nam się zwiększyć naszą szanse- powiedziała

-Albo to oni znajdą nas. Myślisz że oni wiedzą że tu jesteśmy?- zauważył jeszcze raz słusznie pies

-Czy wiedzą o tym że tu jesteśmy nie mam zielonego pojęcia. Nawet jeśli by nas znaleźli to wątpie czy by to jawnie nam pokazali. Nie wiem czy narazili się na publiczne pokazanie się. Nawet pod przykrywką zwykłej publicznej bijatyki. Było by to ryzykowane posunięcie. Będą się przyglądali z daleka- powiedziała swoją opinie. Mickey po przetworzeniu jej zgodził się z nią.

-To się robi nieco jak w horrorze. Idziesz sobie normalnie aż czujesz masę oczu na sobie. Chcesz dowiedzieć się kto to a nie możesz- przyznał żywszym tonem dobitnie to pokazując. Rozejrzał się w swoje obie strony. Flurr ponownie lekko się uśmiechnęła.

-Horror czy film akcji w klimatach Bonda. Sam się zdecyduj- powiedziała przyjaźnie

-Zawsze może być to i to w jednym- odparł wzruszając ramionami. Nieco zwolnili widząc przed sobą Lambeth Bridge. Ustali nieco na poboczu

-Myślę że powinniśmy się rozdzielić. Ja pójdę tą drogą a ty przejdziesz na drugą stronę. Będziemy iść w tą stronę ale innymi brzegami. Zwiększymy tym zasięg rozpoznania w terenie. Spotkamy się na Chelsa Bridge- zaczęła liderka spoglądając na most

-Zgoda- przytaknął bez słowa

-Jeśli coś by się stało powiadom mnie- powtórzyła uważnie Flurr

-Nie ma sprawy. Powodzenia- odparł. Po chwili ruszył w swoją stronę

Suczka popatrzyła się jak jej przyjaciel stopniowo znika z jej widoku wchodząc na most drogą dla pieszych. Po momencie stania w miejscu ruszyła ponownie. Przeszła po pasach i ponownie zaraz po drugich. Była po drugiej stronie ulicy gdzie obowiązywał lewy pas. Mijała czerwone autobusy. Szła spokojnym krokiem. Jej żółte oczy dostrzegły stoisko z ulotkami dla turystów. Podeszła w jego kierunku. Poprosiła o jedną ultoke z mapką potrzebnej jej okolicy. Starszy pan za stoiskiem z uśmiechem wręczył jej kawałek papieru. Odeszła na parę kroków chcąc rozpostrzeć poskładana ulotkę jednak zawiało nieco bardziej i ta wyleciała jej z łap. Zmieszana wiatrem zmarszczyła brwi szukając swojej ulotki. Dostrzegła ją leżącą nieco dalej. Bez zwłocznie ruszyła w jej kierunku. Już miała wysuwać po nią łapę jednak w tym samym czasie brał ją do łapy ktoś inny. Spojrzała zdziwiona w górę. Stał przed nią dość dobrze zbudowany pies. Jego futro było w dwóch odcieniach. Tył ciała był biały i stopniowo w górę przechodził w bordowy. W tym kolorze także miał łapy. Ciemniejszy bordowy miał natomiast w okolicach oczu. Te były w kolorze lodowatego błękitu. Miał naturalny wyraz pyska. Flurr przyglądała mu się z uprzedzeniem. Jednak tamten próbował wyglądać uprzejmo

-Wyleciało to pani- odparł po chwili ciszy. Wręczył kawałek papieru suczce. Ta po chwili go przyjęła. Próbowała być także uprzejma jednak znowuż nie przesadnie. Chciała być naturalna

-Dziękuje panu- podziękowała po czym ominęła go aby iść dalej

-Nie jest pani stąd- zaznaczył swoją tezę nie patrząc w jej kierunku. Flurr zrobiła nieco zmieszaną minę i ustała w miejscu. Pies po chwili obrócił się w jej kierunku spoglądając spokojnie

-Zgadza się, nie jestem- potwierdziła. Nie wiedziała do końca jak ma grać. Głównie postawiła na naturalność. Nie umiała zarówno ocenić czy ma być podejrzliwa czy nie. Mógł być to ten zaszyfrowany literkami podmiot bądź też najzwyklejszy w życiu przechodzień. Intuicja podpowiadała jej aby zachować wszelką czujność.

-Ah no tak. Czyli pani przyjechała zwiedzać stolicę tak?- odparł wybuchając głośną pierwszą częścią zdania. Wygląda na to że trochę rozluźnił atmosferę. Przynajmniej dla niego. Flurr skierowała wzrok nieco w bok wciąż nie patrząc na tamtego psa

-Zgadza się. Proszę wybaczyć ale nie mam za dużo czasu. Chciałabym zwiedzić jak najwięcej- potwierdziła kolejny raz już zaczynając iść i wymyślając jedną z łatwiejszych wymówek.

-Może pomogę. Mieszkam tu od dawna. Może mógłbym pani pokazać co nie co. Co by chciała pani zobaczyć- powiedział uprzejmie pies. Suczka czuła jego wzrok na siebie. Zmarszczyła brwi i zaczęła błyskawicznie myśleć. Nawet jeśli ten pies nie jest nikim podejrzanym i ma dobre intencje to nie może skraczać z szlaku. Nie jest nikim istotnym a właściwie może oprowadzić po okolicy. Jest i druga opcja. Ten pies jest kimś podejrzanym i ma złe intencje. Oprowadzi po okolicy ale co jeśli to zasadzka. Z dwojga złego mogła by może się dowiedzieć czegokolwiek. Czas uciekał

-Nie potrzeba. Niech pan nie trudzi sobie głowy. Jestem tu aby zwiedzić Lambeth i jego okolice jak na razie- powiedziała w końcu spokojnie. Wyczekiwała z niecierpliwością odpowiedzi psa.

-Z chęcią pokaże urokliwie miejsca. Choćby Vauxhall Pleasure Gardens. To niedaleko- cały czas próbował namawiać. Tym razem podszedł bliżej niej. Spojrzeli na siebie. Flurr stała w ciszy. Po chwili miała gotową strategię.

-Dobrze. Zatem niech pan prowadzi- odparła naturalnie. Pies zatem ruszył

,,Jeśli okaże się to być ten zaszyfrowany koleś muszę być w gotowości. Sam podał lokalizację do której chciałby pójść. Może być to okazja, przyszedł mi tutaj jak na zawołanie. Okej, załóżmy że jest tym agentem. Po jakiego groma akurat teraz się ukazuję i po co. Może chce mnie wprowadzić w jakąś zasadzkę. Ale znowuż w biały dzień? Wie dobrze że nie może się ujawnić. A może też wie że ja nie mogę się ujawnić przed Ligą. Może po prostu chce odciągnąć mnie od czegoś. Muszę powiadomić Mickey'ego ale też aby nie spłoszyć tego tu"- myślała suczka robiąc skupioną minę. Przyglądała się jak pies przed nią niepozornie spokojnie sobie idzie. Suczka czuła jak kropelki potu spływają po jej pysku. Musiała wykonać to co pomyślała przed chwilą. Zauważyła jak pewna osoba idzie ze stertą kartonów i papierów. Niepostrzeżenie sprawiła że się potknął. Dzięki temu że zrobiła mini wybój w podłożu. Mężczyzna upadł na ziemie nieco dalej niż oni. Pies pospiesznie ruszył mu pomóc. To właśnie to. Okazja. Flurr wyjęła z torby komunikator i wyszeptała- Wróć się do miejsca gdzie się rozdzieliliśmy. Patroluj. Jak dam dwa alarmy pod rząd przychodź migiem do Vauxhall Pleasure Gardens. Dla pewności namierz mnie-

Wszystko wyszło niepostrzeżenie. Następnie i ona pomogła wstać i pozbierać rzeczy biurowca. Ten zakłopotany aby podziękował dwójce i odszedł w swoim kierunku

-Biznesmen zarobiony zapomniał chyba sznurówek od pantofli porządnie zawiązać- zaczęła nieco prześmiewczo patrząc jak mężczyzna idzie dalej. Zaczęła żartować aby nieco siebie urealnić mimo wszystko

-Rzeczywiście- mruknął przytakująco pies- Chodźmy to już niedaleko-

Flurr kiwnęła głową i zaczęła za nim podążać

***

-Pochmurno macie w tym Londynie. Słyszałam że deszcz tutaj to normalka- zaczęła rozmowę suczka zmieniając temat z lokalnym zabytków. Powoli dwójka dochodziła do celu. Flurr nadal była czujna i obserwowała każdy ruch tajemniczego psa który nawet nie wyjawił jej swojego imienia. Oboje pogrywali ze sobą. Pies mógł odczuć że ta podejrzewa go ale jednak brnie jedną drogą.

-Idzie się przyzwyczaić. Ciemne chmury krążą wszędzie- zaczął następnie dodając nie jasno. Nie umknęło to uwagę Flurr jednak nie dała po sobie poznać tego.

-Skąd konkretniej jesteś?- spytała niewinnie

-Z Tottenhamu. Na tej dzielnicy spędziłem swoje całe dotychczasowe życie- odparł spokojnie patrząc daleko do przodu

,,Nie mówi chyba prawdy, choć może i tak. Jeśli faktycznie należy do tamtego odłamu i był podczas podziału to muszą mieć coś na niego. Zdjęcie i podstawowe dane"- zaczęła myśleć suczka-To gdzieś na północy jak się nie mylę-

-Zgadza się- potwierdził

-A czym się zajmujesz na co dzień? Masz jakąś robotę?- zapytała spokojnie chcąc kontynuować niepozorną pogawędkę

-Próbuję wyrywać dobro z rąk zła. Jestem policjantem- odpowiedział wciąż tym samym tonem. Suczka idąca nieco na tyle zapamiętywała dokładnie każdą informację

,,Interesujące twierdzenie, w co ty ze mną pogrywasz. Wiesz że nie ufam ci ale nadal kontynuujesz"- myślała- To bardzo potrzebne. Tam skąd pochodzę także dobro musi być chronione-

-Wszędzie jest zło. Jest nim to co w danym regionie postrzegają ludzie- mówił niepozoronie. Flurr coraz bardziej zaczęła być czujniejsza- Skąd tutaj przyjechałaś?-

,,Jest podejrzany coraz bardziej i bardziej. Czy on mnie w jakiś sposób sprawdza? Chcesz mnie sprawdzić? Zgoda"- ponownie myślała. Postanowiła że wciąż będzie zachowywać się normalnie. Nie miała pojęcia z kim ma do czynienia. Musiała rozegrać to inteligentnie- Jestem z Czech. Dokładnie z samej Pragi- powiedziała zgodnie z prawdą

-Interesujące państwo. A czym się zajmujesz na co dzień?- odpowiedział nieco uprzejmie. Jego głos wciąż był niewzruszony. Pysk nie miał żadnego innego wyrazu. Żadnej wrogości. Pewności siebie. Nie można było tego podpisać nawet pod obojętność

-Właściwie to szukam jeszcze swojego zawodu. Podróżuję- skłamała

-Mówiłaś że przedtem że tam skąd pochodzisz trzeba pomagać dobry. W Pradze tyle jest zła naprawdę?- zapytał. Wiadomo że suczce chodziło wtedy o Dziki Zachód. Użyła aby lokalizacji gdzie spędziła swoje dzieciństwo.

-Jak mówiłeś wszędzie bywają ciemne chmury. Zło czai się wszędzie. Wszędzie dobro potrzebuję pomocy- odparła spuszczając wzrok- Ty dostałeś natomiast szansę aby faktycznie te dobro chronić. Robisz wiele dobrego. Szanuję to-

-Co jest właściwie dobrem a co jest złem?- zadał pytanie nagle jakby retoryczne. Na które nie potrzeba odpowiadać bo właściwie jak na nie odpowiedzieć. Oczy suczki mignęły.

-Zasady wytacza nam góra. Ona ustala to co jest dobrem a co złem. Choć uważam że to my częściej sami decydujemy co jest czym- zaczęła-,,Nie podoba mi się to w jaką stronę to idzie"

-A czy każdemu jest przeznaczone bycie tym dobrym?- zadał kolejne niejasne pytanie. Suczka już wiedziała że to nie może być zwykły przechodzień. Nawet jeśli by już się nim jakimś cudem okazał to naprawdę zadaję dziwne rzeczy obcym osobą

-Kierując się moim ostatnim zdaniem. To zależy od naszego postrzegania sytuacji. Cały świat może być przeciwko tobie a ty wiesz że ufając sobie zrobisz więcej dobra niż oni sami razem wzięci. Los cudzych żyć na własnych łapach. Ciężki ale bardzo modalny- odparła. Wydawało się że to suczka tym razem zaczyna swoją grę. Mimo iż wydawała sie pewniejsza to wciąż czuła jak jej kroki stają się coraz mniej pewne siebie. Tak długo trzymana czujność zaczęła ją męczyć. Może to był cel tego nieznanego psa

-Mądrze powiedziane- przyznał

Suczka dostrzegła że powoli dochodzą do miejsca. Ogrody były tuż przed nimi. Zastanowiła się chwilę czy Mickey już jest na swoim miejscu. Przebadała żółtymi oczami teren. W razie walki miała pole do manewru. Jeśli pies prowadził ja do zasadzki musi być gotowa. Ewentualnie musi wykonać pierwszy ruch. Zadbać aby to on wpadł w jej sidła.

-Powoli do chodzimi do celu- powiadomił. Nagle poczuli jak wiatr powiewa im futra. Atmosfera była coraz bardziej napięta. Flurr wyrównała oddech uspokajając się. Przeczuwała w kościach że zaraz coś się wydarzy. Próbowała się nieco rozejrzeć dyskretnie

-Dziękuję za pomoc- podziękowała. Do torby schowała ulotkę jednocześnie niepostrzeżenie biorąc do łapy komunikator. Pies który był nieco bardziej na przodzie stał w miejscu i przyglądał się obiektowi przed nim.

-Nie ma za co- odparł

,,Zobaczmy, teraz albo nigdy"- pomyślała marszcząc brwi jednak po chwili znów prostując- A tak właściwie. Od początku naszej rozmowy nie powiedziałeś mi swojego imienia. Jak się nazywasz?- spytała przyjaźnie. Pies zamilkł. Gotowość suczki sięgnęła zenitu. Kroplę potu spływały po jej czole. Wpatrywała się niecierpliwie w jego tył. Ten ustał w miejscu. Wiatr po raz kolejny pofalował jego futro. Spojrzał w zachmurzone niebo.

-Ci których imię dobro orzekło złym nie chętnie się nim dzielą...- mówił odkręcając głowę aby się na nią spojrzeć. Jego lodowato-niebieskie oczy przypatrywały się niej która ustała wryta w ziemię. Jej żółte oczy przyglądały się ze zdziwieniem- Ty nie musisz się tym za specjalnie martwić. Szeryfie Flurr Linhart...- dodał półgłosem. Suczka jeszcze szerzej otworzyła swoje oczy które zaczęły drgać w miejscu. Jednak po chwili ponownie się uspokoiła

-Wiedziałam...- skwitowała równie ciszej. Zmierzyła wzrokiem.

W mgnieniu oka ujrzała płomień zmierzający w jej kierunku. Warknęła pod nosem. Dzięki powietrzu wzbiła się w powietrze. W ciągu lotu kliknęła alarm dwa razy. Schowała go za obrożę. Upadła dalej lądując solidnie na ziemi. Zatem jej oponent jest magiem ognia. Rozwiały się wszelkie wątpliwości. Wokół było mało osób. Za nimi ogrody gdzie mogło by być ich więcej. Walka musiała przejść niepostrzeżenie. Oboje stali na przeciwko siebie i mierzyli się wzrokiem. Suczka utworzyła podmuch powietrza tuż obok niego. Nie zdążył go uniknąć. Przerzuciło go w bok. W bardziej zaciszone uliczki. Szeryf bezzwłocznie pognała w jego kierunku. Musiała ograniczyć się aby do kilku żywiołów. W wypadku aby ją nie rozpoznano. Nie miała pojęcia czy bijatyki żywiołów były tu na porządku dziennym i czy nie wzbudzą żadnych podejrzeń. Postawiła na powietrze jednak nie ograniczyła się co do innych. Użyje ich ale mało. Zbiła się do biegu. Uderzając wszystkimi łapami o podłoże. Podmuchy powietrza wirowały wokół niej. Uniesiona w górę obróciła się parę razy i rzuciła powietrze wprost na psa. Ten zrobił unik. Stabilizując się na łapach dostrzegł moc żywiołu. Zmarszczył brwi. Flurr ponownie poczuła grunt pod nogami. Tym razem przyszedł czas na ziemię. Zaraz po uniknięciu ognia wytworzyła ziemię pod łapami psa. Ten to wyczuł i wzbił się dzięki temu. Posłał kolejny ogień  w  jej kierunku. Ta skocznie ponownie go uniknęła. Powstały kamień oderwała od ziemi i od razu skierowała do wroga który był w powietrzu, na jej nieszczęście ominął go. Upadł na łapy nieco dalej. Flurr myślała coraz szybciej. Postanowiła że spóbuję go jakoś obezwładnić. Nie wiedziała jaki jest zamiar jej wroga z którym walczyła zatem nie postanowiła zwlekać. Czas miał według niej zadecydować o wszystkim. O ironio nadal nie miała pomysłu co do diaska miało by wskórać ta walka. Jej wróg przystąpił do zmasowanego ataku. Parę ognistych pocisków wystrzeliło w jej stronę. Suczka ominęła je z gracją. Jej taktyka na jeden żywioł mogła nie być za dobra. Byli już praktycznie otoczeniu budynkami więc pozwoliła sobie na pełen zakres tego co posiada. Wytworzyła ogromny ogień który już biegł w kierunku drugiego psa. Ten nie pozostał bez czynny. Także wytworzył i posłał na suczkę. Oba ognie starły się. Właściwie siłowały się. Flurr dołożyła dwie przednie łapy podtrzymując się na tylnich. Żywioł mocował się ze sobą. Wróg suczki zacisnął zęby. Jedną z tylnich łap uwolnił spod ciężaru swojego ciała i półkolistym ruchem wytworzył łuk ognia aby zbić suczkę z łap. Tak też się stało. Poczuła piekący ból. Rozwiązała ogień i odleciała na chwile. Z lekkimi trudnościami ustała ponownie na łapy. Od razu podniosła głową widząc jak ogień pędzi w jej stronę. Wytworzyła ścianę. Ogień rozbił się o ziemię. Mur następnie zrównała z linią gruntu. Nagle przez głowę suczki przeszła pewna myśl. Może to jest rozpoznanie w tym jak potrafi walczyć. Jaka jest jej technika. Może gdzieś czai się ktoś kto się temu przygląda i zapisuję uwagi. Może nieco poszła za daleko w swoich przemyśleniach jednak to wciąż nie takie głupie.

,,Chcecie zobaczyć na co mnie stać? To ja już to wam pokaże"- pomyślała z zaciętością

Jej oczy błysnęły świecącą bielą jednak już zaraz po wróciły normalne żółte tęczówki. Pies przyglądał się temu zaskoczony. Suczka wzbiła się i ponownie obróciła parę razy w jednym miejscu. Tworzył się coraz większy podmuch powietrza. Gdy był wystarczająco duży z koła przekształcił się w łuk. Na całą szerokość. Nie było jak się wybronić. Popchał daleko psa. Ten uderzył o ścianę kończącą uliczkę. Flurr upadła z powrotem na ziemię. Szła powoli w kierunku psa który leżał na podłodze obolały. Ten warknął cicho. Po dłuższej chwili jednym silnym ruchem tylniej części ciała zrobił łuk który od razu wytworzył ogień. Suczka uskoczyła nad nim jednak to nie wszystko. Resztkami siły wstał i szybkim ruchem łapy ukierunkował naprawdę ogromny płomień. Tym już suczka dostała. Poczuła piekący ból. Próbując wylądować stabilnie zapomniała podnieść głowy. Lekko nią uderzyła o podłoże. Syknęła z bólu. Upadła leżąc. Już chciała wstać jednak zobaczyła jak jej wróg już szykuje kolejny atak jednak aż tu nagle

-Łapy z dala!- krzyknął czyiś znajomy głos. Flurr obejrzała się za siebie. Był to pędzący w ich kierunku Mickey. Przybrał bojową minę. W mgnieniu okna ruchem łapy utworzył wirek powietrza. Centralnie w osłabionego psa. Ten ponownie został przyparty do muru. Rudy psiak pomógł wstać przyjaciółce.

Zaczęli podchodzić do niego mierząc go wzrokiem. Ten nieco się otrząsnął i również popatrzył na nich złowrogo. Jednak jego stan był już nieco naruszony. Czuł się obolały. Wiedział że nie ma już szans. Jego wróg właśnie zwiększył liczebność o nowe siły. Dwójka z drużyny była już gotowa do walki. Wzdrygnęli się na ruch ich przyszpilonego wroga do ściany. Łapy jego zajęły się ogniem. Cała okolica zajęła się ogniem. Niebieski i żółte oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. Nagle zobaczyli przed sobą wielką kulę ognia. Mickey wytworzył przed nimi mur. Nastąpiła eksplozja ognia. Buchnął gorącem odczuwalnym mimo ściany przed psami. Gdy ten opadł bez zwłocznie wyjrzeli na murek. Psa nie było. Pozostał czarny ślad po ogniu. Flurr schowała murek. Zaczęli czujnie się rozglądać. Wygląda na to że ich wróg po prostu wycofał się. Nagle usłyszeli w oddali jakiś dźwięk

-Też widziałeś jakąś eksplozję ognia?!- spytał głos mężczyzny

-Zmywamy się- rozkazała Flurr patrząc się na przyjaciela. Ten skinął głową poważnie.

Gdy mężczyźni wyjrzeli na polę walki te było już puste. Mickey i Flurr skryli się za jednym murkiem. Nasłuchiwali.

-Chyba zwiał- stwierdził pies w zielonej chuście

-Wracamy cichaczem do hotelu- zarządziła szeptem. Mickey kiwnął porozumiewawczo a potem ruszyli pozostawiając za sobą miejsce walki. Flurr biegnąc obejrzała się nieco za siebie. Przetwarzała jeszcze możliwości czemu właściwie doszło do tej walki

  • Zmiana sceny odznaka Flurr

-Wiesz co to za miejsce?- spytał Janny patrząc się na Tony'ego idącego nieco przed nim. Pies rozglądał się po tunelu którym szli. Miał nieco zmieszaną minę. Tunel był dość obszerny. Był zbudowany z cegieł. Konstrukcją wyglądał na bardzo stary. W powietrzu unosił się lekki śmierdzący odór. Na razie nie widzieli nic poza drogą naprzód. Sarah i Play przyglądali się w między czasie ścianom szukając czegoś nietypowego.

-Nie jestem do końca pewny. Możliwe że jest to jakieś stare i zapomniane przejście ewakuacyjne. Rzekłbym za czasów wojny jeszcze. Na pewno nie jest nigdzie oznakowane. Normalnie to każde podziemia są spisywane. Każdy tunel i tajemne przejście. Nie do wiary że to było tak pod nosem- mówił marszcząc brwi w zastanowieniu. Jego głos rozbrzmiewał po pustym otoczeniu

-Jedzie tu okropnie- rzuciła krzywiąc się nieco suczka

-Całkiem możliwe że jest położone blisko ścieków. Pewnie próbowano tym uwiarygodnić że jest to zwykła dobudówka do kanałów- wysunął tezę pies o brązowym futrze

-Nawet dobre miejsce do ukrycia czegoś. Zapomniana okolica a nawet gdyby ktoś tu się napatoczył to wyjaśnienie jest proste. Zwykły kanał- przyznał Janny idąc spokojnym krokiem

-Ci którzy tu przylezą nie zobaczą tu nic specjalnego, w przeciwieństwie do nas którzy wiedzą po co tu są i dlaczego- dodał Play z poważna miną

-A właśnie. Mówiłeś że współpracujesz z Ligą która nie zeszła do podziemi. Widziałeś ich rozpad prawda?- skierował pytanie po raz kolejny Janny do Tony'ego. Po ostatnim wydźwięku jego głosu zapadła cisza na pewien moment. Pewnie poruszony szorstki temat co potęgowało czekanie na odpowiedź spośród piesków z drużyny szeryfa.

-Pierwszy raz z Ligą miałem styczność rok przed ich podzieleniem się. Prawdą było to że w oczach publiki była to zgrana organizacja. Niektórzy byli zdziwieni czemu akurat to grupa agentów skoro siedzibę mieli na widoku dla każdego. Tak właściwie banalnie logicznym faktem jest to że mają bardzo dużo specjalnych przybytków. Dostarczałem wszelkie informację do królowej od tamtego momentu. Miałem dostęp do danych. Z samym Kinay'em zapoznałem się pierwszego dnia gdy postała tam moja łapa- zaczął nostalgiczną wypowiedź

-Idzie współczuć- mruknął nieprzyjemnie Play przypatrując się ścianom. Tony aby skierował kąt wzroku na psa.

-Na tamtą chwilę nie było niczego współczuć. Raczej zazdrościć. Brocklen był jedną z nadziei przyszłości Ligi. W działaniu był szybki. Każdy zastanawiał się jak wszystko wykańcza z takim sukcesem nie mając ani chwili na zastanowienie się. Każdy chwalił jego zdecydowanie i inteligencję w pojedynkach. W dodatku jest prawdziwą duszą lidera. Podnosił morale znakomicie dobrze. Każdy był gotowy narażać swoje życia i rodziny dla niego. Był głową która tkwiła na szyi mocno i solidnie- kontynuował

-No a ten cały Akro. Wiesz cokolwiek o nim?- spytał Janny

-Cóż. Nie wiadomo o nim za wiele. Raczej był cichym członkiem wykrywaczy. Posiadał coś co wiele innych też chciało mieć. Ogromną inteligencję. Był pragmatyczny w swoich działaniach. Posiadał swoją tak zwaną maskę produktywnego pracownika. Jednak to była maska która aby bardziej eksponowała jego cechy. Tak naprawdę był spokojnym i porządnym psem. Nie wadził nikomu. Właściwie to można było go uznać za naprawdę dobrą osobę- mówił. Przed wypowiedzeniem ostatniego słowa zrobił krótką przerwę. Zamknął oczy a następnie z powrotem otworzył potem wypowiadając te słowa. Każdy się zdziwił po cichu. W dodatku spojrzał po sobie zmieszany

-A posiadał jakieś władcze ambicję. On rzekomo przewodził buntowi wykrywaczy. Rzekomo krzyczał najgłośniej- zapytał niepewnie Janny. Wydawało się że to co mówił wcześniej na spotkaniu Kinay było bujdą

-Moim okiem to z samego początku Akro nie żywił aż takiej nienawiści do wykonawców. Chociaż miał tendencję do duszenia wszystkiego w sobie. Możliwie że nienawiść karmił w sobie a nie ją uzewnętrzniał- powiedział w końcu Tony patrząc się prosto

-Zaraz, chwila. To czemu teraz jest ich liderem? Czym zaskarbił sobie zaufanie skoro był zwykłym wykrywaczem takim samym jak i rzesza innych?- spytała słusznie Sarah będąc naprawdę zmieszana informacjami jakie dostawała

-Myślę że to krzywda jego bliskich tak zniszczyła go...- zaczął niepewnie jakby nie chcąc o tym mówić

-Proszę?- zapytali chórem

-Właściciel Akro. Kendall Robertson. Cóż. Oni obaj byli zżyci ze sobą. Robertson ponoć miał się okropnie załamać gdyż jego cały dorobek, dzieło dla którego wypruwał flaki w przenośni tak się rozpada. Popadł w depresję. Staczał się jako człowiek. W Akro coś wtedy pękło. Widział wiele takich przypadków. Inni wykrywacze mieli też taką historię. Idąc takim stanem rzeczy masa istnień została potraktowana jak nic nieznaczący element w układance. Oni zazwyczaj poświęcali dużo. Zdrowie psychiczne, życie rodzinne, całe życie. Gdy cały świat odwraca się od ciebie zostajesz z tymi od których też się odwrócił. Jedziecie na tym samym wózku. Albo załamujecie się w swoich ramionach albo poprzysięgacie zemstą i tworzycie własny świat dla siebie. Taki gdzie już nikt się nie odwróci bo jesteście nim wy- mówił z nieco przygnębioną miną pies. Każdy zamilkł przetwarzając jego wypowiedź. Nie słysząc żadnych z nich kontynuował- Akro widząc tragedię tylu istnień i jego oparcia życiowego jakim był Kendall nie mógł tego pozostawić. Nie przewodził buntem bo ten był czymś inwidualnym które dostało swoje ciało nieco później. Akro stał się kimś kto ich poprowadził do utworzenia Ligi. Jednak nie było to tak jak chciał wam to przekazać Kinay... Nie krzyczał ale jednoczył. Scalał dzisiejszy zły odłam. Nie był typowym drącym swoje postulaty protestantem a rodzącym się liderem. Nastąpił ten dzień. Ten jeden dzień w 2013 roku. Akro wszystko zainicjował. Wykrywacze zniknęli pozostawiając swoją przemowę na biurku Kinay'a i Cornella. Że wydrą dla siebie ten jeden kawałek. Kawałek zawierający coś na co zasłużyli. Za każde zmarnowane życie odpłacą się. Dokonają wielkiej zemsty. Aż tamci opamiętają się. Dzień sądu ma nadejść. Jednak nie będą czekać nie wiadomo ile. Będą niszczyć jak trucizna która rozprowadza się po organizmie dopóki nie opanuję każdego jednego organu, mięśnia a co najważniejsze, sumienia...-

Każdy słuchał tego z niedowierzaniem. Wygląda na to że Tony zapatrywał się nieco inaczej, nie, po prostu mówił jak było. Przekazał prawdziwą historię rozłamu.

-A sam Kinay? Na rozmowie wyglądał na bardzo źle nastawionego w stosunku do odłamu?- zapytał Janny

-Kinay uważał że nie ma w tym żadnego nieporządku. Że wszystko jest na swoim miejscu. Że każdy dostaje kołaczy wystarczająco jak na to zapracował. On też był zły jednak po rozłamie. I tylko i wyłącznie po rozłamie. Coś w co bardzo się angażuję się rozpadło. Jednak tu była tylko złość. Uważał wykrywaczy za niewdzięczników. Że zniszczyli jego dorobek. W przeciwieństwie do Akra nie czuł żalu, goryczy, wyniszczenia psychicznego a tylko i wyłącznie złość- odpowiedział

-A co z tobą? Byłeś tego obserwatorem. Z tego co usłyszałem z tej prawdziwej historii to wygląda na to że rozumiesz wykrywaczy mam rację? Co rozbiło tą Ligę? Mimo wszystko chęć władzy wykrywaczy czy obłudna propaganda wykonawców?- zadał ostrzej i poważniej pytanie Play. Popatrzył się w stronę psa przed nimi. Ponownie nie dostali odpowiedzi tak szybko

-Tak jak mówiłeś byłem aby obserwatorem. Miałem dane o różnych misjach, dochodzeniach, jednak to co działo się za zamkniętymi drzwiami nie miałem okazji poznać nigdy. Po tym jak odeszli to tamci większość po prostu zataili. Powstała organizacja z samych wykonawców która zmieniła struktury a swoje błędy potraktowała jako zwykłe skutki uboczne. A teraz każdy ma swoją wersję tego co się wydarzyło. Każdy swoją propagandę która ma ziarenko prawy lub tego ani trochę. Każdy ma swoją winę. Jednak też jako obserwator który stoi bliżej i więcej mogłem wywnioskować. Widziałem mimo wszystko więcej niż inni, jednak nadal nie widziałem wszystkiego. To wszystko zabito przez swoje błędy. Gdyby wykonawcy zainteresowali się bardziej zażegnaniem konfliktu nie było by tego. Gdyby wysłuchali nie było by tej wojny. Gdyby wykrywacze mówili głośniej też by tego nie było? Nie mam zielonego pojęcia jak głośno o tym mówili! Czy wystarczająco dużo aby powinno się ich wysłuchać?! Znam ich błędy. Kinay ufał mi i ufa do dnia dzisiejszego. Znam jego grzechy, znam grzechy tej całej Ligi! Czasami po prostu nie mam pojęcia w co mam wierzyć!- mówił pod koniec głośniej nawet stając w miejscu i spuszczając lekko głowę. Jego głowa tętniła myślami. Zazwyczaj ograniczał swoje emocje jednak tutaj upuścił nieco balastu trzymanego w sobie. Każdy wsłuchiwał się w jego słowa mówione z goryczą ale stanowczo. Z żalem skutecznie trzymanym w ryzach. Nie był to ani trochę lament. Cała trójka spojrzała na niego oddychającego bardziej słyszalnie. Janny czuł do niego współczucie.

-Chyba cię rozumiem- powiedział smutno. Każdy skierował wzrok na niego- Czułeś że coś się tam święci. Czułeś że nie idzie to dobrym torem. Widziałeś wszystkie te winy ale nie mogłeś nic z tym zrobić. Czułeś się tak bezradny. Dostrzegałeś w tym potencjał aby chronić twój kraj. Jednak ten potencjał się rozpadł. To nie jest twoja wina Tony... Mogę śmiało stwierdzić że to wina wykonawców. Jednak oni będą się wypierać tego każdą kończyną. Uważałeś że gdybyś przebił się przez te drzwi mogłeś zrobić coś z tym. Naprowadzić. Jednak to nie jest wojna w której mediator to jedna osoba. Mediatorem powinni być teraz każdy mieszkający w tym kraju. Ty znalazłeś nas i pokładasz w nas swoje nadzieje na zmianę. Dlatego angażujesz nas w to. Wiem że jest wielu takich jak ty.  Tak bardzo wam współczuję...- przemówił Janny spoglądając na psa przed nim. Jego brązowe oczy były pełne smutku i współczucia.

-Ma rację... Chcesz coś zmienić i dlatego ryzykujesz wiele. Serio w nas wierzysz- dodała coś od siebie suczka patrząc też z lekkim współczuciem a wielki  rozumieniem. Tony nieco spuścił wzrok. Nawet powaga Play'a znikła gdyż zaczęła ciążyć w nim nawet małe współczucie

-Dziękuję wam. To naprawdę wiele dla mnie znaczy...- doparł spokojnie patrząc się na podłogę

-Jednak to wszystko nie zmienia jednej rzeczy- przerwał w końcu cisze Play. Każdy spojrzał się na niego. Znów zagościła u niego powaga. Spojrzał porozumiewawczo na Tony'ego. Ten też przybrał poważną minę

-Akro chce zbudować ostoję dla takich jak on kosztem naszego świata. Nie możemy na to pozwolić. Powszechna tu Ligia nie jest nam wrogiem, tylko go stworzyła. Walczy z nim zupełnie jak powinna. Dobijająca historia wykrywaczy nie przyzwala im robić takie rzeczy. Trzeba chronić innych przed ich błędami. Nie pozwolimy aby ta tragedia przelewała się do żyć innych. Wykonawcy zrobili źle ale obecny ich zły odłam szkodzi temu kraju jak i jak widać po waszej historii całemu światu. Nie możemy na to pozwolić- zaczął poważnie i stanowczo jakby zupełnie bez słowa zrozumiał poprzednie spojrzenia psa o złotych oczach, ponownie przybrał swoją zachowawczą postawę. Każdy przybrał stanowczą minę i kiwnął głowami.

-Zatem do pracy i zobaczmy co przyniesie nam ten tunel!- rzekła głośno i gotowa do działania Sarah. Skierowała łapę prosto wskazując na jeszcze długą trasę przed nimi. Każdy kiwnął głową i ruszyli przed siebie

Po tym jak wszystko sobie wyjaśnili poczuli jakby zupełnie nowe napływy determinacji. Wszystko stało się już jasne. Zarys historii i motywy. Wyszły na jaw prawdziwe twarze. Miały minuty na rozglądaniu się po ścianach. Nie było zupełnie niczego. Minęło kolejne kilka minut. Dotarli do rozwidlenia dróg. W obu nowych drogach nie było widać zupełnie niczego. Po tej lewej stronie było aby nieco napisów zakazujących wstępu. Były już prze niszczone. Wisiały naprawdę długi okres. Tony podszedł do nich i wziął w łapę kawałek przyglądając się.

-Wygląda że wiszą tu ponad dwie dekady- powiedział nieco ciszej zamyślony badając oczami kawałek taśmy

-Ta droga aż się prosi o zbadanie- powiedziała Sarah pewnie

-Musimy się rozdzielić. Ktoś pójdzie prawą a ktoś lewą- mówił Janny spoglądając teraz na prawe rozwidlenie. Tam cegła z której zbudowano przejście była już w nieco lepszej kondycji. Wydawało się nawet że jest tam nieco jaśniej

-Kto idzie prawą a kto lewą?- spytał Play

-Ja pójdę lewą a wasza reszta prawą- odparła od razu suczka. Od razu poczuła na siebie wzrok każdego. Po dłuższej chwili zmarszczyła brwi- No co?-

-Czemu akurat taki układ?- spytał Play unosząc brew do góry

-Wygląda to mimo wszystko na miejsce do którego nikt nie chce się pałętać. Dzięki powietrzu w razie coś mogę się schować przy suficie nie zwracając na siebie uwagi- wytłumaczyła walcząc o swoje

-To weź Tony'ego ze sobą przynajmniej- poradził Janny wiedząc że nie ma już co negocjować jak już się uprze

-Ta, a w możliwej walce będę robić za dwóch??- powiedziała ironicznie. Szybko spojrzała się na psa o którym mówiła który aby się przyglądał- Bez urazy-

-Jest dobrze. Umiem samoobronę jednak Sarah z mocą da sobie bardziej radę- odezwał się spokojnie

-No dobra, idziesz sama, jednak w razie coś informuj nas w try mi ga- zarządził mocniej Play

-Ta jest!- odparła

Wszyscy ruszyli w swoje strony. Tony, Janny i Play prawą a Sarah lewą stroną rozwidlenia. Ku zdziwieniu suczki jej oczy wykryły tym bardziej jak idzie że robi się nieco jaśniej. Jej widoczność znacznie polepszyła się. Postawiła się tym bardziej na czujności. Wypatrywała czegoś odstającego od reszty. Nawet jakiegoś typu kamer. Nie było nadal nic. W dodatku było bardzo cicho. Zmysły takie jak słuch czy wzrok były zbędne więc zaczęła używać następnego, węchu. Schyliła głową ku podłożu i wypróbowała coś wyniuchać. Zamachy były bardzo niejasne. Różne i pomieszane. Głównie nieco piekły nozdrza. Było czuć jakiś odór. To były wcześniej wspomniane kanały w okolicy.

,,Czuć jakby masę innych psów. Nie mogę wykryć świeżych. Nie, to nie może być coś związanego z ligą"- pomyślała lekko unosząc głowę.

Zaraz ponownie ją schyliła by kontynuować marsz. Zapachy nie ulegały zmianie. Nie było też żadnych śladów. Droga dłużyła się i dłużyła. Sarah też była nadal czujna. Nawet jeśli nie ma tutaj ligi to te taśmy nie znalazły się tutaj bez wyraźnego powodu.

,,Tony mówił coś o dwóch dekadach. Rozłam nastąpił w 2013. 13 lat różnicy. Nie, nie mówi mi to nic kompletnie. Może trzeba było wziąć jakiegoś mądrale z tej trójki"- myślała ponownie przyznając ostatnim zdaniem nieco błędne zagranie. Jednak aby wzruszyła ramionami i szła dalej przed siebie. Nie wątpiła w swoją inteligencje jednak byli ci co mieli ją naprawdę ponad skalę

Ponownie wróciła do używania swojego nosa jako przewodnika. Nie było nic poza ścianami z cegieł oraz betonowego podłoża. Co i raz wyglądała za kamerami. Wpadła na pomysł. W razie coś będzie grać zwykłego zagubionego psa. Zwinęła swoją chustę coś na styl obroży. Powstało coś ala bandana. Komunikator schowała za zwiniętą chustę. Gdy była gotowa ruszyła dalej.

,,No dalejjj... proszę nie mówcie że straciłam kilkanaście minut życia na maszerowanie do niczego, w dodatku w tym smrodzie. Aż oczy mogą łzawić"- myślała lekko poirytowana. Jednak nadal jeszcze kroczyła z nosem blisko ziemi. Szła i szła dopóki nie natrafiła coś na swojej drodze. Uderzyła głową w ścianę przed nią

-Auć!- syknęła siadając i kręcąc głową. Dochodziła do siebie błyskawicznie masując łapą głowę. Widziała przed sobą aby ścianę. Już miała prawić monolog o tym że serio zmarnowała tyle czasu a tu ślepy zaułek jednak zastygła w miejscu. Analizowała jeszcze raz sytuację- Zaraz chwila... To zdecydowanie nie był dźwięk uderzania o cegły...- mówiła otwierając szeroko oczy

Momentalnie spojrzała się na górę czy nie ma jakiś kamer. Nie było ich co sprawiło jej małą ulgę. Wstała i jeszcze raz uderzyła subtelnie o ścianę. Czuć było jakiś mały przegłos. Prawdopodobnie jakiegoś metalu lub coś w tym stylu. Wzięła powietrze w płuca patrząc się na ogromną ścianę przed nią.

-Co ty tam skrywasz...- szepnęła

Postawiła uszy. Zmysł słuchu coś wykrył. Usłyszała jakieś głosy. Pospiesznie zrobiła niesłyszalną chmurę powietrza i łapiąc się za nią uniosła się pod sufit. Ściana okazała się być swego typu drzwiami. Powoli się otworzyły. Praktycznie przed nosem suczki która aby się modliła aby ktokolwiek idzie nie usłyszał jej. Wyłoniły się dwa psy które spokojnym krokiem wyszły za drzwiami. Już jeszcze przed tym było słychać ich rozmowę

-Gdzie wyruszamy?- spytał ciężki głos jednego z psów

-Jubiler na Waterloo. W dodatku nie byle jaki. Najlepsze recenzje w internecie. Mamy wykraść nieco biżu aby potem nielegalnie spieniężyć dla pracodawcy. Odpalą nam działkę potem. Wolę się wywiązywać z umowy. Z kim jak z kim, ale z Akro lepiej nie zadzierać- mówił luźno pozostały drugi, na jego pysku pojawił się uśmiech

-Ba, nawet dobry interes. Tylko w razie coś można zapłacić srogo. Ale się opyla. Dobrze że nie kazali nam iść na Westminister. Choć nieco bliżej- zgodził się i przyznał

-Na Waterloo będziemy w try mi ga. Mamy przecież te przejście- upomniał

-A no tak, cóż, tym lepiej dla nas- odparł uśmiechając się ponownie

Sarah postawiła uszy. Gdy tamci zniknęli opadła na ziemie. Widząc jak drzwi zamykają się zaczęła przetrzymywać je dmuchając powietrzem na nie. Wyjęła komunikator i zaczęła dzwonić. Tony, Play i Janny idąc prawą stroną słysząc powiadomienie bez zwłocznie odebrali

-Sarah! Co jest grane?- zapytał pospiesznie Janny odbierając

-Chłopaki chyba mam ich bazę!- powiedziała prędko. Każdy pies otworzył szerzej oczy. Jednak najbardziej Tony. Jego bursztynowe oczy błysnęły. On sam stał jak wryty

-Co? Jak to?- pytał się zszokowany Janny. A jednak chyba się udało

-Mamy tam iść?- zapytał od razu Play

-Nie! Słuchajcie, myślałam że trafiłam na ślepy zaułek a tu bam. Ściana rozsuwa się i wychodzą dwa psy. Nie z Ligi ale mówiący że wykonują dla nich jakieś zadanie. Taka mała tania siła robocza- zaczęła

-Cco? Gdzie teraz idą?!- zapytał Tony przybliżając się do komunikatora

-Daj mi skończyć! No mówią że mają okraść jakiś jubiler na Waterloo. Najwyższa z możliwych półek. Mają wziąć biżuterię a następnie spieniężyć na jakąś dodatkową gotówkę! Jeden z psów jest cały czarny a drugi cały beżowy. Mają postawione uszy. Chyba też oboje mają zielone oczy- dokończyła

-Wiem chyba gdzie to jest!- oznajmił Tony

-Ja też wiem! Podczas lotu przebadałem okolicę. Wiem jak tam dotrzeć- powiedział Janny

-Spieszcie zadki bo oni mają jakieś szybsze przejście tam!- nakazała suczka

-Co z tobą?- spytał Tony

-Ja wchodzę do środka i sprawdzę co zastane- powiedziała

-Dobra, ostrożnie tylko. Bez odbioru- mówił Play po czym rozłączył się. Sarah tak samo. Przemknęła do środka- Idziemy szybko!-

Zaczęli biec, wystrzelili jak z procy. Jednak Tony ich zatrzymał

-Moment!-

-Co?- zapytał od razu Play wraz z Janny'm patrzących na niego stając w tej samej chwili

-Mówiła że mają jakieś przejście. Nie ma szans że zdążycie pierwsi idąc tą drogą!- zauważył Tony poważnie. Każdy nieco się zmartwił ale zachowywał zimną krew. Te dwa psy mogą być cennym źródłem informacji dla nich.

-To jak niby mamy to zrobić?- spytał Janny patrząc zmartwiony. Każdy zaczął się zastanawiać szybko. Pies w niebieskiej chuście spuścił wzrok. Nagle skierował go na kratę w ścianę za którą płynęła jakaś woda. Wpadł na pomysł. Podszedł bliżej- Tony spójrz!-

Pies od razu to zrobił. Janny wskazał na kratę.

-Co ty zamierasz?- spytał Play

-Tony, są to kanały już, mam rację?- spytał szybko

-Tak- odparł bardzo szybko

-Cóż... Wydaję mi się że to najszybsza droga...- zaczął Janny niepewnie. Play podszedł też do kraty i spojrzał się na nią. Widząc tą całą brudną wzdrygnął się robiąc zgorszoną minę. Obawiał się tego jednak już praktycznie wiedział do czego to zmierza

-Nie gadaj...- jeszcze się łudził

-Jak popłyniemy tędy wypłyniemy przez kanały tuż przy tym jubilerze mam rację?- spytał brązowooki pies. Tony zerwał się z spokojnej postawy

-Dokładnie tak!- przyznał gwałtownie

-Nie mów że chcesz- pytał Play jednak Janny już był zajęty odsuwaniem klapy z kratami. Była tak stara że poszło gładko jak przy odkręcaniu wieczka od słoika. Play wiedział że tak trzeba jednak myśl pływania w ściekach nieco go degustowała. Janny wskoczył do środka. Dzięki magii wody nie odpłynął z prądem. Spojrzał w górę w otwór przed który skoczył

-Nie powinno być tak źle. O ile co wiem to raczej to woda odpływowa z wanien, pryszniców i umywalek więc tego co w t-mówił Tony

-A może chcesz sprawdzić co?- odparł żwawo przekręcając głowę w propozycji. Popatrzył się nieco ostro. Tony był nieco speszony i mrugnął parę razy, nieco zmarszczył brwi i także się popatrzył na niego

-Czas ucieka- mówił Janny z dołu

-Eh... Na co ja się godzę...?- westchnął ciężko po czym zamknął oczy. Po chwili podszedł do otworu i wskoczył. Woda capiła okropnie. Wylądował koło Janny'ego. Tony wyjrzał przez otwór- Jedzie bardziej niż chusta Mickey'ego- dodał jeszcze pies o złotych oczach

-Ja udam się do końca tej drogi. Jak się nie mylę też dojdę do kanałów z prawdziwego zdarzenia- wołał z góry

-Dobra! Jak coś to się z nami kontaktuj! Jakbyś wyszedł wcześniej zaczekaj gdzieś. Damy ci znać gdzie masz się udać!- wołał także Janny z dołu. Tony kiwnął głową

-Powodzenia!- powiedział po czym odłożył klapę na swoje miejsce i ruszył dalej

-Rób swoje zanim puszcze pawia- mówił Play próbując nie wdychać tyle tego smrodu. Janny kiwnął głową i za pomocą jego magii wody popłynęli

  • Zmiana sceny

-Wszystko dobrze? Nie odniosłaś większych obrażeń?- wypytywał się Mickey badając niebieskimi oczami swoją przyjaciółki. Szli do hotelu dość szybkim krokiem. Głównie trasą oddaloną od większego ruchu. Suczka była nieco poobijana jednak dobrze trzymała się na swoich łapach. Szła nieco zamyślona

-Łeb mnie trochę nasuwa. Ale to nic takiego- odparła spokojnie

-Co ten typiarz chciał od ciebie? Jest z Ligi?- pytał wyraźnie poruszony Mickey wypowiadając pytania z wyrzutami

-Co do tego drugiego nie mam żadnych wątpliwości- powiedziała poważnie spoglądając na niego

-Jak w ogóle doszło do tej walki?-

-Upadła mi ulotka i gdy już miałam ją podnieść on zrobił to za mnie. Podawał się za normalnego przechodnia i wyleciał do mnie z propozycją oprowadzenia po okolicy. Źle mu z oczu patrzyło od samego początku. Zaoferował mi daną lokację do której mamy się udać. No i szliśmy tam. Będąc już zaraz przy tym zaczęła się walka. Szczerze nie mam pojęcia co on ode mnie chciał. Przecież gdyby ukazał się publicznie to miał by z tego więcej negatywów niż pozytywów. A on mimo wszystko postanowił mnie zaatakować- zaczęła mówić

-A co jeśli oni wiedzą że my też nie możemy się ukazać publicznie?-zapytał zaniepokojony. Wymienili spojrzenia

-Nie mam pojęcia co do tego. Nawet jeśli to co? Będą nas wyciągać za uszy na publikę? To jest ich metoda wojny z nami? Może dali by zawiadomienie u dobrej Ligi, też nie, po pierwsze, skąd byle jaki anonim mógł wiedzieć o tym, po drugie, zły odłam zna swoją wartość i nie będą chodzić po innych instytucjach aby się nami zajęli. Zrobi to nikt inny niż oni sami- mówił ostrzej suczka będąc już nieco bardziej podirytowany gierkami jakimi z nimi grają

-Vauxhall Pleasure Gardens... Do tego miejsca próbował cię zaciągnąć...- zaczął

-Ta. Nie wiem po co. Może po prostu to byle jaka miejscówka aby nie stracić na wiarygodności-

-Mówił coś o sobie? Wiem że to raczej lewe informacje ale warto wiedzieć-

-Mówił że jest policjantem co jest bujdą. Jest zwykłą szują z Ligi. Mówił też że jest z Tottenhamu. Spędził tam dzieciństwo. Tak to pogrywał sobie w psychologiczne gierki-

-Trzeba powiadomić tamtych. Coś się nie odzywają. Ano, musimy z twojego komunikatora. Mój upadł na ziemię jak biegłem. Pozostał aby stłuczony kawałek technologii-

-Cóż. Z moim też nie jest dobrze. Oberwał ogniem, mój to zwęglony kawałek technologii-

-Musimy szybko iść do hotelu-

-Zgadzam się-

-Tylko nadal mnie nurtuje czemu on wdał się w walkę. Czy to naprawdę wielka układanka Ligi a my jesteśmy pionkami? Może po prostu chciał sprawdzić twoje umiejętności?- mówił kolejny raz zaniepokojony

-Niedługo wszystko stanie się jasne. Mógł mnie wziąć do walki bo miał taki kaprys nawet. Nie obchodzi mnie to. Jeśli chcieli zobaczyć na co mnie stać to proszę bardzo! Szkoda że nie mogłam przekazać jeszcze jednej informacji do samego Akro! Z chęcią bym mu powiedziała że to aby ułamek moich umiejętności. Podczas walki z nim wyrzucę moje wszystkie asy z rękawa! Może grać ze mną w gierki jednak jeśli przyjdzie co do czego, nie ważne czy będzie miał jakąś moc czy nie, postaram się z całych moich sił aby tym razem to on tańczył na MOICH warunkach! A ja już mu się odwdzięczę za to wszystko...- mówiła Flurr. W jej głosie słychać było zażartość i ostrość. Brzmiała naprawdę groźnie. Żarty się skończyły. Mickey wiedział że nie kozaczy zbędnie. Wszystko wynika z jej determinacji i złości. Nie czuję się niepokonana, nie wie czy Akro ma jakąś moc czy nie, mimo to wszystko zrobi wszystko co w niej mocy aby poczuł dobitnie jej gniew za to co wyrządził światu, szczególnie niewinnym ludziom czy psom. Suczka bardzo chętnie zrobi to w ich imieniu, zwłaszcza za swoją osadę i przyjaciół. Dwójka była już prawie przy hotelu

  • Zmiana sceny

Zgodnie z założeniem Janny'ego jak i Tony'ego wyszli z kanałów w odosobnionym miejscu. Pies w niebieskiej chuście podniósł metalową klapę w kształcie koła. Po chwili wyszedł i stanął na łapy. Zaraz po nim wyszedł Play nadal zniesmaczony podróżą w kanałach. Ociekała z nich woda. Zdążyli nieco prześmiardnąć. Gerberian Shepsky podniósł łapę z której ociekała wciąż kanałowa woda. Janny jednym ruchem łapy oddzielił wodę od swojego futra. Następnie zrobił tak i z Play'em. Oboje nabrali już nieco komfortu. Pies o złotych oczach powąchał swoją łapę

-Nadal jedzie okropnie- stwierdził odsuwając nos od futra jak najdalej

-Taa, ale jesteśmy idealnie na czas, spójrz- przyznał prawdę Janny, jego brązowe oczy powędrowały za róg budynku. Jubiler był w zasięgu wzroku. Dwa psy właśnie zmierzały w kierunku sklepu z drogocenną biżuterią. Byli przebrani za pracowników.

-Wygląd się zgadza- mówił Play od razu skupiając się na zadaniu. Podeszli nieco bliżej. Dwójka już prawie była przed ekskluzywnie wyglądającym budynkiem. Szyby po obu stronach drzwi pokazywały że sklep jest naprawdę obszerny. Kręciła się też tam masa ludzi. Na wsytawie w oknie było naprawdę dużo naszyjników i pierścionków. Po lewej stronie były zegarki

-Potrzebny plan- zauważył brązowooki

-Dobra. Wygląda na to że będą próbowali zrobić to po cichu w przebraniu pracowników. Pewnie pójdą do magazynach na tyle. Ty zostaniesz na wszelki przed sklepem gdzieś na uboczu. Ja wejdę do środka i spróbuję ich złapać. Gdy mi się uda powiadomię cię i spróbujesz wejść tutaj od tyłu- mówił skupiony na badaniu terenu Play

-To pewnie jakieś pospolite zbiry. Ciekawe czemu Liga ich zatrudniła- zastanawiał się Janny

-Cóż, gdybym był liderem takiej wielkiej tajnej organizacji też bym nie kazał moim podwładnym robić takie rzeczy. Załatwią to takie małe oprychy jak tamci. Dadzą im małą działkę. W razie co pary z gęby nie puszczą bo będą się bali. Każdy zarabia jak umie najlepiej- powiedział swoją analizę Play

-Akro jest taką dużą figurą że wykorzystuje sobie takich jak oni tak o po prostu- mówił Janny. W międzyczasie dwójka psów weszła do środka.

-Wkraczamy- mówił Play wychodząc jako pierwszy a Janny za nim

Przeszli po pasach na drugą stronę. Słońce powoli przenikało przez chmury. Gerberian Shepsy i kundelkiem obok niego byli już przed jubilerem. Janny poszedł w prawo i usiadł się na ławkę. Widząc też stoisko z darmowymi gazetami wziął jedną dla niepoznaki. Usiadł się na drewnianych deskach i udając że czyta przyglądał się obiektowi blisko niego. Play w tym czasie już wchodził do środka. Jeszcze przed tym popatrzył się na logo zawieszone nad wejściem. Zapamiętał. Ruchome drzwi rozsunęły się ukazując cały wielki obszar. Ściany były białe i gdzie nie gdzie złotawe. Wszędzie były półki z biżuterią. Blisko niego parę stolików. Po jego lewej była kasa a za nią drzwi na zaplecze. Szybko wzrokiem namierzył dwójkę psów. Play podszedł do stolika z gazetkami i udawał że czytał nią. Tak naprawdę nasłuchiwał rozmowy starszej kasjerki z psami

-Dzień dobry Pani Cortney. Jesteśmy od właściciela sklepu- powiedział jeden z nich bardzo naturalnie

-Dzień dobry, w jakiej sprawie?- spytała uprzejmie kobieta

-Mamy sprawdzić magazyny na tyłach. Sprawdzić czy dostawy mogą być nieco przełożone z racji zapotrzebowania dla sklepów w innych miejscach miasta- kontynuował teraz drugi

-Ah naturalnie, proszę tutaj- odparła uśmiechając się i wskazując na szare drzwi po jej prawej. Nie miały żadnych zabezpieczeń

-Ah no tak, a jakieś zabezpieczenia są? Bez problemu będziemy mogli dotrzeć tam prawda?- zapytał jeszcze spokojnie starszą panią za kasą

-Oczywiście, zwłaszcza że mamy mały remont zaplecza. Kamery nawet są nie podłączone jak się nie mylę. Obecnie już pracę są zakończone na dzień dzisiejszy. Bez problemu tak dojdziecie- mówiła kobieta

,,Kamery to najmniejsze moje zmartwienie widzę"- pomyślał Play

-Dziękujemy- odparli po czym zniknęli za szarymi drzwiami

,,Dobra. Dwójka pewnie zwinie biżuterie i zostawi na tyłach sklepu. Potem wróci po nią. Muszę już tam ich złapać"- pomyślał poważnie pies

Play już wpadł na pomysł. Zauważył mężczyznę który przegląda małe błyskotki przy stoliku. Te były postawione blisko kasy. Pies pomyślał że musi tu zrobić zamieszanie. Na jego szczęście ludzie przeszli bardziej do końca pomieszczenia. Podszedł też zatem nieco bliżej i ukradkiem posłał mały płomyczek na kostkę mężczyzny. Ten syknął z bólu, nie mógł nawet wyczuć co jest bodźcem reakcji. W odruchu zwinął nogę, nią zahaczył o stolik i wywrócił. Wszystkie gazetki, błyskotki rozsypały się po okolicy. Kasjerka szybko zakłopotana podeszła do mężczyzny który obolały wstawał. W pomoc dla niego zaangażowały się też inne osoby. Każdy wzrócił uwagę na niego.

-Najmocniej przepraszam! Poczułem jakiś skurcz i to był odruch- mówił nieco zawstydzony i zakłopotany.

-Nic się stało- odparła ciepło kobieta

Play szybko przemknął za stoisko kasy a następnie za drzwi. Od razu zauważył ścianę po swojej lewej i dalszy korytarz po prawej. Szybko nim podszedł. Mijał kartony i inne narzędzia. Remont naprawdę szedł grubą parą. Stawiał kroki bardzo po cichu. Korytarz prowadził dalej jednak był i jeden zakręt po linii długości. Play wyjrzał za niego. Były tam drzwi z napisem ochrona i były zamknięte. Już miał normalnie przechodzić jednak te otworzył jeden z ochroniarzy. Pies wrócił do ukrycia

-Mogliby szybciej robić ten remont- powiedział jeden do drugiego

-Ta, nie da się przejść, w dodatku duszno tutaj. Uchyliłem toteż drzwi- mówił pozostały wachlując się kartką.

Pies musiał przemknął niepostrzeżenie. Spojrzał się na górę kartonów obok niego. Z racji że do biura ochrony prowadził jeszcze odcinek drogi uznał że musi zrobić mały bałagan. Dostrzegł że pudła są ustawione na sobie ale bardzo chwiejnie. Właściwie już przechylały się do upadku na podłogę. Play postanowił temu pomóc. Pchnął niepostrzeżenie. Wszystko runęło na ziemię. Pojawił się efekt domina i stojące obok pudła ułożone w kupkę też porozwalały się po podłodze. Jego szansa. Pies położył się na brzuch i przemknął, osłaniała go sterta kartonów. Po chwili dalej ruszył pospiesznym ruchem. Usłyszał aby za sobą głosy

-Bayers! Na litość Boską! Mówiłem abyś to normalnie popostawiał!- rzucił z pretensjami wskazując na bałagan

-Ja to bardzo dobrze popostawiałem!- bronił się

Po chwili Play już przestał słyszeć głosy z racji że oddalał się. Skręcając dostrzegł wyjście ewakuacyjne i kolejne drzwi już nie naprzeciwko ale na boku. Miały napis "zaplecze" i były lekko uchylone. Podszedł nieco bliżej. Było cicho. Lekko wyjrzał, ujrzał jak pies pakuję drogocenną biżuterię do worka już umiejscowionego w pudle. Pies o złotych oczach szybko przemyślał sytuację. Po chwili z gotową miną i przybraną na niej powagą wparował do środka. Pies momentalnie się obrócił zdziwiony

-Jak mniemam tak się nie spisuję zasobów- rzucił w końcu pies w czerwonej chuście podchodząc nieco bliżej i bliżej. Wpatrywał się w czarnego psa który stał jak wryty. Szok nadal go trzymał.

-Coś ty za jeden! Zjeżdżaj- już mówił nieco pewniej i już zrywał się w jego kierunku jednak Play był szybszy i pewniejszy w swoim działaniu. Zrobił zamach łapą i wystrzelił ogień. Pies podający się za pracownika nie miał żadnych szans. Upadł rozsypując biżuterię niechcącym ruchem. Play wziął pobliskie kable i spętał nimi łapy psa. Odstąpił krok przed gdy wszystko było już gotowe. Gwałtowni podniósł uszy przypominając sobie że było ich przecież dwóch.

Poczuł ruch za sobą. Pozostały pies zasadzał się za nim z cegłą w łapie. Play w porę zrobił unik. Cegła z impetem uderzyła o ścianę. Akurat gdzie był włącznik alarmu. Rozbrzmiały syreny. Play musiał się spieszyć. Teraz nadszedł jego ruch. Zaatakował ogniem jednak ten cudem go uniknął upadając niesfornie

-Uciekaj stąd ośle!- warknął na towarzysza pozostały szarpiąc się nieco

Drugi zerwał się do ucieczki. Play szybko posłał ogień w kierunku drzwi ewakuacyjnych. Złodziej szybko wyhamował przed ogniem który dotarł tam znacznie szybciej przed nim. Szybko zerwał się do ucieczki w inną stronę

-Wracaj mi tu!- krzyknął rozkazująco zły pies. Ruszył w pościg. Wybiegł magazynu i spojrzał szybko w bok i ruszył-,,Cała dyskrecja wzięła w łeb"- pomyślał równie zły

Zaatakował ogniem jednak chybił. Złodziej szybko przebierał nogami. Zniknął za zakrętem jednak mag ognia deptał mu po piętach. Przebiegli szybko przez korytarz mijając pracowników ochrony którzy właśnie przestali sprzątać bałagan przez alarm.

-Macie prezent na zapleczu- powiadomił przemykając błyskawicznie koło nich. Ci spojrzeli się na siebie i szybko wypalili w stronę zaplecza

Złodziej całym sobą otworzył drzwi od zaplecza. Wiedział że już praktycznie jest spalony jednak desperacko próbował uciekać. Jednak czuł ulgę po zamkną go tylko za kradzież, myślał że nie wiadome jest to dla kogo pracuję, cóż. Prawda była inna. Każdy błyskawicznie skierował głowy w kierunek hałasu. Pies już wybiegał z budynku przy okazji przewracając kobietę wchodzącą do środka. Play był nieco w tyle.

-Janny łap go!- krzyknął

Pies w łaty odrzucił w bok gazetę. Widział jak pies już ucieka w stronę furgonetki zaparkowanej nieco daleko. Jednak ta była daleko. Widząc pobliską kałużę pobrał z niej wodę i skierował w kierunku psa. Spętał mu łapy. Ten upadł na ziemię. W międzyczasie za rogu ulicy wyszedł nikt inny niż Tony. Widząc znajomego psa czym prędzej zaczął biec do niego. Play wyszedł z budynku i podbiegł do Janny'ego. Oba psy odetchnęły. Usłyszeli bieg za sobą. Dołączył do nich i Tony który spojrzał się na spętanego psa leżącego na podłodze.

-Tony!- zawołał na jego widok Janny

-Przecież to jeden z braci Minsów, bracia to całkiem świeże ryby w branży, pochodzą z Birmingham- mówił przypatrując się dokładnie. Widział ich akta gdy wizytował na komendzie w wcześniej podanym miejscu. Janny i Play słuchali go w milczeniu. Po chwili z budynku również wyszła kasjerka będąca także właścicielką i parę innych osób.

-Co tu się stało?- zapytała w szoku patrząc się to na trójkę psów to na spętanego psa. Za nimi wyszła ochrona która trzymała kolejnego związanego kablem psa.

-Ta dwójka podszyła się pod pracowników. Nie miała spisywać zasobów ale je ukraść- powiedział poważnie Play

-Skąd to wiecie?- zapytała wciąż rozemocjonowana patrząc się na psy, była im wdzięczna za pomoc co było też słychać

-Ci przestępcy są nowi w okolicy. Pochodzę z Birmingham i pracuję w policji. Widziałem ich kartotekę. Ta dwójka to moi przyjaciele, podzieliłem się z nimi ich wizerunkiem aby uważali i w razie coś też powiadomili mnie- zaczął Tony poważnym głosem. Przejął sprawę w swoje łapy

-Zwiedzając Londyn zobaczyliśmy ich przebranych w uniformy tej sieci jubilerskiej. Słyszeliśmy też że popularne jest oszukiwanie poprzez podawanie się za pracowników danego lokalu a tak naprawdę kardnięcie- dodał coś od siebie Janny tworząc kompletnie fałszywą wersję zdarzeń dalej umieszczając w tym swoją cegiełkę

-Pewnie wykorzystali nasz lokal bo dostali wiadomość że panuje remont i zamieszanie- dochodziła do wniosku starsza kobieta poprawiając okulary

-Dokładnie tak Proszę Pani. Z racji że rozdzieliliśmy się z naszym przyjacielem nie miałem pewności czy to naprawdę są oni. Nie chciałem też robić zamieszania więc potajemnie chciałem to sprawdzić. Jak widać nie myliliśmy się- powiedział Play spokojnie do starszej kobiety ani ją bardziej uspokoić i też nie komplikując sytuacji.

-Zadzwonie na policję, niech zgarną tych tutaj- powiedział Bayers z ochrony i wyjął komórkę. Play i Janny spojrzeli się na to zaniepokojeni, przecież to świadkowie współpracy z ich wrogiem. Tony szybko to dostrzegł

-Spokojnie. Mam naprawdę wiele znajomych w policji. Jakoś to załatwię- szepnął im uspokajająco jednak wciąż stanowczo. Ci kiwnęli głowami

-A co z dalszą częścią rozwidlenia?- zapytał Janny

-Jak się spodziewałem dalej były już prawdziwe kanały-

W międzyczasie właścicielka spojrzała się że spętany pies ma na sobie torbę która była częścią uniformu. Otworzyła ją i zaczęła grzebać dłonią. Okazało się że ostał się naszyjnik. Był on z złotego łańcuszka z zawieszonym rubinem w kształcie serca. Wstała od psa którym już zajmowała się ochrona. Uśmiechnęła się lekko i podeszła do dwójki kowbojów.

-Wiem że to mało ale... Nie chce myśleć co by było gdyby naprawdę doszło do kradzieży. Mój mąż był jednym z założycieli tej firmy... Ten sklep był pierwszym... Pamiętam jak razem wznosiliśmy jego plany... Mam ogromny sentyment do tych czterech ścian. Firmę przejęli młodzi, bardziej zdatni już niż ja... staruszka. Może wydawać się że to tylko zwykłe zapobiegnięcie kradzieży ale dla mnie jest to naprawdę wiele. Chciałabym wam dać choćby ten naszyjnik. Każdemu z was coś dam. W ramach podzięki za to jak mi pomogliście. Wiem że Will też by się upierał aby wam coś dać...- mówiła kobieta wracając pamięcią do dawnych lat. Uśmiechnęła się bardzo spokojnie. Jej oczy były pełne wdzięczności. Naszyjnik złożyła u łap Play'a. Ten przypatrywał się jak słońce pięknie mieniło się w złocie

-Ależ proszę Pani... Nie trzeba. Zrobiliśmy co musieliśmy- zaczął mówić Janny w głębi poruszony takim uprzejmym gestem. Uśmiechnął się także.

-Proszę przyjmijcie chociaż to...- poprosiła

-Skoro to i by zrobiło wielką przyjemność pani mężu. Zgoda- powiedział Play patrząc się zgodnym wzrokiem z Janny'm. Kobieta aby uśmiechnęła się. Po chwili ochrona zawołała się do siebie. Trójka pozostała ponownie sama. Play spoglądał się wciąż na piękny wisiorek

-To... Kto go weźmie?- spytał Janny

-To wy ocaliliście jubiler. Nie ja- powiedział spokojnie i nawet lekko uśmiechając się Tony

-No ja nie mam dziewczyny ale wiem kto ma...- mówił uśmiechając się zaczepliwie. Janny spojrzał się na Play'a. Tony także spojrzał się na psa, uniósł lekko brwi do góry usłyszawszy że ten jest w związku

-Oj już przestańcie- powiedział przewracając oczami

-No za te pływanie w ściekach- zmienił uśmiech Janny na bardziej serdeczny. Play spojrzał się na niego i też lekko uśmiechnął. Zamknął łapę na której trzymał wisiorek.

-Skoro tak- powiedział wciąż lekko uśmiechnięty chowając go w kieszonkę wewnątrz chusty

-Postaram się aby sprawa nie obiła się echem. Liga jest naprawdę zajęta ale na wszelki wypadek. Ta dwójka jest naprawdę ważnym elementem- oznajmił Tony zmieniając temat

-No właśnie! Sarah!- krzyknął Janny przypominając sobie nagle

-Nie odzywała się. Spróbujemy nawiązać z nią kontakt- powiedział Play. Nagle usłyszeli syreny policyjne

-Ja już to załatwię. Idźcie zorientować się gdzie jest Sarah, ja uwinę się z tym i spotkamy się potem- mówił Tony

-Naprawdę dzięki za wszystko co dla nas zrobiłeś dotychczas. Naprawdę dziękujemy. Miło że choć ty nie odwróciłeś się od nas- mówił Janny uśmiechając się

-Cóż. Dajecie mi nadzieje że cokolwiek się zmieni. Idzie wam naprawdę nieźle. Liga nie miała racji, macie wiele do zaoferowania. Jesteście poważną grupą- mówił brytyjski pies patrząc się na dwójkę przed nim

-Nah, czar pryśnie jak spotka Mickey'ego- mruknął lekko zrezygnowany Play do Janny'ego. Ten wywrócił oczami

-Dziękujemy jeszcze raz- skinął głową brązowooki. Rozdzielili się już idąc w swoją stronę. Radiowozy były daleko ale w zasięgu wzroku. Nieco oddalili się nieco już od siebie jednak Play odwrócił się jeszcze

-Niezłe kontakty swoją drogą. Powiesz swoją pełną tożsamość?- zapytał jeszcze unosząc brwi

-Anthony Fernsby- odparł także odwracając głowę i uśmiechając się pewny siebie a i spokojnie przy tym stając w miejscy.

-Cóż. Teraz jak przyjdą po nas to i potem po ciebie- mówił Play niby poruszony

-Przekażcie im że jestem gotowy o każdej porze- odparł już idąc w swoją stronę. Czuć było pewność siebie ale nie nachalną. W odpowiedzi Play aby uśmiechnął się dziarsko pod nosem. Poszli w końcu w swoje strony

  • Zmiana sceny znaczek Play'a

Najwidoczniej to naprawdę była baza Ligi. Sarah powoli przemierzała metalowy korytarz. Najciszej jak się dało aby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Na razie nikt nie zwracał na nią uwagi. Powodem tego było zarówno to że mało co osób ją mijało. Tylko około trzy psy przechodziły jednak były zajęte rozmową ze sobą. Suczka odetchnęła z ulgą. Starała się grać opanowaną i jakby czuła się u siebie. Zaraz potem jak wskoczyła za drzwi znajdowała się na początku metalowego korytarzu. Połyskiwał. Na suficie były lampy w postaci kółek. Sarah szła prosto gdyż tak właśnie biegł korytarz. Nie odzywała się do reszty na wszelki wypadek. Zdała sobie sprawę że będzie trudno uciec jednak doszła do wniosków że to jest też złożona konstrukcja. Wyjść mogło być co nie miara tak naprawdę. Starała zwracać są uwagę na ważne elementy. Lecz poza metalowym wnętrzem, wykładziną i paroma regałami nic nie było. Zwykły korytarz. Szła dobre parę minut. Mijała nie raz drzwi po których wyglądzie już wiedziała że kryją coś ważnego. Po chwili dojrzała przed sobą wielkie drzwi ze złocistym znakiem na całość powierzchni. Był to ten sam znak co przypinka na obroży. Było to te same kółko z liniami imitującymi flagę Wielkiej Brytanii z koroną na górze i dwoma krętymi wywijasami na samym dole. Wyglądało to masywnie i potężnie. Na jej nieszczęście te wielkie wrota strzegło dwoję psów.  Ci od razu skupili oczy na niej. Przełknęła niemo ślinę, nie wiedziała co ma robić. Postanowiła że spróbuję jakby nigdy nic. Gdy już miała wchodzić.

-Ej- zwrócił uwagę mocno i krótko jeden ze strażników rasy Golden Retriver. Suczka zamarła w bezruchu

-Tak?- zapytała resztkami pewności siebie próbując zachowywać się normalnie, z trudem patrząc mu w oczy

-Ktoś ty?- zapytał drugi tej samej rasy jednak w ciemniejszym futrze. Z kompanem ustali naprzeciwko niej z czujną postawą i minami. Przewyższali ją posturą swoich ciał.

-No agentka-odparła trochę bezczelnie co nie umknęło ich uwadze, jeden zmarszczył brwi co sprawiło że Sarah już z trudem tamowała zimny pot

-Jak masz na imię. I gdzie masz przypinkę?- zapytał się dwa razy ten z ciemniejszym tonem futra. Bacznie wodził po niej swoim wzrokiem uważnie badając ze wszystkich możliwych stron. Oczy Sarah mignęły. Dostrzegła takowe przypinki na obrożach dwójki przed nią

-No, ja, aa- Jestem Margaret Sherrnes, przypinka mi się zapodziała. Wychodziłam na patrol no i zdjęłam ją. Skubana gdzieś mi zwiała- zaczęła lać wodę suczka mówiąc nieco pewniejszym tonem. Skarciła się w głowie za rozpęd z tłumaczeniem się. Chociaż zwykła wersja ze zgubieniem była by niewystarczająca

-Z którego oddziału jesteś?- zapytał, i Sarah zamarła raz kolejny- ‘’Jaki do groma ciężkiego oddział?” pomyślała, wiedziała że każda sekunda zwlekania nie idzie jej na łapę

-No jestem ze naszej wypadowej!-odparła niepewnym głosem. Dwójka pozostałych popatrzyła się po sobie z marszczonymi brwiami. Po chwili drugi wzdrygnął ramionami.

-Mówi się grupa do akcji. To po pierwsze, po drugie radzę ci na drugi raz odkładać na jasne miejsce…- odparł niskim tonem.

Po chwili przesunął wajchę. Drzwi z charakterystycznym dźwiękiem rozsunęły się. Sarah czym prędzej weszła. Strażnicy jeszcze nie spuścili z niej wzroku. Drzwi powoli się zamknęły. Suczka odetchnęła z wielką ulgą.

‘’Ale fart, pójdę potem w totka zagrać”- pomyślała

Cała tak akcja sprawiła że nie skupiła się na tym co ma przed sobą. Było to ogroomnee pomieszczenie. Tak samo metaliczne, a może nawet stalowe. Wisiały gdzie nie gdzie obrazy. Jednak wielką uwagę przykuł monitor na całą ścianę. Widniał na nim ten sam znak co na drzwiach. Prawdopodobnie był to ekran blokady. A jeszcze przed nim jakiś podest, podwyższenie. Panele sterowania wyglądały na bardzo skomplikowane. Parę agentów jeszcze coś przy nich grzebało. Całość pomieszczenia była dość przyciemniona. Gdzie nie gdzie fioletowe odbłyski, z metaliczną barwą. Przed nią było mnóstwo biurek jednak wcale nie aż tak dużo psów jako pracowników. Były duże odstępy w osiadaniu przy stanowiskach. Domyślała się że jest to coś w stylu głównego miejsca spotkań. Przyglądała się komputerom. Były tam jakieś ślaczki które z bliska nie mogła przeczytać porządnie. Panowała poważna atmosfera. Suczka nadal oglądała się na boki. Czuła się jak w jakimś wielkim biurze. Dostrzegła jeszcze jedynie parę pomniejszych drzwi. Głównie jej uwagę przykuło przejście hen daleko naprzeciwko niej. Było tam dość ciemno jednak widziała jak przechodzą tam różni agenci. Wiedziała że jej czas jest ograniczony. Wciśnięty kit był za bardzo niepewny. Zatem postanowiła nie marnować czasu. Postanowiła ruszyć do byle jakiego. I to mogło być ryzykowne bo nie wiedziała czy agenci mają przyporządkowane stanowiska do siebie. Jednak skoro już tu jest to musi coś sensownego znaleźć. Zatem ruszyła po stalowym podłożu do jednego stanowiska

-MAM!-odparł głos z tyłu

Nerwowo i gwałtownie odwróciła. Serce jej przyspieszyło. Zobaczyła psa w radosnych podskokach wychodzącego z jednych ze drzwi i radosnym susem idącego w jej stronę. Była nieco zmieszana. Postawiła na czujność gotowa do swojej samoobronny. Jednak ta okazała się zbędna. Pies o niebieskich oczach minął ją i tym samym krokiem szepcąc wcześniejsze słowo co i raz kierował się najwidoczniej w inną stronę. Była zdziwiona takim zachowaniem. Myślała że tu wszyscy są tacy poważni. Reszta pozostała niewzruszona.

,,No dobra, to było trochę dziwne"- pomyślała patrząc jak pies znika za jednymi z drzwi- ,,Od czego by tutaj zacząć. Wygląda że jest to sporo pod ziemią. Patrząc po otoczeniu powodzi się i stać ich na zabezpieczenie miejscówki. Ciekawe od kiedy tutaj siedzą. Mam trochę czasu zanim tamci się kapną. Podsłucham ich rozmów"

Sarah spojrzała w swoje lewo. Stał tam bowiem automat z wodą. Aby nie stać jak kołek postanowiła że się napiję wody. Wzięła papierowy kubeczek i nalała wody z zbiornika. Było to dość niespotykane uczucie. Przyjeżdżała do Londynu zupełnie z niczym a teraz jest w Bazie ich wroga i jeszcze pije ich wodę. W międzyczasie rozglądała się jeszcze. Wzdłuż ściany po jej prawej znajdowała się chyba winda. Wywnioskowała że pomieszczenie ma parę pięter jeszcze w dół. Przy windzie znajdowały się drzwi na czytnik. Z jednych właśnie wyszedł tamten wcześniejszy pies o niebieskich oczu. Jednak drzwi te nie były oznakowane. Już miała jedną istotną wiadomość. Jest coś w stylu grupy od akcji. Patrząc się na stanowiska przed nią wywnioskowała że jest tutaj coś w stylu grupy wywiadu, coś na pozór wykrywaczy. Zastanawiała się czy gdyby poszła innymi drzwiami to gdzie by doszła. Szukała wzrokiem jakiegoś planu tej konstrukcji. Co zauważyła także to było i tak dość mało psów w okolicy. Zmartwiła że naprawdę kroi się coś grubszego i każdy zajmuję się tego przygotowaniem. Spamiętywała wszystkie szczegóły i informacje bardzo dokładnie.

,,Może gdyby nie wyszło na jaw że ktoś ich nakrył to można by było sprowadzić psi patrol, wbić tutaj i ich rozgromić. Jednak było by strasznie mało czasu. Widzieli jeden podejrzany obiekt, mnie"- myślała suczka biorąc jeszcze trochę wody do pyska. Nagle jej wzrok przykuł jakiś pies, czarny labrador który podchodził do jednego stanowiska naprzeciwko niej. Będący przy biurku Border Collie obrócił się w jego stronę. Zaczęła nasłuchiwać ich ochrony

-Masz tutaj jeszcze trochę papierów od tych z grupy do akcji. Kazali uzupełnić dane- odezwał się podchodząc do drukarki tuż obok miejsca gdzie siedział. Przyłożył łapę do skanera i na małym ekranie wystukał jakiś kod. Po chwili kartka papieru będąca już w drukarce zniknęła górą i ponownie pojawiła się dołem już z napisaną zawartością

-Oh ale po co, i tak teczki są już upchane po brzegi. Gdzie ja mam już to kłaść?- odparł Border Collie o niebieskich oczach. Obrócił się w kierunku Labradora i spojrzał z lekkim zmęczeniem

-Takie są rozkazy. Ja je wykonuję, i ty też je wykonuj- mruknął nie wzruszony wręczając kartkę

-Czemu to akurat my mamy siedzieć tutaj w bazie gdzie inni mają inne zadania?- mówił nieco rozżalony obracając się do komputera i zaczynając przepisywać raport. Sarah podniosła bardziej uszy słysząc ostatnie słowa. Czyli teza odnośnie przygotowywania czegoś innego stawała się coraz bardziej realna.

-Jesteś w grupie wywiadu to nie narzekaj. Widzisz, ja jestem w tej od akcji i mam się świetnie- powiedział Labrador ponownie stojąc jeszcze chwilę przy biurku- Słyszałeś przecież, kazano nam sprawdzać wszystko, wy dawaliście cynk co i jak dokładnie, my zrobiliśmy to w terenie jeszcze dzięki sprzętom wynalazców naszych i z tej siamatochy co nie raz dajemy utworzyliście bardzo dobre raporty-

-Hej, wy dwaj, chodźcie za mną, jesteście potrzebni- odezwał się całkiem nowy głos, tym razem suczka. Dwójka od razu odeszła od stanowiska. Border Collie zamknął komputer i ruszył z Labradorem za Spanielką. Sarah wyjrzała bezpiecznie czy już się oddalili a potem w mgnieniu oka znalazła się przy biurku tamtego psa.

Każdy w otoczeniu był zajęty swoimi sprawami. Sarah sprężała się. Najpierw rzuciła okiem na raport na kartce. Zatytułowany był ,,Brixton- zaistniałe zmiany". Suczka pobieżnie przeczytała cały raport. Nie wyczytała nic szczególnego. Wyłącznie jakieś pomniejsze wypisanie ów zmian, w infrastrukturze, w władzach. Nic szczególnego. Próbowała otworzyć komputer jednak zobaczyła okienko na hasło. Przewróciła zirytowana oczami. Zaczęła grzebać w szufladach. W pierwszej były papiery ale zaszyfrowane kodem. Nie było co próbować rozczytywać. Otworzyła zaś drugą, w tej też znajdowały się papiery. Tym razem prototypy dane przez członków grupy do akcji. Były to raporty z okolicy. Nic szczególnego jak mogło by się wydawać przeciwnie. Spojrzała na jeden nagłówek, otworzyła szerzej oczy widząc słowo ,,Mayfair", dzielnica blisko nich, myślała że to coś ważnego jednak zaraz potem zobaczyła kolejny nagłówek, ,,Edmonton", dzielnica nieco dalej już. Przy Mayfair przeczytała że są małe renowacje wejścia do metra przy Green Park. Stwierdziła że to nie ma znaczenia. Znaczenie miało to że Liga robiła głębsze rozeznanie w terenie. Suczka w końcu otworzyła trzecią szufladę. Tam też były papiery jednak zauważyła jeszcze coś jedno. Mianowicie małe zdjęcie psa puszczone luzem. Było to zdjęcie typowo do dokumentu. Widniał na nim pies z poważną miną. Jego sierść idąc do góry zmieniała kolor z białego na bordowy. W tym samym kolorze ale ciemniejszą obwódkę miał koło oczu. Miał błękitne oczy.

,,Może Tony będzie wiedział co z tym zrobić"- pomyślała. Wzięła zdjęcie do łapy a szufladę zamknęła

-Hej ty- usłyszała za sobą ostry głos. Oblał ją zimny pot a serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Lekko struchlała obróciła się. Ujrzała jednego psa a za nim pozostałą dwójkę tych psów co stała przy drzwiach. Spojrzała się aby na nich. Wiedziała że jest już spalona

-Tak?-

-Jesteś z grupy od akcji? Czemu jesteś w bazie a nie na misji?- zapytał ten na czele patrząc się na nią podejrzliwie. Czuła ciężki wzrok który dosłownie się w nią wdrążał- Co robisz przy stanowisku członka wywiadu?-

-Eeee...- mówiła patrząc się w bok

-Mów kim jesteś...- zaczął ponownie malinois przed nią. Jego wzrok wywołał jeszcze większą presję. Suczka uznała że nie ma co się już bronić

-Jestem Elżbieta Windsor, czego sięjeszcze głupio pytasz?!- powiedział niewinnie na początku a jednak pełna sarkazmu, jednak zaraz potem zapytała zła marszcząc brwi. Popatrzyła się zła na lekko zmieszanych psów przed nią. Po chwili jednak zaatakowała powietrzem. Cała trójka od spiralnego pocisku poleciała na automat z wodą.

Sarah wzięła zdjęcie za chustę i zaczęła uciekać. Każdy popatrzał się w stronę hałasu. W pomieszczeniu było około 25 psów nie licząc Sarah. Obszerność miejsca posłużyła na jej korzyść. Psy oddalone od niej nawet nie mogły jej przeszkodzić w ucieczce. Tylko jak teraz znaleźć jakąś drogę ucieczki?

-Intruz! Łapać ją!- ryknął pies

Suczka kierowała się do przejścia bez drzwi. Biegła w pełni skupiona. Usłyszała jak ktoś szybko biegnie w jej kierunku. Kątem oka zobaczyła jak ci siedzący za biurkiem chcą się na nią rzucić, jednak suczka aby warknęła pod nosem. Wzbiła się nad ziemię i robiąc łukowaty ruch ciałem wytworzyła powiew powietrza który niczym kula od kręgli przewróciła całą piątkę agentów. Wokół zaczęły fruwać papiery. Jeszcze po przekroczeniu przejścia przewróciła regał torując drogą. Zaraz po przejściu był skręt w lewo. Akurat przechodziła dwójka agentów.

-Z drogi!- krzyknęła oburzona wywracając dwójkę.

-Nie może się wydostać! Łapać ją!- krzyknął poprzedni agent który wybiegł właśnie za zakrętu. Dwójka pozostałych biegła do nich

-Czyli da się wydostać tędy- powiedziała do siebie suczka

Biegła czym prędzej naprawdę długim korytarzem. Wzdłóż ściany były aby drzwi. Wywnioskowała że to są jakieś nie znaczące pomieszczenia, tym bardziej do jej ucieczki. Czuła że ogon za nią się zwiększa. Dzięki mocy powietrza wywracała co i raz regały torując drogę. Prędkość suczki była naprawdę zniewalająca ale i tak agenci w pościgu deptali jej po piętach. Następnie był bardzo ostry zakręt w jej lewo. Postanowiła że wykorzysta swój jeden z ulubionych tricków. Nie zakręciła od razu. Rzuciła się na ścianę. Stojąc właściwie w pionie przez ułamek sekundy zwinnie odbiła się o ściany i rzuciła się w bok. Gładko upadła łapami i kontynuowała bieg. Zgodnie tak jak myślała, agenci nie skupili się aby zakręcić ale by ja złapać. Niektórzy po uderzali o ścianę. Suczka aby uśmiechnęła się pod nosem. Ci będący nieco dalej zakręcili w czas. Ponownie była aby korytarz. I za jakiś czas ponownie zakręt, tym razem w prawo. Suczka postanowiła zgubić ogon. Oparła się o przednie łapy i tylnią częścią ciała zrobiła łukowaty ruch. Łuk powietrza skierował się wprost na agentów. Zbił ich niczym kręgle. Myśliwy został przechytrzony przez zwierzynę. Skręciła nadal nie zwalniając. Tym razem miała do wyboru pójście prosto lub skręt w prawo. Chciała iść prosto jednak dosłownie wyhamowała przed owczarkiem niemieckim z opaską na oku który słuchał jak pozostały pies mówi coś wskazując łapą cos na kartce papieru. Co rzuciło się w oczy to to że u tego z opaską przypinka na obroży miała koronę. Oboje zdzwieni popatrzyli na suczkę. Ta uśmiechnęła się niemrawo

-Ups, nie tędy- powiedziała

Momentalnie wypaliła w bok. Oba psy aby spojrzały się osłupiałe z zdziwienia jak pędzi. Nagle obrócili się w stronę zakrętu w którego wybiegła. To agenci którzy ją ścigali.

-Intuz!!!- krzyknęli z końca korytarza, momentalnie tamci oprzytomnieli

-Ruszać za nią! Włącz alarm! Czy wy jesteście jakimiś przedszkolakami że trzeba wam wszystko palcem pokazywać?!- zapytał od razu zły gromiąc wzrokiem pies z opaską. Pies z którym jeszcze przed chwilą rozmawiał zerwał się przestraszony od nagłego krzyknięcia. Ruszył czym prędzej. Sam z resztą ruszył w pościg. Sarah usłyszała alarm

-Kurka co to za jakiś labirynt! Mogli by jakieś znaki dać- mówiła głośniej będąc zdziwiona że ponownie musi skręcać z pretensjami

Przewagę jeszcze miała ale ta powoli malała z sekundy na sekundę. Biegła naprawdę długim korytarzem. Szybko zaskoczyła się na widok że to już prawie koniec trasy. Na końcu korytarza zastała metalowe drzwi, z czytnikiem łapy. Za sobą słyszała głosy. Byli już prawie za nią. Już myślała że to koniec jednak zobaczyła jeszcze jakiegoś agenta który uzupełnia na jakieś wieszaki liny. Być może to był jakiś sprzęt. Liny miały haki jeszcze na końcu jednej z stron. Linia wieszaków była długa. Suczka wzięła jedną z ów lin i zrobiła coś na pozór lassa. Wzięła w pysk i podbiegła nieco bliżej psa. Ten aby spojrzał w jej stronę. Akurat miał łapy podniesione do góry nieco gdyż zawieszał sprzęt. Ustała w miejscu i zarzuciła lasso na jego łapę. Wypaliła do przodu. Zdezorientowany pies aby zaczął nieco krzyczeć gdy nagle z impetem ruszył się z jego miejsca gdzie siedział. Suczka ponownie ustała i lasso mocno przeciągnęła przed siebie. Pies poleciał niczym kamień. W dodatku z bardzo dużą prędkością. Uderzył perfekcyjnie tam gdzie był czytnik łapy. Upadł bezradnie obolały. Sarah podbiegła bliżej i wzięła jego łapę i przytknęła do skanera. Ten przeskanował przytkniętą siłą łapę agenta który jeszcze widział aby gwiazdki. Pojawił się zielony kolor. Drzwi drgnęły a potem się otworzyły. Suczka jeszcze się obejrzała za siebie. Zbliżali się. Nagle wyłoniło się przejście a za nim schody na górę. Zaczęła biec

,,Teraz będzie się pnąć w górę?''- spytała w myślach

Pozostałe psy nie zdążyły już przejść tak szybko. Drzwi się zamknęły i musieli ponownie je otwierać. Przewaga ponownie rosła dla Sarah. Zaczęła wbiegać po schodach. Na każdym półpiętrze było okno. Czy to był już jakiś budynek? Miała mentlik w głowie. Musiała skupić się na uciekaniu. Biegła coraz bardziej na górę. Tamci ponownie deptali jej po piętach. Po chwili dotarła na sam szczyt. Po lewej zobaczyła już małe schodki do przejścia na dach.

-Wyjście!- powiedziała zadowolona

Przed nie wybiegła na dach chyba jakieś wysokiej kamienicy. Podeszła do krawędzi i spojrzała w dół. Było bardzo wysoko. Rozejrzała się po okolicy. Nie poznawała jej. Niebo ponownie spowiły szare chmury. Był nawet trochę wiatr. Szybko obejrzała się za siebie. Wszyscy agenci którzy ją gonili wyszli z przejścia. Byli nieco zipani ale zupełnie też taka była Sarah. Popatrzyła się na sporo psów. Na przodzie był pies z czarną opaską na oku. Gniewnie się do niej zbliżał

-Koniec drogi...- powiedział zły

Sarah była nieco zaniepokojona nadmiarem wrogów. Miała wciąż bojową ale nieco zmartwioną minę. Każdy patrzył się na nią wrogo i zaczął zbliżać. Spojrzała się kątem oka na ruchliwą ulicę. Zobaczyła też prace remontowe przy wejściu do metra. Szybko zorientowała się że jest przy Green Park, w dzielnicy Maryfair, zupełnie jak przeczytała w raporcie. Uśmiechnęła się w końcu pewna siebie i odwróciła się do agentów. Wskoczyła na krawędź dachu i salutując zniknęła spadając. Gdy już miała uderzyć o ziemię wytworzyła podmuchy powietrza. Agenci wyjrzeli za nią

-Gonimy ją panie Ned?- zapytał

-Nie, wy wytłumaczycie się szefowi... Marsz do środka- odparł ostro

Sarah wyjęła komunikator, kilka nieodebranych połączeń. Suczka zadzwoniła

-Halo chłopaki!- krzyknęła

-Sarah! Jesteś cała?- spytał się Play od razu

-Tak! Jestem przy Green Park na Maryfair!- odparła od razu sprawdzając czy nie ma ogona

-A co z bazą?- spytał się Janny

-Jest tam. Resztę wam wyjaśnię jak się spotkamy- mówiła nie zdradzając szczegółów. Suczka rozłączyła się i pobiegła przed siebie.

  • Zmiana sceny

Cała czwórka spotkała się ponownie. Nastąpiła krótka wymiana informacji. Sarah opowiedziała swoją historię z Bazą, Tony zaś przekazał jak udało mu się załatwić sprawę z policją. Mianowicie zeznania od świadków, czyli Janny'ego i Play'a dostarczył on. Wie gdzie są osadzeni przestępcy. Ich połączenie z Ligą nie jest znane nikomu poza nimi samymi. Pieski z drużyny pierwszej wraz z Tony’m szli po schodach do ich pokoju. Szybkim krokiem już znaleźli się pod drzwiami. Każdy był już w małym przedsionku. Słysząc to z salonu wyjrzał właśnie z niego Mickey, uśmiechnął się trochę widząc że każdy jest cały, jednak i też uśmiech mu zniknął widząc jeszcze jednego psa.

-Jesteście?- zapytała liderka siedząc na kanapie

-Tak, no i przy okazji mamy kogoś jeszcze- mówił spokojnie Janny przechodząc do większego pomieszczenia.

Mickey stanął bokiem a pozostała czwórka weszła do środka. Flurr popatrzyła się nieco zdziwiona na widok brązowego psa który miał naturalny wyraz pyska. Od początku biło od niego zachowaniem manier i zachowawczą postawą. Spokojnie patrzył się na liderkę.

-A co ci się stało?- zapytała Sarah patrząc po poobijanej suczce

-Nie zgadniecie, T.C pokazał się. Walczyłam z nim, prawie go już miałam ale skubaniec uciekł.… no a ten, kto to za jeden- mówił masując okładem głowę. Pod koniec zapytała unosząc brew w kierunku nieznanego psa. Nie była za bardzo zła gdyż wiedziała że jej drużyna nie wzięła by byle kogo do siebie. Przenikliwie obserwowała mieszkańca Londynu

-Ah, no tak. Jestem Tony, właściwie Anthony Fernsby, łącznik królowej, właściwie jej kurier tak zwany. Działam na usługach królowej czy też rządu- zaczął wyraźnie chcąc zrobić dobre wrażenie jednak nie zbytni nachalnie

-To on nas śledził już od początku- dopowiedział Janny

-Śledził?- zapytał Mickey wyraźnie zdziwiony

-Zupełnie przypadkiem dowiedziałem się o waszej misji, od suczki Królowej Brittie. Jestem naprawdę zaufanym tam więc dlatego też postanowiła podzielić się ze mną tą informacją. Przeczuwałem że winowajcom ataku na waszą osadę jest Liga Londyńska. Więc postanowiłem przyglądać się z daleka jak wam idzie. Nawet w konieczności chciałem zaoferować wam moją pomoc. Zły odłam zalega na tej ziemi niczym rdza, powoli niszczy i rozwija swoje działania dalej i dalej. Uznałem was za tych którzy w końcu będą w stanie zrobić cokolwiek z tym. Podczas śledzenia pierwszej grupy zostałem nakryty i w końcu ujawniłem się przed wami- zaczął tłumaczyć raz jeszcze swoje intencje. Mickey i Flurr którzy jako pierwsi ich słuchali byli nieco zdziwieni jednak doszli do wniosku że Tony jest ich sojusznikiem, jedynym na tej ziemi dotychczas. Flurr wsłuchiwała się w jego słowa dając po sobie poznać zaskoczenie lecz jednak uspokajając się.

-Sprzedał nam cynk że tamci nie wysłali nikogo za nami. Że sami mają ręce pełne roboty- dodała Sarah która co i raz nabierała więcej ufności do nowo spotkanego psa i chcąc aby i reszta też to zrobiła

-W dodatku bardzo pomógł w akcji jaką mieliśmy. Jest czysty- mówił Janny jeszcze. Flurr spojrzała się po dwójce psów z jej drużyny wsłuchiwując się w ich argumenty. Były dla niej bardzo dobre, nie zmienia faktu że nie spodziewała się takiego obrotu spraw

-Dobrze zatem- zeskoczyła z kanapy i podeszła bliżej psa w zielonej obroży, ten uniósł wyżej głowę- Ja także ci ufam, miło że ktokolwiek wziął nas na poważnie- wysunęła przednią łapę, Tony spojrzał się na to i po chwili uścisnął łapę suczki- Jestem Flurr Linhart a to Mickey- pies machnął łapą

-A co u was? Mówcie- zaczął niecierpliwiąc się Mickey i popatrzył się na swoich towarzyszy. Pierwsza drużyna popatrzyła po sobie a niektórzy nawet się uśmiechnęli

-Odkryliśmy ich bazę- zaczął Janny uśmiechając się, Mickey i Flurr postawili uszy ze zdziwienia. Patrzyli się na resztę

-Co, gdzie, jak?-zadawała pytania Flurr

-W wieży, w pomieszczeniu gdzie były jakieś mechanizmy i inne takie. Skubańce mieli ukrytą wajchę po której przeciągnięciu z podłodze pojawia się przejście. Po kilku minutach marszu dochodzi się do rozwidlenia. Po lewej trzeba iść dalej a dojdzie się do metalowych drzwi które od strony osoby która przychodzi są po prostu ścianą kończącą przejście, po drugiej stronie są już aby wrota do ich bazy- zaczęła Sarah która to wszystko odkryła

-Zaraz, zaraz, zaraz, powoli bo muszę zajarzyć. Czyli po prostu osadzili się tam? A co jakby ktoś tam przyszedł przypadkiem?- pytał zmieszany Mickey

-Wydaję mi się że to właśnie coś ala kanały aby zmylić gdyby ktoś w razie coś znalazł przejście. To całkiem sprytne posunięcie. Idąc prawą stroną dochodzi się do kanałów stanu faktycznego. Po lewej były nawet znaki aby nie iść dalej, że teren zabroniony. Wszystko wygląda stara, co za sobą idzie bardziej przypomina dawno zapomniane miejsce gdzie już nikt się nie plącze- dodawał Tony

-Tak czy siak tamten teren jest połączony w sposoby które wydają się nie realne. Udało mi się przemknąć do środka. Była tam masa drzwi i innych takich. Widziałam też windę nawet, są jeszcze niższe sektory. Wszystko jest tak metaliczne, solidnie zbudowane ale i też lekko elegancko wystrojone, jest jedna wielka sala, ogromna dosłownie, znajduję się tam pewien ekran, coś podobnego jak mają nasi w bazie ale znacznie większy, dalej są biurka gdzie pracowali agenci. Całe te pomieszczenie to chyba miejsce gdzie ci z fuchą wywiadu mają swoje stanowiska pracy. Nie zdążyłam się obejrzeć za długo. Ktoś wyczaił że nie jestem stąd. Gonili mnie po całej bazie. Niektóre pomieszczenia to jest istny labirynt. W końcu udało mi się wybiec przez jakieś drzwi i zaczęłam wbiegać po każdych schodach. Pięłam się w górę i w górę. Aż w końcu dotarłam na dach jakiegoś kompletnie nieznanego mi budynku. Chyba starej kamienicy. Wszystko w dzielnicy Maryfair. Tam też im uciekłam. Jedyne co mi się udało wziąć to te zdjęcie- mówiła patrząc się po reszcie, Sarah w końcu wyjęła z chusty zdjęcie biało-bordowego psa. Każdy spojrzał rozszerzonymi oczami jednak najbardziej Tony, Flurr i Mickey

-To ten z kim walczyliśmy- powiedziała Flurr szybko.

-To ten T.C czy o co chodz- zaczał rudy pies jednak przerwał mu Tony

-To jest Tago Cooper. Jeden z bliskich samego lidera naszych wrogów. Był w wykonawcach jednak za swoim przyjacielem poszedł do złego odłamu. Jak się nie mylę jest to jeden z wpływowych agentów odłamu z którym walczymy. Bardzo płynny i staranny w działaniu. Jak się nie mylę ma siostrę- wyjaśnił

-Gdzie znalazłaś zdjęcie?- zapytał Janny

-Było w szufladzie jednego z biurek- odpowiedziała suczka

-Zdjęcie jest typowo do dokumentu. Być może akurat była szykowana jakaś fałszywka i te zdjęcie było przeznaczone właśnie do tego- wysunął tezę Tony

-Dowiedziałaś się jeszcze czegoś? Co do struktur?- pytała się Flurr

-Ano tak. Dwójka ochraniarzy przy wrotach do tego ogromnego pomieszczenia chyba pochodzi z grupy jakiś ochroniarzy co pilnuję tego przybytku. Mi fartem udało się im wmówić że jestem jakąś agentką z grupy do akcji. Podczas tego czasu gdy tam byłam grupa przeprowadzała jakąś akcję chyba. Właśnie przez to mnie wyczaili. Słyszałam też o grupie wynalazców. Ano i oczywiście ci z wywiadu. Podsłuchując rozmowę dwójki agentów usłyszałam jak mówił coś o tym jak działa typowa akcja. Grupa od zadań dostaje cynk i dane od wywiadu i przechodzi do działania, potem piszą raporty odnośnie tego wszystkiego a następnie wywiad tworzy raporty z prawdziwego zdarzenia. Taka baza danych powoli się tym napełnia. Ano i jeszcze mają broń od tamtych wynalazców- tłumaczyła dokładnie Sarah

-Wychodzi na to że mamy 4 struktury na które są podzieleni, strażnicy, wywiad, zadania specjalne i wynalazcy- doszedł do wniosku Play

-Różni się do tego jak było przy pierwowzorze całej Ligi. Znacznie bardziej wszystko jest zróżnicowane- mówił Janny

-Nie widziałam nigdzie takiego pomieszczenia gdzie Akro mógłby mieć swoje biuro. Pewnie gdzieś na dole, z dala od reszty- dodawała jeszcze informację Sarah

-Było coś jeszcze co rzuciło ci się w oczy?- dopytywał się Mickey

-Cóż... No tak! Powiem wam że Baza praktycznie świeciła pustkami... Na moje oko w tym wielgachnym pomieszczeniu było raptem 25 osób nie licząc mnie. Gdy uciekałam mijałam aby poszczególne psy. Znaczy, nie znam się, nie wiem czy to normalne ale nie powinno być tam więcej agentów?- zaczęła przypominając sobie w prawdzie najważniejszą informację. Każdy połączył kropki i doszedł do wniosku że naprawdę może coś nadciągać. Mimo wszystko spuścili nieco głowy w zamyśleniu. Obiegło nich nieco zmartwienie

-Nawet jeśli to co niby mieli szykować?- zapytał Janny resztę widocznie zaniepokojony

-Etapy ich ostatecznej zemsty, tak sądzę...- zaczęła ciszej Flurr, tego się obawiała jednak też była spokojna gdyż wiedziała że będą tymi którzy temu zapobiegną. Potrzebowali aby więcej szczegółów.

-Flurr może mieć rację... 7 lat minęło a oni atakowali małymi krokami. Teraz zaszyli się i w końcu powstaną z podziemia i zaczną dyktować swoje warunki- powiedział Tony też zaniepokojony ale z zimną krwią. Wzrok miał spuszczony. Jego tęczówki nieco drgały z buzujących się w nim emocji których nie chciał pokazywać nikomu. Zacisnął łapy

-W biurku widziałam raporty dotyczące danych dzielnic Londynu. To co się zmieniło i tak dalej. Można stwierdzić że sercem ich możliwego ataku będzię serce całej Wielkiej Brytanii- mówiła nieco ciszej Sarah także będąc niepocieszona faktem rzeczy

-Jest ktoś na kim szczególnie zależy im na zemście, poza Ligą od której się odłączyli?- zapytała Flurr Tony'ego

-Myślę że możemy wykluczyć mieszkańców downing street 10. Rząd trwale pozostaje przy swoim. Udaję że jest całym sercem za Ligą jednak odłam doskonale wie że też widzą ich winę w tym wszystkim. Uważam niestety że Królowa może być zagrożona... Głównie przez napiętnowanie przez nich wartości wykonawców. Wykrywaczy pomijano. Wszystko przez doradców którzy rządzili się własnych rozumem. Na szczęście wywalono ich z posad- mówił Tony do reszty. Tak jak pierwszą część wypowiedzi mówił solidnym głosem to drugą powiedział nieco zaniepokojony.

-Na razie nie wiadomo czy w ogóle jest planowane cokolwiek- zauważył Janny chcąc nieco uspokoić resztę

-Flurr też miała dobre myśli że właściwie nie wiadomo czy tamta Liga na nas się wypnie. Wszyscy wiemy jak wyszło- zabrzmiał nieco pesymistycznie Play

-Musimy koniecznie dowiedzieć się czegoś więcej. Właściwie to na samym początku to myślałam że jak uda mi się niepostrzeżenie zinfiltrować Bazę to można by było poprosić Psi Patrol o pomoc, aby na za jutrz choćby ich zaatakować u nich samych i zakończyć to- mówiła smętnie Sarah

-Mówiłam że nie angażujemy w to Psiego Patrolu. Załatwimy to sami, musimy- upomniała Flurr

-Czyli wiedzą że tu jesteśmy. Mamy się spodziewać ich ataku czy coś?- wysunął wniosek i pytanie Play swoim poważnym głosem, spojrzał się na Tony'ego

-Wiedzą to na pewno. Zupełnie przez walkę z Flurr i infiltrację Sarah. Na pewno teraz zwijają manatki stamtąd. Jednak wątpię czy uda im się zabrać wszystko. Mogą zostawić jakąś poszlakę. Dlatego jutro trzeba się tam koniecznie udać. Przeszukać. Nie wiem na ile pewne jest to że nagłe pojawienie się Sarah było zaskoczeniem dla nich więc raczej zachowają zimną głowę i będą ewakuować się. Nie pozostanie tam nic poza jakimiś pomniejszymi pułapkami. Jak zresztą mówiłem będąc pospiesznie opuszczać to miejsce. Zwłaszcza że może obawiają się że przyjdziecie tam do tamtych z zawiadomieniem- mówił spoważniały nieco bardziej brytyjski pies

-Tego ostatniego nie jestem pewna. Akro jest tak okropnie inteligentny, może rozgryzł że tak naprawdę działamy na własną łapę, zna układ myślenia tamtych- mówiła też nieco pesymistycznie liderka

-Ciebie i tak będzie się obawiał. Może i mieć jakiś swój plan jednak. Jestem pewny że nie spodziewał się że was tu zastanie. Także przeczuwam że wie że i wy możecie zakończyć jego dzieło- mówił Tony

-Właściwie przyjeżdżając tutaj nie wiedzieliśmy na co się piszemy. Na Dzikim Zachodzie, tam wszystko jest znacznie prościejsze niż tutaj... Tam walczą o kawałek chleba a tutaj o sprawiedliwość na pełno wymiarową skalę. Są strasznie grubą rybą- mówiła nieco przygnębiona Flurr

-Ich sprawiedliwość zburzy nasz dotychczasowy świat. A on nie kończy się na Londynie, choć co prawda go zaczyna. Mówiłem już osobom z waszej drużyny że nie mamy prawa was prosić abyście to zakończyli... Możecie zburzyć ich siłę a my dokończymy resztę...- mówił też Tony z nieco położonymi uszami. Też dawał się przygnębieniu. Każdemu to się udzieliło. Po chwili ciszy Flurr nabrała pewności w głosie

-Wybacz Tony, podczas walki uderzyłam się w głowę i chyba coś mi się poprzestawiało i gadam od rzeczy. Liga zadarła też z nami. Może i kilka lat temu jednak ja mam przeczucie że to nie jedyny raz który z nami igrał i grał w te psychologiczne gierki. Po za tym. Fakt. Przyjechaliśmy tutaj aby zapowiedz innym incydentom w naszej osadzie spowodowanych tym zamaskowanym gagatkiem. Na nasze nieszczęście już weszliśmy w to bagno. I co? Mamy się wycofać? Może i zrobiliśmy błąd, jestem tego świadoma, ale nie jesteśmy tamtą Ligą i nie zostawimy tego!- mówiła z początku uśmiechając się do psa którego to podniosło na duchu. Następnie spojrzała na drużynę aby ich nieco zmotywować, i to się udało. Miała rację, może i pchali się niepotrzebnie jednak trudno, stało się, puszka Pandory się otworzyła. Jednak drużyna szeryfa była gotowa aby ją ponownie zamknąć. Poprawią swoją winę ale i przy tym zrobią coś dobrego dla świata, ale przede wszystkim dobrego dla osady

-Masz rację liderko. Akro pewnie nadal by sobie z nami igrał. Ile można!- zawołał Mickey żywiej

-Jutro koniecznie musi się ktoś tam udać- przyznała Flurr wracając na temat bazy

-Do czego się przenoszą? Mają jakieś inne bazy?- spytał Janny

-Zapewne tak. Zawsze mogą mieć tak zwany układ siatki. Wiele baz na terenie tego kraju. Jedna może być główna i inne zapasowe. Mogą tam przesiadywać członkowie Ligi i wszystkie kopie dokumentów. Zawsze pozwala to im na zagranie taką jakby taktyką spalonej ziemi. W ramach odkrycia lokalizacji mogą szybko przenieść się do kolejnej bazy a poprzednią swoją główną bazę zniszczyć pozostawiając odkrywcom nic poza zgliszczami i pustkami- głosił swoją teorię bursztynooki

-Czyli w skrócie. Mamy już lokalizację Bazy Ligii i trzeba koniecznie tam jutro zawitać. Przebadać teren dokładnie. Raczej wątpliwe jest to że zaczną nam uprzykrzać życie ale w razie coś trzeba być w ciągłym stanie gotowości w razie coś. Wszystko będzie w pośpiechu więc tym lepiej dla nas- powiedziała Flurr

-No dobra, nawet gdy już dotrzemy do ich samego serca, to co wtedy? Jak mamy z nimi wygrać?- zapytał nieco zmartwiony Janny

-Uważam że wystarczy aby pokonać dowództwo. Ściąć głowę czyli rozum tego całego organizmu. Bez głowy nie ruszysz ręką aby wydać cios, choćby nie wiem jaka umięśniona ta ręka była to i tak to nic nie da. Z biegiem czasu dojdzie się do tego kto jest kim i jaką ma wartość. Zwłaszcza się narzuci się temu szybszy bieg wydarzeń. Jednak największy cios zostanie zadany gdy Flurr pokona Akro. Ostateczny mózg tego wszystkiego- tłumaczył drużynie Tony spoglądając na nich co i raz. Na koniec spojrzał się na Flurr. Na suczkę skierowały się wszystkie obecne w pomieszczeniu oczy. Były one przepełnione wiarą w liderkę. Była także w nich nadzieja że panowanie Ligi w końcu dobiegnie końca. Suczka czuła piętrzące się na niej spojrzenia. Spuściła poważny wzrok

-Pokonam go choćby ciągnęło się to latami. Nie pozwolę aby ktoś zagrażał mojej osadzie. Ale i innym ludziom. Ich tyrania się skończy. Co zaczęliśmy to skończymy, kończąc przy okazji tą całą farsę- powiedziała poważnie ponownie podnosząc głowę. Każdy spojrzał już nieco pewniej siebie. Na pysku Tony’ego umalował się nawet nieco nietypowy dla niego uśmiech. Jednak ten był naprawdę leciutki. Nie mylił się że to właśnie drużyna avatara z swoją determinacją i szczęściem zrobi najwięcej

-Ano właśnie. Jak przebiegała wasza misja? Jak doszło do waszej walki?- zapytał Janny

-Ja i Mickey szliśmy wzdłuż Tamizy poszukując tego nijakiego T.C. Choć właściwie już możemy nazywać sprawy po imieniu. Z Mickey'm rozdzieliliśmy się aby zwiększyć pole rozpoznania w terenie. Wzięłam ulotkę jednak ta upadła mi. Podniósł mi ją właśnie nie kto inny niż Tago. Zaoferował mi oprowadzę po okolicy. Skupił się na miejscu Vauxhall Pleasure Gardens. Tam też szliśmy. Wydawał mi się dziwny jednak pozwoliłam wciągnąć się w jego grę. Powiedział mi że jest policjantem i że pochodzi z Tottenhamu. Tuż przed miejscem docelowym zaczęła się walka. Sprowadziłam ją na wszelki do miejsca bez publiki. Już prawie go miałam, przedtem wysłałam wiadomość do Mickey'ego, już prawie do mieliśmy. Jednak się wymknął. Będąc szczera nie mam bladego pojęcia co to wszystko miało na celu- tłumaczyła suczka. Pozostały nie będący tego świadkiem zamyślił się.

-Może chciał sprawdzić twoje umiejętności- zaproponował Tony

-Też tak pomyślałam. Więc tak też zrobiłam. Szkoda że bardziej go nie zlałam- mówiła Flurr

-Akro posłał swojego przyjaciela aby sprawdzić swojego oponenta. Mega przyjaciel- mruknął Mickey z pogardą po czym przewrócił niebieskimi oczami

-Posiadał moc ognia prawda?- spytał Tony

-Ta- potwierdziła krótko

-Czyli nie ma żadnych wątpliwości że to był Tago-

-Coś mówiłeś o tym że ma siostrę- zauważyła Sarah

-Bodaj tak. Chyba ma na imię Ava. Jednak prawdopodobnie zmieniła nazwisko aby nie mieć nic wspólnego z bratem- tłumaczył

-Następnym razem taki spuszczę mu łomot to będzie miał taką facjatę aż nie zdziwię się że jego siostra jeszcze bardziej nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego- mówiła liderka uderzając zaciśniętą łapę o drugą

-Dobrze wiedzieć że wszystko jest na swoim miejscu- powiedział spokojnie Janny

-Ano mam jedno pytanie z innej beczki. Co to za feotr?- powiedziała nagle czując to ostrzej. Pomachała łapą w miejscu, w krótce poczuł to i Mickey robiąc zgorszoną minę. Oczy Tony’ego i Sarah powędrowały na Janny’ego i Play’a. Co za sobą idzie dołączyły do nich zaraz oczy Flurr i Mickey’ego. Janny niepewnie się uśmiechnął a Play aby zmarszczył brwi

-Ba widzicie. Gdy Sarah infiltrowała bazę naszego wroga to w międzyczasie dała cynk że szykuje się napad na najlepszego jubilera w dzielnicy Waterloo. Właśnie to dzięki nim dostała się do środka. Przez kanał do którego była klapa na ścianie tuż przy gruncie była najbliższa droga i cóż. Aby zdążyć na czas musieliśmy płynąć tamtędy- mówił drapiąc się za szyję Janny

-Udało nam się ich złapać. Osadzeni są w areszcie. Mam akurat tam paru znajomych. Wszystko poszło gładko- dodał Tony

-Liga jest taka profesjonalna że nie zajmuję się byle kradzieżami a wynajduję sobie jakieś randomowe złodziejaszki- mruknął Play

-No dobra. Myślę że z bazą i tymi poszlakami da się już coś ugrać- mówił Janny

-Patrzcie go. Nie dość że pewnie jada obiadki z królową to i jakie ma kontakty- mówił do reszty o Tony'm Play.

-Skarbnica wiedzy- powiedział uśmiechając się do niego Janny, Tony nieco się speszył jednak to ukrył

-Swoją drogą. Nie sądziłam że jesteś w stanie śmierdzieć bardziej niż zwykle- powiedziała jakby poważniej suczka o żółtych oczach które od razu wlepiła w gerberiana shepsky przed nią, jednak po chwili na jej pysku umalował się złośliwi uśmieszek. Play przewrócił oczami

-Zachowaj takie uwagi dla siebie koleżanko- od razu odpowiedział. Kątem oka spojrzał na Tony’ego który nieco uniósł brew i przyglądał się suczce. Nie miał żadnych naśmiewających się intencji. W końcu szturchnął go łokciem łapy Mickey

-Spoko kolo. To u nas takie zaciśnianie więzi- powiedział uśmiechając się głupkowato i szturchając go nadal. Tony nieco zmieszany kiwnął głową na znak że zrozumiał.

-W takim razie. Jutro pozostanie nam udać się do Bazy i ogarnąć tych dwóch złodziejaszków- mówiła Flurr- Bardzo chciałabym abyś i ty w tym uczestniczył Tony-

-Oh. Postaram się, jutro miałem zaplanowany grafik jednak postaram się wszystko to ogarnąć- mówił wyraźnie zaskoczony jednak mile zaskoczony.

-Obiadek u królowej zaplanowany?- spytał nieco zaczepliwie Mickey który wyraźnie nieco podłapał takie zagrania od Play'a.

-Nie... Spotkania z premierem i innymi ważnymi osobistościami, no jest wśród nich i królowa, ale nie jemy obiadków. Po za tym muszę zajrzeć do kancelarii prawniczej bo właściwie to jestem prawnikiem- bronił się już nieco widoczniej urażony. Tłumaczył upominającym głosem. Mickey aby wzruszył ramionami i się uśmiechnął. Morale nieco się polepszały

-To sporządzisz bardzo ładny akt oskarżenia dla tamtych ligusów co nie?- powiedziała Sarah klepiąc psa po plecach. Tony aż się wzdrygnął. Czuł się nieco nie swojo ale wiedział że to po prostu taki język życzliwości i akceptacji

-Postaram się- odrzekł nieco niepewnie

-Dobra Sarah zejdź z niego już. Może zostaniesz na kolację?- spytała się życzliwie Flurr

-Bardzo chętnie- odparł grzecznie.

Już mieli zmierzać do kuchni jednak nagle rozległo się pukanie do drzwi. Każdy momentalnie ustał w miejscu i spojrzał po sobie. Przyszło im wszystkim jedno na myśl jednak od razu to zanegowali. Flurr podeszła do drzwi i je otworzyła. Wyczekiwanie przerodziło się w radość członków drużyny. Za drzwiami stał nie kto inny niż Alexy

-Witam wakacjowiczów!- powiedziała wesoło Łajka Jakucka uśmiechając się od ucha do ucha kontynuując narrację że są na wakacjach

-Alexy! Cześć!- powiedziała wesoło Flurr. Obie przyjaciółki uścisnęły się- Wchodź do środka-

Flurr pomogła wziąć jej bagaż. Powoli wyszli z przedsionka. Alexy popatrzyła się serdecznie po innych a oni po niej.  Jednak nagle wzrok jej oczyu spotkał Tony'ego.

-Widzę że sporo mnie ominęło. Nowy członek drużyny?- mówiła nadal wesoło patrząc się na nieznajomego psa

-Ah nie! Ja, cóż, pomagam wam- odparł od razu Tony aby nie tworzyć zbędnych niejasności

-Miło poznać. Alexy Marthim- powiedziała wystawiając łapę na przywitanie.

-Anthony Fernsby- odparł po czym uścisnął łapę

-Nie jesteś na tym całym spotkaniu?- zapytał Play

-Ano się już skończyło. Szybciej niż przewidywałam. To jak, wdrążajcie mnie w szczegóły- powiedziała wesoło

-Chodź do kuchni. Już wszystko mówimy- powiedział Janny

Tak powiedział i tak też zrobili. Cała misja była już na półmetku. Coraz bardziej zbliżali się do końca i ostatecznej bitwy. Jednak każdy był na to gotowy.

  • Zmiana sceny

-Jakim prawem to się stało?!-zapytał bardzo doniośle i wściekle pies z opaską na zielonym oku. Wodził od strony do strony gromiąc wzrokiem jego podwładnych. Ci zarówno mieli nietęgie miny, spuszczone głowy w oznace poczucia winy- Pytam się was na litość Boską!!!-

-Panie Willins. Intruz nie miał dostępu do żadnych danych. Miał dostęp tylko do nic nie znaczących raportów odnośnie terenu- próbował bronić się jeden z szeregu nadal trzymając wzrok w metalicznym podłożu.

-Ale zna naszą kryjówkę!- zwrócił uwagę jeszcze mocniej nabuzowany wściekłością

-Ta baza jest aby strategicznym punktem- próbował bronić się kolejny

-Najważniejszym punktem! Niemal główną bazą! Punkt strategiczny ale bardzo kluczowy!- mówił najgłośniej dotychczas owczarek niemiecki po czym ustał na środku, naprzeciwko wszystkich. Z mocno osadzonymi łapami podczas stania marszczył brwi

-Fakt. Te miejsce jest jednym z naszych najważniejszych punktów- przyznała suczka która siedziała na krześle gdzieś na uboczu i przyglądała się niewzruszona jak pies z czarną opaską punktuje nieodpowiedzialne i  nieprzemyślane zachowanie jego podwładnych w oddziale strażników. Co i raz robiła fałszywie poruszoną minę

-No proszę, zgadzasz się w czymś ze mną. Lix- mówił nieco ciszej po czym lekko obrócił się w stronę siostry

-Nie we wszystkim. Dramatyzujesz jak zawsze- odparła po czym podniosła brew i również skierowała wzrok złotych oczu na brata

-Nie dramatyzuję. Patrzę na to wszystko logicznie. Daliśmy plamę na całego- zaczął się bronić przed kolejnymi zarzutami suczki

-Przecież już ogłosiliśmy stopniową ewakuację. Nasi wszystko przygotowują do wyniesienia i zabezpieczenia terenu. Jedna noc i nas nie ma- mówiła zakładając łapy na łapy

-Ty chyba serio nie zdajesz sobie sprawy z czym mamy tu do czynienia- zbeształ siostrę ukierunkowując jego poprzednią wściekłość tym razem na nią. Ta dwójka miała dość często cięte interakcje

-No z kim? Z bandą jakiś randomowych przybłęd z Dzikiego Zachodu którzy wetknęli nos nie na swój rewir? Masz rację. Trzęsę się w trwodze- mówiła z ironią schodząc z krzesła i idąc z złą miną w kierunku brata. Ten spojrzał się na nią złym spojrzeniem. Ta odpłaciła mu się zarówno tym samym

-Po co te docinanie sobie nawzajem- zapytał czyiś niski ton. Wszyscy obejrzeli się w kierunek pochodzenia wypowiedzi. Do pomieszczenia wszedł husky z heterochromią. Wyłonił się z ciemności. Był solidny posturą. Miał dość spokojny wyraz pyska. Grupa strażników pochyliła głowy w geście szacunku. Tak samo zrobili Ned i Lix.

-Akro?- zapytał Ned

-Wy. Idźcie i zróbcie to co rozkazałem- skierował się poważnie do grupy strażników

-Tak jest!- odrzekli chórem po czym pospiesznie wyszli z pomieszczenia. Po chwili opuścili pokój wszyscy. Została aby trójka psów

-Nie skończyłem jeszcze ich pouczać- oznajmił Ned który ochłonął z nerwów

-Wystarczy tego. Musimy zająć się czymś innym- powiedział niskim tonem patrząc się spokojnie na dwójkę psów z jego najbliższego kręgu. Odznaczali się choćby tym że na przypince, konkretniej nad nią widniała jeszcze korona. Każdy z najbliższego kręgu Ligi Akra miał swoją daną grupę której dowodził. Same psy z najbliższego kręgu byli naprawdę zaufanymi lidera. Stanowili najwyższe dowódctwo

-Nie wyglądasz na specjalnie poruszonego zaistniałą sytuacją- stwierdził nieco tym zdziwiony owczarek niemiecki lekko przechylając głowę w bok

-Bo ma łeb na karku- prychnęła Lix lekko uśmiechając się i wracając tym razem na drugie krzesło

-Czemu? Jutro już tu będą. Z tamtymi zapewne- zapytał ponownie

-Nie powiedział bym. Szeryf działa na własną rękę. Tylko ze swoimi podwładnymi. Nie zaangażuję w to tamtych. To oznaczało by przejęcie sprawy przez tamten odłam, co za sobą idzie wykluczenie Flurr w operacji którą sama rozpoczęła. Rozumiem ją. Doszła tak daleko i nagle miałaby oddać to wszystko?- powiedział klarownie Akro.

-Skąd wiadomo że nie współpracują z tamtymi?- zapytała Lix

-Tamci mają swoją własną misję, działają, jednak nie tam gdzie powinni najbardziej. Nasze kontakty działają. Po za tym wiemy jakie jest ich dowódctwo. Drużynę Linhart pewnie wystawiono do wiatru- odpowiedział spokojnie lider

-Ale przyjdą tu na własną rękę tak czy owak- zwrócił uwagę Ned

-Nawet jeśli. Nikogo tu nie zastanie. Już dawno przeniesiemy się do innej bazy, nie pozostanie tutaj nic. Wszystko będzie zgodnie z planem-

-Samo ich pojawienie się tutaj wywróciło ten plan do góry nogami- przyznał Ned

-No ale czemu nie możemy stanąć z nimi do walki i pokonać? Kłopot będzie z głowy- mówiła suczka jak gdyby nigdy nic będąc pewna siebie

-Wystarczyło by zaczaić się gdzieś tutaj i docisnąć ich- stwierdził Ned zastanawiając się

-Wykluczone. Nie wchodzimy z nimi w interakcję pierwsi- oznajmił stanowczo

-Eh?! A czemu niby?- zapytała nieco rozczarowana Lix

-Jest jakakolwiek różnica kto zacznie?-

-Wydaję mi się że zapomnieliście o tym co tak długo planowaliśmy…- powiedział Husky. Reszta ucichła i rozszerzyła oczy. Dotarło do nich w mgnieniu oka

-Faktycznie. Nasze zaangażowanie się skutkowało by zrujnowaniem naszego planu. Szperanie i mącenie w bardzo szczegółowym planie jest nierozsądne. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik- stwierdził Ned

-Zaraz chwila. To my planujemy się z nimi bić czy jak? Czy to będzie gra w kotka czy myszkę jak z tamtymi pachołami?- zapytała nieco niezadowolona suczka

-Starcie z nimi nieuchronnie się zbliża. Jednak my musimy postępować zgodnie z tym jak to zaplanowaliśmy. Jeśli pozostanie pole do manewru możemy to wszystko przeprowadzić bez wchodzenia z nimi w walkę-

-Jest to poważny przeciwnik. Nikt od tylu lat nie doszedł do nas tak blisko jak oni. Wykorzystali to co tamta Liga nie potrafi, szukała nawet w irracjonalnych pomysłach. W dodatku passa szczęścia im sprzyja- zauważył Ned

-Zgadza się. Szeryf mimo iż jest ogołocony z sojuszników umie przeprowadzić swoich podwładnych nawet sam. Są elitą w magii. Sama Flurr jest zagrożeniem które trzeba zneutralizować na samym początku. Nie mam pojęcia ile w tej drużynie jest głów które tym wszystkim sterują. Jednak gdy odetnie się główny mózg sprawi to komplikacje w sterowaniu reszty potencjalnych- mówił klarownie niskim głosem pies z niebieskim i żółtym okiem

-Spoko wodza. Czyli szeryf idzie na pierwszy plan do odstrzału- mówiła suczka pewna siebie rozciągając się na krześle

-Brzmi wykonalnie- przyznał rację Ned

-Nie byłbym tego taki pewien- odezwał się nowy, czwarty głos. Wszyscy obejrzeli się w jego stronę. Do pomieszczenia wszedł Tago. Wciąż był jeszcze nieco obolały. Widać było i po nim że walka była zacięta. Był poobijany

-A tobie co się stało??- zapytał Ned zdziwiony i badając okiem psa który podchodził w ich stronę. U każdego pojawiło się małe zdziwienie

-Nic ci nie jest?- zapytał Akro

-Wszystko poszło zgodnie z planem... Mam to co chciałeś wiedzieć- odparł opuszczając głowę jednak zaraz potem podniósł ją ponownie aby spojrzeć na swojego lidera. Nieco uśmiechnął się jednak wyraz pyska Akro nie ulegał zmianie.

-To szeryf tak cię urządził?- spytał Ned

-Tak, myślałem też że uda mi się ją nieco osłabić jednak przed walką sam nie miałem żadnej możliwości aby poćwiczyć, jednak już jest w porządku, ponownie wkroczyłem na jakiś rytm walki- oznajmił

-Musiałeś nieźle oberwać- powiedziała Lix przypatrując mu się

-Chyba pomyślała że jestem aby rozeznać się w jej stanie walki i umiejętnościach. Pokazała swoją siłę, jestem pewien że to dopiero ułamek jej umiejętności...- zaczął. Jeszcze przedtem dość pewne siebie rodzeństwo Willins lekko spoważniało. Ned dokładnie przeanalizował możliwości liderki ich wrogów. Lix zrobiła to samo jednak nadal uważała że da się ją pokonać. Wszak wiedziała jaką mocą dysponuję jej lider

-Mogłem wysłać kogoś innego, mogłem się domyślić że zgubiłeś rytm walki a i tak rzuciłem cię na takiego przeciwnika- mówił poważnie a mimo spokojnie Akro spoglądając na bliskiego przyjaciela- Mogłem choćby wysłać Lix-

-Ona nie zrobiła by tego porządnie a od razu ruszyła do walki- mruknął Ned

-Proszę?! Mógł ciebie wysłać piracie z bazaru- odgryzła się natychmiastowo bratu odwracając się na fotelu obrotowym. Dwójka znów złapała ze sobą ostre spojrzenia.

-Cisza błagam was- powiedział Akro

-Mam jeszcze jedną wiadomość- zaczął Tago

-Ja mam też ale znacznie gorszą!!!- odezwał się już piąty głos. Był dość głośny, każdy wiedział już kto to. Do pomieszczenia wparował giętki pies o szaro niebieskawym umarszczeniu. Jego bystre niebieskie oczy dosłownie mówiły że chce coś przekazać bardzo ważnego

-Co się stało Vinny?- zapytał Akro wciąż ze stoickim spokojem. Vinny wyhamował tuż przed liderem

-Pamiętacie Richarda i Marcus Minsów? Mieli iść na akcje rabunku na jubilerze. Wpadli- odparł od razu gdy udzielono mu głosu. Mimo to wszyscy zachowali spokój.

-Dokładnie to miałem powiedzieć- dodał Tago

-Tacy dobrzy złodzieje i wpadli? Przecież daliśmy ich nieskazitelne fałszywki plakietek i uniformów- spytała Lix żwawej. Wszak to ona planowała dla nich co mają robić

-Dobrze się spisywali- powiedział Ned

-Na a nie zgadniecie kto ich przyskrzynił, a właściwie złapał, przyskrzyniła ich policji- nie ważne! Tak czy siak mają zarzuty próby rabunku, nikt nie wie że są z nami powiązani, poza drużyną Flurr!- mówił pies bardzo żywo

-Trzeba ich jakoś wykaraskać. Wszak dowiedzieli się o planie. Bardzo mało ale jednak- powiedział Ned poważnie

-No a drużyna tej bandy z Dzikiego Zachodu z pewnością będzie chciała ich docisnąć- dodała żywiej suczka

-Tylko oni działają skrycie, jak mieli by ich przesłuchać? W ogóle jak dostęp do nich uzyskać? Zastanawia mnie jak są bardzo obeznani w okolicy- gasił płomienne teorie jego kompanki Tago

-Mają informatora-odparł krótko Akro, każdy spojrzał się na niego- Jakaś jednostka musiała odkryć co tu robią naprawdę i sama się zaangażować. Są dobrze poinformowani właśnie przez tą osobę. Doszli tutaj z racji iż posiadali sprawdzoną i świeżą informację. Postanowili szukać z zasadą najciemniej pod latarnią. Tak dotarli do wieży i następnie znaleźli przejście. Idąc dalej doszli do tamtego przejścia do bazy. Bracia Mins akurat wychodzili aby wykonać zadanie od Lix, dzięki temu prześlizgnęła się do środka. Musiała usłyszeć od tej dwójki o planach. Dała cynk reszcie swoich kompanów. Z racji tego że jest rozwidlenie druga część grupy która się tu wybrała została powiadomiona. Posiadając zarówno informację o tym że jest przejście którym złodzieje będą szybciej stwierdzili że nie ma sensu iść tamtą drogą bo nie będą na czas, ich informator który znał okolicę musiał dać im informację o tym jak mogą dostać się tam zarówno szybko. Zarówno informator załatwił całą sprawę z ich aresztowaniem. Mam już przeczucie kim ta jednostka może być...-

-Wszystko ma sens- odparł Tago

-Kim jest ten informator? Trzeba się nim koniecznie zająć!- spytała żywiej Lix, przez niego też jej dobrze zaplanowana akcja poniosła klęskę. Suczka bardzo ich nie lubiła

-Swego typu tajny łącznik. Nie musicie sobie tym zaprzątać głowy. Wiem jak bez krzyku go unieszkodliwić. Sam informator nie wiele im się zda już...- mówił uspokajając resztę ich lider

-Czyli co zrobimy z Minsami? To był jeden taki przypadek i w dodatku wyjątkowy. Warto ich wyciągnąć, choćby z powodu że wiedzą co się święci- zapytał Vinny

-Zgoda, zaaranżuję się cichą akcje, zanim przejdziemy do tej głównej- odpowiedział opanowany Akro

-A co jeśli inni, już nawet nasi członkowie też zaczną wpadać?- zapytał teraz Tago

-Prą do nas osoby pokrzywdzone przez świat, takie jak my, dostają swoje personalne zemsty, jednak teraz pora na nasz wspólny ruch. Wszystko jest praktycznie gotowe. Każdy element zaplanowany. Rozkażcie wszystkim w swoim oddziałom aby stawili się w auli głównej. Wszyscy mają być tam za 20 minut- odpowiedział po raz kolejny Husky. Teraz wstał na łapy i po wydaniu polecenia ruszył aby wyjść z pomieszczenia

-Szefie, a co zrobić z tym mo- zaczął mówić Vinny jeszcze chcąc zatrzymać go na sekundę

-Powiem ci potem- odparł idąc nadal do przodu. Po kilku krokach ponownie zniknął w ciemności za drzwiami od pomieszczenia

***

Powoli przed podwyższeniem znajdującym się przed monitorem gromadziło się coraz więcej agentów. Rozchodził się gwar po okolicy która zupełnie opustoszała. Pojawiły się rozmowy. Wszystkie biurka wyniesiono. Zupełnie jak inne meble. Tylko i wyłącznie zostało jeszcze ogromne urządzenie zwieszone na ścianie. Za niedługo miało się na nim pojawić wszystko odnośnie planu. Każdy na swoich pyskach głównie nosił rozmowy na ten temat. Ich miesiące pracy miały niedługo być zwieńczone czymś naprawdę wielkim. Pokazem potęgi jakim jest odłączony odłam. Ostrzeżenie dla świata. Wszystkie spekulacje drużyny Flurr okazały się być jak najbardziej poprawne. W końcu wybiła ta godzina. Niektórzy agenci już zobaczyli jak Akro wchodzi na podest który zazwyczaj był dojściem do panelów sterowania wielkiego ekranu. Wszędzie było ciemno. Lider wielkiej organizacji stanął na środku podestu, spojrzał się na masę agentów którzy działali pod jego rozkazem i rozkazami jego doradców. Dał znak Vinny'emu poprzez kiwnięcie głowy. Owczarek Blue Bay uruchomił urządzenie. Nagle rozbłysło się światło. Było to srebrne tło i napis w którym była zapisana idea i jak będzie wyglądać atak na Londyn. Nie był to dokładnie opisany plan. Na samej górze widniał znak odłamu. Umieszczone okrągłe lampy w metalowym podłożu podestu zaczęły się świecić. W końcu zaświeciła się i główna lampa oświecająca tego najważniejszego, tego co już zaraz miał przemówić. Wysunął się także mikrofon. Najbliższy krąg lidera przypatrywał się z boku. W końcu nastąpiła ta chwila

-Moi drodzy agenci, mój drogi najbliższy kręgu... Wiecie dobrze dlaczego tutaj jesteście. Nie mówię tylko o tym że przyszliście tutaj aby wysłuchać słów swojego lidera. Ci, bliscy mi dawni wykrywacze. Nazywanie was tym terminem nie powinno nigdy kojarzyć się z zdrajcami bądź też buntownikami jak to ten kraj nas orzekł. Termin którym was określiłem powinien być powszechnie rozumiany jako ofiary samolubnych upodobań i pobudek tych którzy tak bardzo nas znieważyli. Osób które zdeptały godność żywego istnienia. Nazwa mówiąca o poświęceniu wyrzuconym w błoto... Jesteście ofiarami, my jesteśmy ofiarami. Ofiarami którym należy się sprawiedliwość jak nikomu innemu. Tragiczny los naszej społeczności dostrzegły inne jednostki. Mówię o was, dzieli ochotnicy, dzielni dążący także do sprawiedliwości. Was nie poniżyła obłudna propaganda pysznych "obrońców sprawiedliwości". Was poniżyły takie osoby jednak pod różnymi postaciami. Osiągacie tutaj własne rozrachunki. Tutaj jesteście doceniani, dostajecie to na co zasłużyliście. I nikt wam tego nie dobierze. Nikt nie wyrwie sensu życia i zniszczy go. Tutaj jesteście bezpieczni. Jesteśmy osobami które nie krzyczały "władzy! korzyści! wpływów!", jesteśmy osobami krzyczącymi "dość!". Dość dla propagandy która zniszczyła tyle ludzkich żyć! I krzyczeliśmy wystarczająco głośno aby ktoś wyciągnął do nas rękę. Ale nikt nam jej nie podał. Bał się, uważał że nie zasługujemy lub po prostu nie zdawał sobie sprawy. Rozumiem że takie osoby jak ostatni z wymienionych także istnieją w tym społeczeństwie. Jednak jak widzieliśmy na własne oczy. Nie ma litości dla takiej garstki odrzutków. Mamy dość takiego świata. Chcemy aby nasze imiona nie były uważane za synonimy zła i podłości! Chcemy w końcu aby świat dostrzegł naszą siłę! Odłączając się w końcu od tamtej Ligi w końcu wyszliśmy spod uścisku buta całego świata i naszych największych gnębicieli przede wszystkim. Nadszedł czas na zemstę. Jednak najpierw musimy przypomnieć światu o naszym istnieniu. Nie jesteśmy byle bandą aby nas problem zamieść pod dywan i żyć jakby nic się nie stało! Dowody ich grzechów znajdują się właśnie tutaj! W tych czterech ścianach! Żyją! Istnieją! Nigdy nie przestały istnieć! Pokażemy im wszystkim co przez swoją głupotę stworzyli. A za własne błędy trzeba płacić! Stawiać im czoła! Próbować naprawić! Najłatwiej im było zacierać swoje ślady, wszystko aby nie przyznać się do błędu. Jednak taka droga w zaparte przyniesie im zgubę! My czoła nie uchylimy bo wiemy kto tu był katem, a kto ofiarą nad którą się pastwiono! Języku słowa już nie ma. My nie będziemy błagać oprawców aby zasiąść do stołu. Drogę debaty zamknęli. Wszystkie oczy będą widzieć nas osoby które terroryzują ich kraj, niech jednak spojrzą się na Ligę i we swoje sumienia. Oni to stworzyli i oni niech stawiają temu czoła! Pracowaliśmy na to tak długo. Wszystkie wyrzeczenia nie pójdą na marne. Ciężka praca popłaci, zawsze popłacała. Nasz cel zostanie dokonany tak czy siak! Trupy wyjdą z szafy!!! Wszystko jest gotowe, wszystko jest już jasne! Wszyscy są gotowi. Pokażemy im wszystko! Z przyjemnością będę wami przewodzić!!! Razem jesteśmy nie wiarygodną siłą, muszą się z nami liczyć. Teraz przeniesiemy się do innej bazy, jednak zrodzony tutaj pomysł zostanie wdrążony w życie. Etap I naszej zemsty właśnie staję się faktem!!! Wschodzi świt nowej ery! Wydrzemy sobie kawałek słońca które będzie świecić tylko nam i już nikt inny tego nie zmieni!-

W raz z ostatnim słowem rozbrzmiały wiwaty, brata i wycie. Ich zaangażowanie zostało spotęgowanie naprawdę niezliczoną ilość razy. W ich oczach było widać nadzieję, tą którą im pozabierano. Widzieli w tym wszystkim swoją szansę. Wiedzieli czego pragną. Dostali odpowiedź jak to osiągnąć. Morale pieły się wysoko w górę. Każdy ufał dowódcy. Nie było przesłanek aby tego nie robić

-Niech żyję lider!- zainicjował wiwat Tago głośnym głosem

-Niech żyję!!!- zawyła reszta. Wiwat obił się mocno po okolicy. Wnosił się i powtarzał. Wszystkie łapy pieły się ku górze zupełnie jak miała to robic już niedługo Liga

W podziemiu angielskiej stolicy rodził się ruch który w końcu opuści ukrycie i pokaże się światu, pierwszy raz od 7 lat.

  • Ekran się z ciemnia

Rozdział II

Następnego dnia już od rana niebo spowiły szare chmury. Taki już klimat panuję na królewskich wyspach. Mimo to było bardzo ciepło. Zaraz po wstaniu każdy coś zjadł i już szykował się do następnego dnia. Alexy która wczoraj przybyła do Londynu została zaznajomiona ze wszystkim. Jak można było się z resztą spodziewać podzielała opinie towarzyszy. W ich apartamencie już od wczesnej godziny tętniło życie. Każdy uzupełniał siły ale ten sprawdzali własny sprzęt. Większość robiła to w salonie.

-Masz ze sobą swój helikopter?- spytał Play czytając gazetę. Pytanie skierował do Łajki Jakuckiej grzebiącej co nieco w swoim plecaku z zaopatrzeniem

-Nie. Nawet gdybym chciała go zabrać to cóż...- mówiła spuszczając wzrok. Reszta również zaciekawiła się

-To co?- zapytała Sarah

-Byłam na spotkaniu wojskowo-militarnym nie? No i nie było tam aby helikopterów, inne wozy ciężkie też były... No i miałam swój helikopter zaparkowany w złej sekcji i... jakby to powiedzieć... ktoś wjechał mi w niego czołgiem- zaczęła się tłumaczyć nieco niepewnie. Każdy wsłuchiwał się z zaskoczeniem

-Ktoś ci wjechał w helikopter...? Czołgiem???- pytała z niedowierzaniem Sarah

-Phi, to nic takiego, dowódca czołgu zaoferował pomoc w naprawieniu- mówiła machając łapą aby podkreślić że nie jest to istotne

-Jest tam coś jeszcze do naprawiania?- dopytał dla jasności Janny

-Pewnie że tak!- odparła nagle

-Coś mi mówi że wciskasz kit- stwierdził podejrzliwie Play- Nie ubiegałabyś się o odszkodowanie?-

-To jest sprawa moja i tamtej załogi koniec rozmowy- odparła bardzo szybko i zdecydowanie nie chcąc drążyć tematu. Reszta aby wzruszyła ramionami. Ponownie nastała cisza jednak nie na długo. Do pomieszczenia weszła liderka z kuchni. Każdy obejrzał się w jej stronę

-Rozmawiałam z Tony'm. Powiedział że udało mu się załatwić jakoś wolniejszy grafik. O 11:00 macie przyjść na komendę gdzie w areszcie osadzeni są Minsowie. Dokładnie ten adres który nam podano. Musi iść tam koniecznie Janny z Play'em aby spisać ich zeznania. Postara się abyście mogli zamienić z nimi parę słów. Resztę powie wam Tony na miejscu. Głównie on poprowadzi to sprawnie i płynnie.  Mickey będzie obserwował posterunek z daleka aby sprawdzić czy nikt z Ligi przypadkiem nie stawi się po naszych świadków. W międzyczasie ja, Sarah znająca bazę i Alexy udamy się tam do Bazy aby ją nieco przejrzeć. Tak jak mówił Fernsby. Nie wiadomo czy im się łapa nie podwinęła i czegoś nie zostawili- tłumaczyła wszystko drużynie

-Zrozumiano- zawołała reszta

-Wychodzimy- zarządziła suczka o żółtych oczach. Tak też każdy zaczął opuszczać pokój. Gdy już miała wychodzić zaczepiła ją Alexy

-Hej Flurr- zaczęła cichszym głosem

-Co jest?-

-Może to nie odpowiednia chwila, ale- zaczęła suczka z fioletowymi oczami

-Wiem że ty też maczałaś palce w zepsuciu tego helikoptera-

-Co?! Jak?-

-Rozmawiałam też z Ryder'em-

-Dobra nie ważne, tamten temat jest zakończony, chodzi o coś innego-

-Co zatem?-

-Rozmawiałaś z Antonio?- te pytanie przeszyło czarno-białą suczkę na wskroś. Nagle odębiała otworzyła szerzej oczy. Nie układało się pomiędzy nimi. Związek ciężko znosił odległość.

-To nie czas na takie pytania- wyszeptała przez zęby i spojrzała na nią lekko pouczającym ale wciąż niezręcznym wzrokiem

-No dobrze ale on też raz zadzwonił do mnie i zapytał się czy nie odbierasz od niego bo jesteś zajęta lub nie może-

-Dzwonił???-

-No tak, ale nie na służbowy, na prywatny. Kristian też do mnie dzwonił i też się pytał czy możesz rozmawiać bo ma do przekazania ważne info. Był na spotkaniu z przyjaciółmi i spotka-

-Alexy. Słuchaj. Jestem na Misji, tak? Teraz oboje jesteśmy. Też nie odbieraj od nich teraz okej? Mamy swoją robotę i musimy się na niej skupić- mówiła poważnie i stanowczo, zarazem żwawo łapiąc ją za ramiona

-Ale ogarniesz to potem?- spytała

-Pewnie że ogarnę!- wyszeptała.

-No okej bo Kristian to chyba jajko zniesie, takie to ważne- mówiła Alexy- Mnie się wydaję że chyba w końcu kto-

-Sory memory ale taka organizacja która grozi całemu światu jest gorszym problemem niż jego sprawy na chwilę teraźniejsz-

-Ej, będziecie teraz robili przyjaciółkowe zwierzenia?- spytał Play przerywając wypowiedź Flurr i wyglądając za uchylone drzwi a następnie uniósł brew pytająco. Flurr szybko zdjęła łapy z suczki.

-Zazdrościsz?- spytała liderka zmierzając do drzwi. Po chwili obie suczki wyszły zmierzając do reszty nie dając czasu na jakieś inne pytania.

-Jeśli miałbym to robić z tobą wolałbym jeszcze raz popływać w kanałach- mruknął

Po chwili marszu wyszli z hotelu i ruszyli we swoje strony

  • Zmiana sceny

Janny i Play zmierzali na posterunek. Głównie w ciszy. Tony miał już być na miejscu. Dwójka rozglądała się po okolicy jednak nie tak szczególnie. Mickey obserwował ich z góry budynków. Tam miał lepszy widok na okolicę. Także zmierzał w kierunku komendy policji. Z góry będzie miał lepszy widok. W dodatku posiadając lornetkę będzie mógł szybko weryfikować podejrzane jednostki. Niebo było szare. I prawdopodobnie możliwość opadów zwiększała się co i raz. Play miał nastrój taki jak zazwyczaj, dziwnie nieco wyglądał Janny. Wyglądał na nieco zmartwionego. W końcu zauważył to jego towarzysz.

-Coś ty taki spięty?- zapytał się patrząc nadal daleko w przód.

-Obawiam się że to ta sama komenda gdzie byliśmy jeszcze pierwszego dnia...- powiedział bez ogródek także patrząc się prosto

-Teraz to mówisz?- zapytał szeptem spoglądając na Janny'ego.

-Nie zapamiętałem jaka to ulica...! Musimy wymyśleć jak to rozegrać- mówił dalej pies w łaty

-Coś się ogarnie-

-Tyle że nie wiemy czy on już wie jak było. Jak mamy to rozegrać?- pytał się cicho patrząc zmartwiony mu w oczy

-Możliwe że nie wiedzą. Po co mięli by się pytać? Nawet jeśli, no dobra wersja 1: wiedzą. Powiemy że zostaliśmy jeszcze na nieco dłużej bo nie po to fatygowaliśmy się taki szmat drogi aby od razu wsiadać w samolot i wracać...! Po prostu rozpoznaliśmy Minsów i ich przyłapaliśmy. Zrobliliśmy to co potrafimy przecież najlepiej. A rozpoznaliśmy ich dzięki Tony'emu, znajomego policjanta. Tą całą znajomość z Tony'm po prostu wytłumaczymy tym że on zna się z pewną organizacją jaką i my znamy. Psi patrol. Co za sobą idzie to znamy sie nawzajem. Tylko tamten też niepotrzebnie kłapał dziobem że jesteśmy AŻ przyjaciółmi- tłumaczył cieszej i nieco ostro Play

-No dobrze... Ale czy przykrywka Tony'ego nie będzie jakoś nie realna?-

-Janny... Tony jako i zna się z naszymi w tej wersji zdarzeń to zna i nas. Chyba wiedzą że nie powiedział by swojego prawdziwego zawodu. Nawet nam czy tej organizacji. Jest aby policjantem w naszych oczach i tak musimy go traktować. A zapoznaliśmy go dzięki Brittie. Nie wiemy kim jest naprawdę. Gdy przyjechaliśmy do Londynu on musiał jakoś dalej grać policjanta. Pomyśleliśmy że poprosimy o rady go i tak dalej. No i powiedział aby na nich uważać aby się jakoś urealnić że serio jest z policji. Jego fałszywa tożsamość potrzebuję się urealnić w naszych oczach. Przykrywka Tony'ego jest mocna i solidna. To co usłyszeli od kobiety. Czyli że jesteśmy przyjaciółmi, a on jest z policji się zgadza. Wszystko się zgadza. W już tak ogromnym skrócie, oni wiedzą że Tony nie mógł się zdradzić że jest łącznikiem to wcisnął PP i nam bujdę że jest policjantem, my w to wierzymy, jesteśmy w kontakcie, on potrzebuje się urealnić to mówi kto to Minsowie, my ich łapiemy i koniec- mówił Play

-Tak... To ma sens- przyznał już nieco uspokojony

-Jeśli nie wie i się nas zapyta to powiemy że wszystko przejęła Liga a my jesteśmy na wakacjach. Nasz przyjaciel Tony który jest policjantem i zna się też z inną organizacją jaką jest Psi Patrol mieszka tu od dawna. Wie co i jak. Jest policjantem. Tylko i wyłącznie w naszych oczach. Oni mogą wiedzieć że to bujda ale mają wiedzieć przede wszystkim że dla nas nie. Mówiąc że jesteśmy w okolicy zjawił się i pokazał choćby kartotekę. No i my już wiedzieliśmy kto to Minsowie. Zobaczyliśmy ich no i reszta już jest taka jaką powiedzieliśmy-

-Nieźle to rozgryzłeś... Jesteś bardzo inteligentny wiesz?-

-Oj tam, gdybyś jak zwykle nie martwił się to przekminił byś to  szybciej ode mnie- mruknął w odpowiedzi na komplement. Żółte oczy ponownie zaczęły wpatrywać się przed siebie. Tak też i zrobił Janny

-Zaraz jak tylko się spotkamy przekażemy mu to. Spiszą nasze zeznania. Właściwie to Tony podający się za policjanta może przesłuchać Minsów. To tym bardziej na naszą korzyść- zauważył

-Racja, powinno pójść dobrze- zgodził się Play

-Co ja słyszę, optymizm?- mówił pogodnie i zaczepnie

-Powinno ale wyjdzie jak zwykle- szybko dodał. Pogodny uśmieszek zszedł z pyska psa zadającego wcześniejsze pytanie

-Ciekawe co znajdą tam u nich w bazie. Może będą potrzebować pomocy?- mówił Janny

-Mają ze sobą Flurr, dadzą sobie radę, nawet jeśli to Mickey jest przecież do dyspozycji-

-Ciekawe czy serio Minsowie wiedzą cokolwiek. Zarówno ciężko oszacować szanse że Liga będzie chciała ich odbić-

-Tak czy siak musimy być gotowi na taki stan rzeczy- odpowiedział

Resztę drogi przeszli już w ciszy. Mijając ludzi na chodnikach. Na jezdniach z lewostronnym ruchem powoli było więcej i więcej pojazdów. Londyn powoli zapełniał się, jeszcze był ranek jednak to tylko kwestia czasu. Dwójka wyszła za zakrętu i ujrzała komendę przed sobą.

-Tak, to ta co wcześniej- oznajmił spokojnie Janny

-Plan już jest, wyluzuj tylko- upomniał jeszcze raz kątem oka zahaczając o niego

Ruszyli zatem w stronę placówki będącej tuż przed nimi. Janny wiedząc że mają logiczne wyjaśnienia uspokoił się nieco, jednak wciąż trochę się obawiał tego że sprawy się pokomplikują. Play natomiast był zarówno gotowy na to że wszystko może wywrócić się do góry nogami jednak nie zamartwiał się zbytnio. Zachowywał spokój. Jeśli trzeba przystosuję się do wszystkiego. Po kilku minutach drogi już dochodzili do miejsca docelowego. Nagle rozniósł się głos komunikatora Janny'ego. Ten odebrał

-Tony, co jest?-

-Spóźnię się dosłownie z 5 minut, poczekajcie na mnie gdzieś na boku- mówił pies kierując auto.

-Nie ma problemu- odparł naturalnie Janny, po chwili zakończono połączenie

-Herbatka u premiera się przeciągnęła- mruknął lekko nonszalancko i od razu pokierował sie na pobliską ławkę. Rozsiadł się wygodnie. Po chwili Janny dołączał do niego

-Zejdź już z niego...- mówił brązowooki pies siadając obok przyjaciela

-Ani mi się śni, typiarz mimo wszystko mało mówi o sobie- powiedział Play biorąc swoje łapy za głowę. Rozciągnął się nieco

-Znamy jego motywy, imię i nazwisko, pracę, wiemy że ma dobre znajomości i ogromną wiedzę na temat tego kraju i tego co się tutaj dzieje- bronił psa mag wody który czuł wyraźnie że nie są to zarzuty na poważnie.

-Jeszcze pierwszego dnia widziałem go z jakimś innym beżowym psem- dodał

-Może to jego przyjacel? Być może to ta osoba która przyleciała tego samego dnia co my?- ciągną spokojną narrację Janny

-Swoją pracę bierze na poważnie i nie bawi się w jakieś zaciśnianie więzi- stwierdził Play patrząc w zachmurzone niebo.

-Z tym się zgodzę-

Resztę wyczekiwania przeczekali siedząc w ciszy. Dokładnie po 5 minucie srebrny samochód pośród innych samochodów na jezdni zahamował bliżej parkingu przy budynku policji i skręcił w jego stronę. Play i Janny szybko zobaczyli Tony'ego za kółkiem. Rozszerzyli oczy widząc jaki to był samochód. Był to kultowy srebrny  Aston Martin DB5. Dwójka spojrzała po sobie podeszła bliżej do zaparkowanego auta. Z lewej strony wyszedł nikt inny niż informator i sojusznik drużyny szeryfa. Miał przywitać się gdyby nigdy nic jednak prędko zauważył że Play i Janny byli zafascynowani pojazdem którym przybył do nich. Oboje nieco wychylali głowy aby przyjrzeć się dokładniej. Mieli nawet lekko pootwierane pyski z wrażenia. Design samochodu był bardzo przyjazny dla oka. Połyskiwał mimo iż słońce było schowane za szarymi chmurami.

-No no... Niezłe przyznam- mówił pod wrażeniem Play przyglądając się jeszcze chwilę

-Dzięki- odparł krótko Tony

-Skąd masz taką furę?- zapytał Janny

-Dostałem w prezencie-

-Dobra, koniec, czemu się spóźniłeś?- odparł nagle Play budząc się z zapatrzenia

-Łatwiłem sobie fałszywą odznakę policjanta- odpowiedział po czym pokazał odznakę. Play i Janny od razu wczytali się w jego treść. Wyglądała bardzo prawdziwie. Wczytywali się w szczegóły aby nie popełnić jakieś gafy.

-Mówiłeś że masz tu wiele znajomych, czyli wiedzą kim jesteś naprawdę- stwierdził Janny

-Tak. Jednak ta odznaka tylko dla was. Abyście wy myśleli w ich oczach że jestem z policji- zaczął- Oto nasza wersja. Znamy się dzięki Psiemu Patrolowi, ja jestem ich przyjacielem jak i wy. Zapoznała nas suczka królowej Brittie. Tak jak ustaliliśmy nie wróciliście od razu na Dziki Zachód z racji że to marnowanie czasu. Zrobiliście sobie wakacje. Postanowiliście się skontaktować się ze mną będąc w przekonaniu że jestem policjantem, ja aby się urealnić powiedziałem abyście uważali na paru przestępców, widzieliście Minsów no i reszta jest już zgodna z tym co ustalaliśmy między sobą a wstępnie powiedzieliśmy reszcie. Wszystko się zgadza. Tamci wiedzą że gram policjanta przed wami i Psim Patrolem-

-Zgoda- mówił Janny nie będąc widocznie zaskoczony planem, wyglądał jakby już to wszystko wiedział

-Nie ma żadnych pytań?- zapytał skonfundowany

-Nie, rozgryzłem to jeszcze zanim nam powiedziałeś teraz- powiedział Play lekko dumnie jednak nadal jakby lekko nonszalancko

-Oh- zareagował Tony

-Jest jeszcze jedna sprawa- dodał pospiesznie Janny

-Jaka?-

-Na tej komendzie byliśmy już jeszcze pierwszego dnia. To tutaj skierowano nas do Ligi i poznaliśmy wstępnie ich historię. Wszystko przez to że udaremniliśmy napad jeszcze pierwszego dnia. Możliwie że spotkamy komisarza z którym rozmawialiśmy. A byłem tam ja z Flurr- zaczął Janny chcąc oznajmić to Tony'emu i przy okazji poznać jego plan na tą sytuację

-Jak się nazywał ten komisarz?-

-Jonathan Orgins-

-Kojarzę go, on też wie że jestem łącznikiem, jednak sprawę załatwiałem z inspektorem. Nie ma co się obawiać. Jeśli już wie to wyjaśnienie już podałem, jeśli zaś nie to powiemy jaka jest prawda, Liga przejęła to sprawę, nie byliście zadowoleni ale musieliście to zaakceptować. No i reszta tak samo jak mówiłem- odparł Tony

-Do tego też sam doszedłem- oznajmił Play nieco ciszej jakby do siebie

-Dobra. Czyli naszą wersję wydarzeń mamy już zrobioną. Mamy też to co ustalaliśmy wczoraj wieczorem. Inspektor tutaj nie słyszał o tym aby ktokolwiek z was był tutaj, w kontekście tego kim jesteście na Dzikim Zachodzie, czyli potraktowani byliście jak zwykli świadkowie. Postaram sie wziąć ich na przesłuchanie, wy spiszecie aby zeznania- zebrał wszystkie informację ze sobą

-Dobra- odparł Janny

-A co z resztą?- zapytał Tony jeszcze będac ciekawy. W głębi żałował że nie mógł udać się tam z nimi

-Flurr, Alexy i Sarah udali się już tam. Mickey miał zająć pozycję i obserwować całą komendę z okolicą- oznajmił Play. Równo z skończeniem się wypowiedzi psa rozgledł się dźwięk komunikatora. Janny odebrał. O wilku mowa, dzwonił właśnie Mickey

-Panowie zgłoście się, uwaga melduję że zająłem pozycję, jestem skitrany na budynku gdzieś przed wami, widzę was nawet, niezła fura Tony- mówił żywo rudy psiak patrząc przez lornetkę. Widocznie też wczuł się w rolę szpiega.

-Dzięki- odparł krótko nie przepadając zbytnio za komplementami

-Widzisz całą okolice?- spytał Play

-Tak, jeśli będzie trzeba zmienię pozycję, zaczynam obserwację. Gdy zobaczę coś podejrzanego dam znać. Bez odbioru- mówił wczuwając się na serio w swoją rolę

-Bez odbioru- powiedział Janny kończąc połączenie

-Dobrze zatem, nasza wersja wydarzeń ustalona. Wiemy co mamy robić. Za mną- powiedział Tony spoglądając już poważniej na resztę. Ta aby kiwnęła głowami.

Ruszyli w kierunku drzwi frontowych przez które już raz Janny przechodził. Przypomniał sobie tą chwilę, gdy jeszcze praktycznie nic nie wiedzieli. Teraz jest tutaj z naprawdę wielkim zapleczem wiedzy. Ponownie wszedł z resztą psów do środka. Przed nimi pojawił się ten sam blat a przy nim pracownicy. Wokół był krzesła jak i wywieszone ogłoszenia. Był już dość spory ruch. Janny szybko wzrokiem wyhaczył znajomego mu komisarza. Ten akurat rozmawiał z kolegą z pracy przy automacie z kawą. Niebieskie oczy policjanta w końcu zobaczyły znajomy psi pysk. Pogodnie ruszył w ich stronę.

-Kogo moje oczy widzą, witamy ponownie- powiedział przechodząc z nimi nieco na ubocze. Tony spojrzał się porozumiewawczo z psem w niebieskiej chuście

-Pana również miło widzieć- odparł uprzejmie Janny.

-Widzę że znowu ocaliliście Londyn w małym stopniu, tym razem od kradzieży jubilera- mówił facet z brodą patrząc się naprawdę szczerze i uprzejmie na trójkę psów.

-Tak...- odparł uśmiechając się jakby niemrawo- Oh, pozwólcie że przedstawię. To jest mój przyjaciel z drużyny, Play-

-Miło poznać, a gdzie wasza liderka?- odpowiedział uśmiechając się. Pytanie o liderkę nieco zagięło grupkę psów. Play szybko wymyślił jakąś wymówkę

-Aktualnie zwiedzają nieco oddalone dzielnice miasta-

-Oh czyli tak... I widzę że poznaliście już naszego policjanta z innego miasta- powiedział w końcu patrząc na Tony'ego. W każdym przeszła ta sama myśl. Przykrywka Tony'ego działa. Orgins naprawdę uważa że tamta dwójka nie wie kim pies jest naprawdę. Pies Labsky tylko spojrzał się na mężczyznę wzrokiem który ten od razu zrozumiał. Play i Janny starali się jak mogli aby wyglądać naturalnie

-Tak, znamy się z Tony'm dzięki pewnej organizacji. Psi Patrol się zwie. Jesteśmy jego przyjaciółmi zupełnie jak choćby suczka królowej Brittie. Dzięki niej w ogóle zapoznaliśmy się z nim- zaczął pogodnie Janny uśmiechając się. W jego głosie nie czuć było w ogóle żadnego zawachania. Był pewny tego co mówi. Robił to bardzo realistycznie. Powoli zaczął narracje jaką ustalili.

,,Dobry jest"- pomyślał z podziwem pies podający się za policjanta. Poczuł że naprawdę mógłby już teraz uwierzyć

-Ah no tak, powiedzcie, jak wam poszło z ligą?- spytał Orgins

,,Czyli nie wie"- pomyślała trójka psów w tym samym czasie

-Cóż. Ligia postanowiła przejąć naszą misję z którą tu przyjechaliśmy. Podaliśmy wszystkie szczegóły. Nie byliśmy zadowoleni z takiego stanu rzeczy... Ba, nawet padły ostrzejsze słowa no ale przyszło nam zaakceptować taki stan rzeczy jaki jest. Mieliśmy już wracać ale nie po to jechaliśmy taki szmat drogi prawda?- zaczął tym razem Play. Sam doszedł do wniosku że wychodzi to bardzo realnie. Powiedział z szczerością jak było poza sentencją że poddali im misję

-Postanowiliśmy zrobić sobie wakacje. No i też zkontaktowaliśmy się z Tony'm. Ten dał jakieś porady w kwestii Londynu mimo iż pochodzi z Birmingham. Przy okazji podał nam wizerunki jakiś bandytów w razie co. Wie że mamy wprawę w ich łapaniu. Pokazał nam też Minsów. Potem już ich dostrzegliśmy tutaj. W Londynie, akurat kiedy Tony przyjechał do nas- kontynuował. W międzyczasie komisarz spoglądał na Tony'ego. Jednak mężczyzna nie miał żadnych podejrzeń. Spoglądał na niego bo wiedział kim jest naprawdę i teraz słyszał jak dobrze mu idzie granie kogoś innego.

-Ah tak, właśnie przejąłem tą sprawę. Zapoznałem się już nieco z raportami. Naprawdę nieźle to przeprowadziliście. Spiszemy zeznania zaraz tak aby już zamknąć tą sprawę. Sprawcy załapani to teraz trzeba odbębnić papierkową robotę. Bardzo mi przykro jeśli chodzi o Ligę. Myślę że powinni z wami współpracować. Jednak wiedzą co robią. Pozostało nam już aby podążać za ich planem- mówił Orgins. Janny i Play starali się ukrywać osłupienie jak tylko mogli

,,Łyka wszystko jak pelikan"- pomyślał Play

,,Idzie dobrze, jesteśmy nie podejrzani w ich oczach. Jeśli jak Tony zrobi swoje to będziemy w domu"- myślał Janny

-Zaufajmy naszemu odłamowi. Mówił komisarz że zapoznał się już z sprawą?- zapytał Tony również zadowolony że wszystko idzie jak trzeba. Jednocześnie zaczął swoją zagrywkę, popatrzyli sobie w oczy, jakby chcieli coś zakomunikować tylko dla siebie. Czyli toczy się gra gdzie policjant to aby wciśnięty kit.

-Oh tak, przeczytałem wstępne raporty- odparł po krótce.

,,Ale ryję beret. Mówi tak aby kryć Tony'ego a tak naprawdę my wiemy co jest grane i robimy to abyśmy my sie kryli przed nim"- myślał Play starając się nie odlecieć w próbach przekminienia tego co i raz

-Ah tak, zapomniał bym jeszcze, co u Henry'ego?- zapytał komisarz, zaczął dalej swoją grę z Tony'm, rozpoczął krótką pogawędkę na temat nie związany z poprzednim. Te pytanie skołowało Janny'ego i Play'a. U Tony'ego aby nieco zakłopotało

-W porządku, akurat zjechał tutaj do Londynu, do rodzinnego miasta- odparł uśmiechając się lekko

,,Kto to Henry?"- pomyślała dwójka, była zmieszana jednak nie mogli tego pokazać. Nadal mieli naturalne wyrazy pysków

-Zostawmy te pogaduszki na inną chwilę. No dobrze, to proszę was przodem, spiszemy zeznania- powiedział Jonathan pokazując na prawy korytarz. Janny i Play przeszli nieco dalej. Mężczyzna i brytyjski pies pozostali nieco na tyle

-Dziękuję panu że mnie pan kryję. Nie mogą się dowiedzieć im naprawdę jestem- mówił bursztynooki

-Nie ma sprawy Tony, naprawdę uważają że jesteś policjantem- przyznał

-Tak, pokazałem ich jakieś byle jakie kartoteki aby się nieco urealnić. Będac na komendzie w Birmingham mając tam zadanie to zobaczyłem co nieco i im pokazałem. Akurat tam byli Minsowie. Potem zobaczyli ich tam na mieście i tak wyszło. Czasem trudno jest pogodzić swoje tożsamości. Nie mogłem im odmówić pomocy. Dostali cynk że mam wolniejszy grafik jako policjant-

-Nie ma naprawdę problemu. Jak będzie trzeba coś jeszcze to proszę mówić-

-Właściwie mam prośbę. Totalnie mnie zaskoczyli z tą Ligą. Niech to że tu się dowiedzieli o tym pozostanie między nami. Będzie mi prościej. Zwłaszcza że tamten temat został zamknięty przez samego Kinay'a. Mam łapy pełne roboty, zwłaszcza jeszcze z Ligą. Po prostu uznajmy to że spisywali zeznania o tamtym napadzie. Dobrze?-

-Nie ma sprawy. Trzeba sobie pomagać- przyznał uprzejmie. Ten aby kiwnął głową. Nieco dalej stała dwójka z drużyny. Domyślali się co robi ich znajomy

,,Sam umie kłamać jak najęty"- pomyślał Play fukając w głębi siebie oraz kątem oka obserwując. Dwójka dołączyła do reszty.

-Wybaczcie, mieliśmy jeszcze coś do obgadania- mówił pies

-No dobrze. To Tony przesłucha Minsów a my spiszemy zeznania aby wszystko w archiwach się zgadzało- zaczął Orgins

-Zgoda- odparł Janny.

Mięli iść w swoje strony jednak nagle zjawił się jakiś inny pies policjant. Podszedł bliżej komisarza spoglądając na niego.

-Komisarz Jonathan Orgins, zgadza się?- spytał się owczarek niemiecki o zielonych oczach ubrany w mundur

-Tak-

-Prowadzi pan sprawę napadu na jubilera na Waterloo? Gdzie sprawcami są Richard i Marcus Mins?- pytał się nadalej naturalnym tonem głosu

-Zgadza się-

-Tutaj jest rozporządzenie nadinspektora o przeniesienie ich do innego aresztu, znajdującego się w dzielnicy Chelsa - oznajmił poważnie wręczajac wysokiemu mężczyźnie papier. Trójka psów spojrzała po sobie zaskoczona. Jonathan wczytywał się w kartkę. Była ona jak najbardziej prawdziwa. Pieczątka też była poprawna

-Dlaczego?- spytał Tony

-Takie rozporządzenie nadinspektora. Prawdopodobnie chodzi o to że tutaj w areszcie robi się coraz miejsca a tam na Chelsie jest dużo miejsca. Normalna procedura- odpowiedział spokojnie policjant

-Dobrze, ale sprawa nadal dotyczy naszych policjantów?- odparł Orgins składając rozporządzenie. Dla niego nie było tu nic podejrzanego jednak pozostała trójka czuła jak nie wiadomo co że coś tu śmierdzi

-Tak, nic się nie zmieni- odpowiedział. Wszyscy się nieco uspokoili jednak nie Play, przyglądał się coraz bardziej uważniej psu

-Dobrze, to przetransportujcie ich. My na razie spiszemy zeznania świadków jeszcze, następnie jeszcze raz zostaną przesłuchani- mówił spokojnie mężczyzna. Pies skinął głową i ruszył prawym korytarzem. Play nadal go obserwował. Czuł że coś tutaj nie gra. Co jeśli to pic na wodę a tak naprawdę to ktoś z Ligi za tym stoi.

-Zapraszam tutaj- mówił brunet wskazując dłonią kierunek

-Jeszcze przed tym. Mogę wiedzieć gdzie są toalety? Niedobrze mi się zrobiło- przerwał Gerberian Shepsy udając bardzo realistycznie złe samopoczucie. Zrobił bardziej zmęczone oczy. Janny szybko znalazł się bliżej niego

-Oczywiście, proszę iść w prawo a następnie w lewo. Toalety są tuż za rogiem- powiedział ze spokojem Jonathan.

-Wszystko dobrze?- zapytał pies z jego drużyny przyglądając mu się z troską

-Jest dobrze, zaraz mi przejdzie- odpowiedział po czym ruszył we wspomnianym kierunku pozostawiając resztę za sobą. Każdy nie zamartwiał się tym za bardzo. Tony z powagą przyglądał się mu puki nie zniknął za rogiem

Play ni myślał aby iść do toalety. Ruszył za tamtym owczarkiem niemieckim. Nie stracił go jeszcze z oczu. Trzymał dystans aby nie robić więcej podejrzeń. Skoro był z Ligi to wiedział kim jest i mógł narazić cały plan na ogromne straty. Nie mogli pozwolić sobie na utratę tak ważnych świadków. Szedł swobodnie mijając funkcjonariuszy co i raz. W miejscach gdzie były okna ustawiono w rzędzie krzesła. Prawy korytarz prawie dobiegł już końca. Skręcił zupełnie jak tamten policjant przedtem. Wciąż miał go w zasięgu wzroku. Minął toaletę do której przecież miał się udać. Szedł za policjantem wtapiając się w tło.

,,Lepiej oby się okazało że byłem w błędzie" - pomyślał do siebie krocząc po drewnianym podłożu.

Dotarł za nim aż do tyłu budynku. Ilość ludzi czy psów malała. Aż w końcu nie było ich prawie w ogóle. Play musiał teraz uważać aby to jego ktoś nie nakrył. Jak przedtem wtapiał się w tłum to teraz sam mógłby być osądzony jako podejrzany. Owczarek niemiecki skręcił w lewo. Play lekko wyjrzał. Po prawej stronie korytarza znajdowały się drzwi. Prawdopodobnie do garażu. W głowie szybko przeanalizował teren.

,,Koło granicy kończącej parking był wjazd w dół. Prawdopodobnie przechodząc przez te drzwi dotrze się do garażu gdzie trzyma się radiowozy i inne więźniarki. Nie... Nie gadaj że już ich zapakowano na wóz"-  przemyślał. Dochodząc do ostatniego wniosku upewnił się czy nikogo nie ma a potem ruszył w kierunku drzwi.

Otworzył je bardzo powoli i po chichu wyglądając przez mały otwór czy nikogo nie ma na schodach. Dostrzegł aby schody w dół. Nagle usłyszał rozmowy, jednak nie był w stanie usłyszeć dokładnie o czym jest mowa. Wyszedł na klatkę schodową a następnie ruszył w doł schodów które oddzielała jeszcze ściana. Zszedł najciszej jak tylko to możliwie. Po chwili słyszał już dokładniej

-Długo jeszcze mamy czekać?- spytał się czyiś głos.

-Jak wyjedziemy teraz to co się stanie?- pytał się też drugi nieznajomy głos.

-Jak wyjedziemy teraz to się kapną że jest coś nie tak. Najważniejsze że już są zapakowani. Choć prawda to że przydało by się pospieszyć. Tamci już tutaj są- powiedział już znajomy głos owczarka niemieckiego. Play słysząc to otworzył szerzej oczy

,,Miałem rację"

  • Zmiana sceny

Tymczasem drużyna której dowodziła Flurr docierała na miejsce. Sarah przejęła ster gdy byli już na miejscu. Poprowadziła towarzyszki w tem sam sposób gdy była pierwszy raz z Play'em i Janny'm. Tym razem nie musiały kłopotać się zdobyciem kluczy. Tony zrobił to dla nich. Wszystkie miały określoną rolę na tym etapie. Alexy obserwowała tyły, Sarah im przewodziła a Flurr ogółem wypatrywała wszelkich podejrzanych rzeczy. W ten sposób w mgnieniu oka dotarli go tego samego miejsca gdzie znaleziono bazę. Tak jak tamtym razem i teraz tego nie było tam nikogo. Po chwili obie weszły do środka.

-No dobra, teraz zaczyna się teren wroga, Alexy- powiedziała liderka po czym zrwóciła się do przyjaciółki. Ta kiwnęła głową. Zsunęła gogle z jej czoła na oczy. A następnie włączyła w nich specjalny tryb aby w razie co wypatrzeć jakieś pułapki. Tryb ten był połączeniem wielu innych rodzai wizji

Mając już je na swoich fioletowych oczach zaczęła rozglądać się na boki. Sarah ruszyła w miejsce gdzie była wajcha otwierająca przejście. Uderzyła bokiem ciała klapę aby ponownie odleciała. Ta tak zrobiła jednak nie wyłoniła żadnej wajchy

-Nie ma jej- powiedziała Sarah nieco struchlała. Oznaczało to że naprawdę spodziewali się ich przybycia. Nie wiadomo czy to nie jedyna niespodzianka zostawiona przez Ligę na drużynę

-To nic- przerwała normalnym tonem Flurr- Wskaż gdzie to było-

Sarah wskazała na obszar tuż za nimi jak stały. Alexy i Sarah odsunęły się nieco. Flurr uderzyła przednimi łapami w ziemię, na podłodze nakreślił się kwadrat, następnie delikatnie zrobiła z niego podest po którym można przejść do tunelu. Ten na razie wyglądał normalnie.

-Teraz cały czas prosto a potem w lewo- oznajmiła mag powietrza

-Ci co widzą więcej idą przodem- powiedziała Alexy wychodząc na przód. Za nią ruszyły pozostałe suczki

Po chwili wszyscy już znaleźli się w tunelu który wyglądał normalnie, tak jak wcześniej. Łajka Jakucka rozejrzała się i nic nie zobaczyła. Flurr przywróciła poprzedni stan kawałku podłogi. Następnie ruszyli dość szybkim krokiem. Alexy nie widziała nic podejrzanego. Najprawdopodobniej nie naruszyli żadnych struktur aby inni nie zauważyli czegoś podejrzanego. Cała droga została przekonana w dość szybki okres. Przy rozwidleniu skręcili w lewo. I już prawie znaleźli się w miejscu docelowym.

-Kurde ale tutaj jedzie- skomentowała w końcu liderka czując drażniącą woń w nozdrzach. Nieco się skrzywiła.

Lada moment stanęli przed wielką ścianą. Moment prawdy. Alexy ustąpiła miejsca biało-czarnej suczce. Ta podeszła bliżej ściany i uderzyła w nią łapami. Ta pokruszyła się jakby była z lodu. Jednak to nie wszystko. Kamienna część jest z głowy. Tylko została metalowa część.

-Czyli tak mówisz- zaczęła Flurr- Odsuńcie się, troszkę zawieje-

Dwie suczki zrobiły zgodnie z poleceniem. Flurr także poszła parę kroków w tył. Suczka wzięła wdech i oddech. Jej oczy zaświeciły bielą na ułamek sekundy. Zwróciła łapy w kierunku metalowych drzwi. A z nich wytrysnął ogromny podmuch powietrza. Drzwi nie miały jak wytrzymać. Otworzyły się.

-Alexy, Sarah, prowadźcie- powiedziała

-Gdzie najpierw idziemy?- zapytała przewodniczka która już zwiedziła teren

-Do tej sali głównej, zaczniemy od tam-

-Dobra, to za mną- powiedziała

Zaczęły iść na równo ze sobą suczki. Alexy rozglądała się uważnie. Niczego podejrzanego nie zauważyła. Każda z drużyny zastanawiała się w jakim stanie jest baza. Na razie co zniknęło i świadczyło o tym że się ich spodziewają to ta wajcha która prowadziła do tajemnego miejsca. Nawet jeśli kogoś napotkają to mają ze sobą władczynie czterech żywiołów. Bardzo ciężki orzech do zgryzienia. W dodatku jeszcze mistrzynię w magii powietrza i Alexy która posiadała nieco technologii. Czysta magia z domieszką nowoczesności powodowała że czuły się dość pewnie, jednak nie traciły na czujności. Z korytarza zniknęły regały i wykładzina. Światła także nie paliły się wszystkie.

-Nie widzę żadnych kamer- powiedziała pilotka, spojrzała się jeszcze dokładnie jednak nie było niczego co by ominęła

-Wygląda że po prostu zostawili wszystko inne- stwierdziła Sarah wyszukując zmian w pomieszczeniu

-Nie możliwe aby w jedną noc wszystko wynieśli- powiedziała Flurr

Nadeszła ta chwila, doszły do drzwi głównych do tamtej auli gdzie były stanowiska w postaci biurek. Z ów metalicznych drzwi zniknął złoty znak ligi. Zniknęła zarówno wajcha którą ostatnim razem strażnik otworzył Sarah wrota. Pozostałe suczki już wiedziały, bez słowa odsunęły się

-Te są mniejsze, łatwiej pójdzie- przyznała kundelka

Tak też było. Jedną łapą utworzyła wir powietrza. Drzwi otworzyły się. Na przód wysunęła się nieco Alexy, było dość ciemno. Cała trójka po cichu wkroczyła do środka, to co ujrzeli było szokujące. Wszystkie stanowiska, wszystkie rzeczy z pomieszczenia zniknęły. Zniknął nawet automat z wodą. Pozostała ogromna pusta przestrzeń. Każdy z niedowierzaniem się temu przyglądał. A zwłaszcza Sarah, spojrzała się w bok. Winda zniknęła. Jedyne co pozostało to ekran zawieszony na ścianie. I tak większość paneli sterowania zniknęło. Pozostał chyba ten główny. Tak czy siak ich ilość została zredukowana. Alexy kończyła badać teren

-Chyba nikogo nie zaskoczę jak powiem że tu kompletnie nic nie ma poza tym ekranem- powiedziała patrząc się nieco skonfundowana na resztę towarzyszek.

-Ale-le, jak to?! Przecież mieli jedną noc, jedną!- pytała się z niedowierzaniem Sarah obracając się aby ująć cały obszar wzrokiem

-Cichaj trochę, może tu ktoś jeszcze przyjść- upomninała Łajka

-Nawet automat z wodą zabrali!- mówiła z pretensjami wskazując na miejsce gdzie stał. Gdzieś na uboczu Flurr mocno usadowiła się na swoich łapach. Próbowała coś wyczuć dzięki badaniu każdego możliwego żywiołu który był gdzieś w okolicy.

-Nah, nic nie czuję, wszystko jest stalowe, metalowe, nie mam pojęcia- mówiła lekko zła i zrezygnowana

-To jak, sprawdzamy czy gdzieś mogli coś zostawić?- zapytała Alexy

-Sama nie wiem, może w tych najdalszych zakątkach coś się ostało. Jestem ciekawa w ogóle gdzie ten różnooki Bond po ciemnej stronie mocy ma swoje biuro- mówiła Sarah wyznając swoją ciekawość. W międzyczasie Alexy podeszła do miejsca gdzie jeszcze wczoraj działała winda. Spojrzała się ostrożnie w dół. Jej gogle nie były w stanie wykryć dna

-No pewnie na samym dole- odpowiedziała Alexy

-Tony miał rację z techniką spalonej ziemi. Nie pozostawili tutaj niczego, po prostu odeszli. Pewnie też miał rację w systemie siatki. Tu ich przyłapali to znowuż poszli gdzieś indziej. Możliwe że jest tu wskazówka gdzie- odezwała się Flurr

-To trochę zajmie- powiedziała Alexy odchodząc od miejsca gdzie szukała

-Nie no chyba udziela mi się Play, nie ma bata że tu coś znajdziemy. Przeszukanie wszystkiego znajmie wieki a i nie wiadomo czy i tamci się nie przypałętają tutaj. Jest aby ten ekran, popsuty pewnie-

-A może nie...- zaczęła tajemniczo liderka stojąca przed podestem. Reszta obróciła się w jej kierunku i podeszła bliżej

-Co masz na myśli?- zapytała zaciekawiona Alexy

-Ekran wygląda na drogą i cenną rzecz, nie mogli tego przenieść tak o w jedną noc, ale znowu czy by psuli? Widzicie te panele sterowania? Mogło by się wydawać że tych po prostu nie zdążyli przenieść, a może jest to warunek tego aby to coś jeszcze jakoś sensownie użytkować?- mówiła Flurr przyglądając się kawałkowi zaawansowanej technologi. Alexy i Sarah popatrzyły po sobie

-Do czego zmierzasz?- spytała Chinook dog

-Po co mieli by psuć coś dobrego przed nami. Może po prostu sprawili że nie jest zdolne do użytkowania w razie coś a tak naprawdę zdołają to jakoś naprawić potem w nowej bazie- powiedziała. Każdemu w oczach zabłysnęła nadzieja

-To ma sens. Pewnie pomyśleli że uznamy tu za zepsute-

-A znasz się na takich kawałkach technologii?- zapytała Sarah liderki wskazując głową

-Ja nie, ale już wiem kto tak- przyznała lekko się uśmiechając

*tymczasem*

Już nie w Londynie ale w innym mieście poza wyspami brytyjskimi było jedno mieszkanie w kamienicy. Pokój w którym urzędował mieszkaniec ów pokoju był totalnie zasyfiony. Łóżko było niepościelone. Rolety zasłonięte, nie mówiąc już jaki bałagan był na biurku. Co rzucało się w oczy to to jak zaawansowany stał na nim komputer. Sam psi mieszkaniec właśnie spał sobie pod biurkiem. Nagle odznaka z komupterem zaczęła brzęczeć głośno i przemieszczać się nieco. Mieszkaniec był członkiem psiego patrolu. Słysząc to otworzył swoje zielone oczy. Szybko wstał uderzając głową o biurko

-Agh! Kurde no! Miałem nie zasypiać już pod biurkiem- syknął nagle ożywiony. Łapę wystawił nieco i szukał odznaki. Potem wyłonił się cały. Odebrał połączenie zaspanym głosem- Halo Kristian z tej strony. *ziew* Jak mogę pomóc?-

-Dobrze cie słyszeć stary- odezwał się spokojny i luźny ton

-Flurr?- zapytał nagle ożywiony

-Tak, sorki że się nie odzywałam, nadrobimy to ale teraz mam bardzo ważne zadanie dla ciebie. Wraz z Kate pomożecie nam w misji- oznajmiła

  • Zmiana sceny

-No dobra, zmywamy się, trochę minie zanim dotrzemy na obrzeża Londynu- rzekł jeden z trójki psów. Play w tym czasie przysłuchiwał się ich rozmowom aby usłyszeć coś jeszcze, jednak nic szczególnego nie dosłyszał. Powiedzieli że "tamci" już tu są. Czyli to najprawdopodobniej Liga organizuję ucieczkę. Muszą być naprawdę istotni dla odłamu. Play to wiedział doskonale.

,,Play myśl, jeśli teraz zaatakujesz to istnieje prawdopodobieństwo że ich przyłapiesz już tutaj, ale co jeśli jak uda im się wyjechać tą furgonetką? Będą jechać na obrzeża Londynu, może jest tam ich nowa baza?"- myślał próbując obrać taktykę. Trzeba działać szybko ale rozważnie

Play wyjął komunikator z chusty bezszelestnie i nadał sygnał. Janny czekając aż wróci wraz z resztą szybko wyjął urządzenie i przyjrzał się mu. Od razu wiedział jaki to sygnał. Cztery piknięcia niemal zaraz po sobie. Od razu zerwał się na łapy

-Co jest?- zapytał Tony

-Musimy iść, szybko-

Gerberian Shepsky już chował urządzenie z powrotem do chusty jednak te wyślizgnęło mu się z łapy i upadło na ziemię. Trójka za ścianą szybko postawiła się na czujności. Już szli w kierunku furgonetki jednak zawrócili.

-Szlag by to!- szepnął cicho

-Słyszeliście?- zapytał jeden

-Dochodzi ze schodów-

Owczarek niemiecki dał znak aby przygotować się w razie coś. On sam kroczył bardziej do przodu. Powoli zbliżał się aby wyjrzeć za schody. Od razu gdy wychylił głowę Play ruszył do akcji. Mag uniósł przednią prawą łapę do góry a następnie ta zajęła się ogniem. Skierował ją na psa. Ten nie miał już szansy na reakcje. Odleciał z piekącym bólem na ścianę. Play następnie wyszedł aby zająć się pozostałą dwójką. Gdy już miał ruszyć w ich kierunku zobaczył jak mierzą w niego jakimiś broniami. Pies rasy malinois strzelił. Pies z drużyny szeryfa w ułamku sekundy schował się za osłoną w postaci ściany. Dosłownie wystrzelono w niego pocisk z zapłonem. Nastąpił mały wybuch. Play stojąc na schodach przyglądał się temu. Nagle otworzyły się drzwi za nim. Na szczęście był to aby Tony z Janny'm. Popatrzyli się na niego pytająco

-Już tu są! Zwiewamy!- krzyczał trzeci pies owczarek szwajcarski

-Co jest grane?- powiedział znowuż nowy głos. Był to Richard Mins wychylajacy się  furgonetki

-Czyli są tam. Jazda!- powiedział Play po czym ruszył przed siebie. Janny i Tony nie mięli czasu aby pytać się o szczegóły. Domyślili się sami że cała akcja z przeniesieniem była ściemą. Janny bezzwłocznie pobiegł na dół ale Tony wybierał się w inną stronę.

-Pomóż Play'owi! Ja zaalarmuję resztę- oznajmił szybko

-Dolan! Wsiadaj!- krzyknął Malinois wsiadając za kółko do owczarka niemieckiego.

Dolan już miał ruszyć w kierunku furgonetki. Play włączył się do akcji, ogień przed nim ugasił jednym ruchem łapy. Ponownie zaatakował ognistym pociskiem. Owczarek niemiecki sprawnie go ominął. Play od razu to zauważył. Owczarek szwajcarski siedzący po stronie pasażera rzucił do towarzysza broń z której wcześniej strzelił. Wszystko to działo się błyskawicznie. Ponownie wymierzył w psa w czerwonej chuście. Pociągnął za spust. Gerberian Shepsky spojrzał się aby w mgnieniu oka w kierunku gdzie widział światło i dźwięk. Wydawało się że już nie wybroni się. Jednak tyły ubezpieczał mu Janny. Psiak zobaczył rury, uderzył w nie. Przez zgniecony kawałek rury woda łatwiej wytrysła. Kundel nagromadził ją bardzo szybko. Posiadając już wiązkę wody posłał ją przed siebie. Woda "zlapała" pocisk a następnie zeskoczył na ziemię. Oprowadził ją wokół ich a następnie z dużą siłą pokierował na Dolana. Ten już prawie nią dostał. Odleciał do drzwi zakarkowanej furgonetki. Play i Janny byli gotowi aby ją zatrzymać jednak nagle tylnie drzwi się otworzyły. Bracia Minsowie dobyli także tego typu broni. Zaczęli ostrzał dwójki psów. Ich broń wystrzelała aby wiązki laserowe z charakterystycznym dźwiękiem. Dwójka magów unikała ich, jednak głównie Janny dzięki wodzie którą osłaniał ich dwójkę. Utworzył ścianę wody. Pociski laserowe uderzały lekko skwiercząc i dymiąc. Janny pobrał nieco więcej wody aby umocnić tarczę. Znajdowali się dosłownie na przeciwko ostrzału. Nagle usłyszeli zapalenie silnika. Popatrzyli nieco zaniepokojeni. Biały pies otworzył okno i wystawił większy miotacz. Skierował go na inne pojazdy i furgonetki. Po chwili trafił w radiowóz. Szły raz po razy. Żółtooki dostrzegł identyczną niemal furgonetkę obok. Niebieskooki już w nią celował.

-Janny, furgonetka obok! Zajmę się tymi!- krzyknął żółtooki mag ognia wskazując na pojazd zaparkowany obok.

Janny skierował tam głowę. Wodna ściana zniknęła. Oboje odskoczyli szybko w bok. Biały pies w brązowe łaty pędził w kierunku więźniarki. Pocisk z miotacza wystrzelił. Janny zrobił ten sam trick. Nagromadził wokół siebie wodę a następnie posłał  w postaci wiązki w pocisk. Ponownie go opanował, zakręcił i znowu rzucił w kierunku tam gdzie siedziały wszystkie trzy psy. Jednak nie trafił w miejsce gdzie siedział pies z miotaczem. Kula przebiła nieco pod kątem na wylot obszar przeznaczony dla więźniów. Wozem aż zatrzęsło, co za sobą idzie napastnicy z laserowymi miotaczami zachwiało porządnie. Już mieli kierować broń w maga wody jednak Play wykorzystał to że zdjęli z niego ogień. Uderzył ogniem w ich kierunku. Schowali się ledwo w czas za drzwiami. Koła nagle zaczęły piszczeć od szybkiego wciśnięcia gazu. Ruszyli niczym z bicza strzelił. Inne radiowozy i więźniarki zajęły się od ognia.

-Wsiadaj!- powiedział Play przebiegając koło maga wody.

Sam wsiadł w miejsce kierowcy. Janny obiegł maszynę koło maski samochodu i wsiadł na miejsce pasażera. Play odpalił wóz szybko. Nie mogli ich stracić. Więźniarka odpaliła się, pies za kółkiem wcisnął gaz. Ruszyli za nimi. Już prawie wyjeżdżali z garażu.

-Łącz się z Tony'm i mów że jedziemy za nimi, przyda się jakieś wsparcie bo skubańce mają wyposażenie- rozkazał stanowczo Play skupiony na jeździe. Janny tak też uczynił. Sam wyjął swój komunikator- Mickey zgłoś się!-

-Zgłaszam się!- odparł od razu

-Z wjazdu zaraz wyjedzie więźniarka, z przodu będzie jechać owczarek szwajcarski, niemiecki i malinois. Musisz ich zatrzymać!-

-Przyjąłem!- krzyknął. Następnie schował urządzenie.

Zrobił parę kroków do tyłu a następnie wyskoczył z wysokiego budynku. Obrócił się w locie, usadowił się w środku wiru powietrza, ten uniósł go nad ulicą w miejsce gdzie był wyjazd. Powoli widział jak pojazd leci w jego stronę. Tupnął łapami w podłoże. Wyrosła wielka ściana torująca przejazd. Rudy pies cofnął się nieco na bok. O dziwo nie usłyszał pisku hamowania co go zdziwiło. Uniósł brew patrząc się na mur. Nagle poczuł wręcz jak coś przyspiesza. Wyjrzał szybko za muru obok. To co zobaczył było nie do opisania

-CO DO?!- powiedział zdziwiony. Ujrzał niebieskimi oczami jak owczarek szwajcarski i niemiecki po obu stronach wyłaniają się z okien i celują w ścianę. Psiak czuł co się święci. Rzucił się w bok. Broń wystrzeliła. Mur rozleciał się tak aby można było przed niego przejechać. Kawałki ziemi rozpostarły się po jezdni. Samochody jadące na niej zatrzymały się z piskiem. Sama więźniarka policyjna skręciła w prawo i ruszyła szybko.

Mickey wyjrzał ponownie w stronę wjazdu. Play i Janny deptali im po piętach. Mag ziemi szybko przesunął pozostałości kamieni aby jego przyjaciele mieli jak przejechać. Wóz wyskoczył z podjazdu i od razu skręcił za wrogiem. Pies w zielonej chuście spojrzał aby się totalnie zmieszany. Nagle usłyszał krzyk

-Mickey tutaj!- zawołał Tony z parkingu machając łapą. Wsiadał do swojego auta. Pies niezwłocznie tam ruszył. Wsiadł do srebrnego auta.

-Ale wypaaasssss- powiedział rozsiadając się na skórzanym siedzeniu. Design od środka był nawet lepszy niż zewnętrzny. Bardzo elegancki. Tony już poważny i skupiony odpalił wóz, jeszcze przedtem włączył ekranik umiejscowiony na tablicy rozdzielczej. Pojawiła się mapka i czerwona kropka pędząca po kresce czyli ulicy. To była lokalizacja z komunikatora Play'a i Janny'ego.

Samochód z piskiem wyjechał z zaparkowanej pozycji. A następnie ruszył drogą czerwonej kropki. Mickey w tym czasie rozglądał się po aucie

-Mickey czym oni rozwalili tą ścianę?- zapytał szybko skupiony już na drodze. Mknęli po ulicy

-Mieli jakieś trubo wypasione pukawki. Strzelały pociskami które wybuchały!- powiedział bardzo energicznie

-Czyli to nie była część wozu?-

-Nie-

-Dobra, w takim razie będą mógł namierzyć na mapie ich a nie chłopaków- powiedział- Udało ci się zapamiętać numer na przodzie?- Mickey od razu się zamyślił, na szczęście jego pamięć graficzna była naprawdę dobra.

-LWM099213708- mówił w tym czasie gdzy Tony wpisywał to na klawiaturze. Rudy psiak zaczął się rozglądać jeszcze po wnętrzu. Dostrzegł schowek przed nim i go otworzył wykorzystując chwilę gdy pies wpisywał numerację wozu. Gdy skończył pojawił się krótki dźwięk. Następnie kropka zmieniła pozycję. Tym razem namierzało już wóz w którym jechał wróg.

-O MÓJ BOŻE- zaczął pełen dramaturgii. Tony błyskawicznie popatrzył na niego

-Nigdy nie pomyślałbym że słuchasz metalu bądź rocka!- powiedział uśmiechając się bardzo energicznie. Po czym pokazał płyty z takimi numerami. Pies za kierownicą nieco się zawstydził i zmarszczył brwi

-To-o nie moje- bronił się choć wiedział że nic już z tego bardzo defensywnie

-Taaa, a te "dla Tony'ego" to dla innego Tony'ego nie?- mówił zaczepnie uśmiechając się złośliwie. Pies o bursztynowych oczach lekko się zarumienił- A taki ułożony, gentelman a słucha takiej muzyki?-

-Dobra nie ważne! Mamy wroga do złapania- przerwał w końcu

-Dobra dobra. Prowadź zatem!- mówił Mickey już także skupiony na sytuacji ale wciąż pełen energii. Cała trójka wozów gnała przed siebie

  • Zmiana sceny

-Czekaj chwila- odezwała się Kate przez komunikator Alexy

-Mamy spróbować zhakować wysoko zaawansowany sprzęt agentów?- dokończył za suczkę Kristian. Oboje członków psiego patrolu było zszokowanych. Było to zadanie naprawdę wysokiej rangi. Nieco powątpiewali czy w ogóle uda im się cokolwiek zdziałać.

-Nie wiem czy da to się jeszcze jakoś ruszyć, jednak jeśli by choćby spróbować to zaoszczędzi się sporo czasu- powiedziała Flurr. Nie lubiła tego gdy musiała wykorzystywać swoich znajomych. Zwłaszcza w tym przypadku gdy wróg naprawdę jest nie byle jakim przeciwnikiem jednak sama nie miała takiej wiedzy.

-No-o, możemy spróbować jednak niczego nie obiecujemy. Co konkretnie trzeba?- powiedziała w końcu suczka informatyczka

-Na razie nam wystarczy aby go odpalić- dopowiedziała Sarah

-Dobra wchodzę w to- powiedziała nieco pewniej Kate co wybrzmiało w jej głosie. Zapanowała krótka cisza u Kristiana. Ta mogła się domyśleć czemu czuję nieco opór. Kiedy zaangażował się coś publicznego ostatnim razem skończyło to się wspomnieniami których nigdy nie zapomni. Siedział przy swoim biurku i myślał nieco zagubiony. Zielone oczy wpatrywały się w odznakę z połączeniem z jego przyjaciółką. Liderka drużyny potrafiła to wyczuć.

-Kristian słuchaj... Wiem że możesz czuć się nieco nie pewnie z tym- zaczęła ze zrozumieniem żółtooka jednak przerwał jej zdecydowany głos

-Wchodzę- odezwał się pies mieszańca. U każdego wywołało to lekki szok ale bardzo pozytywny. Flurr lekko się uśmiechnęła

-Jesteś pewny?- dopytała Alexy

-Ta, to nie jest kwestia mojej strefy komfortu, jeśli trzeba pomóc w misji to nie mam nic do gadania- mówił dalej zdecydowany. Jego zielone oczy zamigotały jednak były pewne. Torował wszelkie wątpliwości bo tak było trzeba

-Dobrze zatem, przechodzimy do roboty- zarządziła Flurr. Dwójka informatyków przygotowała swoje sprzęty. W międzyczasie liderka skierowała się do towarzyszących jej suczek- Sarah, wypatruj agentów w razie coś-

-Się robi- powiedziała suczka

-Czekaj, weź moje gogle i aparat, musimy cyknąć nieco fotek- zatrzymała ją Łajka po czym zdjęła pierwszą rzecz z głowy i wręczyła mag powietrza. Ta od razu założyła je na swoją głowę. Następnie dostała aparat i ruszyła w dół podestu. Kate i Kristian byli już gotowi

-Przełączam nas na połączenie na komunikatorze Flurr- powiadomiła Kate, tak też się stało. Alexy schowała swoją odznakę z powrotem do kieszonki.

-Pierwsze co, jak to wszystko wygląda? I czy będziemy w ogóle stanie to odpalić- zaczął Kristian

-No, jest wielki ekran, nie mam zielonego pojęcia ile to jest cali. Dużo w każdym bądź razie. Jest tylko jeden odcinek paneli sterowania. Było ich więcej. Niemal na całą szerokość ekranu. Ten zaś jest usadowiony na środku. Na samym panelu leżą jakieś kolorowe kable. Zakładam że ten odcinek jest to jedyny warunek aby to potem jeszcze mogło działać?- tłumaczyła szczegółowo Flurr

-Jest tam napisany model? Na środku, na dole ekranu?- dopytała Kate, obie suczki już zaczęły go szukać.

-AJMIS-7I2390-tcv- czytała Alexy mrużąc oczy aby się faktycznie doczytać

-Znamy już ten model. Wraz z Ryder'em szukaliśmy nowego ekranu do Bazy i były takie modele z AJMISa- oznajmił mieszaniec z zielonymi oczami. U siebie na komputerze otworzył zakładkę z spisem modeli ekranów. Szybko zlokalizował daną markę

-Dobra nasza, oboje wiemy co nieco o tych cackach- mówiła pewnie kundelka także załączając u siebie zdjęcie  modelu. Pokrywał się on się z tym co wisiało w Ligowskiej bazie

-Świetnie- skwitowały suczki

-Przechodzimy do dzieła, za nim jeszcze zaczniemy podpinać wszystkie kable i tak dalej musicie otworzyć klapę, czyli przednią ściankę która jest blachą. Powinna się normalnie odkręcić na śrubki- zaczęła przechodzić do tematu informatyczka.

-Zgadza się, jest przykręcona na śrubki- powiedziała Alexy

-Odkręćcie ją i otwórzcie- rozkazał Kristian

Alexy na szczęście w swoim plecaku posiadała śrubokręt. Wyjęła go i zaczęła przykręcać śrubki, Flurr już przytrzymywała blaszaną klapę. Po wyjęciu śrubek z rogów powoli ją odsunęli ukazując całą masę kabli. Jeszcze co rzucało się w oczy to coś w typie skrzynki

-Zrobione-

-Widzicie numerek napisany na tyle, przy górze na środku?- zapytał Kristian?

-Mmmm... Tak. Uwaga podaje, 9824-9273-2013- powiedziała Flurr

-Dobrze, w takim razie mam numer seryjny danego modelu. Mogę ubezpieczać i ukrywać wszystkie działania- powiedział Kristian załączając u siebie potrzebny program. Na ekranie wyskoczyła masa literek i kodowanych wiadomości

-Skoro jesteśmy ubezpieczani to przechodzimy do dzieła. Ile mamy czasu?- oznajmiła i zapytała Kate

-Przydało by się to zrobić jak najszybciej- podsumowała Alexy

-Dobra, wolę się nie zagłębiać w szczegóły. Po prostu trzeba to uruchomić, to jazda- stwierdziła informatyczka wpisując poprzedni numer u siebie jednak w innej aplikacji

-Mów mistrzu- powiedziała Łajka

-Mówiliście coś o kablach tak? Pochodzą właśnie z tego obszaru co go otworzyliście, musicie je podłączyć do ekranu, wystarczy że lekko pociągniecie, wejście jest pod spodem. Najpierw idzie kabel z najgrubszą wtyczką, potem z najcieńszą a na sam koniec ta podwójna. Kolejność od prawej stojąc na przeciwko. Uważajcie na guziki na wierzchu panelu- poleciła uważnie. Flurr zajęła się tym, zgodnie z zaleceniem podpięła wszystko na swoje miejsce

-Dobrze, teraz przekaz będzie miał przez co przejść- oznajmiła

-Kate słuchaj, prawdopodobnie jest coś odłączone tak aby nie można była tego odpalić od razu. Jakieś kable odłączone czy coś- przypomniała Alexy

-Nie ma problemu, tutaj wszystko jest dość istotne, gdyby coś popsuto chcąc zrobić to umyślnie to jest tych rzeczy bardzo mało, to jest jeden z najbardziej złożonych modelów. Wszystko musi być ostrożnie zrobione aby tego nie popsuć- uspokoiła nieco

-Dobra co teraz- zapytała szeryf

-Kristian jak ci idzie?- zapytała kundelka

-Wszystko jest bardzo mocno zakodowane, jest tego milion jak nie więcej jednak zwykłe maskowanie działań z modelem idzie dobrze, nie ma śladu że ktoś w tym grzebał- zakomunikował

-Teraz spójrzcie do środka. Mnóstwo kabli prawda?- rozkazała, tak też zrobiły

-No i to ile- skwitowała biało-czarna suczka

-Większość tak naprawdę jest podpięta do miejsc gdzie powinna, to wszystko dlatego to jeszcze można użytkować. Jednak główne przewodniki energii mogą być odłączone, toteż spójrzcie w wasze lewo, czy są tam żółte i niebieskie kable połączone wszystkie z jednego koloru w całość?- tłumaczyła

-Ano jest. Ale w zwężeniu są przecięte. Idą od ściany i przechodzą do takiej małej skrzyneczki- zawróciła uwagę Alexy

-Ha! No bo nigdzie indziej nie mogły by być. Wystarczy że połączy się je- powiedziała śmiejąc się krótko i wymownie

-Tyle że jak?-

-Wystarczy że nieco podtopisz je, tylko trochę aby nie było widać, jest to bezpieczne akurat w tym przypadku i modelu- dopowiedział swoje pies

-No dobra- wzruszyła ramionami Flurr i przeszła do działania. Złapała za jeden koniec a następnie za drugi. Jej łapa bardzo delikatnie zaczęła stawać się gorąca. Po kilku sekundach kable były ponownie złączone- I to ma wypalić?-

-Wypali wypali. Teraz pozostaje aby przeciągnąć wajchy, wszystkie w górę, są tuż obok- uspokoiła po raz kolejny. Flurr zrobiła zgodnie z poleceniem. Gdy wszystko było już gotowe odsunęła się

-No dobra, coś jeszcze?- zapytała Alexy

-Główne zasilanie już jest, tak samo jak przewodnik ładunków. Teraz aby zostało włączyć ekran. Całe zasilanie jest już gotowe, Kristian jak se radzisz?- ogłosiła a potem zapytała

-Wszystko idzie dobrze- przekazał

-No ale nic się nie wyświetla- zauważyła szeryf

-Teraz trzeba włączyć właśnie ekran. Po prawym rogu jest guzik. Trzeba go wcisnąć-

-Nie ma problemu- powiedziała Alexy, rozsunął jej się jet-pack i podleciała na drogą stronę wskazaną przez Kate. Szukała wzdłuż linii wysokości. Po chwili go znalazła i wcisnęła. I oto pierwszy etap zakończony. Ekran błysnął białym przez chwilę. Po chwili pojawiła się szara, jakby metaliczna plansza a na nim logo Ligi Londyńskiej. Fioletowe oczy w locie i żółte centralnie pod przyglądały się temu zjawisku zaskoczone. Przeszło po nich coś dziwnego. Uczucie nie do określenia. Mają już uruchomiony główny sprzęt ich wroga.

-I jak?- zapytali się informatycy nie słysząc rozmówców przez jakiś czas

-Udało się- powiedziała Flurr ciszej przyglądając się znaku Ligi który błyszczał na złoto

-Ja nie mogę. W końcu coś się dzieje bardziej, coraz więcej kodowania- powiedział Kristian nieco zdziwiony

-No bo już zaczyna się kodowanie w historii uruchomienia. Powinno pójść zupełnie tak samo jak by poszło zazwyczaj

-No tak, i jest, ale coraz więcej tego, i to naprawdę złożone, z kim wy walczycie?- mówił Kristian

-Lepiej abyście nie wiedzieli...- odpowiedziała liderka

-Właściwie racja, nie chce znów stać się częścią walki wielkich wrogów. Ta rana ze szkoły prawie zahaczyła o oczy. Podziękuję- przyznał zielonooki.

-Pozostawimy to wam- dodała suczka

-Tak jak powinno być- powiedziała Alexy lądując ponownie przy przyjaciółce

-No to mamy uruchomione, coś jeszcze trzeba?- dopytała się informatyczka

-A jak się wchodzi w jakieś, no nie wiem, aplikację? Pamięć- zaczęła Flurr

-I tu sprawy się nieco komplikują... Za takie rzeczy odpowiadają między innymi inne części panelów... Tutaj są główne rzeczy do uruchomienia bez których nie mogli by już tego zrobić ponownie... Co prawda są niektóre rzeczy w centrali jednak nie muszę tego widzieć aby stwierdzić że je zabrali... Domyślam się że szukacie czegoś związanego z ich sekretami, planami ale przykro mi to mówić ale tutaj już nic nie ma najprawdopodobniej...- mówiła nieco przygnębiona Kate, bardzo chciała zdziałać więcej jednak zupełnie tak jak patrzyła się w informacje na komputerze nie było innych opcji. Alexy i Flurr spojrzeli się po sobie. Co z tego że mają uruchomiony ekran jak nic z niego nie wyczytają. Było to dołujące bo ten sprzęt służy wszystkim stricte do wygłaszania planów, prezentacji. Obie spuściły głowy w przygnębieniu, jednak na pysku Flurr malowała się nieco irytacja, pod żadnym razem na Kate czy Kristiana. Na wroga że był taki sprytny, uważała że non stop pogrywają sobie z nimi.

-Nie wszystko jest stracone- odezwał się nagle Kristian. Każdy uniósł głowy- Fakt że rzeczy typu pamięć są umiejscowione w innych odcinkach, jednak też aby to mogło być to w centrali musi być mały zalążek tego, a jest tym nic innego niż skrzynia danych z pamięcią. Widzicie coś takiego?-

-Widziałam!- powiedziała ożywiona Alexy

-W środku powinien być malutki dysk który pozwala jeszcze na utrzymanie jeszcze pamięci, choć małej. Tam są malutkie informacje z każdego dokumentu. Bez tego wszystko się popsuję- powiedział poważnie. Każdy ożywił się z takiego zastrzyku nadzieii. Obie szybko sprawdziły na miejscu a Kate ma swoim modelu 3D na komputerze. Wszystkie otworzyły szerzej oczy na widok małego schowanego dysku wsadzonego do środka skrzynki tuż przy dole na boku

-Jest!- zawołały wszystkie suczki

-Faktycznie! Tylko co z tym zrobić?- odparła nieco ożywiona informatyczka

-Gdy dostanę numer tego dysku będę potrafił otworzyć go u siebie a następnie wyświetlić cokolwiek na chwilę na ekranie. Szukacie informacji tak? Wszystko będzie zakodowane, powiedzcie mi, co z listy ułożonej od najnowszego otworzonego będzie wam potrzebne, będę mógł wyświetlić też nieco więcej ale to będzie wymagać zabezpieczania intensywnego- tłumaczył wyraźnie i szybko. Alexy i Flurr myślały tak samo. Doszły do wniosku że być może Akro pokazywał coś swoim agentom zanim wyruszali dalej.

-Ostatni jaki jest!- zawołały

-Dobra, podajcie mi numer z dysku, Kate, będziesz mnie zabezpieczać i połączenie też- polecił

-Się robi!- oparła informatyczka i przeszła do działania. W międzyczasie Flurr zaczęła czytać numer

-21051995- podała. Kristian wprowadził to w okienko u siebie w komputerze. Po chwili zaczął łamać zabezpieczenia aby dotrzeć do tego co jest na dysku. Informacje były już prawie na wyciągnięcie ręki. Sam przyznawał że to naprawdę ciężkie i widać profesjonalne zabezpieczenia danych

-Trochę to potrwa, w razie coś macie tam bezpiecznie?- oznajmił

-Cóż, niby pokonać zagrożenie w razie coś nie będzie problemu jednak potem to może zaskutkować tym że zmienią plany i wtedy na nic to się zda- opowiedziała realistycznie Flurr oglądając się na wszystkie możliwe wejścia.

-Właściwie nie wiadomo z której strony przyjdą- zauważyła Alexy

-Sarah poszła chyba drogą którą uciekła- podejrzewała żółtooka

W międzyczasie informatycy pracowali w pocie czoła. Kate zabezpieczała aby to co robi teraz Kristian nie wyciekło. Sam pies był bardzo skupiony. Zielone oczy wpatrywały się w ekran przed nim. Szło mu dość dobrze jednak było to naprawdę trudne. Informatyka sama jest trudną dziedziną, a i jeszcze na zaawansownym poziomie. W dodatku mając do czynienia z zespołem agentów wydawało by się nie możliwe próbować obejść ich systemy. Tutaj głównie przeważyło to że wszystkie potrzebne dane mieli podane jak na tacy. Model był im znany bardzo dobrze. Kate też pracowała ciężko, musiała dopilnować aby ich adresy IP nie wyciekły. Wszystko szło sprawnie. W międzyczasie Alexy i Flurr wyczekiwali patrząc się na ekran. Powstała cisza. Kristian dokopywał się do danych pamięci plików a Kate stanowiła dla niego osłonę nie do wykrycia. Czas uciekał, coraz bardziej było czuć jego presję. W każdej chwili mógł ktoś tu wbić z Ligi, a wtedy ich nowa miejscówka była by spalona. A zorganizować w jeden dzień akcję to naprawdę trudna rzecz, jeszcze nie wiedząc czy dojdą gdzie mieli by to wszystko przeprowadzić. W międzyczasie Sarah fotografowała wszystko, puste korytarze bo tyle zostało. Jednak i to się przydało. Jednocześnie wyglądała za możliwymi niechcianymi gośćmi. Wszak to nie jest już ich baza prawda? Wracając do dwójki przy ekranie to wciąż panowała cisza. Flurr miała dość spokojny wyraz pyska. Alexy lekko już szturchnęła. Ta obejrzała się w jej stronę. Łajka Jakucka wskazała głową na komunikator w niejasny sposób, Flurr z początku uniosła brew niezrozumiale jednak potem już zrozumiała.

-Pogięło cię...?! Nie będę rozmawiać z nim teraz o tym...! On hakuje teraz sprzęt naszego wroga...!- wyszeptała najciszej jak się dało aby informatycy nie usłyszeli. Popatrzyła gromiącym wzrokiem na suczkę obok

-No dobra wiem... Tak przypominam tylko...- szeptała również cichutko pilotka. Flurr aby zmarszczyła brwi i wróciła do dawnej pozy. Alexy wzruszyła ramionami- I jak idzie?- zapytała głośniej

-Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Pokomplikowane jak nie wiem co- rzucił pracując czynnie

-Serio dużą rybę tam macie- dodała coś od siebie informatyczka.

-Ta... Nawet nie wiecie jak dużą- powiedziała Flurr

-Jak ci się uda rozbić ich zabezpieczenia to wyświetli się wszystek?- spytała dla pewności pilotka

-Jak mówiłem, to wszystko jest tak solidnie zbite ze sobą że uda mi się wyświetlić kawałek, postaram się najwięcej jak tylko będę mógł, jednak to też nieco wpłynie na czas tego wszystkiego- przypomniał- Każda inna operacja to dodatkowe obejścia systemu a to zżera czas-

-Mam nadzieję że to coś da- zwierzyła się Alexy

-Heh, mała ironia, ledwo co wstałem a już hakuje takie złożone sprzęta- zaśmiał się lekko pies

-Spałeś???-

-Ta, ostatnio byłem na spotkaniu ze znajomymi i nie spałem moich stałych godzin, Alexy wie o co chodzi- przyznał, Alexy popatrzała na Flurr wnikliwym spojrzeniem

-Byliście nad morzem z tego co wiem- dorzuciła się Kate

-Tak, fajnie było-skwitował nadal pracując

-Już wiem jak fajnie- powiedziała nieco złośliwie Łajka Jakucka. Flurr popatrzyła się na nią wymownym spojrzeniem

-Przestań-

-No co?-

-Ko-oniec tematu, jestem zajęty- odparł nieco speszony i stanowczo

-Sam zacząłeś- powiedziała suczka o fioletowych oczach nieco ciszej uśmiechając się

,,Młody chyba serio się zabujał"- pomyślała Flurr

-Hej słuchajcie!- powiedział nagle zielonooki, każdy od razu nabrał czujności

-Co jest?- spytała pospiesznie liderka drużyny

-Chyba mam!- powiedział bardzo żywo- Z tego co tutaj widzę i umiem odczytać to ostatni pokazywany dokument pamięci jest chyba z wczoraj- Alexy i Flurr popatrzyły po sobie

-Dawaj go!-

-Będziesz w stanie otworzyć dużo?- zadawały pytania pospiesznie

-Postaram się, uwaga, Kate skup się a wy patrzcie na ekran- polecił Kristian poprawiając pozycję na krześle obrotowym. Każdy się skupił. Na jego komputerze pojawiła się lista napisana małą czcionką, literki były zakodowane i jakby w wyglądzie poszarpane. Napięcie rosło coraz bardziej, po Alexy przeszły małe ciarki. Flurr wyciągnęła swój aparat i podała go przyjaciółce aby ta mogła zrobić zdjęcie całości obejmując wszystko. Odleciała na swoim jet-packu. W tej chwili pies najechał myszką na pierwszy z listy numer, kliknął. On sam nie widział co jest w dokumencie.

Nagle na ekranie rozbłysł się biały dokument. Był nieco słabej jakości. Na początku była aby biała plansza, bez teksu. Wszystko wyglądało jakby odtwarzane ze starej kasety. Każdy patrzył się na to wyczekująco. To nie było wszystko

-No dalej...- szeptał do siebie Krstian widząc aby rubrykę gdzie pokazywano przetwarzanie dokumentu.

Po chwili wyskoczył tekst. Jakość była słaba ale idealna do odczytania. Flurr i Alexy szybko zaczęły czytać. To co wyczytały wprost przeszyły ich ciała. Tęczówki i źernice czytające tekst drgały. One samy otworzyły swoje pyski które też lekko podrygiwały chcąc coś powiedzieć. To była zwykła notka a jednak tak ich zszokowały. Czuły że struchlały a język wpadł go gardła. Informatycy wyczekiwali jakiegoś znaku.

-Halo? Jest?- zaczął Kristian- Nie może być to otworzone tak długo!- Alexy wciąż nieco sparaliżowana zrobiła zdjęcie

-Halo?- pytała Kate

-Flurr co jest?!- pytał zaniepokojony Kristian. Pytania powtarzały się co i raz. Szeryf w końcu wyciszyła ich

-Dokument Ligi Londyńskiej. Dnia 25 lipca, tego roku Liga Londyńska dawnych wykrywaczy pokaże się światu ponownie. O ważnej godzinie, bowiem o równej 16:00 przywróci pamięć innych o sobie. Dokona szybkiego zadania bólu swoim prześladowcom. Ogień spowije i strawi naszych największych ciemiężców. Woda zaleje Zamek Królewski gdzie osadzona monarcha zabijała nasze szanse i marzenia. Ziemia zniszczy bowiem diabła chodzącego na ziemi, diabła piszącego w swoich dziełach mamiące mantry które lud powtarza. Powietrze ostatecznie zdmuchnie ich nędzną resztę, to co pozostanie. Wszystko pod przewodnictwem najwyższego kręgu Ligi i ich wiernych agentów. Za to wszystko zapłacą, trupy wyjdą z szafy i ukażą się im ponownie. Niech te żywioły pochłoną ich w swojej niszczycielskiej mocy i zrobią miejsce dla nas. Bowiem czas naszego poniżania był zawsze, teraz po prostu stanie się faktem. Niech żyję wielki lider Ligi Londyńskiej...- czytała Flurr, jej głos jakby ledwo co wymawiał te słowa. Przeszły po niej ciarki.- To już jutro- Na dole szybko zauważyła jeszcze resztę dokumentów. Widziała napis "Ogień". Otrząsnęła głowę i odciszyła się

-Flurr co jest?-

-Możesz pokazać więcej! Tu jest jakiś plan!- krzyknęła a w jej głosie słychać było że jest to ważne

-Przykro mi nie mogę- powiedział zakłopotany jeszcze starając się, nagle rozległ się głos komunikatora Alexy, to była Sarah, odebrała

-Zwijać to wszystko ale już! Idą tu od strony budynku!- krzyczała po czym zakończyła połączenie.

-Kristian anuluj to wszystko!- tym razem rozkazała szeryf. Pies od razu to zrobił- Kończcie to! Musimy się zmywać!-

-Dobra! Zróbcie to jak było! My zajmiemy się resztą!- krzyknęła Kate

-Musimy kończyć pa!- krzyknęła w pośpiechu i się rozłączyła. Dokument zniknął i ponownie pojawił się ekran startowy. Alexy szybko wyłączyła guzik. Następnie wylądowała obok suczki. Szybko odpięła kable i ułożyła je w dokładnie taki sam sposób co przedtem. Flurr przeciągnęła wajchy na swoje miejsca. Alexy za pomocą szczypiec odłączyła kable. Następnie przykręcili blachę. Usłyszeli jakieś szybkie kroki. Momentalnie obrócili się w stronę hałasu. To była Sarah.

-Zmywamy się! Macie coś?!- zapytała biegnąc już do drzwi. Dwie suczki po tym jak było gotowe ruszyły do niej

-"Coś" to za mało powiedziane- powiedziała Flurr. Wybiegli a suczka zamknęła drzwi jak były. Następnie potem wybiegły przez kolejny drzwi. Także w trójkę je zamknęły. Mimo iż wydawało się że są już nie zdatne to ich solidność zrobiła swoje. Zamknęły się jak dawniej. Flurr odtworzyła ścianę z ziemi jak była. Potem cała trójka biegła jednak nie wyszła Big Benem. Wyszła poprzez bieg prawym rozwidleniem. Biegli z tragicznymi wieściami.

  • Zmiana sceny

Pojazdy gnały przez Londyńskie ulice, gdzie nie gdzie wręcz wstrzymano ruch uliczny. Wróg jadący na przodzie nie zwalniał. Nie wiadomo jak planują zakończyć swoją ucieczkę więc trzeba było szybko coś wymyśleć. Play deptał po piętach wrogu. Łapa nie schodziła z gazu, wręcz co i raz na niego naciskała coraz bardziej. Gerberian Shepsy był skupiony, jego jazda nie była chaotyczna. Janny wyglądał czy przypadkiem nie mierzą do nich z jakieś broni, w razie coś dawał sygnał przyjacielowi. Tuż za nimi jechał Tony z Mickey'm. Ci wiedzieli w zasięgu oka wielki pościg.

-Janny, przejmij ster- rozkazał kierowca furgonetki. Tak też się stało, biały pies w brązowe łaty wsiadł na miejsce kierowcy i także utrzymywał tępo. W tym samym czasie Play wypatrywał ataku wroga, ten nie nadszedł jeszcze.

,,Może gdy się wychylą to znajdzie się okazja aby ich przechwycić"- pomyślał, po chwili przesunął się bardziej do drzwi i odsunął okno. Wychylił się nieco czując od razu ogromny wiatr w swojej sierści. Postanowił zaatakować tylnie koła, jednak na próżno. Nie mógł wytworzyć wystarczająco dużego płomienia aby zrobić szkodę i przy okazji nie sprawić że przez wiatr i ich furgonetce nic się nie stanie. Nagle rozbrzmiał komunikator, odebrali

-Jak wygląda sytuacja?- zapytał znajomy głos Tony'ego który nadrabiał odległość do ich pojazdu

-Siedzimy im na ogonie, jeszcze nie strzelali do nas tak bardzo jednak Play jest gotowy do obrony w razie coś- zameldował skupiony na jeździe Janny, brązowe oczy wpatrywały się w wóz przed nim który mknął po ulicy wciąż prostą drogą

-Mam u siebie ich namiary, dokąd się kierują?- oznajmił kierowca auta spoglądając na monitor na tablicy rozdzielczej, czerwona kropka wciąż mrygała

-Na obrzeża Londynu, jednak jadą non stop prosto, czyli będą musieli przejechać przez jakiś most na Tamizie- powiedział kundel z kierownicą

-Musicie jechać za nimi cały czas- rozkazał brytyjczyk

-A co jeśli mają jeszcze coś w zanadrzu? Jakąś pomoc czy coś?- odezwał się w końcu Mickey

-Już zwołałem patrole policyjne, będą zabezpieczać nam okolicę, na razie jedźcie za nimi, w razie coś musicie wejść w walkę- odparł stanowczo Tony

-Dobr- już odpowiadał Janny jednak coś mu przerwało

-Janny uważaj!!!- krzyczał Play. Drzwi od więźniarki jadącej naprzeciwko nich otworzyły się powoli. Wyłonili się Minsowie z bronią i już mieli strzelać. Mag wody już miał skręcać aby uniknąć ostrzału jednak Play był na posterunku. W szybkim aczkolwiek piekielnie mocny ruchem z łokcia w łapie nadbił przednią szybę, następnie biorąc do łapy mały młotek do zbicia szyb który znajdował się na dole. Szybkim ruchem uderzył nim w szybę, te skruszyła się i rozleciała we wszystkie strony. Pies ostrożnie wyłonił się z otworu i posłał ogień na wroga. Ten zdążył cudem zamknąć drzwi z powrotem

-Zaczynają mi działać na nerwy- mruknął zły chowając się do środka. Teraz przez wybitą szybę wiał wiatr do środka. Pozostałe kawałki szkła były rozrzucone wszędzie

-Nic wam nie jest?- spytał Tony, połączenie wciąż trwało

-Dobra, nudzi mi się, idę do nich!- oznajmił stanowczo Mickey po czym obrócił się koło okna i zaczął je rozsuwać tworząc przeciąg

-Co ty robisz? Siadaj!- upomniał zdziwiony kierowca srebrengo auta

-Właśnie nie! Play i Mickey niech spróbują dostać się tam do środka. My wtedy zorganizujemy pomoc- zawołał Janny

-Dobra, to będziemy w kontakcie- odparł Tony po czym się rozłączył- Dobra Mickey, to ja zatrzymam się abyś mógł wysiąść i- mówił jednak rudego psiaka już nie było w aucie co nieco zaskoczyło psa, rozejrzał się przez szyby.

Zaraz potem zobaczył go wyprzedzającego na chmurce powietrza, jeszcze zanim uciekł mu z widoku odkręcił się i pomachał z uśmiechem. Potem pognał przed siebie znacznie szybciej. Tony mrugnął parę razy z zdziwienia jednak potem otrząsnął się i zmienił kierunek drogi skręcając w lewą stronę równie szybko. Po chwili mag ziemi i powietrza znalazł się tuż przy furgonetce psów z drużyny, im też pomachał. Janny i Play kiwnęli głowami w porozumieniu. Pies z czerwonej chuście otworzył okno w drzwiach i łapiąc się za lusterka wyszedł z kabiny. Po chwili puścił się z nimi i wytwarzając ogień z łap podleciał bliżej pojazdu przed nim. Janny widząc to skręcił w drugą stronę. Play wylądował na dachu łapiąc się za odstający kawałek konstrukcji. Minsowie w środku jak i trójka psów na przodzie uniosła głowy w zdziwieniu. Mickey w tym czasie swoją powietrzną kulę przeformował w mały wir powietrza w którego środku osadził siebie samego. Uniósł się dzięki niemu nieco wyżej, po momencie był już na równi z oknem od drzwi do środka. Kierowca po prawej stronie widząc go w lusterkach lekko się zląkł a potem spojrzał w szybę za którą już był rudy mag ziemi i szczerzył się. Okno akurat było otwarte

-Dzień dobry, panowie wysiadają chyba- powiedział wesoło. Ci nie mieli czasu na reakcję

Mickey złapał się za górną część okna a następnie tylnią część ciała przeniósł do środka tworząc powietrze. Cała trójka wyleciała z krzykiem przez drugie otwarte okno. Wylecieli upadając na ziemię z bólem. Gdy mieli wstawać usłyszeli syreny, nie było czasu na ucieczkę gdyż policja już była na miejscu. Furgonetką zatrzęsło porządnie niemal Play na niej zleciał. Mickey cudem doczągał się do kierownicy i objął ster. Co prawda nie był za dobry w prowadzeniu auta ale na razie nie szło mu źle.

-Play jesteś tam jeszcze?!- darł się rudy pies kierując jeszcze chwiejącą się więźniarką. Wspomniany pies położył się poprawiając kapelusz na głowie

-Prawie się rozbiliśmy!- zwrócił uwagę. Już miał kontynuować monolog jednak zdał sobie sprawę że jeszcze przecież są Minsowie w środku

Ci już mieli wkraczać ponownie do akcji. Przez okno widzieli prowadzącego Mickey'ego, już zaczęli celować w niego bronią jednak nagle drzwi za nimi otworzyły się. Był to Play. Szybko przemknął do środka zamykając drzwi za sobą, ruszył w ich kierunku. Ci nie mieli zbytnio kiedy zareagować. Play pierwsze co wyrwał im z łap bronie i rzucił w za siebie. Gdy już ruszyli do walki wręcz to pies po prostu przywalił pierwszemu prosto pysk aż zobaczył gwiazdki a drugiemu sprzedał kopnięcie tylnią łapą z półobrotu. Oboje uderzyli o ściany wnętrza obolali i nieco nieprzytomni. Pies widząc że są już nie groźni podszedł do ich miotaczy i rzucił w nie małym ogniem, te się zwęgliły nie będąc już zdatne do użytku. Pozostał tylko popiół

-Mickey! Widzisz gdzieś tam klucze do drzwi?- spytał patrząc się na zamek w drzwiach. Wypadało by je zamknąć. Pies za kierownicą nieco zwolnił i zaczął się rozglądać, niebieskie oczy zobaczyły je w lekko uchylonym schowku

-Ta widzę- potwierdził

-Świetnie, to otwórz te okienko, weź kluczę i rzuć mi je, tylko nas przy tym nie zabij- mówił dość ostro patrząc się w bok na końcu upominając

Pies w zielonej chuście wyciągnął się aby wziąć klucze jednocześnie patrząc na ulicę. Złapał za nie. Następnie położył je na siedzenie obok. Patrząc się w lusterko wiszące nad tablicą rozdzielczą otworzył okienko. Wrzucił je na tył. Play od razu je podniósł i zamknął drzwi tak aby już nie dało się wyjść przez nie, dopiero przez zakluczenie na zewnątrz.

-Ano masz jeszcze te nadajniki, wsadź im za obroże- powiedział wrzucając jeszcze małe urządzenia przez otwór. Play podniósł je i przyglądał się nim ze zdziwieniem

-Skąd ty to masz?- zapytał

-Zwinąłem Tony'emu. To nadajniki które nadają lokalizację- wyjaśnił

-Też tak można- skomentował unosząc brwi i wzurszając ramionami

Gdy wszystko było już gotowe to spojrzał na otworzony otwór. Idealny aby się zmieścić. Pies przeskoczył na siedzenia, gdy już znalazł się obok znajomego ponownie zamknął okienko

-Gdybyś im tak nie dowalił moglibyśmy już teraz zapytać ich o to czy coś wiedzą- rzucił Mickey.

-Przykro mi bardzo, za późno już- odparł wzruszając ramionami- Musimy szybko zdzwonić się z Tony'm i Janny'm- mówił, nagle Mickey kierując spojrzał się w boczne lusterka. Otworzył szerzej swoje niebieskie oczy na widok jaki zobaczył

-Em... Play? Chyba oni do nas- powiedział niemrawo patrząc się nadal w lusterko. Pies siedzący tuż obok niego także to zrobił. Też się zaskoczył. Zza zakrętu wyjechały 4 nie byle jakie motocykle, a na nich 4 psy z kaskami zasłaniającymi całe głowy. Byli ubrani w jakiegoś typu kombinezony. Jechali bardzo szybko

-Szlag by to, Mickey gazu!- krzyknął Play widząc zbliżające się motory. Następnie wydał rozkaz kierowcy pojazdu, ten wciąż patrzył się w lusterka- Oh dawaj mi to!- powiedział spychając psa na miejscu kierowcy na jego miejsce. Mickey odleciał na drugie siedzenie a Play wskoczył za kółko i depnął ostro gazu

-Co ci Minsowi znają jakieś tajemnice rządowe że tak bardzo chcą ich odbić?!- zapytał poruszony i energicznie Mickey

-Nie wiem tego, wiem zaś że masz maszerować na dach i spróbować ich zbić!- odparł ostrzej Play już skupiony na jeździe

-Ano to jest całkiem dobry pomysł- przyznał.

Spojrzał się na skrzynkę w miejscu przeznaczonym na nogi. Szybko sprawdził co w niej jest. Niestety nie było tam żadnych broni ale lina, jednak zwykła a druga do holowania. Mickey wziął zwykłą linę. Ta była bardzo wytrzymała. Przepasał się nią a końcówkę zaczepił o pewien stabilny punkt w środku. Upewnił się czy jest przymocowana dobrze a potem już wyszedł nieco za okno. Następnie przednie łapy położył na dach kabiny. Wdrapał się na nią a potem wskoczył na dach więźniarki. Spojrzał się przed siebie, agenci już byli niemal przy nich. Jeden wycelował jakąś małą wyrzutnią. Skierował ją na drzwi, próbował wystrzelić małą bombę która otworzy drzwi. Rudy psiak nie pozwolił na to. Wystrzelił powiew powietrza, udało mu się nawet wytrącić broń z łapy pierwszego psa. Mickey doszedł do krawędzi niemal. Zaczął atakować pojedynczymi powiewami powietrza. Jednak motory sprawnie je omijały. Przyjrzał się nim już nieco bardziej, naprawdę nie były to zwykłe motory. Były znacznie bardziej dynamiczne w kształcie. Pierwsze koła były większe niż tylnie. Kolor był srebrzysty. Wyglądało na to że były też przystosowane do wielu trudnych akrobacji. Więc Mickey miał mały problem. Jednak nie zamartwiał się za bardzo, swoimi łapami szybko zmieniał położenia. Pociski powietrza leciały niczym z karabinu maszynowego. Na nieszczęście atakującego były unikane.

-Play! Można jakoś przyspieszyć?!- krzyczał nieco zaniepokojony

-Staram się jak mogę!- odparł

Mickey szybko wrócił głowę w stronę psów na motorach. Ci zaczęli celować w niego. Wszystko 4. Ten jednak nie przejął się faktem. Obrócił się w miejscu. Każdy pocisk został odbity w stronę tych którzy je wytoczyli. Okazało się że były to małe bomby. Wybuchły a wyglądało że same wybuchy odpychały maszyny. Ominęli je z gracją. Powoli zbliżał się zakręt

-Trzymaj się tam!!!- wydarł się Play

-Huh?- powiedział cicho Mickey, zaraz potem poczuł ogromny impet który go przewrócił

Myślał że jego przyjaciel pojedzie prosto jednak nic z tego. Postanowił skręcić ostro w lewo. Aby to zrobić zahamował przednie koła. Reszta pojazdu z piskiem obróciła się przy tym chwiejąc na dwa boki raz po raz. Sam Play aby wykonać ten ruch skręcił niebywale mocno. Mickey przewracał się co i raz jednocześnie próbując załapać równowagę którą zaraz potem tracił. Gdy wstał akurat Play depnął gazu aby jechać prosto. Ogon więźniarki jednak też zdolnie skręcił za nimi. Każdy pies na motorze przechylił się wraz z maszyną, byli prawie przy ziemi. Gdy wyjechali na prosto ponownie powrócili się do pionu. Mickey powoli wstawał jeszcze trochę skołowany

-Jakie natręty!- skomentował fakt że nadal ich gonią

-Mickey! Weź że załatw ich już!- krzyknął Play patrząc w lusterko i widząc jak kawaleria wroga nadciąga

Tym razem rudy pies nieco się zdenerwował. Stanął solidnie na wszystkich łapach odzyskując równowagę. Spojrzał lekko w tył wciąż miał zapas liny który miał już zaraz wykorzystać. Postanowił zeskoczyć nieco. Zaczął dyndać na linie. Jednak znalazł się bliżej podłoża. Szybko uniósł łapy ku górze sprawiając że ziemia zniekształcenia się fundując motorzystom niezłe turbulencję. Ponownie wrócił na górę odpychając się powietrzem. Obejrzał się za siebie aby sprawdzić co z pojazdami ich goniącymi. Te z trudnościami ale jakoś pokonały przeszkodę. Jednak to nie koniec ataku maga ziemi. Spojrzał jak ten najbliższy prawej strony opiera na jednym kole swój motor. Postanowił że wybiję go jeszcze wyżej. Jednym ruchem łapy w górę sprawił że kawałek ziemi na którym się opierał wyskoczył jeszcze wyżej. Motor zaczął unosić się w powietrzu, wykorzystał okazję i zaatakował tym właśnie żywiołem. Pies na nim jadącym stracił rytm. Odleciał daleko w tył rozbijając się. Pojazd jak i obolały kierowca znajdowali się w innych miejscach. Mickey zadowolił się sukcesem jednak nie na długo. Pozostało 3 motorzystów. Kombinował jak ich pokonać aż nagle usłyszał komunikator w chuście, to samo usłyszał Play.

-Play, teraz cały czas w prosto, Mickey, zatoruj im drogę jeszcze przed zakrzyżowaniem- powiedział im głos Tony'ego z komunikatorów, tak też i zrobili.

Wytworzył ścianę aby zatrzymać resztę. Minęło trochę zanim została zniszczona. W tym czasie Play depdnął jeszcze ostatni kawałeczek pozostały gazu. Przejechali prosto przez skrzyżowanie, zobaczyli że na zakrętach znajduję się trochę policji. Motorzyści już mieli jechać dalej jednak nie na długo. W prawym rozwidleniu było słychać ciężki i głośny warkot silnika. Po ulicy pędził jeden radiowóz a w nim Tony za kierownicą, ze skupieniem pędził przed siebie budując prędkość jeszcze wcześniej. Gdy już zbliżył się do skrzyżowania i ujrzał po swojej lewej że motorzyści już są niemal na miejscu zahamował przednimi kołami powodując że samochód szybko zaczyna driftować. Wyskoczył z auta które nadal parło przed siebie. Wszystko nabrało wolniejszego tempa. Tony właśnie lądował z wyskoku na ziemię. Auto z którego wyskoczył wciąż szło przed siebie bokiem, starło się idealnie z motorzystami, uderzyło w nich. Porobił się niezły karambol. Psy zeskoczyły z ich maszyn i po upadli na ziemię. Ich motory pogniotły się na każdy możliwy sposób w jaki mogły. Tak samo jak auto zaczęło dachować. Play widząc to w lusterkach zahamował tuż za kolejnym skrzyżowaniem. Pościg został zakończony. Tony aby stanął doniośle patrząc się na psy które zostały zatrzymywane przez policjantów. Gdy upewnił się że wszystko idzie z zgodnie z planem od razu pobiegł do swoich.

-Nic wam nie jest?- spytał widząc Mickey'ego na dachu a następnie przechodząc bliżej do kabiny gdzie wyłonił się kierowca ów pojazdu

-Nie, ale muszę przyznać jedno, to było EPICKIE!!!- mówił podekscytowany rudy pies do Tony'ego na dole. Ogon bił mu we wszystkie strony, mówiąc ostatnie zdanie lekko podskoczył- Tylko skąd wiedziałeś gdzie będziemy?-

-Gdy ty próbowałeś zbić nam ogon to my wtedy omówiliśmy plan, włączyłem GPS i proszę bardzo- tłumaczył Play

-Oh, ale zbiłem jednego! Zaraz, co z nim?- oburzył się nieco Mickey potem pytając przypominając sobie nagle o jego "zatopionym statku"

-Nim też się zajęliśmy- oznajmił- Ah właśnie, co z Minsami?-

-Są tutaj- powiedział Play przez okno wskazując w bok

-Dobrze, zatem ruszajmy zanim- zaczął Tony jednak przerwał mu wybuch tuż koło nich. Całe wydarzenie zaskoczyło ich sam impet zajścia. Całością nieźle zatrzęsło. Szybko spojrzeli w stronę zamieszania

To był znowu wróg, znowu przechodzący do ataku. Po tym wszystkim nie było prawa aby ktoś ich jeszcze lekceważył. Pies jadący na przodzie znowu motorem tylko teraz zwykłym wystrzelił  z broni pocisk. Był to coś na podobe pistolet jednak nieco większy. Cały wybuchowy ładunek był aby małą kostką technologii z mrygającą czerwoną diodą która zwiększała częstotliwość bliżej ekspolzji. Drzwi odleciały wyłaniając Minsów, ci nieco zdezorientowani wybiegli z więźniarki, zaraz potem przejechała kolejna furgonetka, już zwykła. W środku miała jakiś przyrząd który wystrzelił uprząż. Bracia złapali się za nią a następnie z impetem odlecieli. Udało im się dostać do środka drugiej furgonetki. Będąc w środku zamknęli drzwi. Ponownie za tym pojazdem ruszyły jeszcze dwa samochody. Pościg ponownie został wznowiony

-Wymkną się!- krzyknął Tony wyglądając w stronę gdzie pojechali

-Nie wymkną!- powiedział Mickey schodząc z dachu- Udało nam się wrzucić nadajniki które pokazują lokalizację, te które znalazłem w schowku w twoim aucie przy płytach z metalem-

-Słuchasz metalu???- zapytał Play nagle

-Możemy proszę przestać oceniać czyjeś gusta?! To nie na miejscu!- powiedział już nieco zbulwersowany

-Dobra wsiadać, będziesz mógł znaleźć to na ich GPSie?- zapytał Play gdy reszta wchodziła do środka. Odpalił i zakręcił w stronę którą jechali z Minsami. W tym samym czasie Tony robił jakieś skomplikowane operację przy GPS-ie. Po chwili ukazała się kropka na ekranie urządzenia

-Tak, kierują się na Albert Brigde- odpowiedział na pytanie i wskazał kierunek. Następnie cała trójka ruszyła dalej. Do mostu zostało aby troszeczkę. Tony zadzwonił szybko do Janny'ego- Albert Bridge!-

-Przyjąłem!- odparł mag wody przemierzając wody Tamizy dzięki jego magii. Przez ten cały czas obstawił każdy najbliższy most nad Tamizą przez który wróg mógłby przejechać, nie wiedział na którym będzie właśnie jechał pościg w razie coś więc miał tam przypłynąć.

Już prawie był na miejscu. Woda błyszczała się od słońca które nieco wychodziło za chmur. On pędził z całych sił. Z wielką prędkością. Jego brązowe oczy ujrzały most, spojrzał się w swój bok, policja była na miejscu. Teraz zostało mu aby dostać się na górę. Obrócił się parę razy w miejscu i zaczął piąć w górę. Uniosła go wiązka wody. Kowboj wskoczył na stabline podłoże. Nie tracił czasu, był bliżej zakończenia konstrukcji. Nagromadził trochę wody za sobą poprzez zmianę stanu jej skupienia. Lód już czekał na użycie. Wyczekiwał czujnie pościgu. No i go zobaczył, najpierw motor a za nim furgonetkę. Wiedział że to on gdyż policja ukryta na bokach go nie zatrzymywała. Motorzysta pędzący przed siebie zaskoczył się widokiem przed nim. Jednak nie zahamował. Był już w sidłach Janny'ego tak czy siak. Pies w niebieskiej chuście wyciągnął łapę nieco za siebie a potem płynnym ruchem utworzył wiązkę wody którą uderzył w bok pojazdu. Półkolistym ruchem sprawił że motor wraz kierowcą wylądował tuż przed policja która już się nim zajęła. Następnie był czas na furgonetkę. Uniósł przednie łapy do przodu. Nawet ustał na tylnich. Woda wybiła z brzegów. Następnie zamroził nią pozostałe pojazdy. Pościg został zakończony. Na dobre. Furgonetka która była na przodzie była jeszcze przeniesiona dzięki Janny'emu bardziej do przodu. Na osobność. Kierowców już zgarnęła policja. Pies rozejrzał się nieco, przed nim z dala zobaczył znajome mu pyski. Pomachał a ci w końcu do dostrzegli. Szybko ruszyli w jego kierunku. Tony jeszcze wydał polecenie reszcie policjantów

-Załatwcie sprawę z tamtymi, zajmę się Minsami- polecił a ci skinęli głowami

Po chwili znaleźli się już przy psu o brązowych oczach. Szybko otworzyli drzwi. Nie było za wiele czasu. Zaraz po otworzeniu ujrzeli dwójkę psów którzy lekko przestraszeni patrzyli się na nich. Jednak przybrali także nieco gniewne spojrzenia. Cała czwórka weszła do środka.

-Dobra panowie, chcemy to załatwić szybko i po krzyku, powiecie nam wszystko co będziemy chcieli a nie zaboli- mówił Play wychodząc na przód. Minsowie popatrzyli po sobie trochę desperacko starając się na siłę hamować niepokój

-Czego chcecie?!- krzyknął Marcus- Jesteśmy zwykłymi złodziejami!-

-Zwykłymi złodziejami?! To czemu taka kawaleria chciała was odbić? Mieli pieczątkę nadinspektora. To nie jest zwykła rzecz! My wiemy kim jesteście tak samo jak wy kim my- mówił Mickey tym razem

-Nigdy nie zostawiają swoich! To nasi współpracownicy!- bronił się Richard

-Dosyć tego, wiecie czemu naprawdę doszliśmy do waszych zamiarów? Wczorajszego dnia wychodziliście z miejsca gdzie nie powinniście się znaleźć- dopowiedział swoje Tony. Minsowie popatrzyli nieźle zakłopotani na siebie- Interesuję nas na chwilę obecną co wy robicie z nimi. Pracujecie dla Ligi jako tania siła robocza mam rację?-

-Dla Ligi?- próbował się bronić a tak naprawdę rżnął głupa desperacko

-Wiemy już, nie mamy za bardzo czasu więc powiecie nam wszystko w przyspieszonej wersji, jak do nich doszliście? Jak wyglądała współpraca? Gdzie jest ich baza oraz czy naprawdę coś planują- wygłosił żądania Play pioronując ich wzrokiem, czasu było bardzo mało, musieli się streszczać

-Nigdy nie powiemy! Prędzej zginiemy niż wydamy cokolwiek a i tak mało wiemy!- odparł po chwili namysłu czarny pies. Każdy westchnął z irytacją.

-Słuchaj n- zaczął Tony jednak przerwał mu Janny który był wyjątkowo spokojny i jeszcze dotychczas się nie odezwał, stał nieco na uboczu jednak teraz wyszedł do przodu

-To prawda że nie mamy zbytnio czasu jednak ich słowa już nie będą miały znaczenia- powiedział spokojnie co każdego to zdziwiło, nawet Minsów, każdy spojrzał się na niego pytająco

-Co? O czym ty mówisz?- spytał Play od razu unosząc brew

-Gdy wy graliście w kota i myszkę po londyńskich ulicach to ja dostałem telefon od Flurr. Byli w ich bazie i dowiedzieli się wszystkiego. Nie miałem czasu dopytywać się o szczegóły bo musiałem pędzić tutaj. Muszę przyznać że to naprawdę okropna rzecz się szykuję...- mówił z dziwnym spokojem patrząc się nieco niepokojącym wzrokiem na Minsów. Przeszły po nich nawet małe ciarki. Każdy patrzył się pytająco w jego stronę, czy mówił prawdę?

-Cco-o?- zapytał Richard łamiącym się głosem. Janny miał bardzo spokojną minę i patrzył się na nich

-Nie wróżę wam dobrego końca. Wszak że to przez was odkryliśmy waszą bazę. Nasza towarzyszka wczoraj akurat była na miejscu, przenikła do środka a i nam dała cynk co planujecie. Tak właśnie dorwaliśmy was i odkryliśmy bazę waszych zleceniodawców. Czyli to przez was ich wielki plan szlag trafi, cała zemsta pójdzie na dno- zaczął mówić patrząc się tak pusto na nich, podszedł bliżej, im oczy zaczęły już drgać. Serce gnało. Przybliżył się do nich aby spojrzeć na nich nieco bliżej- Jednak ja jestem już pewien że pójdziecie na dno razem z nimi. Bardzo baliście się tego że ktoś dojdzie przez was do nich mam rację? Przykro mi że to się stało ale wasz los jest już przesądzony. Wiecie jaką osobą jest Akro, wiecie do czego jest zdolny mam rację? Sam przeczuwam że jest to mściwa jednostka. Tak bardzo baliście się go zawieść, z resztą sami w tamtej chwili to przyznaliście. Wszystko legnie w gruzach, a i to przez Richarda i Marcusa Mins przez których doszliśmy do tego co zaplanowali. Powstrzymamy ich zemstę na Wielką Brytanię, jednak nie jestem już pewien czy tą na was też- mówił bardzo spokojnie i pusto a jego brązowe oczy wdrążały się coraz bardziej w dwa psy które już powoli się bały. Wszystkie słowa doprowadzały ich nawet do lekkiej paniki, przyspieszyli oddechy. Czuli się zastraszeni. Wszystko to co mówił był prawdą. Co prawda nie wszystko ale większość. Tony przyglądał się temu ze szokiem, głównie tego jaki Janny potrafi być. Poznał go od innej strony, ze strony spokojnego, serdecznego, pogodnego i inteligentnego. Nie sądził że potrafi wyleźć z niego taka zimna osoba. Mickey i Play znali jego psychologiczne gry ale zawsze te potrafiły nawet przyprawiać o dreszcze. Każdy z nich zastanawiał się czy serio mówi prawdę, jednak już przeczuwali że to aby pic na wodę aby zmusić Minsów do nieprzemyślanych zagrań na ich nie korzyść

-Już po nas, wiecie co zaplanowali, nawet i pewnie więcej niż my- wymamrotał Marcus. Każdy postawił uszy.

-Aha!- zawołał Mickey

-Co?-

-Czyli jednak coś wiecie, dobrze, zatem powiedzcie nam grzecznie teraz... I radzę wam się spieszyć- mówił Janny wstając od nich i zaczynając górować postawą jaką przybrał

-Ale wy!-

-To był blef, powiedzcie co wiecie o ich planie, czemu do diabła Akro wysłał po was tych wszystkich?! Nie macie prawa być zwykłymi złodziejami- mówił Janny, czyli to była już psychologiczna gra. Czas uciekał. Bracia spojrzeli po sobie, wiedzieli że i tak i tak są skończeni

-Tyle że naprawdę mało wiemy! Naprawdę! Liga wytoczyła nam ofertę pracy dla nich za odpalenie małej działki, to były tylko małe kradzieże! Nie mówili nic za bardzo! Po co mieli by to robić? Nam to się po prostu opłacało. Co prawda byliśmy ich takim swego typu mięsem armatnim ale mieliśmy korzyści! Usłyszeliśmy potwierdzenie że planują coś dużego niedługo! Ale przysięgamy że nic nam o tym nie wiadomo- mówił jeden z braci spuszczając głowę. Każdy pozostały popatrzył się na siebie. Prawdopodobnie mówił prawdę, składało by się to z raportami o wzmożonej aktywności Ligi, raporty były po coś

-Skoro nie wiecie praktycznie nic to po jakiego groma Akro wysłał za wami tyle ludzi, oni są agentami?- zaczął zadawać pytania mocnym tonem głosu Tony

-Akro zawsze lubił mieć porządki w papierach! Wiedział że nie pozostawicie tej sprawy tak o i chciał was odciąć nawet od takim małych poszlak. Wiedział że ta wiedza na nic wam się zda ale i tak nie chciał wam jej dawać!- tłumaczył rożalony drugi w braci- I tak zrobią co zaplanowali, nie ważne co się stanie, ich zemsta się dokona i nikt już nie będzie mógł temu zapobiec-

-Opowiedz na ostatnie pytanie, czy uczestnicy pościgu należą do Ligi?- spytał Janny

-Nie, najprawdopodobniej nie, to są takie psy jak my, ligowskie mięso armatnie któremu opłaca się nim być! Wykonali to co zawsze, dostali wszystko co im do szczęścia potrzebne i wykonali rozkaz!- odparł Richard. Każdy na chwilę zamilkł w swoich myślach. Dostali nieco informacji, odnośnie tego jak wyglądała współpraca, nawet to że coś się szykuję jednak nie wiedzieli co

-Co teraz?- zapytał Play

-Em chłopaki? Media się zlatują powoli- powiedział Mickey wyglądając i widząc wozy z stacjami telewizyjnymi które przyjeżdżały raz po raz. W oddali widać było i helikopter

-Szlag by to- powiedział zły pod nosem Tony po czym wybiegł z ciężarówki. A za nim reszta. Ostatni wyszedł Mickey ale też się odwrócił jeszcze

-Spoko loko, Akro was nie dopadnie, zamkniemy was w jakimś ciemnym ośrodku- powiedział uśmiechając się i zamknął drzwi

Robiło się nieprzyjemnie. Coraz więcej mediów. Tony szybko myślał co tu zrobić. W końcu dostrzegł nieopodal Orginsa. Ulżyło mu na jego widok. Musiał grać szybko, podbiegł do niego

-Przepraszam komisarzu. Mam pilne zadanie, muszę też tą trójkę zgarnąć. Naprawdę nie mogę wiele powiedzieć. Proszę to załatwić. Obiecuję że wszystko wyjaśnię potem- mówił udając zakłopotanego

-Spokojnie, idźcie, tylko mam jeszcze jedno pytanie jeśli mogę- powiedział Jonathan

-Jakie?-

-Minsowie powiedzieli wam coś istotnego?- na te pytanie pies zdębiał, spojrzał na mężczyznę, ten aby się nieco uśmiechnął- Widzę kolejnego członka drużyny, i domyślałem się już. Spokojnie nie powiem nikomu że macie swoją tajną misję z Ligą, widzę że naprawdę dużo odkryliście, mam nadzieję że coś wniesiecie do sprawy, załatwię to wszystko jakoś jak mogę, tylko obiecaj mi że jakoś mnie wykaraskasz jak coś-

-Oo-oh-h, tak oczywiście- mówił Tony na początku nie potrafiąc się wysłowić

-Lećcie już- powiedział

-Dziękuję- odparł. Ta dwójka w prawdzie miała swoją dłuższą chwilę w relacji. Zdążyli poznać się ze sobą jednak to nie była tak zaufana relacja aby mógł mówić cokolwiek co uważa. Było to dla niego miłym zaskoczeniem. Po chwili dołączył do reszty- Uciekamy-

-I że co, wie o naszej misji?- zapytał Mickey oglądając się za siebie

-Mamy przynajmniej plecy w kwestii policji i tej sprawy-

Zaczęli biec przed siebie będąc już nieco uspokojeni jeśli chodzi o sprawę medialne. Tony mógł czuć się bezpiecznie. Pościgu na szczęście nie rejestrowano ze względu na szybki obrót. Jeśli chodzi o Minsów to mieli jeszcze tyle pytań ale widzieli jedno, Liga coś planuję, wszystkie podejrzenia były prawdą. Trzeba by było dokończyć ich sprawę nieco później. Może udało by się jeszcze jakoś ogarnąć przesłuchanie z nimi ale teraz to plan dalszy. Zależy z czym wrócą suczki z Bazy, te już czekały w Hyde Parku aby przekazać swoje wieści.

  • Zmiana sceny

Czwórka która dopiero co udaremniła ucieczkę Minsów i dowiedziała się że Liga planuję coś co jest to potwierdzone zmierzała do parku gdzie miała się spotkać z suczkami które wróciły z Bazy. Skontaktowały się z nimi świeżo co gdy uciekali od mediów. Oboje mieli do przekazania bardzo złe wieści jednak żeńska drużyna miała znacznie więcej niż męska. Mieli się spotkać na obrzeżu parku Hyde Parku. Szli prędko jednocześnie dbając aby nikt inny ich nie zauważył. Zwłaszcza teraz, na szczęście udało im się uciec od blasku fleszy które już zbierały się na miejscu zakończenia pościgu. W oddali Tony widział już trójkę suczek które aż niecierpliwiły się. Czekały pod jednym z drzew. Wkrótce oni też ich zobaczyli. Spotkali się ponownie

-Na reszcie, co tak długo?- wypaliła od razy Flurr patrząc po przybyłych psach. Ci nieco złapali zadyszki od biegu

-Niezły bigos się porobił ale sytuacja jest już opanowana, całe szczęście- mówił Janny co i raz łapiąc wdechy powietrza pyskiem

-Co? Jaki bigos?- zapytała Sarah

-Liga zorganizowała ucieczkę Minsów, był wielki pościg za nimi, zaangażowali w to więcej agentów jednak wszystkich ich złapano, każdy kto uczestniczył w tym został złapany. Jeszcze zanim policja dobrała się do Minsów sami zamieniliśmy z nimi parę słów. Janny wymyślił szybko żeby się wygadali. Minsowie byli zatrudnieni aby wykonywali pomniejsze zadania. Nie są właściwie ważnymi elemetnami. Pracują aby Liga odpaliła im nieco zysków- tłumaczył zdyszany Tony siadając

-W takim razie dlaczego do diabła tak usiłowali pomóc im nawiać?- zapytała Flurr dostrzegając niejasność

-Sami się o to ich zapytaliśmy. Wiedzieli co nieco o planie jaki szykują, nie znali szczegółów, ale jak to stwierdził jeden z nich Akro chce mieć porządek w papierach. Co prawda gdyby coś się wydało nie zrobiło by to większej różnicy ale tak czy siak- do tłumaczył Play.

-W skrócie to ująć, wiedzieli coś co mimo wszystko dobrze aby nie powiedzieli- podsumował Mickey

-Minsów i złapanych agentów zabrano do specjalnych jednostek policyjnych. Już nie wydostaną się stamtąd. Nikt nie wie na szczęście że mają powiązania z Ligą, nie zmienia to jednak faktu że od teraz poza szukaniem nowej bazy Ligi trzeba mieć ich na oku, nie wspominając jeszcze o tym że Liga planuję coś, choć właściwie jest to kit który kazali wciskać nam- mówił Tony będąc nieco zaniepokojony sytuacją, sprawy pokomplikowały się a on bardzo tego nie lubił. Z prostego schematu zrobiło się drzewko z niezliczoną ilości opcji. Jeszcze bał się o to czy nie jest spalony, nie miał co do tego żadnych dowodów jednak w głębi lekko przeczuwał. Tak samo nie wiedział czy serio Liga planuję coś większego, znowuż dostał informację od źródła. Sam nie znosił gier Akro. Na ostatnie słowa suczki nie zareagowały jakoś bardzo zdziwione co zaskoczyło samców.

-Minsów i resztę tej kawalerii która chciała nawiać zostawimy na plan dalszy, byle by byli zamknięci, tyle nam do szczęścia potrzebne. Nie szukamy ich bazy. Jeśli chodzi o ich plany to Minsowie mówili prawdę- powiedziała stanowczo patrząc po reszcie. Psy pytająco spojrzeli po nich. Mięli zmieszane miny, swoją zmienił Tony gdy doszedł do wniosków

-Znaleźliście coś w Bazie- powiedział, te aby skinęły głowami. Flurr rozejrzała się na wszystkie strony. Każdy kto nie wiedział niecierpliwił się bardzo

-W auli głównej wciąż był monitor, wyglądało na to że jest popsuty abyśmy nie mogli dotrzeć do tego co ma w środku. Mięliśmy zrezygnować z chęci naprawienia go, jednak pomyślałam czy nie jest to aby coś na zmyłkę. Po co mieli by niszczyć taki kawał technologii?- zaczęła tłumaczyć cichszym głosem liderka. Mickey, Play, Tony i Janny wsłuchiwali się w słowa czekając na więcej. Na razie zapowiadało się że posiadają bardzo ważną informację- Udało się nam go uruchomić przy pomocy informatyków z Psiego Patrolu. Cały proces był zabezpieczony. Ostatecznie udało nam się dotrzeć do zapisów w historii wyświetlania. Informatyk wyświetlił ostatni dokument wyświetlany na tym ekranie. Udało się wyczytać głównie to co na początku, gdyby nie to że agenci już byli na miejscu to pewnie udało by się przeczytać całość-

-No dobrze, ale co się udało wyczytać- niecierpliwił się Mickey lekko wiercąc się w miejscu. Suczki spojrzały na siebie. Alexy wyjęła aparat i załączyła zdjęcie ekranu z wyświetloną informacją. Następnie podała go Play'owi siedzącemu naprzeciwko niej. Każdy go nie znał treści przybliżył się do psa aby przeczytać. Ci czytając coraz dalej i dalej zamarli z ciągiem czytania. Ich reakcja była niemal identyczna jak suczek gdy pierwszy raz czytały notkę

-Liga planuję przeprowadzić zemstę, przypomnieć o sobie światu, jak pewnie się domyślacie w bardzo dobitny i okrutny sposób. Z tego co można wyczytać tutaj, ogień ma spowić ich największych ciemiężców, Ligę. Woda ma zalać królową a ziemia jakiegoś pisarza który nie dogodził prawdzie w swoich dziełach- mówiła Flurr. Czytające oczy drżały w szoku i małym paraliżu. Wiedząc jakim potężnym wrogiem jest Liga jeszcze bardziej wszystko przyprawiało o ciarki. Aby coś powiedzieć w końcu otrząsnął się Janny

-Ale czy to na pewno prawdziwe i informację?- pytał dla upewnienia zakłopotany jednak wiedząc już że nie ma na to szans aby było inaczej

-Kristian wziął ten plik prosto z ich dysku, jest to prawda- odpowiedziała niepocieszona Alexy

-Tym bardziej prawda, styl pisania jest nawet ligowski. Z początku bardzo poetycznie napisany jakby nagłówek a pod spodem był już napisany plan operacji mam rację?- powiedział dziwnie spokojnawy głos Tony'ego który z opuszczoną głową wciąż wpatrywał się w zdjęcie w aparacie, dostrzegł zarówno napis na samym dole

-Tak...- potwierdziła liderka. Najwyraźniej Tony znał jakie formuły tam panują, nie było to niczym dziwnym patrząc ile czasu tam spędził

-Bardzo makiawelistyczne podejście do sprawy...- skomentował zachowując powagę Play- Cel uświęca środki mam rację?-

-No i co teraz zrobimy?- zapytał bardzo zakłopotany Mickey patrząc po reszcie.

-Z tego co da się wywnioskować to coś związanego z żywiołem ma zniszczyć dane jednostki. Ogień ma pochłonąć bazę Ligi czyli to będzie związane z tym żywiołem, może podłożą jakieś bomby zapłonowe co spalą to wszystko?- zasugerowała ponownie szeryf. Tony dostał jakby olśnienia, podniósł głowę szybko i otworzył szerzej oczy

-Tu było napisane że pod przewodnictwem najwyższego kręgu to wszystko się zadzieję. Najwyższy krąg może mieć jeden z sektorów z których składa się ten odłam. Można się pokusić o stwierdzenie że Tago na pewno jest w najwyższym kręgu, on posiada moc ognia. Czyli można też dojść do wniosku że będzie odpowiedzialny za wydarzenia które będą miały miejsce w bazie- zaczął mówić swoją teorię skupiony. Każdy nieco się ożywił. To wszystko miało sens. Na dane miejsce przypadnie dany członek najwyższego i jego żywioł

-Czyli mówisz że każdy z najwyższego kręgu może posiadać magię?- zapytała dla jasności Sarah

-Powiedzmy że Tago jest odpowiedzialny za jeden sektor i właśnie zaatakuję Bazę Ligi. Raczej na pewno będzie na miejscu. Drugi z kręgu a dowódca sektora w pałacu królowej może mieć magię wody?- dopytywał Janny

-Może ale nie musimy. Po prostu to atak będzie związany z żywiołem. Przy użyciu danego żywiołu zaatakują całość- sprostował Tony

-No dobrze, mamy siedzibę Ligi, jest tam ogień, obrona będzie zorganizowana niezależnie od tego pod jakim kątem ten ogień ma ich zniszczyć. Następnie pałac królewski i królowa, ma ją zalać woda, ma ktoś pomysł co to może oznaczać?- zaczęła liderka, każdy zamilkł w swoich przemyśleniach

-Może to po prostu taka przenośnia jakby? Nie przychodzi mi nic do głowy jakby mogli wykorzystać ten żywioł. Myślę że w tym przypadku kluczowym zadaniem będzie chronić królową i jej rodzinę- zasugerował Janny

-Zatem tylko pozostaje jeszcze ziemia. Jakiś pisarz co pewnie przyczynił się do wielu nieprzyjemnych sytuacji związanych z nimi, Tony, wiesz o kogo może chodzić?- zapytała Flurr patrząc się na psa przed nim

-Wiem niemal na pewno o kim jest mowa. Akurat jutro spotkanie publiczne ma mieć Thomas Wood, bardzo ważna postać w tym całym rozłamie, wiadomo że to właśnie na niego też będą chcieli przeprowadzić zamach i swoją zemstę. Nie ma żadnych złudzeń- oznajmił

-No ale właściwie, czy oni chcą ich właściwie, no wiecie, zabić?- zapytał niepewnie Mickey. Liga była wyrachowanym i makiawelistycznym odłamem dawnej całości, sam ich mroczny plan dowodził tezie.

-Posiadając choćby Wood'a czy królową mogą zrobić co im się żywnie podoba. Jednak nie sądzę aby Akro z swoimi radnymi planował ich tak po prostu zabić, mogą być potrzebni w czymś- oznajmił chcąc nieco uspokoić napiętą atmosferę Tony

-Właściwie możesz mieć rację, wracając, zostaję aby powietrze które ma zdmuchnąć to wszystko potem-

-Brzmi jak metafora, że już nic z nich nie pozostanie. Nawet jeśli były odpowiedzialny za to członek kręgu lub sam Akro to najpierw musi dojść do ataków ziemi, wody i ognia- odezwał się Play analizując sytuację

-Wiemy że będzie to przeprowadzone o 16:00, napisali że to ważna godzina, zatem chyba w razie coś nie przełożą- zaczęła Flurr

-16:00 to symboliczna data gdzie ogłoszono ich odłączenie, wszystko jest tak dobrze zaplanowane, pełne symbolki ale i grozy tym bardziej. W wypadku gdzie powietrze jest elementem uzupełniającym to najpierw wybuchną ataki o 16:00 a potem dopiero wspomniany żywioł nastąpi- przyznał Tony spuszczając wzrok. Było to dość ciężkie dla niego jednak nie chciał pokazywać słabości reszcie, wiedział że polegają na nim w wielu kwestiach, obawiał się jak sprawy potoczą się dalej

-Teraz wypada omówić jak zaalarmujemy o tym wszystkie jednostki zagrożone ich atakiem. Nie możemy przyjść do tych miejsc o tej godzinie i po prostu zacząć robić swoje gdy przyjdą. Trzeba wszystko postawić na nogi jeszcze przedtem- przeszła do meritum szeryf. Wszystkie spojrzenia przeszły na Tony'ego

-Zrobiłam zdjęcia bazy aby urzeczywistnić się w ich oczach, chociaż z Tony'm to raczej będą aby małym dopełnieniem- oznajmiła Sarah.

Tony ponownie spuścił wzrok aby inni nie mogli spojrzeć w jego bursztynowe oczy które mówiły dosłownie jak się tego obawia. Działał przez te dni na własną rękę i obawiał się reakcji innych i tego czy jeszcze ktoś będzie mógł mu zaufać. Dał dostęp do naprawdę wielu tajnych informacji w prawdzie i dla innych oczu niedawno co spotkanym osobom. Groziło to podburzeniem jego wiarygodności. Zawsze gdy miał inwidualne misje to informował o nich. To wszystko mogło się spotkać z wielką dezaprobatą. Jeśli chodzi o królową której wiernie służył to tutaj obawiał się najmniej, królowa ufała swojemu łącznikowi. Była świadkiem gdzie ten miał misję o których nie mówił jej a potem widziała ile dobrego zdziałał. Przeczuwał że gdy już jutro powie się jej o wszystkim to ta zrozumie a wręcz zaufa. Jeśli chodzi o pisarza i jego całe zaplecze ludzi pies nie obawiał się praktycznie wcale. Ci w ogóle nie mięli nic do gadania. Jednak najbardziej obawiał się działania za plecami Ligi. Na szali była ich dobra relacja. Liga mogła wypowiedzieć mu zaufanie, jego dobra relacja z Kinay'em też była pod znakiem zapytania wiedząc dokładnie jak ten zakazał drużynie mieszania się. A jednak on pomógł im naprawdę dużo bez jego wiedzy, gdyby ją posiadał z pewnością nie zgodził by się. W skrócie mówiąc swoją misją ryzykował. Nastała cisza gdzie intensywnie przemyślał.

-Tony słuchaj... pomogłeś naprawdę bardzo dużo, wiem że tu chodzi o to że wiele ryzykujesz działając za plecami, przekazywałeś informację których nie powinieneś i właściwie t- zaczęła nieco spokojniej i ze zrozumieniem liderka. Oczy każdego miały taki wyraz i przyglądały się psu rasy Labsky. Nawet Play czuł do niego wyrozumiałość

-Będę w tym uczestniczyć. Wiele zrobiłem z wami i to że jesteśmy tu gdzie jesteśmy jest tego wszystkiego dowodem. Jutro każdy sobie przypomni o nich jednak sprawimy żeby nie było to tak bolesne i tragiczne samo w sobie. Pomogę wam zaaranżować pomoc u tych jednostek. Wszystko przeprowadzi się bardzo dyskretnie, gdy już o tej 16:00 dojdzie do ataku to będziemy gotowi na niego. Przy odrobinie szczęścia zadamy cios wrogu bądź też go pokonamy- odparł unosząc głowę z stanowczym wyrazem psyka. Wrócił ten Tony którego już znali od pierwszych chwil. Każdy uspokoił się widząc że wszystko jest na swoim miejscu- Trzeba to zakończyć w końcu lub po prostu się tym zainteresować zwykle-

-Dobrze zatem. Musimy ustalić go uda się do danych miejsc jutro- przeszła do rzeczy Flurr, uśmiechnęła się nawet ciepło w stronę psa przed nią a potem przeszła do rzeczy- Z początku zajmijmy się omówieniem co z tym Wood'em-

-Skoro może być tam mag ziemi przyda się ktoś kto poradzi sobie z tym żywiołem, zarówno ktoś kto będzie mógł ochronić pisarza- zaczął Mickey udzielając się

-Udam się tam ja z Play'em. Damy sobie radę z magiem ziemi czy z ochroną pisarza- oznajmiła Sarah patrząc się po magu ognia. Ten skinął potwierdzająco głową do liderki.

-Dobra, czyli drużynę mamy obcykaną, teraz jak powiadomić tych którzy tym wszystkim dowodzą? A i właściwie gdzie to będzie te spotkanie-

-To będzie właśnie tu, w tym parku, podeślę wam potem ulotkę z informacjami. Znam osobę która jest w głównej mierze organizatorem. To David Mayflower. Znam go osobiście, przekaże wam coś ode mnie aby potwierdzić prawdziwość choć gdy powiedzcie że jesteście ode mnie to nie powinno być większego problemu- oznajmił Tony

-No dobra, to ziemię mamy już załatwioną to przejdźmy do wody-

-Myślę że powinna tam się udać Flurr, królowa jest naprawdę ważną jednostką która nie ma takiego zaplecza zbrojnego i zaawansowanej technologii, potrzebuję ochrony takiej osoby jak avatar, przyda się tam bardzo dobra ochrona. Flurr przyda się i przy Lidze jednak to zrobi się w pierwszej mierze, potem powinna udać się do królowej- przyznał poważnie Tony, bardzo zależało mu na ochronie jego władczyni

-Zgoda, najpierw Liga a potem jej królewska mość- powiedziała liderka

-O! A ja ci pomogę- powiedziała Łajka Jakucka do przyjaciółki, każdy spojrzał się w jej stronę- Oj że co, że ja nie mam mocy to nie nadaję się na nic??-

-Nie nie o to chodzi, pójdziesz ze mną- uspokoiła liderka

-Jeśli pójdzie gładko z tamtymi to i jak będę mógł przyjść zaświadczyć i u królowej-

-No i pozostaje nam ta przeklęta Liga- powiedziała wymownie patrząc się na łącznika który lekko westchnął

-Na pewno uda się tam Flurr, no i reszta, Mickey i Janny. Pokażemy im wszystko odnośnie tego do czego doszliśmy, będą musieli nas wysłuchać. To będzie trudna przeprawa przez wzmożone morze- mówił z brytyjczyk

-A właśnie, wrócili z tej misji czy na czym oni tam byli- spytała Sarah

-Właśnie jutro już wszystko wróci do normy, bez tej informacji zapewne Liga nie zdecydowała się na atak- powiadomił

-Ta, to zrozumiałe-

-Liga może być naprawdę trudnym orzechem do zgryzienia. Ale na litość Boską jak zobaczą te wszystkie zdjęcia i wysłuchają historii to coś im się do tych pustych łepetyn przeleje- mówiła Alexy

-Moja obecność powinna zapewnić autentyczność. Muszą wysłuchać-

-W razie coś, Kinay ma wciąż zaległego sierpowego ode mnie do otrzymania w razie coś- powiedziała Flurr nieco rozluźniając atmosferę.

-Raczej wolałbym abyś go nadal trzymała- upomniał brytyjczyk

-Nie że oceniam czy coś ale chce wiedzieć, odpowiedz jak zwykły pies a nie ze względu na zawód. Jako pies też tak bardzo ubiegasz się o dobre względy w jego oczach?- odezwał się znowu ponownie ten nonszalancki głos Play'a, spojrzał się wymownie na Tony'ego i uniósł brew. Tony nieco zmarszczył brwi, nie lubił takich pytań

-Cóż... Jako zwykły pies staram się mieć dobre relacje z każdym i mieć naprawdę na baczeniu ich zdanie o mnie i-

-Z takim nieznośnym pacanem jak Kinay też?-

-Nie podoba mi się to na co to zeszło- odezwał się defensywnie w końcu

-A jeszcze i wracając. Co z Akro, będę musiała go pokonać tylko gdzie on będzie?- słusznie zauważyła liderka

-Możliwe że będzie obserwował z dala, tak też robił główny zwierzchnik Ligi gdy była jeszcze jedną jednostką. Dowodziła niczym generał na wojnie, na miejscu jednak nie latał w bronią w ręku, jego bronią był intelekt i inne zalety dowódcy. Będzie trzeba jakoś wymyśleć plan, być może uda się dorwać jakiegoś członka Ligi i docisnąć-

-Nic nie wiadomo o jego mocach mam rację?- zapytała

-Nic a nic- odpowiedział brązowy pies

-No cóż. Zatem już podsumowując to wszystko. Pierwsze co udamy się do Bazy aby wszystko wyjaśnić Lidze, idę tam ja, Tony i Mickey z Janny'm. Udamy się tam o około 11:00 aby mieć jeszcze czasu potem na przygotowanie reszty. W międzyczasie Sarah i Play udadzą się chronić Wood'a. Gdy Liga będzie załatwiona udam się do królowej gdzie już czekać będzie na mnie królowa. Wszelkie szczegóły dogadamy jeszcze wieczorem i jutro rano- mówiła stanowczo i żywo Flurr patrząc się po reszcie. Ci aby przytakiwali głowami w geście zrozumienia

-Jeśli wszystko pójdzie jak trzeba jutro stanie się lepsze- zawołał nieco podniesiony na duchu Mickey

-Proponuję nieco poćwiczyć jeszcze na uboczu a potem udać się do siebie. Odezwiemy się wieczorem- powiedziała Flurr. Nagle rozległ się dzwonek komunikatora, ten był Tony'ego

-Oh wybaczcie, muszę lecieć- powiedział powoli zrywając się na łapy, na jego pysku pojawiło się duże zakłopotanie

-Coś poważnego?- zapytała jeszcze Flurr

-Jeśli za poważne uważamy wkurzonego dość młodego psa któremu coś się obiecało choćby w małej kwestii a się nie dotrzymało słowa to tutaj mamy przypadek specjalny- mówił jeszcze odwracając głowę na chwilę a potem biegnąc przed siebie

-Ale wrócisz w jednym kawałku jutro?- zapytała się Alexy podchywtując luźny tok

-Jak nie będzie w humorze to lipa trochę!- mówił nawet nieco roześmiany odbiegając

-No dobra, to idziemy na ubocze!- zawołał Mickey zrywając się z łap i idąc w bardziej odosobnione miejsce

I tak też zrobili. Już teraz włączyli swoją czujność na większe obroty. W tym czasie przez park pędził pies rasy Labsky, teraz miał problemy, ale bardziej prywatne. Modlił się w głowie aby uszło mu to na sucho. Obietnica którą nie dotrzymał. W końcu wyszedł z parku i rozejrzał się w miejsce gdzie miał czekać właśnie ten zły młody pies. Ten siedział na pobliskiej ławce z nietęgą miną. Beżowy pies z blizną pod brązowym okiem westchnął lekko poirytowany. Szybko przeszedł przez pasy i ruszył w stronę ławki. Ten to zobaczył kątem oka ale zaraz potem spuścił wzrok zły. Tony zaczął uśmiechać się niemrawo i niepewnie i podchodził coraz bliżej

-Hejjj... przepraszam za spóźnienie...- mówił uśmiechając się ledwo i patrząc lekko błagalnym wzrokiem aby się nie gniewał. Przewrócił aby brązowymi oczami

-Spóźnienie? Mogłeś powiedzieć że masz jakieś zadanie a nie robić ze mnie głupka. Czekałem na ciebie cały dzień myśląc że w końcu od mojego przyjazdu uda się spędzić razem czas, ale nie, mój starszy brat mimo iż mówił że będzie miał czas to teraz to kłamał- mruknął zły ale spokojnie opierając głowę o łapę. Tony'emu zszedł uśmiech

-Henry przepraszam, ale musiałem coś załatwić...- mówił winny

-Nie no wiesz co? Dosyć, też nie lubię marnować czasu, albo obiecujesz mi i spędzasz cały jutrzejszy dzień ze mną albo jadę do rodziców i z nimi spędze trochę czasu, czas który miałem spędzić z tobą przeznaczę dla nich- powiedział schodząc z ławki i patrząc się na brata. Ten jednak na jutro w grafiku miał ratowanie z drużyną szeryfa Londynu. Tony szukał co powiedzieć, jak wybrnąć, Henry jednak nie czekał zbyt długo- Wiedziałem...-

-Henry...-

-Nie no spoko, nie jestem dzieckiem i wiem że masz swoją robotę ale było nie mówić że jesteś na 100 % pewny że będziesz mógł trochę wyluzować i odpocząć- przyznał beżowy pies

-Przepraszam...-

-Idę coś zjeść, idziesz ze mną czy masz jeszcze jakąś misję, nie wiem, Londyn do uratowania?- powiedział Henry ironicznie już idąc na przód

,,Mam, ale jutro''- pomyślał- Idę-

Podszedł bliżej i popatrzył się spokojnie jednak Henry wciąż był zły na brata. Ten jednak nie był wzruszony. W międzyczasie drużyna trenowała na uboczu jeszcze przez chwilę. Flurr unikając ataku powietrza Mickey'ego oznajmiła

-Idę tam do stawu po wodę, zaraz wracam-

I tak zrobiła. Pobiegła do zbiornika wody. Staw był otoczony drzewami i krzakami. Bez chmurne odbijało się w wodzie. Wokoło nie było nikogo. Flurr zaczęła pobierać wodę lecz przerwał jej mały kamień który uderzył ją w plecy.

-Hej Mickey! Mówiłam że nie ma ataków z zaskoczenia!- upomniała nieco zła suczka i już się odwróciła aby spojrzeć na niego jednak go nie było. Zmieszana spojrzała się na kamyk którym dostała, był zawinięty w papier, szybko odwinęła go i cichutko przeczytała- Spotkajmy się tutaj tylko my, bez zbędnych oczu i uszu o północy, nie chce aby ktokolwiek nam przeszkadzał...-

Otworzyła szerzej oczy i  gwałtownie rozejrzała po okolicy. Po chwili zacisnęła kartkę w łapie a ta zajęła się ogniem. Pozostał aby popiół. Widocznie ktoś z Ligi, jak nie sam lider dobijał się o spotkane. Flurr przybrała poważną minę

-Lepiej dla ciebie abyś był sam o tej północy... Widzę że mogę to załatwić nie mieszając w to innych...-

  • Zmiana sceny

Długa wskazówka już za 15 minut miała spotkać się z krótką wskazując godzinę 12:00 w nocy. Noc była już głeboka. Londyn zasnął, już jutro miał zostać wykonany na nim atak, pokaz siły Ligi. Drużyna była pogrążona w głębokim śnie, mięli już jutro przecież stoczyć wielki bój. Jednak co jeśli nie musi do niego dojść. Flurr jako jedyna nie spała. Wciąż zastanawiała się czy udać się do Hyde Parku, czy może nie udając się tam przeoczy wielką szansę? Jeśli faktycznie miałby tam zjawić się sam Akro to mogłaby go jakoś pokonać, jednak co jeśli była to pułapka na nią? Z drugiej strony skąd mięli by to robić. Myśli troiły się w jej głowie. Wiedziała jedno, na spotkanie ruszy sama. Nie będzie narażać nikogo, za swoją ciekawość zapłaci tylko ona. Zaczęła się wiercić na łóżku ze swoimi myślami. Wskazówki zegara były już coraz bliżej wybicia północy. Czas uciekał, czy zaryzykuję lub czy zostanie przy drużynie. Znowuż z tego co usłyszała o Akro, nie uważała że te spotkanie też nie jest na nic. Myślała czy on dochowa tajemnicy i też przyjdzie sam. Taki dylemat i nikogo aby się poradzić. Spojrzała się na wskazówkę, za 10 minut północ. Tym razem pomyślała o tym że szczegóły jutrzejszego dnia są już ustalone. W razie coś będą widzieć co robić. W końcu postanowiła, wyruszy na spotkanie. Wyślizgnęła się w łóżka i cicho przemknęła drzwi aby nie budzić Mickey'ego. W salonie wzięła małą kartkę i napisała szybko coś na niej. Po tym wyszła z apartamentu. Na zewnątrz było ciemno i świeciły aby niektóre lampy. Szybko pobiegła w stronę parku, nie czuła niczyjej obecności wokół. Wybrał dobry czas na spotkanie. Po kilku minutach marszu idąc boczną drogą dotarła w końcu do miejsca docelowego. Zanim jeszcze przekroczyła próg wzięła powietrze głęboko w siebie, po chwili stania w miejscu ruszyła we wspomniane miejsce. Było kompletnie ciemno, teren spotkania oświetlała aby jedna lampa, reszta była oddalona od ów miejsca. Flurr zaczęła się rozglądać po okolicy, nagle dzwon wybił godzinę 12:00. Suczka lekko się wystarczyła jednak momentalnie znowu ochłonęła wiedząc że to nic takiego. Będąc gotowa na wszelkie pułapki rozglądała się, nie było nikogo, tylko zwykła cisza. Mimo to od pewnej chwili słychać było kroki

-Dobrze cię w końcu spotkać- powiedział czyiś bardzo spokojny głos. Flurr podskoczyła i szybko obróciła się pyskiem w stronę z której dochodził czyli za siebie. Cofnęła się parę kroków i przybrała pozycję gotową do ataku. Z ciemności do punktu oświetlanego przez lampę wyłonił się Husky.

-Pan Robertson we własnej osobie- mruknęła. Nie wiedziała jak się teraz czuje, serce waliło jej jak oszalałe, czuła aż lekkie ciarki ją przechodzą, w końcu patrzyła na niego twarzą w twarz, jej wyraz pyska był nieco niespokojny jednak podtrzymywała stanowczą postawę, Akro łagodnie patrzył się na nią. Nie było w nim żadnej nonszalancji. Po prostu patrzył spokojnie

-Szeryf Linhart, nie sądziłem że pofatygujesz się aż tutaj do mnie, tak długo minęło, powiedz przez co właściwie to zrobiłaś?- mówił pies spokojnym głosem przypatrując się jej, żółte oczy Flurr w tym czasie robiły to samo ale bardziej intensywnie. Czyli od razu przeszedł do konkretów

-Nie twój interes, powiedz mi czego chcesz właściwie ode mnie?- zapytała także próbując znaleźć spokój, było wiele punktów na których chciała się skupić, wszystko w tle i sam Akro przed nią. Na razie nie wyczuwała obecności kogoś jeszcze

-Przede wszystkim chciałbym ci podziękować za to że przyszłaś tutaj sama, zapewniam cię że także jestem tutaj bez nikogo- rzekł ignorując jakby zadane mu pytanie, jednak nie zrobił tego dobitnie i chamsko

-Odpowiedz na pytanie- powtórzyła się

-Na razie to nie istotne wiesz? Chciałbym dodać jeszcze że właściwie to miałem pewność że przyjdziesz- odparł. Flurr uniosła brew

-Jak niby?-

-Incydent z tym jegomościem z Tottenhamu- odpowiedział nie jasno. Znowu jego małe gierki. Suczka otworzyła szerzej oczy w zdziwieniu

-Co ma piernik do wiatraka?- zapytała prychając

-Ano to że nie bez powodu znalazł się tam, pewnie nie logicznym faktem było to że wdał się z tobą w walkę mam rację? Miał sprawdzić czy mimo podejrzenia nie zaangażujesz jeszcze kogoś innego bez widocznej potrzeby, zjawił się, ale gdy wysłałaś sygnał. Przeczuwam że tutaj nie wysłałaś żadnego sygnału ostrzegawczego aby ktoś ruszył ci na ratunek w razie coś. To była zbyt wielka niewiadoma aby tak ryzykować- mówił przechylając nie raz głowę, Flurr mocno się zszokowała. Zatem to jest prawdziwy powód. Bardziej przeszył ją fakt jak dobrze to wszystko rozpracował. Cały czas sobie igrał i potrafi robić to dalej. Podczas całego incydentu z Tago ktoś obserwował wszystko z dala. Nie było to aby rozeznać się w walce suczki. Ta stała jak wyrta przetwarzając jeszcze raz jego wypowiedź. Zdała sobie sprawę że wygląda na za bardzo rozkojarzoną i nieprofesjonalną. Zmieniła wyraz pyska

-Kolega pewnie skarżył się na ból prawda? Nieźle spisałam mu manto. Ale co tam, to tylko kolejny pionek którego można złożyć na stosie tej wojny- mówiła uśmiechając się. Na te słowa Akro lekko zmarszczył brwi

-Zapewniam że nie są aby pionkami do poświęcenia. Mają wartością którą wmawiano im że nie istnieje- upomniał nieco mocniej

-Przez ten cały czas poznałam parę wersji tego wszystkiego, powiesz jak to było twoimi oczami?- mówiła lekko nonszalancko mierząc go wzrokiem. Unikała tematów które mógły by wydać cokolwiek a jednocześnie chciała dostać jak najwięcej informacji

-Pochwały świata są aby czymś czym szczyci się przyszna osoba, jednak są zarówno bardzo budujące dla zwykłych osób. Zwykłe poklepanie po pleckach jest rarytasem dla dzieci. Nam głównie chodziło o zwykłą ludzką wdzięczność i abyśmy dostawali coś na co zapracowaliśmy. Wystawianie pomników, nazywanie ulic naszymi imionami było dobrem pustym i materialnym do bólu- zaczął Akro

-Nieprzyjemnie się robiło mam rację? Postanowiliście opuścić tonący statek-

-Oh i to jak. Będąc pod ich śmierdzącym butem szybko się znudziło tak żyć. Oddawać swoje zdrowie i inne cenne dobra aby oni mogli to wziąć i porzucać tym jak szmacianą lalką. To była naprawdę dobra rzecz, jednak daj komuś palec to oni wezmą całą łapę. Widząc blask fleszy na nich rośli z tym. Sama duma i pyszność głęboko się w nich zakorzeniła. Stawała się nie do zniesienia. My nie chcieliśmy tego co im wpychano, robiliśmy wszystko aby się przysłużyć dobru i chcieliśmy zobaczyć wdzięczność innych aby to nas umocniło. A co dostaliśmy? Cała wdzięczność dla wykrywaczy bo bez nich jesteśmy aby archiwum. Mistrzowie propagandy budowali sobie drogę do serc ludzi naszymi nadziejami i poświęceniem- kontynuował wracając do nieprzyjemnych wspomnień, spuszczał co i raz wzrok. Suczka uważnie to badała, jego mimikę ale i zapamiętywała wszystkie detale. Na razie nie było konkretów. Na razie milczała. Akro spojrzał się na nią- A ty, jaką wersje słyszałaś?-

-Ano taką że serio nie byli fair w stosunku do was, taką która mówiła że nie domagaliście się wystarczająco mocno aby ktoś usłyszał lub choćby taką że jesteś zachłannym władzy draniem bez morali- mówiła wyliczając i mieszając wiele wersji. Po wypowiedzeniu ostatniej wzrok z nieba skierowała na psa

-Uważasz że która jest prawdziwa?-

-Taka że jesteście bandą chorych nieszczęśliwych psów którzy zostali pokrzywdzeni ale nie dadzą się rozstawiać po kontach i gdyby chcieli to by mogli rzucić na deski kogo chcą- odpowiedziała w inny sposób niż tego oczekiwał jednocześnie ciętym językiem. Akro słysząc to aby zaśmiał sie nieco pod nosem zamykając oczy jednak potem zaraz je otwierając- Coś cie bawi?-

-Nie nic, po prostu nie mogę uwierzyć jaką bujdę wciska innym Kinay i jego banda. Ja i zapędy do władzy?- odparł uśmiechając się wciąż. Szeryg nieco zamarła od środka. Czy nie wydała że była u Ligi przypadkiem? Chociaż już widząc z kim ma doczynienia jeszcze bardziej dobitnie wcale nie była by zaskoczona. Wciąż zastanawiała się nad celem spotkania. Wyglądało że jest też sam. Zatem czy ma opracowany plan na pojedynek? Bądź ma jakąś moc- Domyślam się że byliście tam u nich a ten was spławił, jednak nie dziwię się, zawsze miał tendencję do omijania złotych szans, nic się nie zmieniło-

-Kawałek denerwującego drania nie?- zapytała luźno przyjmując inną taktykę na rozmowę

-Poznałaś się na nim mam rację?-

-Tak, też bym opuściła ten statek. Widzę że bardzo dobitnie ukazujecie wszystkim swoją wartość-

-Mówił pewnie i o tym że mieszając się w to sprowadzacie na siebie zbędne niebezpieczeństwo, stara śpiewka- dodał, a więc i do tego także doszedł, kawał przebiegłego drania. Flurr powoli przestawała się tak nad wyraz dziwić temu czego się dowiaduję. Wciąż myślała nad sensem tego spotkania. Nie czuła nikogo w pobliżu aby sam Akro przed nią

-Samo grzebanie przy tej sprawie mogło sprowadzić na nas wasze oczy. Trudno stało się, nie chowamy głowy w piasek. Szczerze zaczyna mnie nudzić ta wasza mała wojenka. My tu mamy aby swoją- odparła ostrzej marszcząc brwi

-To wszystko na szczęście to już stare mroczne czasy które już nie wrócą, jeszcze kiedyś słońce zaświeci dla nas-

,,Czy on właśnie zainsynuował"- myślała kryjąc lekki niepokój, przestała z luźną wersją siebie, zmarszczyła brwi i zrobiła parę kroków do przodu- Dobra dosyć już tych pogaduszek, teraz jest dobra chwila dla ciebie? Czegoś chciał się ze mną spotkać? Nie boisz się że mogę cię rzucić na deski z łatwością?-

-Tak się składa że nie, sam mam swoją małą moc-

-Świetnie, ja mam swoją dużą moc. Widzę że zaczynasz swoje gierki z którymi sobie z nami pogrywałeś, jednak mówię ci tu teraz, jeśli przyjdzie co do czego już nie będziesz miał czasu na to. Będziesz mi tańczył jak ci zagram. Przechodź do sedna- odparła błyskawicznie i ostro zaraz po tym jak skończył. Mierzyła go złym wzrokiem. Ten zamilkł na moment

-No cóż, widzę że jesteś bardzo niecierpliwą osobą, a jeszcze nie zdążyliśmy porozmawiać o naszych  wszystkich perypetiach. Nie chcesz najwidoczniej poznać tego kiedy dowiedzieliśmy się o waszej obecności, od kiedy się wam przyglądamy i jaki był w ogóle cel zamachu na osadę. Ale na życzenie, chciałbym się zapytać osoby zewnątrz, jak podoba ci się pierwszy etap naszej zemsty? -te pytanie totalnie zbiło Flurr, przeszła po niej jakby błyskawica która pobudziła wszystkie zamartwienia. Nie wiedziała jak ma odpowiedzieć, czy jeszcze to ma sens?

-Proszę?-

-Oj no już. Dysk nie był wyczyszczony a przecież mógł być, pomoc informatyków miała wam podać jak na tacy co zamierzamy, a dzięki informatorowi mieliście wszystko sobie ładnie zaplanować- tłumaczył. Po niej zaś przeszły małe ciarki. Totalnie zastygła. On wie przecież o tylu istotnych rzeczach. Co robić, co robić

-Ciekawe co jeszcze wiesz dziwaku- zaśmiała się pod nosem jednocześnie czując jak buzuję w niej niepokój

-Widzę że zaczyna ci się palić ogon co robić. Wiem kto jest waszym informatorem, Anthony Fernsby, przyznam że bardzo dobra jakość sama w sobie. Inteligentny i dobrze poinformowany. Jednak ja jestem zawsze krok przed wami, zawsze będę- mówił czując się coraz pewniej, Flurr spływały krople potu, co ma robić? Atakować czy wyciągać co trzeba

-Znasz zatem Tony'ego-

-Owszem znam, to postać która wbrew pozorom innych naprawdę dużo wie. Naprawdę jest to wasza manna z nieba-

Flurr zastygła w miejscu, myślała co robić. Postanowiła zaatakować po analizie sytuacji. Posłała powietrze w stronę psa jednak ten ominął go zręcznie. Flurr ponowiła atak, już miała posyłać ogień jednak poczuła jak jej łapa staje. Spojrzała się na nią. Miała lekką czarną otoczkę a wokół niej unosiły się małe to duże kropki, zaniepokojona spojrzała się na psa przed nią. Ten miał uniesioną łapę ku górze, ta miała ciemniejszą otoczkę, kropki unosiły się i niektóre znikały, w ich miejsce pojawiały się nowe. Szeroko otworzone oczy przypatrywały się temu. Nagle przed oczami błysnęła jej bardzo szybko jakaś czarna postać psa stojąca za Akro. Obwód ciała był taki poszarpany, sama postać nie miała żadnych oczu. Zamarła w miejscu

-Co to do diabła?- zapytała komentując i zdarzenie i wizję bardzo poruszonym głosem

-To ta mała moc o której ci wspominałem. Nie pokonasz mnie tak łatwo jak myślałaś- powiedział

Flurr gdy tylko uwolniła się z tej mocy miała znowu atakować. Atak był szybki. Pies wtedy skierował łapę w ciemność i wyłoniły się z niej kawałki metalu które tam zostawił przedtem. Gdy suczka je zobaczyła było już za późno. Skierował je na łapy Flurr. Metal spętał łapy suczki, ta upadła na ziemię

-Nie!-

-Teraz mogę powiedzieć ci wszystko. Śledziliśmy wasze poczynania już od pierwszego dnia. Mimo iz naprawdę zaskoczyliście nas w wielu aspektach to i tak udało nam się opanować sytuację. Byliście największym zagrożeniem dla naszej zemsty. Samo wasze przybycie pokrzyżowało nam to znacznie bardziej niż myślicie. Jednak teraz to już nic nie znaczy. Mój najwyższy krąg ma swoje moce,  z pewnością poradzi sobie z twoimi, jednak atak nastąpi znacznie wcześniej, oni jedyne co będą mogli to aby popatrzeć się na nasze wielkie wyjście. Celem spotkania było wzięcie cie z zaskoczenia. Wiedziałem że przyjdziesz bo nie znałaś mojej mocy, twoja jest wielka, potężna, jednak ja mogłem akurat wykorzystać zaskoczenie. Jesteś zagrożeniem które jako jedyne mogło by powieść wszystkich do zwycięstwa. Teraz twoja drużyna zostaje bez dowódcy i  nie będzie kto ich pokierować jutro- mówił podchodząc coraz bliżej i bliżej

Akro ponownie skierował łapę w ciemność i przyciągną gaz usypiający ponownie ukryty tam wcześniej. Sam stworzył pole bezpieczeństwa używając swej mocy. Odgrodził się od gazu. Ten uśpił Flurr. Próbowała się jeszcze bronić ale to na marne. Gdy zasypiała ujrzała tylko z trudem jak Akro zbliżał się do niej. W końcu usnęła.

Rozdział III

Dochodziła już 4:00 nad ranem. Wciąż było dość ciemno jednak ludzie już o tej porze budzili się do życia. Był 25 lipca. Ten wielki dzień który miał zmienić absolutnie wszystko. Tony zazwyczaj o takich godzinach się budził jednak tym razem przebudził go dźwięk komunikatora służbowego. Jeszcze zaspany otworzył bursztynowe oczy najpierw patrząc się w sufit. Pierwsza myśl jaka przeszła mu przez głowę to ta że to już dziś. Lekko mrucząc przechylił głowę w stronę stolika stojącego zaraz przy jego łóżku, jeszcze zanim wziął go do łapy spojrzał się przez okno. Wciąż dość ciemno i jak zwykle już od rana szaro na niebie. Spojrzał się na urządzenie. Swoje zaspane oczy na widok kto nadał wiadomość rozszerzył i szybko wstał do pozycji siedzącej wciąż trzymając komunikator. Była na niego nadana wiadomość od samego Kinay'a. Od razu pomyślał o najgorszym że to naprawdę nie on nadaje, jednak szybko otrząsnął się ze złych myśli patrząc na sprawę racjonalnie. Dostał nakaz stawienia się od lidera w siedzibie Ligi. Postanowił czym prędzej tam się udać. Podszedł prędko do biurka i założył obroże. Standardowo schował za nią komunikator. Już miał opuszczać swój spokój jednak jeszcze blisko biurka zatrzymał się. Na wszelki wypadek wziął jeszcze jeden, ten schował w metalicznej, kwadratowej szlufce w zielonej obroży która znajdowała się centralnie na przodzie. Jeszcze założył torbę na plecy z ważnymi rzeczami. Gdy był gotowy wyszedł z pomieszczenia już w pełni obudzony. Droga do wyjścia biegła przez salon. Szedł po cichu aby nie obudzić swojego brata. Myślał że ten jest w swoim pokoju jednak nic bardziej innego. Zamarł widząc go leżącego na kanapie jednak potem momentalnie uspokoił widząc że śpi. Wokół był istny bałagan. Popcorn lekko rozsypany po okolicy, butelki napojów gazowanych. Sam Henry niesfornie spał ciężkim snem. Wczoraj na wieczór Tony powiedział że ma papierkową robotę gdy tak naprawdę dopracowywał szczegóły z drużyną. Niepocieszony Henry w tym czasie gdy brat siedział zamknięty w pokoju zrobił sobie maraton filmowy. W ramach rekompensaty że jego starszy brat nie może z nim go zrobić ten pozwolił mu na zrobienie bałaganu w razie coś i że sam go posprząta. Tony jednak nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Delikatnie podszedł do sofy i okrył beżowego psa kocem.

,,Może lepiej by było gdyby serio wyjechał do rodziców na ten dzień"- pomyślał spokojnie patrząc się na niego pogrążonego w śnie

Gdy upewnił się że wszystko zabrał i że wszystko jest gotowe wyszedł z mieszkania. Od razu pokierował się do garażu gdzie miał swoje pojazdy. Tym razem nie postawił na eleganckie auto ale na mały jeep. Intuicja mówiła mu aby nie zwracać na siebie uwagi. Wyjechał zatem owym autem z garażu i ruszył na Londyńskie drogi. W międzyczasie obmyślał co Kinay mógł od niego chcieć. Przyszło mu na myśl najgorsze. Że dowiedział się o tym co tak naprawdę robił przez ten cały czas. Miał mieć więcej wolnego czasu jednak możliwe że doszły do niego słuchy o jego aktywności. Jedno to że się dowiedział a drugie jak to się stało. Wolał mu osobiście to przekazać a nie żeby dowiadywał się na ulicy. Był nieco zaniepokojony całą sytuacją. Po przeanalizowaniu jednak doszedł do wniosku że jeśli jego przypuszczenia okażą się prawdą to po prostu powie wszystko czego doszedł z drużyną szeryfa. Bądź co bądź będzie musiał wysłuchać. Jeszcze martwiącym go elementem było to jak właściwie Kinay mógł się dowiedzieć. Nawet jeśli dostał by informację z policji że był z drużyną to przykrywka z policjantem dla nich i tu mogła by zadziałać. W końcu się dowie tego wszystkiego. Już dojeżdżał do celu. Swój pojazd pozostawił nieco dalej. Resztę drogi przeszedł pieszo. Wokół było tak cicho, nawet niepokojąco wręcz. W dodatku jeszcze ciemnawo. Tony miał się na czujności. Będąc już przed budynkiem wszedł przez wielkie solidne drzwi. Już po wejściu widział znajome twarze i pyski. Szedł niepozornie i jak zazwyczaj. Agenci przychodzili już bardzo wcześnie. Wydawało się że nic się nie zmieniło

,,Już wszyscy wrócili z operacji"- skwitował krocząc do biura lidera

Sam ten fakt mimo iż wiedział to napawał niepewnością. Co jeśli Liga przejrzała ich i zaatakuję wcześniej? Jednak wykluczył to wiedząc jak dobra była robota informatyków. Może tylko chciał wykluczyć. Tak czy owak napięcie rosło z minuty na minutę. Przechodziły mu myśli że to pułapka jednak zaraz po je przeganiał. Wolał by już aby po prostu dowiedział się a nie była to jakaś kolejna gra Akro. W końcu doszedł w miejsce docelowe. Stał przed tymi drzwiami. Zatrzymał się przez chwilę i stał przed nimi. Westchnął ciężko. W końcu chwila prawdy. Musiał grać skupionego, jednak znowuż bernardyn znał go lekko prywatnie. Psu tworzył się mentlik, przerwał go otwierając drzwi do środka. Pierwsze co ujrzał to te same biuro. Biurko przed nim i postać siedząca tyłem na krześle obrotowym patrząca się przez okno

-Chciałeś mnie widzieć- odezwał się w końcu naturalnym głosem- ,,Już nawet nie wiem czy brzmię normalnie"

-Ano chciałem, siadaj, mam kwestię do obgadania- odparł bernardyn obracając się. Miał dość niezbity, poważny wyraz pyska. Jego oczy uważnie przyglądały się Tony'emu który już co nieco przeczuwał. Zrobił zgodnie z poleceniem. Odłożył torbę na bok. W końcu siedzieli na przeciwko siebie a dzieliło ich aby biurko

-Słucham zatem-

-Pierwsze co, chciałem się zapytać jak na urlopie- zaczął niepozornie

-Nie nazwał bym tego urlopem, po prostu odciążono mnie nieco na pewien czas w celu mojego odpoczynku, zaglądałem do królowej czy do premiera, jeszcze drugiego dnia byłem tutaj- powiedział naturalnie. Czuł się nieco na przesłuchaniu. Lampka biurkowa oświetlała ich pyski

-No tak, wiem o tym, tak samo wiem że Henry też zjechał tutaj. Nawet napisałem do niego. Odpisał że w końcu możecie pobyć jak rodzina-

,,Młody mnie krył, czyli przeczuwał"- pomyślał zaskoczony- Pisałeś do niego?-

-Tak, cóż, nie będę owijać w bawełnę, wiem że to co mówił było zwykłym kłamstwem- a więc jednak. Tony był rozdarty poza stawieniem czoła faktom czy zgrywaniem nie wiedzy. Te drugie wyjście było bardzo durne. Zamarł czując solidne spojrzenie Kinay'a. Teraz aby było dojść do tego ile wie i skąd

-Pierwsze co chciałem zaznaczyć że Henry nie wiedział o tym nic, przeczuwał że mam jakieś inwidualne zadanie i doszedł do wniosku że dobrze będzie mnie kryć. Nikogo innego z zewnątrz nie było- zaczął defensywę bardzo racjonalnym głosem

-Domyślam się, jest bardzo bystry i inteligentny- mówił ze spokojem jednak już dydaktycznym tonem głosu. Widać było że był pełen flustracjii jednak trzymał ja krótko na sznurku- Wiem że masz nie raz inwidualne misje, szanuję to bardzo i wiem ile jesteś wskórać sam, jednak takie działanie podejmujesz wiedząc że miałbyś ode mnie zielone światło. Tym razem zrobiłeś coś bardzo zakazanego przeze mnie bardzo kluczowo- mówił spokojny ale zły marszcząc brwi i wwiercając swoje spojrzenie w psa przed nim. Wie o tym bez dwóch zdań

-Nie chciałeś aby twoją wojnę rozgrywał ktoś inny tak?- spytał nieco ostrzej co nie umknęło bernardynowi przed nim.

-Widzę że i przez ten czas postanowiłeś oddalić się od ustalonych zasad-

-Mogę się dowiedzieć skąd się dowiedziałeś?- pytał także spokojny Tony, w prawdzie na tamtą chwilę od środka buzował niepokojem. Na te słowa pies wciąż patrząc się na niego sięgnął łapą do szuflady i wyjął z nich zdjęcia. Pies zaczął je sprawdzać

-Tu zdjęcie jak jesteś z trójką z nich i rozmawiacie z Minsami. Doszły mnie słuchy że rzekomo poznałeś ich przez psi patrol i musisz grać łącznika. Bardzo wiarygodne gdyby nie fakt że ci z działu podrabiana dokumentów przez wypadek wygadali że byłeś u nich po blachę policjanta. Takie rzeczy powinno załatwiać się na początku prawda?- mówił udając brak poruszenia i przypatrując się jak Tony z szerokimi oczami patrzy się na fotografię

-Skąd ty to masz?-

-To nie jest ważne... Ale to nie koniec. Doszły mnie też słuchy także że całe dnie łatwiłeś sobie wolne chwile. Można by pomyśleć aby pobyć z bratem. Jednak dobrze wiem że ty załatwił byś to przed tym wszystkim... Po prostu w twoim grafiku pojawiła się niespodziewana rzecz- mówił kolejne zarzuty jakby cedząc z psyka- Teraz pozwól proszę powiedz mi wszystko. Czemu od tak zignorowałeś zakaz? Powiedziałem wyraźnie, wiedziałem że łatwo nie dadzą za wygraną ale z niczym nie są wcale tak istotni w tej sprawie. Mięliśmy swoje zadania-

-Nie rozumiem dlaczego nie pozwoliłeś im działać-

-Bo nie! To nie jest ich target! Są przybłędami z Dzikiego Zachodu którzy wetknęli nosa w nie swoją miskę! By tu jesteśmy od tego. A ty możesz mieć kłopoty wiesz? Powiedz czy warto było to wszystko robić, pomagać im w ich sprawie aby teraz mieć takie nieprzyjemności?- mówił podnosząc głos i coraz bardziej gniewnie patrząc się na niego. Nie był jego podwładnym jednak miał wpływ na niego. Nie lubił gdy ktoś podważał jego zdanie. Tony słuchał jak wytyka mu wszystkie błędy. Jednak poczuł dziwny gniew też, jak mówił tak o drużynie. On już mu zaraz pokaże co te przybłędy zrobiły

,,Niech cię Play i te twoje wczorajsze pytanie"- pomyślał uśmiechając się podenerwowanie w głowie- Tak się składa że te przybłędy wniosły naprawdę wiele do sprawy! Wszystko przez fart i determinację! Miałem raję co do nich!- powiedział głośniej zły, jednak wciąż zachowując ogładę

-Co ty do diabła mówisz???-zapytał. Ten wyjął z torby teczkę na specjalny kod. Wpisał go a potem wyjął swoje zdjęcia. Te donoszące o jego samowolce niedbale zrzucił i mocnym ruchem położył przed Kinay'em swoje. To były zdjęcia bazy.

-Tak się składa że dowiedziałem się o tym że ktoś taki jak drużyna szeryfa Linhart istnieje od mojego brata który przybył tego samego dnia co oni. Podzieliłem się z tym faktem z Brittie podczas spotkania a ta wiedząc że może mi zaufać powiedziała mi że mają tutaj ważną misję złapania kogoś kto targnął na ich osadę. Od razu skojarzyłem to może maczać w tym paluchy. Śledziłem ich. Akurat zobaczyłem będąc tu że też przyszli tutaj z pomocą. Ty jej nie udzieliłeś. Nie mówmy już czy to dobrze czy nie. Na jedno wyjdzie, uwierz. Sami wydostali sobie stąd cynk że ostatnio szwędająsię po tym mieście. A i że kręcili się koło Big Benu. Udali się tam a ja za nimi. I odkryli to co właśnie widzisz na fotografiach . Bazę największego wroga tego kraju. Tu, w podziemiach. Pod naszym głupim nosem! Zobaczyli mnie tam i wtedy dołączyłem do nich. To był istny przypadek że tak się stało ale jednak! Chciałem im pomóc ale najpierw chciałem zobaczyć czy warto. Nie myśl sobie że poszedł bym z informacjami na talerzy. Dostrzegłem że oni sami potrafią je sobie wykombinować. Czy coś nowego wniosą. Poznałem ich bliżej i zaufałem! Oni mi też. Przejście do Bazy jest w starych przejściach. Przy rozwidleniu na lewo idzie się i jest ściana która jest naprawdę wrotami, jednymi z wielu, do ich bazy. Jedna z nich zinfiltrowała ją! Teraz się wynieśli. A dostała się tam gdyż Minsowie pracowali dla nich, ich ucieczka to wszystko sprawka Ligi! Są ich tanią siłą roboczą! W wielkim skrócie. Wprowadzili inne metody walki z nimi! I udało się! Nie ważne czy ich szanujesz czy nie. Byli ważni!- głosił mocnym głosem widząc jak bardzo zszokowany jest Kinay. Jego gniew zniknął a pojawił się zwykły szok.

-Czemu nic nie powiedziałeś?- zapytał cichym głosem.

-Bo najgorsze przed nami...- powiedział tajemniczo. Bernardyn wciąż skołowany i pełen pytań podniósł głowę

-Proszę?-

-Na drugi dzień udali się do tej Bazy. Gdy my mięliśmy zająć się Minsami. Za pomocą informatyków doszli w najbezpieczniejszy sposób do tego co widzieli w tym wielkim ekranie... Wychodząc nie pozostawili śladu- mówił ciszej. W końcu pokazał ostateczny zapis notatki

Kinay kompletnie zamarł. Czuł jak wszystkie emocje miksują się w nim. Poczuł ciarki po całym ciele. Jego oczy wtopiły się w zapis literek na zdjęciu. Nawet łapy trzymające ów rzecz trochę podrgały. Poczuł jak wszystko w jego głowie runie. Jak bardzo był w błędzie a go nie chciał. Jak bardzo się pomylił w ocenie sytuacji. Tony aby przyglądał się temu

-Ponownie pytanie, ale czemuście nic nie powiedzieli?- mówił z pasywnymi pretensjami patrząc się na niego

-Wszystko ustaliliśmy. Liga chce przypomnieć światu o sobie, w najokrutniejszy możliwy sposób. Już dziś o 16:00. Pamiętasz czemu mam rację?-

-Dobrze pamiętam. Co do diabła ustaliliście??? Bez nas-

-Teraz znasz już nasze perypetie. Notatka mówi przejżyście. Chcą zagrozić królowej, Wood'owi i wam. Wszystko za pomocą żywiołów. Ogień ma być tu, woda u królowej a ziemia u Wood'a. Tak dobrze zaplanowane ataki. Jeśli okaże się że to madzy to oni się już tym zajmą. Jednak resztę musimy zrobić też my. Przeprowadzić to po cichu. Mamy już nawet więcej czasu niż zakładaliśmy. To jest nasza wojna, pomogą nam ale nie mogą za nas wygrać- tłumaczył opierając przednie łapy o blat biurka. Kinay zaniemówił- W końcu ta chwila. Musi to się zmienić. Jeśli to wszystko potoczy się jak powinno to wygramy z nimi-

-Ogień, woda i ziemia... Doszliście do czegoś jeszcze?-

-Owszem. Tago Cooper stoczył pojedynek z Flurr- na te słowa podniósł błyskawicznie głowę

-Proszę?!-

-Właśnie tak. Prawdopodobnie było to aby przeszacować umiejętności avatar w razie coś. Flurr pokazała im zaledwie ułamek tego co potrafi. Jednak to nie wszystko. Tago posiada moc ognia. Tutaj powiedziano że dane sektory pod przewodnictwem ich głów z najwyższego kręgu Ligi. Tago musi tam należeć. Czyli przybędzie tutaj. Nie wiadomo jak to jest rozłożone. Powiedz, czy wiadomo coś o wstąpieniach do ich odłamu z magią żywiołów?- zaczął

-Nie-e. Chyba nie, z starych wykrywaczy było ale zostali unieszkodliwieni zatem- Chwila moment! Wydaję mi się że były pewne zapiski w archiwum-

-Zatem trzeba to sprawdzić-

-No-oo-o dobrze! Czekaj no. Przecież trzeba wszystko przeplanować jeszcze tutaj. Tamci jeszcze. Tyle do zrobienia- mówił dosłownie nie wiedząc w co włożyć najpierw łapy

-Widzisz już że to nie są przybłędy które nic nie potrafią... Potrafią widzieć coś co my nie potrafimy. Mówiłeś że zachowują się nie rozważnie wchodząc w tą wojenkę. Flurr miała co do tego wątpliwości czy dobrze zrobiła, jednak jak powiedziała, stało się, nie można pozostawiać zaczęte rzeczy. Doprowadzi to do końca. Choćby nie wiem co- mówił obronnie

-Dzięki nim ten kraj nie spotka taka tragedia... Myliłem się co do nich...- mówił z lekkimi wyrzutami- Idź prędko do archiwum po ostatnie informację o Ligi. Głównie o tych magach aby dać pełne rozeznanie drużynie. Można dojść do czegoś więcej-

-Dobrze- kiwnął głową schodząc z krzesła i idąc do drzwi. Te stosunkowo krótkie ich debaty wyjęły wszystko co potrzebne. Tony zanim jeszcze wyszedł powiedział- Mamy szanse to wszystko naprawić. Dla dobra wszystkich-

Kinay ciężko westchnął. Nie spodziewał się tego wszystkiego. On sam teraz miał mętlik. Poczuł że tragicznie zachował się w stosunku do drużyny jednak znowuż uświęcił to wydarzenie wiedząc że skąd miałby wiedzieć. Nie zmienia to faktu że mógł mieć jakieś przesłanki. W końcu po tym że dowiedzieli się kto jest sprawcą. Jednak opinia do do wykrywaczy nie zmieniła się. Wręcz przeciwnie. Pokazali kim są naprawdę w jego oczach. Wiedział że nie może dopuścić do tego aby wygrali. To będzie jego największa porażka gdy tak się stanie. Miał jakąś nadzieję z drużynie jednak bardziej ją pokładał w swojej lidze. Chciał aby świat zobaczył jeszcze bardzej kto w tej wojnie walczy o dobro. To go podniosło lekko na duchu. Podniósł lekko głowę. Wedział że musi pokonać wroga. Wciąż było cicho. Nagle usłyszał stukanie w szkło. Odkręcił się. To co zobaczył przewyższyło jego wszelkie oczekiwanie. Zobaczył dwójkę psów na linach. Nie wykrył ich pysków jednak był niemal pewni kto to był. Jedna z psich sylwetek wysunęła łapę do przodu i zaczęła tkać ogień. Pies szybko skoczył w przód robiąc fikoła. Pocisk ruszył. Ogień dosłownie wyżarł szkło robiąc wielki huk w okolicy. Do środka wleciała suczka z diabelskim uśmichem i znajoma mu postać. Ten miał poważną minę i gromił wzrokiem psa przed nim. Poczuł się osaczony.

,,Wykiwali nas!"- pomyślał zdezorientowany

-No no no... Kogo me oczy tutaj widzą~- powiedziała suczka na tle powoli palącego się biura. Miała zabójcze złote oczy które przypatrywały się Kinay'owi- Poznajesz kolegę co nie?-

-Tago...- powiedział wrogo. Ten aby się na niego patrzył.

-Uhu.. Czyli wiecie że mięliśmy przybyć co nie? Który dureń wam to zdradził?- mówiła wciąż suczka patrząc jak fotografie z Bazy obok niech które trawił ogień

-Godzina mówi o 16:00-

-Ba no widzisz... Musimy sparaliżować cały ten budynek. Nasi agenci przejmują ten lokal po cichu w tej chwili. Gdy będziecie już bezbronni pewna bomba wysadzi do miejsce a wy zostaniecie w środku... Myślisz że obrobilibyśmy się gdy wszystko już będzie tętniło życiem???- spytała nonszalancko. Kinay aby co i raz spoglądał za nimi. Wszystko wokół zajęło się ogniem, torba Tony'ego też

,,Muszę zataić fakt że Tony tutaj był. Nie wiem czy za późno już czy nie. W razie coś musi pomóc drużynie"- myślał pospiesznie Kinay- Czyli to jest ten ogień który miał strawić ciemiężce mam rację? Do królowej udał się mag wody a do Wood'a ziemi?- chciał dostać informację

-No widzisz, jak ładnie do tego doszedłeś. Jednak nie jesteś w stanie już nic z tym zrobić. Tamta grupa kowboji także. Zajmiemy się nimi. Jednak o 7:00. Nie możemy pozwolić aby nie daj Boże udało im się wymknąć i pokrzyżować plany. Gdy się obudzą wszystko będzie gotowa i czekać na niech będzie nie miała niespodzianka- mówiła jakby zadowolona z tego suczka

-Mówiliśmy to 7 lat temu jednak dziś przypomnimy. ,,Jeśli kiedykolwiek tu wrócimy to na naszych warunkach..."- wycedził z pyska Tago podchodząc bliżej i bliżej. Jego lodowate oczy mierzyły psa przed nim z zawiścią. Ten aby patrzył się na nich z lekkim niepokojem

Wszystko zza drzwi nasłuchiwał Tony, po tym jak usłyszał hałas wrócił się ostrożnie.

,,No przecież, teraz zrobią paraliż wszystkich terenów. Mogą ze pozwolić na poczekanie na drużynę, wiedzą też na pewno i o mnie. To znaczy, że Henry też jest w zagrożeniu! Muszę ich powiadomić ale pewnie już założyli siatkę ochronną i wykryją alarm. Szlag by to wszystko!"- myślał a krople potu troiły się na jego czole. Jego oczy drgały od stresu. Obawiał się najbardziej mimo wszystko o swojego brata. Flustrowało go to że nie może powiadomić innych. Zwłaszcza team'u o magach

Nagle usłyszał jakiś hałas. Zła liga przejmowała teren. Szybko się zerwał aby gdzieś się skryć. Pewnie obstawili już wszystkie wyjścia. Na pewno i tu zrobili rozeznanie. Tak dużo pytań a tak mało odpowiedzi.

-To się porobiło-

  • Zmiana sceny

Nastała godzina 7:00. Pieski z drużyny jeszcze nie wiedziały co się stało. Wstały o ustalonej godzinie gdyby nigdy nic. Zgodnie z planem. Jeszcze nie wiedzieli jak bardzo ich plan poszedł źle. W międzyczasie już toczyła się wielka zemsta. Jednak jeszcze nie doszła do nich. Mickey powoli otwierał powieki. Spoglądając w bok ujrzał że Flurr już nie śpi. Stwierdził że nie ma w tym nic dziwnego. Przypominając sobie o tym co dzisiaj miało się stać zeskoczył z łóżka i wyszedł z pokoju. Przeszedł do salonu gdzie powoli każdy się gromadził

-Na rzeszcie wstałeś- zaznaczyła Sarah dość spokojnym głosem wychodząc z kuchni. Mickey od razu zaczął szukać wszystkich po pomieszczeniu. Byłą większość. Tylko nie zauważył swojej liderki. Uniósł brew pytająco

-Flurr wciąż w pokoju?- spytał jeszcze pogodnie Janny

-Nie... Myślałem że jest z wami- powiedział. Każdy zamarł na chwilę i zaczął patrzeć po sobie. Na razie jednak nie chcieli panikować

-Jak to jej nie ma?- zapytał mocniej Play

-No najzwyczajniej nie ma, wstałem przed chwilą, patrzę na jej łóżko i jej nie ma- odparł jaśniej. Każdy już coraz bardziej się martwił

-Myśleliśmy że jest z tobą, w mieszkaniu jej nie ma- zauważyła Alexy. Każdy rozmyślał gdzie może być

-Może wyszła się przejść?- zaproponowała Sarah

-Ale bez słowa tak?-

-Dobra spokojnie. Wyluzujcie. Ja pójdę rozejrzeć się po okolicy a wy tu po hotelu- oznajmił bardzo dydaktycznie Play patrząc po innych którzy naprawdę zaczynali się martwić. W tym czasie Mickey spojrzał na stolik przy kanapie. Dostrzegł tam kartkę. Podszedł do niej

-Dzwonię do niej i nic- dodał Janny

-Nie podoba mi się to- odparła Alexy

-Musimy zacząć ją szukać- zerwała się na nogi Sarah

-Nie musimy...- odparł w końcu Mickey bardzo zaniepokojonym głosem. Każdy obejrzał się w jego stronę. Pies trzymał kartkę w łapie. Podeszli bliżej niego. Play wyrwał mu ją z słabego uścisku i sam przeczytał

-Piszę to jeszcze przed udaniem się na spotkanie. Nie powiedziałam wam ale w parku gdy poszłam po wodę zaskoczył mnie kamień który we mnie uderzył. Był to list z prośbą o spotkanie o północy. Adresat to prawdopodobnie sam Akro. Deklarował że będzie sam więc i ja poszłam sama. Opanowałam techniki które pomogą mi wykryć atak z nie nacka. Sam przecież nie może nic zrobić prawda? Uznałam że jest to ważny element którego przeoczenie może dużo kosztować. Choćby wizja porwania Akra co by znacznie zmieniło cały stan rzeczy. Niemniej jednak gdybym nie wróciła nie ruszajcie mnie szukać. Ugram to tak aby nie wiedzieli że wiemy o planie. Macie inną misję od ratowania mnie. Macie uratować Londyn- czytał sam nie dowierzając w to co wymawiał jego pysk cytując pismo z kartki. Po tym jak przeczytał zgiął ją. Popatrzył się zszokowany po reszcie- Ją naprawdę coś pogrzało- powiedział po cichu. Zapanowała krótka cisza

-No to kaszana- odparł błyskawicznie zmartwiony Mickey kładąc lekko uszy

-Nie nie nie. Przecież to nie może być! Czemu ta idiotka poszła tam bez słowa- odparł przecząc jeszcze Play

-Znacie ją, dostrzegła szansę załatwienia tego sama bez mieszania w to nas. To jej stała zasada którą się kieruję. Akro serio mógł być sam ale okazało się że jest groźniejszy niż się wydaję- mówił Janny spokojniej jednak wciąż z niepokojem.

-No i co my teraz zrobimy?- zapytała Alexy

-Musimy zrobić to co kazał nam nasz lider. Czyli uratować Londyn, bez Flurr- powiedział Mickey stanowczo

-Czekajcie no, już mnie głowa boli! Może oni wiedzą że my wiemy o ich zemście? No nie wiem, nie przyspieszyli by tego czy coś???- mówiła niecierpliwa Sarah która błagała o wyjaśnienia

-Flurr powiedziała że nie wygada, ale widząc jaki jest Akro to nie wiem czy to coś da cokolwiek! Musisz szybko dzwonić do Tony'ego- odpowiedział Janny wydając zaraz potem polecenie do Mickey'ego. Ten bez słowa zaczął wykonywać polecenie

-Szlag by to nie odbiera- powiadomił rudy psiak. Nie mógł odebrać z wiadomych racji. Sygnał mógł być wychwycony

-Nie gadaj-

-No to pięknie- powiedział wzdychając Play przewracając głową

-Plan się sypie- zauważyła niespokojnie Alexy

-Tak wiemy że plan się sypie- odparła ostrzej Sarah łapiąc się za głowę łapą

-Spokój. Dobra, Sarah, dasz sobie radę sama? Będę musiał pomóc królowej- przerwał wszystko złotooki gerberian shepsky patrząc się w stronę mag powietrza

-Dam!-

-Ej a ja? Przecież dałbym sobie radę!- zwróciła uwagę Alexy zła. Jej fioletowe oczy były pełne flustracji która przyszła tak nagle

-Z Flurr owszem ale nie wiem czy zauważyłaś ale jej tutaj nie ma!- krzyknął głośniej idąc w jej stronę. Ta jednak nie pozostawała bierna

-Dam sobie radę!-

-Przestańcie się kłócić! I tak mamy słabą sytuację! Nasz lider zniknął, Tony nie odbiera, nie siejmy zamętu i u nas!- zauważył Janny chcąc uspokoić towarzystwo. Ci zamilkli na chwilę

-Wszystko idzie nie po myśli. Czemu ten Tony nie odbiera??- zapytała Alexy

-Nie ma kompletnie sygnału, ma wyłączony sprzęt-

-Szlag by to wszystko-

-A może uda się wezwać Psi Patrol? Mamy jeszcze odrobinę czasu mam rację?- zaproponowała Alexy

-Obawiam się że nie ma już na to czasu w ogóle...- odezwał się bardzo słabym głosem Mickey. Ponownie obejrzeli się w jego stronę. Ten dosłownie pustymi oczami wpatrywał się w telewizor. Reszta bez zwłocznie podszedł bliżej niego i skierowała swoje oczy w kierunku ekranu telewizyjnego.

-O ostatniej chwili. W dniu 25 lipca, wczesnego ranka odłam Ligi Londyńskiej zaatakował dwa miejsca istotne dla naszego kraju. Siedziba Ligi od której się odłączyli stoi w ogniu. Ogień jednak nie niszczy obiektu a po prostu stoi w miejscu. Jest spowodowany technologią a nie zwykłym podpaleniem. Paraliż budynku zaczął się wczesnym rankiem. Odłam posiadał bardzo skrzętne informację odnośnie lokalizacji. Wszystkich agentów i pracowników zamknięto w pomieszczeniu ściśle obserwowanym pomieszczeniu. Krążą pogłoski że instalowana jest ostateczna broń. Zakładnicy są na muszce ich broni. Zakazno innym zbliżać się do ów miejsca pod groźbą zabicia wszystkich zakładników. Każda odsiecz właściwie nie miałaby jak wejść do środka. Są pogłoski zarówno że całemu atakowi przewodzi dwójka magów ognia. Pałac Buckingham także znalazł się celem odłamu. Z samego rana przeprowadzono paraliż obiektu. Straż została podstępnie oszukana. Większości rodzinie królewskiej udało się uciec. Królowa Elżbieta wraz z księciem Filipem jest w niebezpieczeństwie. Tutaj także zakazano ingerencji innych w te wydarzenia z tą samą groźbą co w siedzibie Ligi. Nie znajomy jest powód ataku na królową. Nie dostano żadnej informacji od agresora. Dwa miejsca zostały przejęte w bardzo płynny sposób. Widać że wszystko zostało dopracowane bardzo szczegółowo- mówiła blondwłosa reporterka. Co i raz pokazywano przebitki z miejsc. Palącą się siedzibę Ligi jak i Pałac otoczony zewsząd. Dosłownie zamarli a po ich ciałach przeszły ciarki. Wpatrywali się. Janny'emu przeszły ciarki po kwesti z ogniem. Widział jak ten po prostu pali się

,,Nie... Nie możliwe"- pomyślał zamarły

-A jednak nas wykiwali...- wyszeptała Sarah czując się tak przeszyta

-Chwila! Nic nie mówią o Woodzie!- zauważyła Alexy

-Myślicie że to przez to że Flurr złapano?-

-Nie, gdyby się dowiedzieli o północy to by im to tak ładnie i sprawnie nie poszło. Jakimś cudem na dysku dano lewy dokument. Nie ma co tu się głowić jak, oni są po prostu geniuszami i wszystko zaplanowali- powiedział Play po analizie sytuacji, powrócił swoją powagę jednak nie było jak ukryć że był tak samo zszokowany jak reszta

-No dobra, trzeba ruszyć do akcji! Nie wiem jak ale trzeba!- powiedziała Sarah patrząc się po reszcie

-Jak?- zapytała Alexy

-Idziemy bezzwłocznie do Tony'ego sprawdzić co z nim jest, nawet jeśli to nie wypali to koniec żartów, wbijamy tam do nich- odparła Sarah

-Dobra idziemy- mówił Play. Już zerwali się na łapy jednak nagle usłyszeli wybijanie szyby. Szybko popatrzyli w tamtą stronę. Był tam pies wiszący na uprzęży w profesjonalnym sprzętem. Mierzył w ich bronią

Jednak łatwo się nie dali. Mickey od razu zmarszczył brwi. Odsunął pojedynczym ruchem powietrza reszte z obszaru wystrzelenia pocisku. Play, Janny i Alexy zostali odepchnięci z pola strzału na bezpieczną pozycję. Od razu przybrali pozę gotowości. Pocisk w postaci strzykawki wystrzelił w kierunku Sarah która z gracją go ominęła. A nawet zawróciła kulkę wystrzeloną z broni i posłała w kierunku napastnika. Ten w porę ją ominął przed tym gdy już miał dostać w dyńkę. Mickey ponowił atak za jego dziewczynę. Posłał podmuch powietrza który nieco zbił go z rytmu. Reszta już szykowała się do ataku jednak nagle cała ściana z oknami zaszła fioletowym kolorem. Nieco rozpikselowana tekstura pojawiła się przed ich zaskoczonymi oczami. Powoli rozprzestrzeniała się po całym apartamencie. Wszystkie granice zostały objęte fioletową powłoką. Wszystkie urządzenia wyłączyły się. Cała piątka poczuła się osaczona. Wyglądała kolejnego ataku patrząc wokół. Mickey szybko ruszył do drzwi, gdy łapał za klamkę poraził go lekko prąd. Odruchowo zabrał łapę z sykiem.

-Mickey!- zawołał Janny

-Nic mi nie jest. To aby porażenie prądem!- powiedział machając jeszcze obolałą łapą patrząc się niebieskimi oczami na obraz przed nim

-Zamknęli nas!- powiedziała Alexy patrząc na okno w kuchni które także zaszło ów powłoką

-Miejcie się na baczności!- zarządził Janny- Nie wiadomo czy tutaj nie przyjdą, choć wątpię, pewnie podłożyli całą instalację gdzieś w niewiadomym miejscu aby nie wzbudzać podejrzeń, chcieli aby nasza sprawa została przemilczana. Przyjdą gdy będzie za późno

-Nie ma wyjścia!- krzyknął Play patrząc po innych możliwych drogach ucieczki

-Co to za jakaś klatka?-

-Nie ma zasięgu! Dzwonię do losowych osób i nic, brak sygnału!- powiedział Mickey próbując zadzwonić choćby z telefonu, bez skutku

-Chwila!- zawołała Sarah, każdy błyskawicznie spojrzał w jej stronę. Ta nagle wyprowadziła cios z łapy tkając powietrze- Uf, już myślałam że opanowali jakieś techniki aby i to nam odebrać-

-Co oni chcięli tu wrzucić?-

-Może jakąś bombę usypiającą czy inne dziadostwo-

-Zapewne, musimy mieć się na baczności. Bądźcie gotowi na obronę, kto wie, może to będzie jedyna szansa na ucieczkę-

-Co my zrobimy teraz? Nie mamy jak się skontaktować z światem! Tam dzieje się piekło a my nie możemy pomóc!- krzyknął Mickey zmartwiony

-Teraz zostaje nam czekać na jakiś cud...- powiedział Play zrezygnowany ale nadal szukając jakieś opcji.

Każdy patrzył na siebie zmartwiony. Zostali zamknięci w klatce. Bez wyjścia i bez kontaktu ze światem. Zostali pozbawieni możliwości ruchu, bez lidera, bez informatora, bez ratunku, gdy akurat w Londyn czekał na ratunek. Jedyna szansa, Tony, walczył aby niepostrzeżenie wydostać się z dosłownie palącego się ulu pełnego zabójczego roju.

  • Zmiana sceny

Tony przez ten cały czas nie mógł komunikować się z resztą. Ów połączenie zostałoby natychmiast wykryte. Cały czas ukrywał się po zakamarkach. Próbował mimo wszystko wtopić się w tło. Znał bardzo dobrze bazę co działało na jego korzyść. Jednak zdążył się zorientować że i wróg dobrze się rozeznał. Cały budynek był pod ich kontrolą. Bardzo inteligentnie obstawiony i podpalony ogniem. Zastanawiał się co będzie ostatecznym ciosem. Jedyna szansa na ucieczkę to stare przejście ewakuacyjne. Prowadzi ono do podziemi jak i kanałów drogą dalszą. Jednak trzeba było przejść na drugi koniec budynku. Do starej kanciapy z przejściem na kod. Raczej tego nie odnaleźli bo właściwie mało kto wie o istnieniu tego. Ostatnia szansa. W międzyczasie Tony myślał co z drużyną. Czy już ruszyli im na pomoc, czy udało im się uciec z sideł Ligi. Także głowił się czy jego brat jest bezpieczny. Tyle pytań a tak mało odpowiedzi. Znowuż czy gdyby drużyna gładko ominęła by niebezpieczeństwo to czyby już nie myślała jak tutaj wbić. Czy może też by już tu była. Do wszystkich miejsc wysłano magów. Można się domyśleć że bardzo dobrego wytrenowania. Czasu było co raz mniej. Labsky w międzyczasie próbował dowiedzieć się więcej. Pies przemykając po najciemniejszych zakamarkach próbował podsłuchiwać rozmów jednak nic szczególnego nie usłyszał. Głównie zwykłe polecenia dotyczące kontroli budynku. Jedyne co wiedział to że agentów zamknięto w jednym pomieszczeniu. Co potwierdziło jeszcze że Liga naprawdę wie co ma w posiadaniu, wybrano zwykłe pomieszczenie bez żadnych przejść. Był to obszar właśnie po lewej stronie gdzie znajdowało się przejście. Zmieścił się każdy. Obstawili drzwi.

,,Zebrali ich do jednego pomieszczenia. Dobrze, tylko po co. Gdyby chcieli po prostu się ich pozbyć zrobili to by już dawno temu. Trzymają ich na coś, zanim stąd ucieknę postaram się dowiedzieć po co"- myślał analizując sytuację

Pies szybko przemykał w cieniu z dala od ujęć kamer. Musiał jeszcze bardziej wtopić się w tło. Miejsce gdzie trzymali gadżety było oddalone bardzo daleko. Nie mógł stworzyć jakieś maski, nie mógł choćby założyć soczewek. Wiedział że go rozpoznają. Jednak i jeszcze umarszczenie było bardzo pospolite. Widząc agentów dostrzegł przypinkę na ich obrożach. Pomyślał że musi ów zdobyć. Plan był stosunkowo prosty. Idąc ciemnym korytarzem dostrzegł jednego z agentów stojącego samemu. Mógłby go po prostu ogłuszyć jednak wykryła by to kamera. Postanowił zrobić to podstępem. Wszedł do jednego z składzików i wywrócił pudła. Agent szybko postawił się na czujności i skierował spiczaste uszy w stronę hałasu. Bez zwłocznie poszedł tam idąc z pola widoku. Otworzył gotowy do obrony drzwi. Rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu. Już miał zapalać światło jednak schowany Tony bezszelestnie opuścił kryjówkę i jednym ruchem łapy uderzył w jego kark. Ten padł nie przytomny. Szybko zamknął drzwi za nim. Obeszło się bez hałasu. Wziął złotą przypinkę i sam ją założył. Samego agenta związał porządnie i zakneblował mu pysk. Potem schował przykrywając plandeką

,,Wygląda że jest strażnikiem. Mam trochę czasu zanim kapną się że coś nie halo. Muszę jak najszybciej się stąd wydostać. Mam nadzieję też że z tamtymi wszystko okej, zwłaszcza z Henry'm"- pomyślał patrząc się na miejsce gdzie ukrył psa.

Nie wyszedł od razu. Rozejrzał się. Wygląda na to że w tym składziku przechowywali jakieś stare, nie istotne sprzęty. Tony nie rozczulił się nad przeglądaniem. Jednak nagle jego oczy coś wykryły. Małą skrzynkę na półce. Wyglądało na to że miała na sobie podobiznę oka. Szybko tam podszedł. Teoria okazała się być trafna. To pudełko z soczewkami do oczu. Bez zwłonie wziął je i otworzył. Wybrał kolor niebieski. Wziął małe pudełeczko i otworzył. Bardzo delikatnie nałożył niebieskie tęczowe na swoje bursztynowe. Pomrugał trochę, spojrzał się w kawałek szyby obok niego. Wyglądały bardzo autentycznie. Z powszechnym wyglądem, innymi oczami i przypinką nie rzucał się w oczy. Ale też zbytnio nie mógł się pokazywać. Odłożył wszystko na miejsce a potem ruszył do wyjścia. Poszedł inną drogą. Skręcił w prawo. Po drodze nie mijał nikogo. Bogu dzięki. Szedł szybko ale i by nie robić podejrzeń. Mknął prosto do wyjścia. Musiał szybko skontaktować się z drużyną zanim będzie za późno. Kroczył przez dobrze znany mu korytarz. Jak pamiętał niedługo miał znaleźć się obok auli głównej. Ogromnego pomieszczenia do ceremonii. Na ścianach były ogromne sztuczne wodospady. Szybko pomyślał że Janny mógłby mieć stały dostęp do wody. Zobaczył że drzwi były nieco uchylone. Bardzo subtelnie i delikatnie wyjrzał przez nie. Otworzył swoje teraz niebieskie oczy w zaskoczeniu. Na podeście zamontowano jakieś groźnie wyglądające ustrojstwo.

,,Bomba?"- pomyślał

Wszystko wyglądało bardzo złożenie. Wszystko biło takim czerwonym złowrogim kolorem. Ten odbijał się w krystalicznej wodzie. Całość była nieco przyciemniona. W środku nie było nikogo praktycznie. Tylko dwójka psów przy tamtej machinie. Jego oczy dostrzegły Tago i jakąś drugą suczkę. Postarał się wsłuchać o tym o czym mówią. Wszystko rozchodziło się echem po pustej przestrzeni zatem miał szansę usłyszeć.

-Długo te cacko będzie się nastrajać?- spytała suczka

-Musi się rozgrzać. Jeszcze trochę minie. Ale spokojnie, nikt tutaj nie wparuje. Te wszystkie słońca muszą przecież nabrać na sile, prawda?- odparł Tago przyglądając się ów przyrządzeniu i mówiąc spokojnym tonem niskiego głosu. Suczka aby westchnęła. Tony wsłuchiwał się uważnie co i raz patrząc czy nikt nie idzie. Jakie słońca?

-Jak to wybuchnie to nigdy nie ugaszą tego pożaru. Wszystko będzie się trawić i trawić przez ten boski żywioł. Najlepszy z tej czwórki- odparła nieco złowieszczo tak też się uśmiechając

,,Jakaś bomba o wysokim rażeniu, widocznie to coś w stylu napalmu- doszedł do wniosku Tony

-Lix, co z drużyną avatara?- spytał pies. Labsky w drzwiach aby wytężył słuch

-Nie ma co się martwić, moi zajęli się tym, w ich apartamencie założyli te ustrojstwo fioletowe. Szczerze nazywam to fioletową klatką. Nie mają tam jak się porozumieć z resztą. Można poczekać aż skończymy i potem się nimi zajmiemy- uspokoiła luzacko Lix. Tony aby wytrzeszczył oczy- Szczerze to szkoda, miałabym z kim stoczyć jakąś bitkę. Tak to aby nudy. Już nawet na tych agentach nie można się wyżyć. Wiedzą że zginą no ale jeszcze tak fizycznie może dobić?-

-Twój psychopata jest taki nieprofesjonalny ale znowuż pełen profesji-

-Jestem czasami pełna zaprzeczeń- powiedziała uśmiechają się

,,Czyli i tak nie będą mogli odebrać"- pomyślał zmartwiony

-Co z Fernsby'em?-

-Nie było go w mieszkaniu, jego młodszego brata także- oznajmiła. Tony jeszcze szerzej otworzył oczy. Co z jego bratem? Czy by tego też się domyślił? Ale jak? Może wstał wcześnie i po prostu pojechał do rodziców. Oby

-Trzeba znaleźć starszego natychmiast. Może pomóc wydostać się tamtym- powiedział Tago bardziej stanowczo

-Nie ma co się martwić że im pomoże. Skrzynka zasilania jest tam gdzieś w wentylacji. Moja dwójka wciąż tam jest. A ten młody?-

-Młody pewnie i tak nic nie wie. Tony nie mieszał by go w to. Znajdziemy go tak czy siak- oznajmił Tago

,,1/3 prawda Cooper. Słabiutko. Powodzenia z szukaniem"- pomyślał prychając odnosząc się do analizy sytuacji psa. Usłyszał dość informacji. Wie że jest bomba i to jest czynnik czemu czekają zakładnikami. Wysadzą ich w środku. Wie że są magowie. Przedtem dowiedział się że wszędzie będą magowie. Wie że drużyna jest odcięta. Ale wie też że Henry jest stosunkowo bezpieczny. Szukali właśnie go. Jednak nie znajdą.

Tony ruszył dalej przed siebie. Teraz droga była już stosunkowo prosta. Mając na uwagę jeszcze to że zniknięcie psa od którego miał przypinkę mogło zaraz wyjść na jaw przyspieszył kroku. Kroczył mało użytkowanymi korytarzami, nie mijał w ten sposób innych jednak nie korzystnie wpływało to na ogólny czas jaki miał. Powoli zbliżał się do pomieszczenia gdzie trzymano wszystkich agentów Ligi, to ludzi to psów. To było tuż za zakrętem, wychylił się lekko. Dostrzegł dwójkę psów stojącą przy drzwiach które zamknięte były za pomocy zabezpieczenia na kod.

-Szczerze wolałbym być tam pryz tej bombie. Tutaj aby stoisz i stoisz. Nic ciekawego- mruknął labrador, jeden z pilnujących patrząc się w sufit

-Ta, ale popatrz nawet na to z tej strony że jak się będą smażyć to my już popatrzymy- odparł mu jego towarzysz kundel

-Nie wysmażą się za długo. To ma taki gabaryt że nawet nie poczują czym dostali- oparł biszkoptowy pies

,,Czyli bomba o naprawdę mocnym rażeniu"- pomyślał nasłuchujący Tony

-Szczerze, mimo iż mam takie zadanie to nie chciałbym tam u królowej-

-Czemu?-

-Tu się zadzieje coś a tam? Aby porwać ją. Szkód trochę narobić. Właściwie poszło by szybciej gdyby nie fakt że muszą przyszykować całą resztę operacji. Muszą ją tam nieco przytrzymać. Ale Harris się tym zajmie jak powinien- Tony wytężył aby słuch słuchając. Kolejne bardzo istotne informacje z samego źródła.

,,Królowa wciąż może być w Pałacu, przecież nie mogli by jej wyprowadzić tak o. Pewnie przygotowanie zajmuję sporo czasu. Jest jeszcze szansa. Muszę się spieszyć. Nie mogę przejść tamtędy, muszę na około"- pomyślał już chcąc zawracać z drogi gdyby nie usłyszawszy jak ktoś idzie. Od razu wrócił na pozycję przed chwilą zajmowaną. Do dwójki podszedł cały czarny pies

-Chodźcie za mną na moment. I tak nigdzie nie wyjdą a wy macie zadanie. Musicie znaleźć Fernsby'a- otworzył szerzej oczy słysząc swoje naziwsko

-Na reszcie coś się dzieje- odparł labrador

-Podam wam jeszcze trochę informacji- odparł czarny pies. Dwójka poszła za nim.

Niebieskie oczy popatrzyły się jak znikają za jednym z zakrętów. Teraz powędrowały na linię sufitu. Nie było kamer. Tony rozejrzał się po ciemności i ruszył przed siebie pewny że jest sam. Tuż za tymi drzwiami miała być cała Liga. Zwolnił nieco mijając ogromne drzwi do pomieszczenia. Przebadał je uważnie

,,Konstrukcja wygląda na nienaruszoną. Tylko ten zamek. Czuję że już go gdzieś widziałem. Nie jest to zwykłe zabezpieczenie drzwi"- pomyślał analizując obiekt. W ułamku chwili zatrzymał się w miejscu wciąż patrząc na urządzenie. Rozszerzył oczy. Rozejrzał się jeszcze dla pewności i szybko podbiegł to urządzenia w postaci płaskiego, metalowego pudełka z ekranem i przyciskami. Objętością było naprawdę sporę. Blacha kryła na pewno mnóstwo kabli i innych technologii. Mimo iż z zewnątrz wyglądała bardzo prosto to od środka była bardzo złożona. Przyjrzał się jeszcze bliżej-,, Ja znam ten sprzęt. To podoba rzecz w której zamknięta jest drużyna. To nie zwykła kłódka a nośnik tej klatki. Widać nawet na ekranie wymiar w postaci figury kwadratu. To znaczy- To znaczy że to ten sam model. Ta fioletowa klatka nie jest widoczna na zewnątrz a tylko w środku. Powiedzieli że tam znajduję się to w wentylacji ale jest i inny sposób aby to wyłączyć. Osoba zamknięta w środku gdy zacznie wpływać na konstrukcję na którym opiera się klatka to nie zrobi to różnicy. Jednak osoba zewnątrz. Gdyby wyburzyć to czymś, ścianę pomieszczenia to naruszy to konstrukcję klatki. Powstanie wyrwa która już potem bez problemu zrobi swoje i zdeaktywuję całość"-

Spojrzał się na urządzenie jeszcze analizując. Znał dobrze ten sprzęt. Od środka raził prądem, wyłączał sygnał. Idealny pomysł aby zamknąć w niej wroga tak aby nie mógł wezwać pomocy lub po prostu wyjść. Ponownie dostał dużą dawkę informacji. Jak nie kluczową. Dwójka agentów będzie łatwa do zdjęcia. Za pewne byli blisko drzwi frontowych jak i w samej wentylacji. Wszystko co chciał wiedzieć się dowiedział. Tylko brak informacji o Woodzie nieco niepokoił. Tony myślał co z nim. Tutaj porwanie obeszło by się bez żadnego większego szumu. Wiadomość obiegła by okolice po fakcie dokonanym. Wygodna wersja wydarzeń. Trzeba było się spieszyć. Tony dotarł już do rozwidlenia. Droga biegła w jego prawą i lewą. Musiał iść tą lewą. Składzik znajdował się tuż zaraz. Już prawie ucieczka. Ucieknie z tego palącego się ula. Już prawie był na miejscu. Już miał wbiegać za zakręt gdyby kogoś nie usłyszał. Synął zły w myślach. Powoli wychylił głowę. Ujrzał drzwi do składziku jednak przed nim jeszcze jakiegoś agenta. Wywrócił oczami. Już by szukał jakiegoś sposobu aby go obejść jednak tym razem nie zrobił. Wyszedł normalnie gdyby nigdy nic i zaczął iść w jego kierunku. Ten zwrócił głowę w jego kierunku. Wyglądał bardzo niepozornie

-Hej ty- rzucił mocniejszym tonem zbliżając się do niego.

-Ja?- spytał się spokojnie beżowy pies

Tony popatrzył się na niego i zmarszczył brwi. Zaczął go nawet mierzyć wzrokiem. Tamten aby nieco nieswojo też to robił. Labksy czuł się pewniej. Po chwili zmrużył oczy. Beżowy pies lekko oblał się potem. Po chwili niebieskooki podniósł łapę w górze. A następnie z impetem przywalił psu przed nim w pysk. Ten od razu poszedł na deski nieprzytomny.

-Mam już dosyć tych skradanek- mruknął niepocieszony pod nosem.

Otworzył dość stare drzwi a następnie złapał za obroże nieprzytomnego psa i pociągnął go do środka. Ten składzik był bardzo mały. Jednak nadal były jakieś półki, miotły, wiadra. Dostrzegł też liny, spętał mu łapy a następnie pysk. Nie miał żadnego przykrycia aby go przykryć. Zobaczył małą szafkę, jednak wystarczającą aby go ukryć. Tak też zrobił. Drzwiczki zaś zablokował wiadrem. Teraz przeszedł do tego po co tu właściwie jest. Stare, zapomniane przejście. Płytki na środku były tak naprawdę klawiaturą która aktywowała się tylko i wyłącznie czując linie papilarne zarejestrowane w bazie danych. Były tam i psa linie. Wprowadził kombinację. Bez dźwięku otworzyło się przejście. Było to ciemne koło a na ścianie drabina w dół. Szybko zaczął schodzić po metalowych prętach w postaci drabiny. Przejście zamknęło się za nim. W środku nie było widać praktycznie nic. Jednak nie trzeba było coś widzieć. Im dalej w dół dostrzegł już małe światełko. Znalazł się na samym dole. Widąc już grunt na dole. Zeskoczył. Upadł zgrabnie. Rozejrzał się po okolicy. Było to też ciemne pomieszczenie. Teraz trzeba było już aby prosto. Doszedł do ściany jednak i tutaj była ta sama zasada. Wstukał kod a ta się otworzyła. Nagle do jego nozdrzy dotarł piekący ból. To przez fetor. Wiedział przynajmniej że to dobra droga. W końcu udało mu się wyjść. W oddali widział już jak płynie woda z ścieków. Będąc przy niej zdjął niebieskie soczewki i wyrzucił je w potok. Zaczął po tym biec szybko przed siebie. Teraz trzeba już było ruszyć na pomoc drużynie puki jest czas.

-Aktywacja- powiedział stanowczym tonem. Za obrożą coś mu zapikało- Dzwoń do Janny'ego- wydał polecenie mimo wszystko wciąż biegnąc wzdłuż ścieków.

-Brak syganłu u adresata połączenia- odezwał się kobiecy głos z urządzenia

-Szlag, serio to założyli- powiedział niezadowolony choć już to wiedział. Szybko przypomniało mu się coś- Dzwoń do Henry'ego!- polecił pospiesznie. Ponownie pojawił się sygnał jak podczas dzwonienia. Tym razem już usłyszał znajomy głos

-Tony?- spytał dobrze znany mu głos. Ogromna ulga go wypełniła. Odetchnął

-Henry, Henry nic ci nie jest???- pytał od razu szybko

-Jestem cały i zdrowy- powiadomił

-Dzięki Bogu- ponownie odetchnął

-Skoro tajemnica zawodowa już nie obowiązuję bo się domyślałem. Przez te dni próbowałeś temu zapobiec mam rację?- przeszedł od razu do rzeczy młodszy z Fernsby'ów. Henry słyszał w wiadomościach co się dzieje.

-Właśnie tak, ty, kryłeś mnie przed Kinay'em? Domyślałeś się, czemu nie zapytałeś się mnie wprost czy mam jakąś misję?-

-Bo ty byś i tak mi nie powiedział przecież- zaczął od razu upominając- Kryłem na wszelki-

-Gdzie teraz jesteś?- zapytał

-Cóż. Gdy wstałem, a wstałem wcześniej niż zakładasz, to rozejrzałem się za tobą. Ciebie nie było to polazłem do ciebie do pokoju. Sprawdziłem w biurku czy nie wziąłeś tego swojego dodatkowego komunikatora na specjalne wypady. No i go nie było. Pomyślałem że się usunę bo może przyjdą i tam do ciebie. Zatem wziąłem sobie mój helikopter i poleciałem stamtąd. Domyślam że się tam zapuścili ale po za bałaganem nic nie zastają. Ty te swoje zabawki masz bardzo solidnie schowane- tłumaczył beżowy pies dość na luzie.

-Pro po tego bałaganu to porozmawiamy potem. Obecnie skryłeś się gdzieś?-

-W Hyde Parku, tam na uboczu- oznajmił. Tony otworzył szerzej oczy

-Ulotnij się stamtąd szybko! Pamiętaj po cichu jak tylko możesz. Nie leć w okolicę siedziby i bazy. Najlepiej zostaw bezpiecznie ten helikopter- wydawał polecenia bardzo stanowczo

-Okej. A możesz mi powiedzieć. Masz jakiś pomysł aby to wszystko, no nie wiem. Aby wyjść z tego jakoś? Właściwie gdzie ty jesteś?- mówił a potem zadawając pytania. Właściwie to bardzo mało wiedział i był nieco zmieszany

-Mam, tylko mój pomysł aktualnie potrzebuję małej pomocy. Jednak zadbam o to sam. Na początku dnia, z rana wezwał mnie Kinay, a potem zaczął się atak, potem ci wyjaśnie-

-Okej, czekaj, a tym pomysłem nie jest team avatara?-

-Do tego też doszedłeś???-

-Cóż, to chyba jedyne kozaki które mogą się z tym uporać tak w bitce-

-Tak, ale i im zamontowano blokadę w apartamencie i nie mogą się wydostać. Nie mają zasięgu ni nic-

-A czekaj. To nie jest przypadkiem te fioletowe ustrojstwo?-

-To też wiesz???-

-Myślisz że co ja robiłem przez te dni?! Czytałem o jakiś gadżetach to wiem! Znalazłem je to czytałem-

-Dobra. Zrób tak jak poleciłem-

-Ale ja też mogę pomóc!-

-Henry...-

-Tony no proszęęę- powiedział błagalnym głosem. Gdyby był przed nim za pewnie zrobił by jeszcze błagające oczy. Tony przez chwilę myślał

-No dobra, postaraj się podlecieć blisko i cicho w okolice adresu jaki ci wyślę dobrze? Ale nie waż się działać bez mojego rozkazu jasne?- mówił pouczającym głosem

-Tak jest! Co do nie postrzeżenia nie będzie problemu. Mam tryb niewidzialności przecież-

-Tryb niewidzialności??? Co to za helikopter-

-Ty mi się nie zwierzasz skąd masz rzeczy to i ja-

-Kinay ci załatwił na urodziny tak?-

-Tak...-

-Dobra. Zrób tak jak kazałem, w razie coś się odezwę-

-Przyjąłem-

Rozmowa została zakończona a Tony dalej biegł przed siebie. Jeszcze gwiazdka nadzieji nie spadła

***

-To na nic!- mówił Mickey posyłając już kolejny podmuch na ścianę. Ten normalnie się rozbił o nią jednak nie naruszył fioletowej powłoki. Zaraz potem spróbował lekko podburzyć ścianę. Oddzielił kawałek przesuwając go do środka gdzie znajdowała się cała piątka. Powłoka wciąż jednak tam była, nie zmieniła się nic. Reszta przyglądała się temu z lekko zrezygnowanym wzrokiem

-Nic z tego. Nie wydostaniemy się stąd za żadne skarby- westchnęła Sarah która dawno już straciła swoją cierpliwość

-No ale nie rozumiem, nikt z personelu tego hotelu nie zobaczył że coś tutaj nie gra?- spytała Alexy

-Najwidoczniej ta cała klatka nie jest widoczna z zewnątrz. Posiada jedno miejsce zasilania, dobrze i naturalnie ukryte. Tamci już zadbali o resztę- odparł po swojej analizie Play

-Czyli to tak się skończy? Zaszliśmy tak daleko ale i tak nas wykiwają. Londyn spotka niewiarygodna tragedia, a mogliśmy jej zapobiec...- mówił Mickey smutnie podchodząc bliżej reszty w centrum salonu. Każdy opuścił głowy. Nastała cisza. Morale naprawdę podupadło. Ich lider był pewnie w ogromnym zagrożeniu. Zostali bez dowódcy. Tak samo nie mogli zapobiec tej całej tragedii. Przyszli tutaj z niczym, dowiedzieli się tak wiele ale na koniec i tak zostali z niczym

-Pewnie jak skończą tam to i po nas przyjdą. Użyją tych swoich sprzętów. Nawet nie kiwniemy palcem...- mówiła smętnie i pesymistycznie Alexy z opuszczoną głową opierając się o stolik kawowy

-Nawet nie mamy informacji odnośnie jak idzie tamtym. Ta niewiedza jeszcze bardziej dobija- mruknęła niepocieszona Sarah

-Tylko co oni zrobią z Flurr?- spytał w końcu zaniepokojony Janny

-Nawet jeśli zrobili by te najgorsze to i tak cykl będzie trwać dalej. Na jej miejsce znalazł by się ktoś inny. Choć faktem jest że tego całego doświadczenia nie zdobędzie od tak- rzucił poważnie Play

-Nawet jej nie będziemy mogli pomóc...- zauważył słusznie Mickey smutno

-Nie mam bladego pojęcia do czego jest im potrzebna. Choć pewnie jest tak jak powiedział Play, przy okazji wyeleminują kolejnego groźnego wroga na drodze. Całkiem możliwe że to właśnie dlatego ją zaprosił na spotkanie. Stwierdził że będzie w stanie się na to zgodzić będąc pewna że on sam w pojedynkę nic jej nie zrobi. Usunął z drogi nam dowódcę bo wiedział że ona by wybrnęła z tej sytuacji- mówił Janny

-Te jego gierki już tak bardzo nudzą i irytują. Szkoda że nie będzie okazji aby to oni zagrali w nasze gry- stwierdziła Sarah

-Szczerze mówiąc nie przychodzi mi żaden pomysł na wyjście z tej opłakanej sytuacji... Ciekawe co się stało z Tony'm- przyznała łajka jakucka

-Właśnie to nie daje mi spokoju. Gdy dzwoniliśmy do niego rano nie było żadnego sygnału. Całkiem możliwe jest to że znalazł się może w jakimś miejscu to powodującym. Jednak też może musiał wyłączyć komunikator z własnej woli- myślał Janny łapiąc się za podbródek. Reszta uniosła smętnie opuszczone głowy.

-Myślisz że mógł by znaleźć się na terenie wroga i musiał zataić swoją wszelką obecność?- podłapał tok myślenia gerberian shepsky

-Możliwe. Jeśli obstawiając że naprawdę był to teren wroga to prędzej szukać go gdzieś w tych trzech miejscach zaatakowanych przez Ligę. Do Wood'a nie miał by po co się udawać w gruncie rzeczy, pozostają miejsca takie jak siedziba Ligi jak i pałac Buckingham. Właściwie to powodem czemu nie miał sygnału mogło by być to aby nie wykryli go niezależnie do tego gdzie jest. Jednak to są całkiem autentyczne domyślenia- mówił dalej biały pies w brązowe łaty

-Załóżmy nawet że jest w którymś z tych dwóch miejsc. Raczej nie udałby się tam od razu gdy się dowiedział. Od razu zadzwonił by do nas o pomoc. Czyli musiał być już tam na miejscu jeszcze przed tym jak ich atak się rozpoczynał- dochodził dalej do wniosków Play

-Ale to nie znaczy także że znajduję się w paszczy lwa?- zauważyła Sarah

-Obie placówki zna bardzo dobrze. Możliwe jest to że znalazł by jakieś wyjście. W międzyczasie pewnie dowiaduję się masy kluczowych informacji odnośnie tego co się tam dzieję- dodał Play

-Jego zadaniem było by po prostu uciec- stwierdziła Alexy

-Ewentualnie Liga zajęła by się nim znacznie wcześniej- rzucił Play wzruszając ramionami

-Nami zajęła się około siódmej. Ich akcja zaczęła się wczesnym rankiem. Czemu mieli by zająć się nim wcześniej. Fakt, jest informatorem jednak sam jest dobrze przeszkolony i miałby w zanadrzu sztuczki takie jak wezwanie pomocy. Oczywiście, gdyby chcieli mogli by się i postarać i przycisnąć ale po co? Wiedzieli że będziemy trzymali się godziny ataku o 16:00. Mieli element ataku tak dobrze gotowy. Mogli w spokoju poczekać i robić swoje nie martwiąc się. Jedno jest wiadome prawie na pewno. Jeśli Tony naprawdę znalazł się w tych miejscach to nie stoi za tym Liga- kontynuował Janny. Cała drużyna zaczęła rozmyślać. Ich przyjaciel właśnie zaczął kreować wersję wydarzeń która jest bardzo realistyczna

-Cóż. Gdybym była optymistką stwierdziłabym że już od rana szykował jakąś super odlotową broń aby jeszcze sprawić że nasze zwycięstwo to kwestia czasu- prychnęła Sarah

-Ja jestem optymistą jednak patrzę na to dość realnie. W mojej opinii teraz albo uciekł albo jeszcze szuka na to sposobu- odparł Janny

-Z natury wiem żeby nastawiać się na najgorsze aby potem się nie rozczarować. Może i to robi fakt, jednak nie mamy za dużo czasu- rzucił nieco mocniejszym tonem Play. To na co naciskał było bardzo wyrozumiałe. Wszystko było jedną wielką grą na czas gdzie byli naprawdę w tyle

-Racja, sami byśmy się wydostali ale nawet nie wiemy do końca co to za dziadostwo z czym mamy do czynienia- zgodziła się Sarah następnie rozglądając się jeszcze raz po fioletowej powłoce

-Ja się domyślam- oznajmił czyiś doniosły głos wychodzący z kuchni. Był to Mickey który od pewnego momentu konwersacji nie udzielał się. Każdy skierował w niego swój wzrok. Ten podszedł bliżej z pudełkiem od pizzy z jeszcze jednym kawałkiem.

-Jak niby- rzucił oschle Play zaczynając badać go tym jednym wzrokiem.

-Po co ci te pudło od pizzy?- spytała Sarah unosząc brew

-Otóż drodzy państwo. Podczas pościgu za Minsami jechałem jednym autem co Tony, toteż miałem dostęp do pierdułek i tak dalej. Bla bla nic ważnego. Ale jednak! Dostrzegłem pewne kartki szczepione zszywaczem na górę. Tony kierując zbytnio nie zwracał szczególnej uwagi ale ja zaś dostrzegłem że to nie byle jakie kartki. To rozpiska w skrócie o nowych broniach jakie mogła wejść w posiadanie Liga. Wszystko tutaj z tą fioletową klatką zgadza się po zrobieniu mojej analizy. Ciekawostka taka że do wyboru był jeszcze czerwony kolor- mówił doniośle wytężając pierś. Z początku reszta patrzyła się na niego tym jednym spojrzeniem jednak z ciągiem jego wypowiedzi ich wyraz pyska się zmieniał

-Mów dalej-

-Klatka ta nie jest widoczna z zewnątrz. Ci w środku nawet uszkadzając ściany w których stoi nie są w stanie jej zniszczyć ani namierzyć zasilacza. Odcina to od wszelkiego sygnału i od świata. Dla przykładu patrzcie to. Mamy pizzę. To jesteśmy my. Pudełko to ta klatka a te zamknięcia od przodu to zasilacz. Zamknięto pizzę, znaczy nas, w klatce. Zamknięto przez ten zasilacz. My sami od środka nic nie zdziałamy- mówił zaczynając trząść zamkniętym pudełkiem. Kawałek jedzenia w środku obijał się o ściany- Jak widać nic się nie stało. Żadnego uszkodzenia. Są dwa wyjścia jak można się uwolnić. Wyjście A- tutaj otworzył poprzez zamknięcia na przodzie ukazując kawałek pizzy- Czyli normalnie przez wyłączenie zasilacza. I wersja B- ponownie zamknął pudełko na zamknięcia a następnie złapał mocno za kawałek przykrywający i rozdarł je. Ponownie ujrzeli kawałek pizzy- Czyli rozwalenie konstrukcji od zewnątrz. Efekt ten sam-

Wszyscy patrzyli się uważnie i nieco zdziwieni. To wszystko miało sens. W dodatku sprytnie pokazane na kawałku pizzy.

-Wow... Gdy chce umie być naprawdę mądry- powiedziała po chwili Sarah wciąż lekko zdziwiona

-No ale z racji iż nie ma jak namierzyć zasilacza zostaje wersja B, ale do wykonania tego także nie możemy wezwać kogokolwiek to też lipa- mówił kończąc jeść ten ostatni kawałek pizzy Mickey

-Naprawdę nie było tam więcej informacji?- spytał Janny

-Niestety nie, okrojone wszystko było, bardziej skupiono się na konstrukcji zasilacza której i tak nawet nie zrozumiałem- odpowiedział

Ponownie zapadła cisza. Ponownie rozmyślania. Powstała jakaś mała nadzieja ale była wystawiona na nagłe zgaśnięcie. Czas uciekał a i opcji było tyle co nic. Jednak każdy mimo wszystko każdy wciąż dumał. Szukał nawet na siłę. Przecież to nie mogło tak się skończyć. Już jakieś informację były. Teraz trzeba było umieć je wykorzystać, choć trochę. Zapadła głucha cisza też przez to że powłoka szczelnie ją utrzymywała. Po chwili usłyszano czyiś krzyk

-Odsunąć się od ściany!!!- usłyszeli

Popatrzyli po sobie aby w szoku. Następnie spojrzeli się przez okno. Otworzyli oczy szerzej widząc jak helikopter dosłownie leci w stronę ściany. Maszyna miała coś w rodzaju wysuniętych szczypiec na przodzie. Każdy zerwał się z miejsc i pobiegli pod ścianę po drugiej stronie. Po chwili helikopter buchnął w ścianę budynku która pokruszyła się. Był dość głośny hałas ale o dziwo nie aż taki jakby im się wydawało. Helikopter zrobił tak dużą wyrwę w konstrukcji że mógł sobie wylądować. W ich salonie. To co zauważyli potem to jak powstaje wyrwa w fioletowej powłoce. Jej krawędzie były bardzo kanciaste. Bardziej się pikselowały. Obejrzeli się wokół siebie. Fiolet zaczął mrygać. Po chwili komputerowymi ruchami zaczął znikać. Powłoka zniknęła. Drużyna pomyślała że to jakiś cud. Obejrzeli się wokół. Byli wolni. Już nawet zignorowali fakt że wielka maszyna właśnie znajdowała się w salonie a okno właśnie powiększyło. Henry widząc że zaniemówili wychylił się

-Co do?- zapytał Mickey

-Kim jesteś???- zapytał zdezorientowany Janny

-Jestem Henry, młodszy i lepszy z braci Fernsby'ów- powiedział beżowy pies uśmiechając się dość dumnie.

Nagle klapa z wentylacji upadła na podłogę. W otworu wyleciał jakiś pies a potem wyłoniła się postać Tony'ego który wskoczył do środka. Pierwsze co popatrzył się na to co zrobił jego brat

-Większej dziury się nie dało?- spytał z pretensjami i upomnieniem

-E e- zaprzeczył jak gdyby nigdy nic. Tony zmarszczył brwi ale od razu potem spojrzał się na drużynę która z pootwieranymi pyskami i szeroko otwartymi oczami patrzyła się na zaistaniałą sytuację. Ratunek przybył. Wszystko działo się tak nagle- Nic wam nie jest?- spytał

-Nie. Co, jak- odparł a następnie zaczął zadawać pytania Play

-Długo by mówić. Poznajcie, to mój o 4 lata młodszy brat Henry. Dzięki niemu w ogóle dowiedziałem się o waszym przybyciu- mówił spokojnie co kłóciło się z tym co odczuwała teraz drużyna. Potem wskazał na psa w maszynie

-Hej- przywitał się pogodnie

-Zaraz, a gdzie jest Flurr- spytał się zaniepokojony Labksy przeliczając wszystkim wzrokiem.

-Na sto procent u wroga. Wczoraj w parku dostała zaproszenie za spotkanie. Od samego Akro jak mniemam. Poszła na nie zostawiając nam list. Nikomu nic nie mówiła. Nie było jej rano jak wstaliśmy-

-Proszę?!-

-Tak... Nie ma jej, ale kazała nam zająć się ją potem, mamy inną ważną rzecz- wyszedł na środek Janny patrząc się poważnie. Tony jeszcze przetwarzał informację

-Jak sytuacja!?- zapytała pospiesznie Alexy

-Gdzie byłeś?- dodał pytanie od siebie Mickey

-Mamy strasznie mało czasu więc przejdę do konkretów. Rano zostałem wezwany do siedziby przez Kiany'a. Ten odkrył że z wami pracowałem. Gdy wszystko było wyjaśnione i przechodziliśmy do działania Liga zaatakowała. Od godziny 4:00 zaczął się paraliż. Ja badałem okolicę i dowiedziałem się czegoś. Pierwsze co. Siedziba. W auli głównej, centralnie na środku budynku znajduję się. Jest tam bomba, bardzo wysokie rażenie. Jednak i Ligę zamknięto w pomieszczeniu w lewym skrzydle. W takiej samej klatce co tutaj. Gdy ma dojść do eksplozji mają zostać w środku. W środku jest także dwójka magów. Janny i Mickey, musicie się nimi zająć, wystarczy że wjedziecie w walkę z magami i zajmiecie się zatrzymaniem broni. W międzyczasie załatwię pomoc dla tamtej Ligi- zaczął stanowczo pies. Reszta zamieniła się w słuch

-Tak jest- kiwnęła dwójka stanowczo

-Musicie dostać się od strony dachu bardzo szybko. Nie będzie to problemem?-

-Nie, wiem już jak to zrobimy- odparł Mickey

-Dobrze. Teraz królowa. Głównie zajmuję się nią mag wody. Na nazwisko mu Harris. Nie chcą jej zabić ale aranżują jej bezpieczny wyjazd z tamtego miejsca. Taktyką na tą bitwę jest przeniknięcie do środka po cichu, tak samo po cichu załatwienie tego maga wody i szybka ucieczka z królową i księciem. Wystarczy że przedostanie się do tego muru policji przed bramami zamku. Królowa znajduję się w stali tronowej. Kto ma tam iść z racji że nie ma Flurr?- spytał. Każdy spojrzał się na Alexy

-Przeniknięcie po cichu masz na myśli jak?- zapytała się poważnie

-Dostałem cynk od obserwatorów że lewa część jest dość wolną strefą. Wszystko skupione jest na środku i prawym skrzydle zamku. Przenikniesz tamtędy. Po cichu dostaniesz się do sali tronowej. Musisz jakoś pokonać tego maga wody. Tutaj też spróbuję ogarnąć wsparcie. Będzie można zrobić wszystko gdy już królowa zejdzie z celownika- mówił szybko ale wyraźnie. Alexy zamyśliła się, w zasadzie się nieco obawiała. Wielki ciężar na jej ramionach. Powoli chciała aby ktoś jeszcze z nią poszedł. Jednak otrząsnęła się

-Uda mi się przejść po cichu. Dam sobie radę- odparła, potem już czując wzrok Play'a na sobie

-Na pewno?- spytał

-Tak, w razie coś poinformuję-

-Dobrze, zostaje aby Wood. Tutaj też zapewne chcą go porwać. Dzwoniłem aby się zorientować i na razie jest bezpieczny, przynajmniej jak podaję osoba która mi to mówiła. Tam jeszcze nie doszli, nie wiadomo czemu. Musimy się spieszyć. Muszę iść tam ja z Play'em i Sarah. Cała menadżerka pewnie obawia się ze względu na to co widziała. Dam wiarygodność- oznajmił

-Tak jest- odparła reszta. Tony dobrze się sprawdził w roli zastępczego przywódcy ale i on sam wie że Flurr nie zastąpi. Brakowało mu właściwie jej w tej sytuacji. Brakowało jej oceny sytuacji

-Co z Flurr?- spytała Sarah. Zapadła krótka cisza

-Postaramy wywiedzieć się wszystkiego u samego źródła. Widząc jak Janny pięknie załatwił Minsów, wiem że się jakoś to się da zrobić- odparł w końcu Tony patrząc na wspomnianego psa. Każdy pokiwał głową już pełni do akcji. Gotowi i zwarci. Pełni sił na ostre walki

-A ja?- spytał Henry słuchając cały czas

-Ty weź tą dwójkę stąd i oddal się w bezpieczne miejsce, jak będzie trzeba twojej pomocy dam znać- polecił

-Ta jest-

-Mamy jeszcze czas aby zmienić to wszystko. Ruszajmy- powiedział poważnie Tony po czym zaczął biec w kierunku drzwi. Reszta za nim. Każdy ruszył w swoją stronę. Wiedzieli że mają zdać z siebie wszystko. Tak aby Flurr była z nich dumna. Nadzieja wzrastała i cały czas rosła

  • Zmiana sceny

Flurr otwierała swoje żółte oczy powoli. Powieki ledwo co miały siłę aby się podnosić. Mimo to już zaraz podniosła głowę gwałtownie. Była w kompletnie obcym pomieszczeniu. Wywnioskowała że jest to coś na pozór składziku. Wszędzie kartony, skrzynie. Wszystko aby piętrzące się na sobie. Po kurzu można było stwierdzić że to dość stara konstrukcja. Było dość ciemno. Zupełnie gdyby nie szyby przy suficie które były wąskie. Suczka zorientowała się że właściwie wisi w pozycji pionowej. Wszystkie cztery łapy miała przykute metalem do kolejnego metalu za nią. Był nim kawał grubego materiału. Konstrukcja gdzie była uwięziona była bardzo rozległa. Niemal na całą szerokość jeden z ścian. Już od samego początku próbowała się wyrwać jednak z resztą jak się domyśliła, będzie to bardzo trudne. Drzwi naprzeciwko niej otworzyły się powolnie. Do pomieszczenia wszedł nie kto inny jak Akro

-Widzę że w końcu się obudziłaś, na reszcie- rzucił pies podchodząc coraz bliżej i równocześnie patrząc się szeryfowi prosto w oczy.

-Mów mi gdzie jestem!- ryknęła wściekła przy czym poczyniła znów próbę uwolnienia się przez szarpnięcie.

-Jedyne co musisz wiedzieć to to, że jesteś z dala od swojej drużyny. Z dala od udzielenia im pomocy, poprowadzenia. Pokrzyżowania mi planów… Poważne zagrożenie, właściwie to jedyne, wisi tu przede mną bezradnie próbując się wydostać- wyjaśnił nie szczędząc przy tym oschłości

- Co to za durna pułapka!?- spytała zła Flurr rozglądając się na swoje boki i wciąż szybkimi i mocnymi ruchami próbując się wyrwać z uścisku

-Jakże prosta ale skuteczna. Widzisz. Uniemożliwia ci tkanie żywiołów. Unieszkodliwia cię. Widzisz. Za tobą, metal. Pod tobą, metal. Unieruchamia ci łapy, także metal. Jesteś bezbronna- mówił Akro wciąż patrząc się w oczy suczki. Swoje słowa wypowiadał bardzo klarownie i zdecydowanie. Czuł się bardzo jednak nie panoszył się z tym faktem.

-Kim ty tak właściwie jesteś co?-zapytała się głośno. Była bardzo sflustrowana. Wykiwał ją, nie lekceważyła go a on i tak pokazał się w bardzo przebieglej stronie. Jeszcze przed północą była wolna a teraz jest na samym środku celowniku. Dopiero sobie przypomniała wszystkie rzeczy z spotkania ale wciąż nie znała konkretów. Miała dość jego umiejętnych gierek. Chciała wiedzieć wszystko tu i teraz. Bez żadnych ogródek. To dłużyło się już za długo. Ile można

-Tym który zawsze was obserwował. Nie nagminnie. Raczej okazjonalnie ale jednak. Patrzył z dala i badał sytuację- tłumaczył niejasno czym bardziej rozsierdzał suczkę nieznoszącą do bólu takich zagrywek

-Wiele mi to mówi wiesz?!-warknęła sarkastycznie przewracając oczami.

-Jesteś taka gorączkowa wiesz? Lecz w porządku. Jestem tym który odważył sprzeciwić się swoim oprawcom. Tym którego świat postanowił zniszczyć, jednak nie byłem w tym sam. Jestem z resztą ofiarą podających się za Bogów i wytaczających innym wartość przez swoje widzi mi się. Teraz walczę o siebie i innych takich jak ja- mówił nieco drocząc się z nią jednak z biegiem wypowiedzi coraz bardziej mocniej wymawiał słowa

-Co do diabła robiłeś w mojej osadzie?! Pchasz łapska nie na swój rewir! Po to tu przyjechałam! Gdybyś tego nie zrobił zostawiłabym to wszystko w diabły! Jednak jak już coś się zaczęło to trzeba to skończyć!-pytała się suczka nieco starając się trzymać swoje nerwy na wodzy i nie dawać się podpuszczać

-I właśnie w tym jesteś już lepsza od wykonawców. Dobrze wiem że sama się domyślasz. Nie jesteś głupia. Sprawdzałem jak bardzo jesteś szkodliwa dla naszych interesów. Miałem przypuszczenia że pewnego dnia możecie zaangażować się w ten cały zaistniały tu bajzel. Szansę były okropnie małe ale jednak. Czasem trzeba osobiście zacząć coś aby to w ogóle się zaczęło. Lecz osobiście chciałem po prostu dać upust sobie i wyłącznie poobserwować. Sprawdzić jak to wszystko działa. Avatar przecież od zarania dziejów miał chronić dobro. Nie raz wykraczając za osadę. Postanowiłem to osobiście sprawdzić. Fakt, może i naprowadziłem was na nasz trop, niemniej jednak teraz możemy to zakończyć nie ruszając się z miejsca- zwrócił uwagę trochę bardziej kładąc akcent na pierwszych wypowiedziach. Flurr nie brała mimo wszystko wszystkiego za pewnik. Jednak większość układała się realnie w jej głowie

-No i co. Ograniczyłeś możliwe poszlaki do miminum i pozwoliłeś nam abyśmy mieli swoje małe biuro śledcze?!-dążyła dalej

-Barwo, jesteś błyskotliwa. Jednak nie powiedz że nie że moje obawy odnośnie was nie były słuszne. Dotarliście do nas. Co prawda z małą pomocą ale mimo wszystko-

-Chcecie równości, równego wynagrodzenia ale i przy tym eleminujecie potencjalnych wrogów. Brzmi znajomo-

-Owszem, w jakimś stopniu może się tak wydawać-

-A jak to było w twoich oczach Robertson. Wiesz że mam informatora który widział to ale już nie to co było za drzwiami. Głupi nie jest więc się domyślał. Po tych twoich wypowiedziach wiem że twoja pobudka do władzy to zwykły pic na wodę. Wszystko przez to że nie dostawaliście równego wynagrodzenia. Za to że wykonawcy byli powszechnie chwaleni i doceniani. Bycie w cieniu naprawdę doprowadza innych do takiego stanu rzeczy? Wiem że to też was wyniszczało bo poświęcaliście wiele a dostawaliście kompletnie nic w zamian. To wszystko doprowadziło do tej sytuacji gdzie obecnie razem rozmawiamy. Nienawiść rodzi nienawiść. A potem ta nienawiść aby rośnie. Nie zastanawiałeś się czy to nie idzie w kierunku bardziej niekorzystnym dla was? Machacie do siebie pukawkami. Zaczyna mi to wyglądać na typową grę w cykora. Dwie osoby wsiadają do samochodów i z dużą prędkością jadą naprzeciwko siebie – ten, kto pierwszy zahamuje lub zjedzie z trasy, jest "cykorem" i przegrywa. Ten, który skręci, ratuje życie, ale traci prestiż, jadący do końca prosto wygrywa prestiżowo, jeśli jednak obydwaj zdecydują się jechać do końca – zginą. Doprowadzacie się pod ścianę panowie. Jak to się zakończy?-

-Dobrze wiem że jesteś pierwszą osobą która zrozumiała by nas wtedy. Sama zostałaś tragicznie potraktowana przez tamtych. A czemu? Bo wepchnęłaś nos w ich bolączkę. To tylko utwierdziło cię w naszej racji. Jedynej słusznej racji. Nigdy nie pragnąłem władzy, władzy pragnął nikt inny jak Kinay. Oni wszyscy zaczęli strzelać sobie w kolano. Rozłam był tego efektem. Chciałem aby ta tragedia tych osób nie poszła na marne. Gra w cykora? Być może. Wiedz jednak że ja nigdy nie zjadę z drogi... choćby nie wiem co. Już osobiście sprawię że wykonawcy zatrzymają się. Nie z własnej woli, z naszej-

-Od razu powiem że chyba masz nie równo pod deklem chcąc mnie przekabacić na swoją stronę-

-Mhmhm… Nie pragnę tu niczego. Nie pragnę pokoju ani twojego poparcia. Pozostawię wszystko twojemu osądowi. Ja będe robić swoje i nikt mnie nie powstrzyma-

-Istny makiawelizm. Cel uświęca środki tak? Cierpią na tym niewinni. Szarzy ludzie którzy kiedyś byli ratowani-

-Gdyby inni patrzyli na ten świat nie zobaczył by nigdy wojny i innych katastrof na tylu wielu płaszczyzn. Niewinni są aby przekupstwem w negocjacjach. Jak wszystko inne są narzędziem, argumentem którym bardzo łatwo jest się posługiwać. Być może jedynym za co można się złapać gdy brakuję innych argumentów. Wojna, kryzysy są tragedią zwykłych, prostych ludzi. Tak było, jest i zawsze. Nikt tego nie zmieni nigdy-

-Wiem że tamta liga jest grupą cymbałów i mają to do czego doprowadzili. Oni muszą odpowiadać za to  jednak gdy mieszasz to moją osadę sytuacja jest inna. Będę ich chronić. Nie dopuściłam bym  aby ich niewinna krew została przelana! -

-Widzę że nie wiesz jeszcze że twoja osada nie była jedynym obiektem mojej próby zadanej dla was. Cóż… pewna szkoła z pewnością była przykładem wmieszania w tą wojnę niewinnych ludzi-

Flurr szerzej otworzyła swoje oczy i wzięła słyszalnie powietrze. Przed jej oczami mignęło wiele scen z tamtego dnia. Koszmar Kristiana, wszystkie walki. Wszystkie wydarzenia mignęły jakby w tej samej sekundzie kończące się tym pamiętliwym wybuchem.

-Czyli to byliście wy!!!-krzyknęła głośno po czym zacisnęła łapy dochodząc do wniosku że rozmawia właśnie z pośrednikiem sprawcy śmierci jej przyjaciela i tylu niewinnych ludzi- To wy daliście broń tamtym i razem wszystko wykonaliście!-

-Zaiście. Zawarłem sojusz z tamtą grupą norweską. Ja potrzebowałem sprawdzić was na wielu płaszczyznach a oni potrzebowali pieniędzy. To jest ten wielki, okrutny świat w którym się obracamy i żyjemy na co dzień. Tego nie da się tak łatwo zmienić. Musisz się w tym wszystkim odnaleźć. Nie masz wyboru-

-Moja drużyna pokrzyżuje wam ten plan! Już mnie nie obchodzi mnie to czy nacierpieliście dużo, czy to wszystko jest fair! Wszyscy jesteście od diabła! Oni mogą się uważać za Bogów i was za diabły! Zupełnie jak i na odwrót. Widzisz? Każdy będzie patrzył jak chce! Każdy może być diabłem lub Bogiem zależy od tego jak kto widzi! Jak dla mnie możecie się wykończyć w tym samym czasie! I tak każdy będzie miał swoją rację! Ile stron tyle wersji!!! -

-Wątpię czy macie jakiekolwiek szanse. Mój krąg jest bardzo dobrze na to wszystko przygotowany. A oni nie będą w stanie uratować wszystkiego. Nie wiedzą o jednym ataku…-

-Co? Gdzie?-

-Na ciebie-

Flurr nagle poczuła coś przytwierdzonego do jej tylniej łapy. Szybko spojrzała się w dół. Na tylnej łapie miała bombę. O dziwo nie miała dynamitu. Tylko mały, zamknięty zbiornik. Z czymś co miało wybuchnąć. Wszystko było o dziwo małe. Był też timer który odmierzał czas.

-Nie!-

-Oh ależ tak. Po tej krótkiej rozmowie mogę wynieść wiele. Nie jesteście typowymi bohaterami oczekującymi oklasku. Potrzebującymi dowartościowania się na różne sposoby. Nie robicie niczego dla pochwały. Kierujecie się swoją moralnością i zasadami. Pragniecie chronić innych i dbać o harmonię. Nie uważacie się za wybawców wszelkiego istnienia. Zupełnie jak my wszyscy w tym odłamie. Ja chce aby zabrać choć trochę tego brudnemu światu dla moich. Nawet zdążyłem cię polubić wiesz? Pogawędził bym jeszcze ale mam jeszcze coś do zrobienia. Wydajemy się podobni. Ty nie widzisz mnie jako bezduszną osobę z widzimisię a ja nie widzę cię jako typowego bohateryka z peleryną. Widzimy świat realistycznie. Jednak nasze rzeczywistości w jakiś sposób są tak bardzo dalekiego od siebie. Tak musi już być więc nie warto tego zmieniać, podważać, zastanawiać się czemu akurat tak jest. Po prostu musimy walczyć ze sobą. Wiesz że nie ma na tym świecie osób dobrych. Lecz nadal jesteś zagrożeniem. A zagrożenia eleminuję się przy każdej możliwej okazji. Mamy to we krwi. Jestem dość mściwą osobą. Przełożę zemstę ponad wszystko… Koniec siedzenia w ciszy z podkulonym ogonem- mówił poważnie po czym wstał z pozycji siedzącej po czym pokierował się do wyjścia jednak odwrócił się na chwilę- Żegnaj, Avatar Flurr-

Po tych słowach opuścił pomieszczenie . Flurr starała się wyrwać z uścisku metalu na jej łapach.

  • Zmiana sceny

Janny i Mickey gnali po londyńskiej ulicy jeepem. Z racji że każdy chował się po swoich domach ulice były puste i łatwo były przejechać. Wszyscy mieszkańcy byli zaniepokojeni. Obawiali się kolejnego ataku, nie wiadomo gdzie ten mógł paść. Jednak raczej już cały repertuar wyczerpano. Choć oba magowie w pojeździe zastanawiali się nad jeszcze innym ewentualnym atakiem. Janny był skupiony na drodze i wciskał gaz. Już prawie byli na miejscu.

-Mam nadzieję że żadnego towarzystwa nie puścili za nami- przyznał Mickey rozglądając się wokół.

-Myślę że nie. Wszystkie ich siły rzucono na obleganie tych miejsc. I tak musimy się spieszyć- odparł poważnie Janny patrząc przed siebie. Rudy pies obok aby skinął głową. Nagle rozległ się dzwonek komunikatora. Mag ziemi go odebrał. To był Tony

-Tak?-

-Jesteście już na miejscu?- spytał stanowczym głosem

-Już dosłownie za zakrętem- odpowiedział kierowca

-Dobrze, puściłem już kogoś aby pomógł wydostać się Lidze z tego pomieszczenia, także umiejętnie zaczną odbijać cały obiekt. Tak jak już mówiłem. Waszym zadaniem będzie przedostać się w sam środek, do auli głównej. Nie zajmujecie się ligą, tylko tymi dwoma magami ognia. Target to ich pokonać a następnie wyłączyć bombę. To jedyne zagrożenie jakie jest tu. Gdy wam się uda potem pomożecie oczyszczać teren- tłumaczył jeszcze raz klarownie

-Zrozumiano, tylko czy nasza próba dostania się do środka nie wywoła jakieś ich reakcji?- zapytał pies za kółkiem

-Jeśli chodzi o broń to próbowałem się doczytać o niej. Nic nie udało mi się znaleźć o tym więcej niż to jaki to typ. Nagrzewa się długo, przyspieszyć nie ma jak, można ewentualnie za pauzować proces przygotowania do eksplozji. Mogą zaczął wymachiwać argumentem zakładnikami jednak o to nie musicie się bać. Wsparcie będzie znacznie szybciej. Nie zdążą się zorientować. W ów przedostaniu się mogą wam przeszkodzić zwykli agenci. Ale wy już wiecie co zrobić z tym faktem-

-Tak jest. Dobrze, zatem przechodzimy do działania- odparł Mickey energicznie

-Powodzenia- powiedział jeszcze zanim się rozłączył

Janny w tym czasie zjechał na bok. Na pobocze aby zostawić ich pojazd. Wyszli z niego i już kierowali się za zakręt. Otworzyli szerzej swoje czy widząc widok przed sobą. Naprawdę wielkie kłęby dymu które szły co raz wyżej w niebo. Budynek palący się bardzo żywo. Płomienie objęły nawet nieco trochę pobliskie bloki. Jednak co dziwiło, a dawało ciarki Janny'emu, to fakt że ogień nie niszczy budynku. Po prostu się na nim pali nie powodując większych zniszczeń. Dwójka biegła przyglądając się temu zjawisku. Mag wody był już niemal pewny co jest grane, co to za sprzęt który to wszystko powoduje. Gdy spojrzeli wokół to panowały kompletne pustki. Aby parę przechodniów. W dodatku rząd policji i straży przed budynkiem. Każe ich działanie zostało zakazane. Po prostu mieli patrzeć na widok przed sobą. Nie mogli nic zrobić. Dwójka piesków z drużyny zwolniła napotykając już przed sobą masę mundurowych, media i nieco gapiów. Zaczęli nieco wychylać się aby coś zobaczyć. Zaczęli myśleć jak dostać się do środka. Czas nieco uciekał na ich analizie terenu. Usłyszeli jakieś kroki za sobą. Błyskawicznie się obejrzeli, jednak to była bardzo znajoma twarz.

-Spokojnie, to ja, poznajecie?- spytał dobrze znany głos

-Komisarz Orgnis?- spytał uspokojony Janny

-Pan tutaj?- dopytał Mickey

-Dostałem wiadomość od Tony'ego. Po krótce opowiedział mi co się dzieje- oznajmił nieco przykucając do nich

-Musimy koniecznie dostać się do środka- odparł Janny

-To też słyszałem. Naprawdę nie chce się wdrążać w szczegóły. W skrócie. Drzwi frontowe odpadają. Jest tam ogień zaraz jak by chciało się wejść. Zrobili tak z wszelkimi innymi wejściami. Okna też są obsadzone. Może i dało by się od dachu jednak i tu też podłożyli ogień. To jest teraz ich wielka ognista forteca którą nie ma jak sforsować- przedstawiał informację ze swojej obserwacji policjant. Janny od razu zamyślił się jak by to można było rozegrać. Tylko nie robił tego Mickey

-Dobra panie brodacz! Jedynce co potrzebujemy to dostać się za bramki na ten mini plac przed!- oznajmił bardzo klarownie i stanowczo. Janny popatrzył się aby zaskoczony

-Idźcie- odparł błyskawicznie

-Idziemy Janik- odparł pociągając go na chwilę za chustę. Ten nawet nie zdołał wypowiedzieć słowa

Rudy psiak ruszył przed siebie i zaczął jak gdyby nigdy nic przeć do przodu pomiędzy nogami ludzi. Wymijał je jak podczas slalonu. Janny ruszył za nim. W tym czas gdy ten na przodzie po prostu szedł jak gdyby nigdy nic popychając nieraz ludzi to ten z tyłu jeszcze trochę grzecznościowo przepraszał i uważał aby nikomu nie nadepnąć na nogę. Mickey był już przed bramkami i przeskoczył je. Za nim poszedł i Janny

-Hej!- krzyknął pobliski policjant

-Spokojnie! To jest nasza pomoc- odparł Orgins który też przecisnął się przez tłum

Dwójka podbiegła bliżej i zahamowała. Mickey analizował okolicę z bliska. Był już tu zatem kojarzył niektóre elementy konstrukcji. Przedtem i przeanalizował plan całego budynku. W czas odskoczyli w tył po tym jak kawałek konstrukcji oderwał się i prawie spadł im na głowy.

-No dobra, powiedziałeś że masz plan, jakiż to?- zaczął nieco niepewnie Janny patrząc na niego który był bardzo mocno zamyślony o czym świadczyła jego mina. Po chwili rozluźnił pysk i uśmiechnął się. Po tym spojrzał na psa

-Genialny-

Janny uniósł brew w zdziwieniu. Mickey nagle przybliżył się. Założył na niego łapę po czym wbili się w powietrze wystrzeleni przez kawałek ziemi za sprawą maga. Jeszcze przy pomocy powietrze wzbili się nad budynek. Pies w brązowe łaty był kompletnie dezorientowany w tym czas gdy rudy kalkulował ich lot. Rozejrzał się na dach, ten w dużym stopniu był zajęty przez ogień. Wszelki dym odgarnął powietrzem. Ujrzał ten jeden punkt. Wszystko trwało tak szybko. Mickey skierował ich w ten obszar i kierując łapę w górę utworzył wir powietrza który z impetem dał im siłę uderzenia w dach. Rudy psiak dzięki magii ziemi przebijał się przez piętra dopóki nie wylądowali na parterze. Janny miał dość twarde lądowanie. Na dodatek wylądował na nim jeszcze drugi z kompanów. Leżeli nieco oboleli gdzie wokół nich rozlegały się tumany kurzu a z sufitu jeszcze spadały pojedyncze kawałeczki budynku.

-Faktycznie genialny plan- jęknął obolały Janny wciąż leżąc

Dwójka mimowolnie wstała. Widzieli przed sobą odcinek drogi na końcu zwieńczony wielkimi drzwiami

-To tutaj- powiedział Mickey- Dobrze to wykalkulowałem-

-Dobra idziemy, jednak za nim to możesz załatać choć tą najbliższą dziurę w kształcie dwóch psów?- powiedział już bardziej żywszo mag wody. Spojrzeli się nad siebie. Faktycznie była wielka dziura. Mickey mniej więcej ją załatał

-Jesteśmy na terenie wroga, musimy szybko się z nimi uporać- powiedział drugi i zaczęli iść dość cicho rozglądając się bacznie.

Wokół było zadziwiająco ciemno. Dwójka czuła jak przyspiesza im serce. Już byli na miejscu Już mieli zmierzyć się z wrogiem. Zmienić bieg tego strasznego ataku. Taka odpowiedzialność. Ale byli jej świadomi i potrafili ją dźwigać. Jeszcze kilka dni temu nie pomyśleli by o tym gdzie w chwili obecnej mogli by być. A teraz. Wszystko ma się rozwiązać. Już byli przed drzwiami. To ta chwila. Rudy psiak przez chwilę spojrzał się na psa. Wymienili się gotowym spojrzeniem i skinęli lekko swoimi głowami. Nakrapiany brązowymi łatami psiak odsunął się dając pole do działania towarzyszowi. Niebieskooki opierając się na przednich łapach obrócił tylną partię ciała tworząc sprawnie powiew powietrza. Był taki duży że po chwili pies całym sobą posłał go na drzwi. Te z hukiem otworzyły się wypadając z zawiasów i solidnej framugi. Po chwili oba psy stanęli w pozycji bojowej i zaczęli wchodzić do środka ostrożnie wypatrując ataku wroga. Weszli do wielkiego pomieszczenia. Po obu stronach były sięgające do sufitu wodospady co zauważył Janny. Także odetchnął z ulgą. Wiedział że musi być oszczędny. Ogółem mówiąc wnętrze było bardzo wykwintne. Były obrazy i ozdobne wzory na podłożu jak i ścianach. Jednak na samym początku w oczy rzuciło im się wzniesienie które było najprawdopodobniej miejscem gdzie przemawiano. Tamta partia była dość ciemna i trzeba było się zbliżyć aby cokolwiek dostrzec. Jednak spośród kurzy wyłoniły się dwa psy. Suczka i samiec. Znajdowali się na wzniesieniu. Popatrzyli się w dół gniewnym spojrzeniem. Byli bardziej poirytowani. Starali się ukryć swoje zaskoczenie. A jednak się udało. Dwoje członków teamu odwzajemniło gest gniewnych min. Mickey bardziej. Brązowooki przykuł wzrok do tego co było za dwóją. To ta machina. Był to panel na wzór jaki był w ich starej Bazie. W oczu rzucał się wściekle czerwony guzik. Bomba sama to była wielka skrzynka skomplikowanie skonstruowana. Przymocowana szczelnie do ściany na samym końcu ogromnego pomieszczenia. Lix zauważywszy to uśmiechnęła się podle

-Na proszę, a kto tu się zjawił. Jednak przyszliście- mówiła a jej głos rozbrzmiewał echem po całej sali dając aluzję co do lewych informacji które im pozostawili

,,Może i się z tym kryć ale jestem pewny że jest wściekła bo ich plan można teraz o kant wiadomo czego potłuc"- pomyślał Janny analizując jej głos

-Nie taki wróg głupi jak się wydaję mam rację???-  odparł rudy pies przybierając pozę do walki.

-Jaki śmiały…- dostrzegł pogardliwie Tago który intensywnie myślał- Zatem jednak udało się wam uciec z klatki tak? Mam już domysły jak to zrobiliście. Jednak nie wiele już to się zda- dodał jeszcze gromiąc z góry wzrokiem.

-Jesteście głupcami którzy wepchali się na pewną śmierć!- dopowiedziała suczka

-Czyżby... W takim razie to powiedzcie skąd tacy głupcy zdołali przeanalizować całą sytuację i wyciągnąć informację. Wiemy że ta wasza zabaweczka potrzebuję czasu aby się naładować. A wy kochani możecie aby to za pauzować, ni jak przyspieszyć- mówił pewny siebie Mickey bezpiecznie przekazując informację jakie posiadał. Tago i Lix aby warknęli pod nosem oburzeni jego zuchwałością- No nie powiedzcie że nie. A właśnie panie Tago, tyłek skopany nadal boli???-

-Nie lekceważyliście nas, jestem w stanie to wyczuć. Jednak mało co się po nas spodziewaliście. Potrafiliśmy rozegrać tą wojnę i jesteśmy na równi sobie. Możecie się wypierać jednak realia są inne. Dotarliśmy do wszystkich wiadomości sami i nie raz z mała pomocą. Dzięki temu wiemy dobrze jak rozegrać finałową bitwę. My o tym miejscu wiemy już wszystko z szczegółami. Wiemy wystarczająco- mówił Janny. Widział że Tago i Lix są bardzo poirytowani takim stanem rzeczy. Jednak za wszelką cenę chcieli to ukrywać. Chcieli wyglądać na tych co trzymają łapę na pulsie ale w głębi byli zaniepokojeni nieco faktem ile wiedzą.

,,Najprawdopodobniej Fernsby był tutaj i rozeznał się w sytuacji. Potem jakimś cudem się wymknął i pomógł wydostać tamtym. Oni mogli by się pogubić ale nie Tony który zna te miejsce jak własną kieszeń. Że też taką gafę odwaliliśmy!"- myślał zły Tago

-Nie tego się po was spodziewaliśmy. Dacie działać technologii a sami? Sądziłem że stać was na więcej. Żadnych walk…- mówił pewny siebie Mickey jednak nadal czujny w obawie przed scenariuszem gdzie w dodatku będą musieli szybko wyłączyć bombę

-Oh mój drogi. Walka będzie… Jednak na naszych warunkach…- odparła w końcu Lix, zły uśmiech wrócił na jej pysk. Po chwili przeciągnęła wajchę. Z maszyny wydobył się ogień który utworzył mur ognia. Ten rozprzestrzeniał się. Jednak wodospady zostały aktywne. Mickey i Janny patrzyli się na to ze zdumieniem. Kundel o niebieskiej chuście szybko skojarzył fakty. Otworzył szerzej oczy gdy okazało się że ów ogień nie trawił tego co zajął. Zupełnie jak podczas ataku na szkołę. Przebłyski ze zdarzeń utwierdziły psa w przekonaniu.

-Wiedziałem... Ta bomba była w szkole Zatoki Przygód, tego dnia, te całe zaopatrzenie norweskiej grupie daliście wy!- odparł energicznie Janny. Mickey spojrzał się kątem oka na towarzysza zaskoczony

-Nie takiego kalibru co tu… Tu ta bomba ma moc 5 słońc… Tamta to nic przy tej. Specjalnie zbudowana dla tej operacji. Jak w tamtej emituje ogień który za sprawą maga utrzymuję się a sam właściciel ognia nie musi tego pilnować. Fakt ta bomba musi się nagrzać jednak po tym jak to zrobi, nie pozostanie kompletnie nic- wyjaśnił zimno Tago a jego lodowato niebieskie oczy współgrały z oziębłym tonem psa.

-Od zawsze potrafiliście igrać sobie z niewinnymi ludzkimi życiami- rzucił Mickey

-Powiedzcie czego chcecie! Czy zamordowanie tylu istnień które niczemu nie są winne coś tak naprawdę da?! Czy spalenie tego obiektu zmyję winę tych którzy ponieśli winę za wasz rozłam? Czy odpowiedzialność zbiorowa coś może dać poza tragedią?!- mówił głośno i klarownie Janny. Patrzył się na dwójkę stojącą przy bombie. Jego brązowe oczy mieniły się w ścianie ognia przed nim jednak nie ukazały bezradności. Nie mógł sobie pozwolić na jakąkolwiek słabość. Chciał uniknąć walk jednak to było niemożliwe. Wiedział że jego oświadczenia nic nie znaczą a do prawdziwej zgody mogłoby dojść poprzez dogadanie się dwóch odłamów

-Chyba sobie żartujesz! Ci od których się odłączyliśmy nawet po wiekopomnym rozłączeniu nie mieli dla nas litości w starciach! To oni byli większymi agresorami. Nie szczędzili nikogo a nawet wydawali rozkazy wyeliminowania najbliższych ludzi naszego lidera! Czy to nie dobrze że spotka ich sprawiedliwość ?! To wszystko ma swoją miarę w nowej przyszłości! Zniszczymy ich doszczętnie i zbudujemy prawdziwą organizację w której każdy będzie doceniany i każdy będzie kimś!!! Bez wywyższania! Zobaczą jakie skutki miało i ma ich działanie! Jeśli sami nie są w stanie domyśleć się co złego robią to my już im to pokażemy w najdrobniejszych szczegółach pokażemy! Tego właśnie chcemy !!!- mówił wyraźnie rozgoryczony i zły Tago. Położył agresywnie uszy i zmarszczył brwi. Oboje piesków dostrzegło że ta kwestia bardzo mocno go dotknęła. Trzeba było by być ślepym aby tego nie widzieć. Gorycz wylewała się obficie z każdym wypowiedzianym słowem. Mickey i  Janny wsłuchiwali się w ten monolog pełni powagi. Nie pochwalali metody dobrej Ligi jednak też za nic nie popierali złego odłamu.

-Ale tym rozpoczniecie jeszcze większą wojnę! Bardziej srogą niż była przedtem. Wichrząc cały konflikt doprowadzicie aby do eskalacji na większą miarę! Jest inny sposób!- mówił pies z granatową chustą bardzo zaangażowany w całą sytuację. Patrzył się pełen chęci dobrego zakończenia i dał ponieść się zwodzącym pięknem pogodzenia bez walki albo przynajmniej

-Wystarczy! Nie będziemy tego słuchać już ani chwili dłużej! Są za dumni aby przyznać się do błędu a ich pycha jest bezbrzeżna! A my! Jako organizacja znieśliśmy za dużo cierpień i zniewagi aby teraz wszystko od tak zamieść pod dywan! Oni wszyscy chcą porozumienia i życia w spokojnym i bezproblemowym świecie! Jednak zapominają o swoich przewinieniach! Wiedzą że mają lepiej bo ich popierają wszyscy! Jak widać nic nie tracimy gdyż tutejszy lud to mierna ślepota której można wcisnąć kit co do jednego! Pozostaje aby walczyć! Ktoś musi ich w końcu uświadomić!- dołączyła się Lix do negocjacji. Mówiąc jej głos brzmiał co i owym warknięciem. Był także szorstki i doniosły. Żółtość jej ślepi grała z zmarszczonymi brwiami u suczki. Dwójka członków kręgu przybrała solidną pozę o złych pyskach pełnych wściekłości. Mickey kiwnął przyjacielowi znak kiwając głową z zrozumieniem i żalem że jego plan się nie udał

-Zatem kości zostały już rzucone…- powiedział cicho Janny. Jego chęci pokoju znikły z czym bądź co bądź musiał się pogodzić. Nastała nagle inna atmosfera. Przepełniona napięciem i walką wiszącą w powietrzu. Ta była już nieunikniona.

-Oh Tago… Na co my się tak irytujemy i wściekamy? Spójrz na nich. Marne stworzenia które myślą że są w stanie nas pokonać. Wystarczy aby skończyła się woda jednemu… Drugiego wykończymy prędzej niż myślimy. Właściwie to cieszę się ze udało wam się wymknąć. W końcu damy upust naszej zemście- mówiła suczka wracając do swojego uśmieszku pełnego nikczemnej intrygi. Opanowali gniew który dotknął ich tak samo mocno

-Czyżby. Mickey teraz!- powiedział najpierw wolno i tajemniczo a następnie wykrzyczał głośno aż rozeszło się echem. Tago i Lix zerwali się zdziwieni. Rudy psiak z pewnym siebie uśmiechem tylną łapą uniósł mały głaz i cisnął nim prosto w rury które znajdowały się ukryte. Po chwili się otworzyły zapewniając Janny’emu dostęp do wody. Następnie Janny wziąwszy tamtą wodę pod swoje panowanie cisnął ją w drugą rurę odsłonioną przez niebieskookiego kundleka po czym zamrażając ją pozwolił cisnąć towarzyszowi w nią głazem. Po chwili robiąc głośny hałas źródła wody zostały trwale odsłonione i zaczęły stanowić stały dostęp, poza wodospadami, do wody. Lix jak i Tago w ogóle nie zdążyli zareagować. Ze otworzonymi pyskami spojrzeli się na szkody.

-Wy…- zaczął gniewnie Tago ponownie wydając z siebie głuchy warkot

-No proszę. Tak nas nie docenialiście… Dzięki odwróceniu waszej uwagi szybko zlokalizowałem dzięki mojej magii ziemi źródła dla mojego przesympatycznego kolegi. Porobieni na starcie!- mówił przepełniony satysfakcją a oczy błyszczały energią

-Bierzesz tego w zielonej chuście. Ja zajmę się magiem wody…- powiedziała szeptem suczka mierząc wzrokiem dwójkę na dole która już wyczekiwała ognistego pocisku

-W międzyczasie powiadomiłem Tony'ego o sytuacji po cichu. W razie nadania sygnału ci przed budynkiem mają szybko stąd uciekać- szepnął rudy pies. Janny kiwnął głową lekko

,,Jeśli tamci zrobią swoje wygramy to"- pomyślał jeszcze

-No to co, przechodzimy do konkretów?- zapytał Mickey

Nastała na chwili cisza. Następnie zaatakowali wspólnie. Tago jak i Lix utworzyli pierścienie ognia poprzez uniesienie przedniej partii ciała i natychmiastowym postawieniu łap na podłożu. Ogień sierczał i od razu buchnął gorącem. Kierował się w stronę Janny’ego i Mickey’ego. Rudy psiak szybko uderzył przednimi łapami uderzył w grunt po czym robiąc salto w tył upadł z gracją tworząc przed nim i brązowookim mur ziemi. Dwójka schowała się za nim. Żywioł o czerwonawej brawie rozbił się o ziemię. Po chwili wyszli z ukrycia. Zaczęła się walka. Tago rzucił się na Mickey’ego jednak ten odepchnął go ziemią. Ich potyczka zboczyła na bok. Wyburzając kawałek ściany pojedynek miał miejsce nie w Sali gdzie znajdowała się bomba. Janny i Lix mierzyli się wzrokiem.  Złociste oczy suczki były pełne żaru i pewności siebie stłumionej gwałtownie przez gniew i podłość samą w sobie. Pies zaś miał kompletnie inny wyraz pyska. Oczy były poważne jednak ogarniał go spokój. Po chwili suczka nie zwlekając chwili cisnęła ogromnym ogniem w wroga

  • Zmiana sceny

Alexy frunęła dzięki swojemu jet-packowi. W pewnym momencie niebo coraz bardziej zaszło szarością. Zaczął wiać lekki wiatr. Suczka była skupiona. Nabierała gotowości, jeszcze przed tym wszystkim suczka podobnie jak Mickey przeanalizowała obiekt. Tony jeszcze wczoraj na wieczór podesłał im plany budowli. Już miała pomysł jak to rozegrać, jak wejść do środka. Fioletowe oczy skupiły się na drodze. Spoglądała co i raz na dół. Ulice dosłownie opustoszały. Cały Londyn. Nie ważne czy w okolicy siedziby Ligi czy gdziekolwiek indziej. Nagle Łajka Jakucka usłyszała dźwięk komunikatora

-Tak?- odezwała się

-Jak ci idzie Alexy?- spytał dobrze znajomy głos. I do niej zadzwonił Tony

-Jestem już prawie na miejscu. Obecnie lecę wzdłuż Tamizy, zaraz będę na Westminister- zameldowała

-Dobrze, słuchaj, udało mi się odpalić na ostatnią chwilę agenta, jest przebrany za służącego ale zupełnie jak Sarah tam w Bazie nie może być za długo. Kod to agrafka. Otworzył okno po lewej strony z perspektywy przed pałacem. Wlecisz przez te okno a następnie on poda ci lokalizację i co mniej więcej będziesz musiała zrobić. Plan tak jak mówiłem, on pomoże przedostać ci się do sali tronowej. Musisz za wszelką cenę zabrać stamtąd królową i księcia. Tylko nic nie wiem odnośnie tego czy suczka królowej Brittie i jej córka będą z nimi. Jednak skup się na parze królewskiej- oznajmił wyraźnie

-Przyjąłam- odparła

-Powodzenia- powiedział po czym zakończył rozmowę

Alexy dała gazu. Gwałtownie przyspieszyła. Lada moment była już na miejscu. Zatrzymała się w powietrzu i zaczęła badać teren. Za zamkiem były ogrody. Dobre miejsce aby przenieść walkę w razie coś. Jednak bardzo chciała ją uniknąć. Jednak aby uchronić parę królewską będzie musiała zrobić wszystko. Przed konstrukcją też stała policja i media. Bramek jeszcze strzegła straż królewska. Jak mogła się domyślić reszta rodziny królewskiej została bezpiecznie przeniesiona. Suczka zaczęła spoglądać się jeszcze na wszystko wokół. Nie widziała nikogo podejrzanego. Nie było praktycznie nikogo. Podleciała nieco w bok. Jej fioletowe oczy szybko wyhaczyły otwarte okno. Nieco przeszły po niej ciarki. To już ten moment. Moment wielkiej konfrontacji. Wzięła wdech i oddech. Zmarszczyła brwi i przybrała gotową minę. Prędko ruszyła w stronę okna przemigając bez śladu w polu widzenia oka. Przeleciała bardzo płynnie i ze skupieniem. Po chwili wleciała do środka. Zrobiła fikołka i wstała. Momentalnie przybrała pozę gotową do walki. Rozejrzała się. Wystrój wnętrza ją nieco zdziwił. Wszystko było tak wykwintne i obszerne. Był to pokój raczej dzienny. Wylądowała wokół wystawnego stolika i sof. Przy ścianach były eleganckie regały a na nich zdjęcia członków rodziny. Suczka przyglądała się temu przez dłuższy czas.

-Hej- powiedział czyiś głos po cichu. Suczka lekko wystraszyła się i nawet podskoczyła. W mgnieniu oka obejrzała się w stronę hałasu. Jednak uspokoiła się nieco widząc białego psa o niebieskich oczach i stojących uszach w stroju służącego. Miał łagodny wyraz pyska co jeszcze bardziej uspokoiło Alexy. Jednak szybko wypaliła

-Oh, to ty jesteś wtyką Tony'ego? Czekaj! Kod podaj!- spytała także po cichu. Postawiła się ponownie na czujności. Nabrała od razu podejrzeń

-Agrafka. Tak, to ja. Choć tutaj do mnie za sofę, powiem ci co i jak- powiedział po czym wskazał głową miejsce. Suczka ruszyła za nim. Oboje znaleźli się za meblem, dzięki temu gdy otworzą się drzwi nikt ich nie zobaczy

-Dobra koleś, co trzeba robić- zapytała pełna chęci do działania

-Dobrze, zatem słuchaj- zaczął, za kamizelki wyjął małe urządzenie, po wciśnięciu przycisku pojawił się plan z zaznaczona drogą do pewnego pomieszczenia. Suczka wpatrywała się zafascynowana- Trafiłem tutaj akurat przypadkiem. Byłem w pobliżu. Stwierdzili że trzeba jakoś działać pomimo zakazania przez tamtych jakiejkolwiek ingerencji. Po tym jak rozeznali się po sytuacji powiedzieli mi wszystkie informacje. Tony powiedział mi mniej więcej jak sytuacja się maluję w innych miejscach. Dostałem wiadomość że Janny i Mickey też już walczą. Tam idzie wszystko z planem. Sam dostałem się tutaj niepostrzeżenie. Udało mi się zdobyć strój służącego. Po przeanalizowaniu sytuacji dowiedziałem się że sami poprzebierali się za służących i właśnie tak zaczęli paraliżować cały obiekt. Rodzina królewska na szczęście nie była w zamku na tą chwilę-

-A co z królową i jej małżonkiem? Wiesz jak wygląda sytuacja w tym pomieszczeniu. Jest tam mag wody prawda?-

-Nie wiem jak jest dokładnie. Muszę uważać na swoją przykrywkę. Jak bym zaczął węszyć aż tam podejrzewali by mnie. Wiem na pewno że jest ten mag wody. Pilnuje sam pary królewskiej i królewskich suczek. Jeśli otworzysz drzwi zobaczysz ich centralnie przed sobą-

-Dobra, moim planem jest wbicie tam szybko. Pierwszym celem będzie właśnie ten mag wody. Szybki atak, postaram się go ogłuszyć a potem zostają zakładnicy. Tylko jak ja ich zabiorę za jednym razem. Pomożesz mi?-

-Chciałbym jednak mam inne zadanie. Będę ubezpieczał plan B. Czyli rozpracuję ten plan ewakuacji zakładników. Doszedłem do tego że chcą ich przedostać podziemiem. Jeśli ci się nie uda nie daj Boże to ja wtedy zadziałam z twoją pomocą-

-Kurka no...! Jak mam ich wydostać za jednym razem...- powiedziała niezadowolona i nieco zmartwiona spuszczając wzrok. Dwójka zamyśliła się nad tym

-Gdybym ci pomógł ktoś mógłby mnie nakryć. W razie niepowodzenia nie mamy żadnych pleców. Jednak co jeśli...-

-Jeśli co?-

-Gdybyś odciągnęła tego maga wody gdzieś nieco dalej, w ogóle z zamku ja w tym czasie mógłbym szybko pomóc zakładnikom. Wtedy nie trzeba by było nam dobrych pleców. Cała misja zakończyła by się wraz z uwolnieniem zakładników. Wtedy ktoś by pomógł ci w walce- zauważył

-No dobra, tylko jakbym mogła wciągnąć go do walki-

,,Powiedzmy że mamy sytuacje pierwszą z jej pomysłem. Wchodzi do pomieszczenia. Szybko lokalizuję wroga i zakładników. Pierwsze co ogłusza napastnika. Musi to zrobić szybko i precyzyjnie. Nie ma mocy więc będzie to trudne. Jeśli to się nie uda, mag wody zabiję zakładników. Nie są oni kluczowi dla nich a jednak robią taką fatygę. Gdyby wszystko poszło dobrze. Udało by jej się wziąć aby dwójkę. Musiała by się pospieszyć aby wrócić po resztę. Nie wiadomo na czym stoimy zatem nie wiadomo też czy coś nie wznieci alarmu. W moim planie wyzywa go do walki. Gdyby miała jakąś moc było by to znacznie prostsze. Jednak jest co jest. Nie ma czasu aby szukać co może być głównym czynnikiem wybuchu walki. Ale gdyby tak się stało mógłbym szybko ich wydostać. W obu scenariuszach najgorszym zakończeniem jest śmierć pary królewskiej"- myślał intensywnie analizując sytuację. Alexy czuła się z tym źle że jej niekompetencja tak przeszkadza misji

-Rozumiem, może będzie jeszcze czas aby sprowadzić tutaj maga- odparła nieco smutno jednak pogodzona z tym. Nie liczyła się ona i jej uczucia ale dobro królowej

-Nie. Czas trzyma nam nóż na gardłach. Mam już plan. Wejdziesz do środka. Pierwszym celem jest ten mag wody. Prawdopodobnie ma zapas wody gdzieś obok. Musisz szybko zdjąć przede wszystkim niego. To jest główny cel. Spróbuj wypchać go najlepiej przez okno lub coś w tym stylu. Potem weź zaraz królową i księcia. Szybko udaj się przez okno i wyleć na plac przed zamkiem. Jeśli się uda to misja zakończy się powodzeniem. W razie coś wrócisz się szybko i pomożesz mi- odparł wyraźnie tamten. Alexy słuchała ze skupieniem.

-W porządku. Czyli dojdę tam tą drogą? Nie natknę się na kogoś po drodzę?- zapytała

-Nie, odwrócę ich uwagę jakimś banałem-

-Dobra, gdy wszystko będzie gotowe ty wkroczysz do środka. Tylko jak mam dać sygnał?- zapytała. Pies wyjął za kamizelki jakiś mały czytnik, przyłożył go do jej odznaki. Odznaka mignęła parę razy.

-Jeśli krzykniesz Alarm to znak że mam wkroczyć, jednak jeśli akcja przebiegnie z niepowodzeniem wtedy dasz sygnał Kropka-

-Co wtedy?-

-Wtedy będziemy musieli działać idąc z żywiołem...- mówił nieco tajemniczo. Alexy kiwnęła głową a potem spojrzała ponownie na wskazaną drogę

-Czyli prosto, w lewo do samego końca...- zaczęła analizować- Dobra, zapamiętałam-

-Idę pierwszy, ty zostajesz tutaj puki nie mrygnie ci komunikator. To znak że masz pędzić do sali tronowej. Jeśli będziesz potrzebowała zadzwonić to po prostu powiedz: ,,dzwoń do Agrafka". Choć nie obiecuję że będę w stanie odebrać- odparł jej wstając na łapy. Niebieskie oczy świeciły gotowością. Potem pokierował się w stronę drzwi. Jeszcze przed tym obejrzał się do niej- Na mój znak, powodzenia-

Ta mu tylko kiwnęła głową na porozumienie. Wyglądała za kanapy jak ten otwiera drzwi i znika za nimi. Przeszyło ją jakieś dziwne uczucie. Był to stres który paraliżował jej ciało a jednak miała nad nim kontrolę. Czuła jak jej barki uginają się od wielkiego ciężaru na sobie. Oddychała spokojnie ale oczy były niepewnie stanowcze. Czekała osłupiała na znak. Nagle usłyszała krzyk

-Hej wszyscy! Chodźcie szybko!- zabrzmiał znajomy głos Alexy. To ten agent przechodził do działania.

Słyszała także pokrzykiwania zdezorientowania. Czuła gwar. Martwiła się aby go nie przejrzeli jednak to była bardzo dynamiczna sytuacja. Raczej nic nie wskazywało na to że mógłby wpaść. Ma dość pospolity wygląd. Biała sierść i niebieskie ślepia. Trzymała kciuki za niego i nasłuchiwała. Całkiem blisko była rozmowa. Coś słyszała że niby ktoś zniknął. Że jest jakaś luka w straży. Agent podał najdalszą lokalizację jaką tylko mógł. Suczka wyjrzała za mebla przyglądając się drzwiom przez które już za chwilę miała wyparować i biec na ratunek parze królewskiej. Musiała dać z siebie absolutnie wszystko. Pokonać maga i szybko wydostać z tej jednej wielkiej miny zakładników. Była gotowa, czuła, choć jednak miała wątpliwości czy aby na pewno. Czuła nóż czasu na gardle. Jej łapy nieco podrygiwały w miejscu. Czas, przeklęty czas, nie wiadomo ile go jeszcze było. Nagle stała się ta chwila. Odznaka błysnęła. Suczka z początku zamarła. A więc to to uczucie. Jednak potem zaraz wyruszyła. Jak z bicza wystrzeliła w stronę drzwi. Jednak otworzyła je bardzo delikatnie rozglądając się uważnie. Pamiętała bardzo dobrze drogę. Gdy upewniła się że teren był już czysty szybko przeszła do działania. Już miała biec jednak uwagę przykuł jej pewna czarna mała rzecz. Coś w stylu pen-drive'a. Delikatnie wzięła go w łapę o obracając badała oczami. Pewnie wypadło to jakiemuś agentowi w tym pośpiechu. Tylko co to jest? Widziała jakiś napis maleńkim druczkiem. Rozszerzyła oczy doczytawszy się co jest tam napisane.

-Koordynat nadajników...- wyczytała cichutko

Nagle ją dosłownie olśniło. Szybko zerwała się na łapy. I zaczęła biec bardzo cicho i subtelnie wyznaczoną drogą. Jest to bardzo cenne znalezisko. To zmieniało pozycję w ewentualnych negocjacjach. Tylko nie wiedziała co to jest konkretnie. Będzie musiała to wyjąć z wroga. Jeśli było by to urządzenie które po podłączeniu do komputera pokazywało położenie jakiś elementów to to otwierało tyle nowych drzwi. Może nawet znajdowały się na tym dane odnośnie ich baz, odnośnie miejsca gdzie mają się udać z zakładnikami. To zdecydowanie cenniejsze od zakładników dla napastników. Tylko brak pewności czy to naprawdę to. Jeśli tak to Alexy mogła by zmusić maga wody do walki, a w tym czasie Agrafka mógłby zorganizować ewakuację zakładników.

-Dzwoń do Agrafka- powiedziała szeptem wychylając się za zakrętu, już widziała TE drzwi. Czekała na odpowiedź i ku jej zaskoczeniu i zadowoleniu usłyszała

-Coś się stało?- zapytał jego głos- Wróciłem się nieco, jestem na pozycji-

-Mam nieco inny pomysł. Powiedz mi, masz jakiś helikopter na wezwanie?- zapytała niejasno

-Proszę?? Noo, tak. A co?- odparł zmieszany

-Słuchaj, czy wiesz może czy Liga ma jakiś mały nośnik danych w repertuarze. Udało mi się znaleźć coś jak koordynat nadajników-

-To... To zmienia postać rzeczy-

-Jestem tuż przed salą, uda mi się wdać w walkę z nim dzięki temu? Będzie pewnie za wszelką cenę chciał to odzyskać-

-Dobry pomysł. W tym czasie ja zajmę się zakładnikami-

-Dobra, wiem już jak to zrobię-

-Powodzenia-

Suczka westchnęła kończąc połączenie. Już widziała wrota do sali tronowej. Zaraz za nimi znajdował się najgroźniejszy wróg w owym miejscu, zagrażał on zakładnikom o niezliczonej wadze ważności. Musiała go wyprowadzić z pomieszczenia aby Agrafka mógł przejść do działania. Następnie musiała zmierzyć się z magiem wody. Miała na to już pewną taktykę. Miała kartę przetargową która zmienia postać rzeczy. Fioletowe oczy powędrowały od miejsca do miejsca badając wykwintne korytarze i patrząc czy nikogo nie ma. Ani żywej duszy. Agent zrobił drogą robotę z odwróceniem uwagi. Suczce zabiło szybciej serce z obaw. Podeszła bliżej drzwi i nagle zastygła w bez ruchu. Ciało odmówiło posłuszeństwa. Przez pewien moment walczyła ze sobą aby się ruszyć. Aby otworzyć wielkie ozdobne drzwi i ruszyć do działania. Już przemyślała wszystko co ma robić a jednak wciąż nie potrafiła zmusić ciało które zastygło do ruchu. Jej łapa która wyciągnęła się do klamki zaczęła drgać. Tak samo jak fioletowe tęczówki. Trwała tak przez dłuższy czas. Nie rozumiała czemu tak jest, plan jest, cały sprzęt był już gotowy w plecaku. Karta przetargowa znajdowała się w kieszonce uniformu. Nie pozostaje nic jeszcze do czekania. Królowa czeka na ratunek. Londyn czeka. To ostatecznie pomogło się wyrwać z osłupienia. Zmarszczyła stanowczo czoło. Zacisnęła na chwilę łapę. Mocniej usadowiła się na łapach. Po chwili otworzyła bardzo mocnym ruchem drzwi. Te z hukiem wyłoniły jej obraz za nimi. Weszła do środka.

,,Nie ma na co czekać, mimo iż są daleko to szybko mogą zlecieć się mu na pomoc. Oby Agrafka był już blisko"

Jej fioletowe oczy badały pomieszczenie i widok przed nią. Królowa wraz z księciem Filipem była związana, tak samo jak królewska suczka Brittie. Oboję byli w siebie skuleni siedząc na podeście gdzie znajdował się królewski tron. Ich oczy wyraziły wielkie zaskoczenie widząc Łajkę Jakucką wchodzącą do środka. Pomyśleli o jednym, o odsieczy. Następnie zobaczyła psa z sierścią w kolorze niebieskawej szarości który widocznie był nie tyle co zaskoczony ale wprost zszokowany. Niebieskie oczy lustrowały ją szeroko otwarte. Był to ten mag wody. Wejście wyrwało go z obserwacji zakładników jeszcze z zakneblowanymi ustami. On stał nieco dalej ale miał ich w zasięgu ataku. Następnie suczka ujrzała wielki kawał lodu. Był znacznie większy od psa. Po szybkim przenalizowaniu pomieszczenia nie ujrzała już niczego podejrzanego. Zobaczyła okna wzdłuż ścian. Droga ucieczki. Pies otrząsnął się z szoku i po chwili zrobił bardziej złą minę na pysku. Zmarszczył brwi i obrócił się w kierunku suczki. Suczce przeszły nieco ciarki. Dzielił ich aby odcinek drogi. Odcinek czerwonego dywanu. Jednak Alexy nie pozwoliła aby strach wziął górę. Także przybrała bojową minę

-Udało wam się uciec... Dzięki waszemu informatorowi mam rację?- wysunął bardzo szybko trafną analizę co od razu zauważyła Alexy. Pies podszedł o kroczek bliżej jednak wciąż dzieliła ich odległość. Stali na przeciwko siebie

-Bystrzacha z ciebie- skwitowała suczka, mimo komplementu mówiła to jakby z zmusu. Ukradkiem analizowała sytuację jeszcze raz. Zakładnicy z tyłu. Trzech zakładników. Miał jakieś bronie obok słupa zamrożonej wody ale nic poza. Nie było nawet załączonych kamer- Wypuść zakładników nieznajomy draniu!-

-Ma godność Vinny, dobrze wiem jaka twoja, Alexy Marthim...- odparł nieco spokojniejszym głosem przedstawiając się. Alexy otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia jednak potem wróciła do poprzedniej mimiki. Wiedziała z kim ma do czynienia. Pewnie wie też już co nieco o innych z jej drużyny

-Wiesz takie rzeczy? Ew, myślałam że tu dżentelmeni a tu co? Bezbożni stalkerzy- odparła zamykając oczy i wzruszając ramionami. Każdy uniósł brew z zdziwieniu na jej słowa

-Jacy stalkerzy?!- zwrócił uwagę

-Jestem pewna że żadna dziewczyna na ciebie nie leci- dodała wciąż posiadając niewinną minkę i wzruszając ramionami jeszcze raz. Vinny troszczkę się zdenerwował marszcząc jeszcze bardziej brwi

-Nie prawda- odparł oburzony-,,Zaraz moment, czy ona gra na czas? Może udał się z nią jakiś mag?"-pomyślał potem pies szybko stwierdzając swoje przemyślenia- Powiedz mi zatem, jaki żywioł przyszedł aby się zmierzyć z moją wodą? Dobrze przejrzałem jak się wam udało uciec. Informator zadbał o wszystko i wypuścił małpki z klatki. Schemat utarli już moi znajomi w bazie wykonawców. Przejdźmy do konkretów. Powiesz mi. Jak wam idzie bez pomocy liderki?-dopowiedział przechodząc co rzeczy

,,Skubaniec wie jak zagrać. Naprawdę przejrzał jak uciekliśmy, jednak jeszcze nie wie wszystkiego dokładnie. Narzucanie presji jest po naszej stronie idealną bronią"- pomyślała stanowczo analizując sytuację- Nie mam daru tkania, zmierzę się z tobą bez niej-

-Phf... Nie mamy o czym rozmawiać... Wiesz? Mieliśmy ich zabrać dla własnych celów na potem jednak jeśli ktoś by miał nam przeszkodzić mam zielone światło... Nie są dla nas aż tak ważni a ty nie możesz nic już zrobić...- odparł lekko przymrużając górną powiekę. Wypowiedział wszystko poważniejszym dość wysokim głosem. Wziął pojedynczą wiązkę wody i już miał szykować ją do ataku. Cel ataku zaczął wydawać odgłosy i wiercić się w miejscu. Alexy zlękła się a jednak potem przypomniała sobie co ma

-A a a!- przerwała jego czynność, ten spojrzał się na nią pytająco. Suczka wyjęła z kieszonki małe urządzenie i pokazała go dumnie trzymając na widoku. Szybko zauważyła jak Vinny otwiera szerzej oczy w zdziwieniu

-Skąd ty to masz??- zapytał opuszczając wiązkę wody

-Nie interesuj się. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła- odparła mu nieco uśmiechając się- Widząc jak bardzo zszokowany jesteś upewniłam się aby że to dość ważna rzecz prawda?-

,,Szlag!"- pomyślał

-Obstawiam że ,,Koordynat nadajników" powie nam o waszych ważnych miejscach- mówiła z uśmiechem widząc że jest dość zakłopotany. Ten nie odzywał się. Myślał, zauważyła że jest sprytny. Nie mogła dawać mu czasu. Czas musieli krócić im jak tylko się dało. Narzucać własne tempo- Wymienię się? Zakładnicy za ten kawałeczek plastiku...- odparła poważniej

-Nie masz mocy... Odbiorę ci go i przy okazji zdobędę kolejnego ptaszka do klatki...- odparł jej również poczuwając się pewniej. Głos miał spokojny

,,Mam to ciągnąć dłużej?"- zapytała się w myślach- No to życzę ci powodzenia. Mam kolegę maga wody i jestem pewna że się zmiata. Taki mieszczuch nie pozna nigdy rdzennych technik. Możesz co  najwyżej porobić jakieś falę na surfing-

-Zobaczmy zatem...- powiedział uśmiechając się pewniej. Zaczął się zbliżać małymi krokami

Nastała cisza. Zakładnicy przyglądali się uważnie nadal wystraszeni ale z nadzieją. Vinny podchodził coraz bliżej miesząc ją wzrokiem. Ta schowała nadajnik do kieszonki i przybrała pozę gotową. Vinny ponownie wziął wiązkę wody i szybko cisnął ją w kierunku suczki. Ten ruch był taki płynny i szybki że Alexy z trudem go ominęła. Zdała sobie sprawę i że pojedynek bedzie bardzo trudny ale ważne jest to że łyknął haczyk. Przeturlała się a woda ciężko rozprysła się na drzwiach. Pies już miał ponawiać atak jednak suczka postanowiła że zrobi to pierwsza

-Laser!- krzyknęła.

Z jej plecaka wysunął się mały pistolet z laserami który zamontował jej jeszcze wczoraj Tony. Suczka wymierzyła w koniuszek trzymający ogromny, kryształowy żyrandol. Padł strzał z metalicznym posłuchem. Vinny usłyszał aby dźwięk zerwania kabli i ogromny obiekt spadający. Spojrzał w górę i spojrzał jak leci na nieco żyrandol. Zrobił salto w tył. Rzecz rozbiła się z gruchotem o ziemię. Kryształki rozsypały na wszystkie strony. Alexy wstała i szybko rozsunęła jetpack. Z impetem wybiła szybę i zaczęła uciekać. Widziała jak pies już zbiera cały ogrom swojej wody i zmierza za nią.

-Dzwoń do agrafka!- szepnęła głośno. Połączenie nawiązało się- Do dzieła! Dopilnuj aby nie przyszli mu na pomoc!-

-Bez problemu! Wkraczam- odezwał się

Suczka obejrzała się za siebie. Vinny już na fali zmierzał w jej kierunku. Suczka postanowiła że oddali go najdalej jak tylko jest to możliwe.

  • Zmiana scena

-Jesteś pewny że nas posłuchają?-pytała Sarah biegnąc równo z Play’em i Tony’m do którego również kierowała swoje pytanie. Aby dojść do parku trzeba było zostawić jeep gdzieś nieco dalej. Trójka biegła bardzo szybko.

-Na pewno, znają mnie tam, uwierzą mi tak jak mówiłem przed tem- zapewniał poważnie brytyjski pies patrząc kątem oka na biegnącą suczkę

-Wytłumaczysz bliżej czemu im tak podpadł?-spytał Play

-Wood był wielkim sympatykiem tamtego czasu wykonawców, uważał ich za istny klejnot w brytyjskiej koronie. W swoich poematach i pismach dobitnie sugerował ich znacznie większą wartość w Lidze Londyńskiej. Poeci i uczeni zazwyczaj kierowali swoimi utworami lud, w tym przypadku nie było inaczej. Opinia publiczna zaczęła robić swoje. Jednak to nie wszystko, krążą pogłoski takie że wykrywacze odkryli prototyp jego nowych pism. Rzekomo tak dotknięci i wściekli tym co było tam napisane że odrażali się mu i zapowiadali zemstę. Wood to wpływowa persona. Prawie pewnym jest fakt i że u innych ważnych person podburzał autorytet wykrywaczy- mówił Tony wpatrując się przed siebie wracając myślami do tamtych czasów. Sarah i Play spojrzeli się po sobie w biegu

-Wszystko ma sens. Artysta który podburzał wszystkich przeciwko nim, królowa głównie stojąca za dezaprobatą no i ich dawni towarzysze który najbardziej ich poniżyli. Wszystko bierze się z czegoś. Nie są grupką terrorystów która napadnie na co im najdzie- mówił jeszcze poważniej Play stwierdzając fakt. Osobiście nie znosił takiej postawy jednak współczucie do złej Ligi to ostatnie co by odczuł w tamtej chwili. Była to głównie pogarda dla tamtych zachowań

-Ich działania, każde jedne, nie bierze się znikąd. Oni też budowali tą elitę- odparł Labsky

-To fakt że potraktowali ich okropnie ale to nie zmienia faktu rzeczy że nie mają prawa teraz robić takich rzeczy. Oni oboje nie mieli prawa- powiedziała nieco ostrzej suczka patrząc się po pozostałych psach. Zmarszczyła nieco brwi.

-Zgodzę się. Musimy naprawić ich błędy i dać okazję do przemyśleń tamtym zanim będzie za późno- podsumował Tony

-Co z naszymi?- zapytał Play

-Janny i Mickey już walczą, Alexy także. W bazie moi ludzie zaczynają swoją robotę, królowa i książę Edynburga także bezpieczni- odparł oznajmując Tony, przez całą drogę tutaj przechwycał informację

-Wszystko zgodnie z planem, tylko co z naszym liderem?- spytał Play poważniejszym głosem. Cisza która nastała wyjaśnie wskazywała że było to pytanie retoryczne. Tony opuścił wzrok jednak zaraz potem go podniósł

-Wydusimy to z nich- odparł mocniejszym głosem

Resztę drogi przebyli już w ciszy. Bardzo liczyli na to że to ci będą pierwsi i dotrą do Wood’a szybciej. Hyde Park był już nie daleko. Biegli ile sił w łapach. Powoli ich oczy łapały granice wspomnianego parku. W pośpiechu ją przekroczyli. Tony pokierował dwójką do miejsca gdzie była już ustawiona scena. Było już ją widać w oddali. Na razie park tętnił pustkami. Nic dziwnego patrząc się na sytuację która zaszła zaledwie kawałek drogi stąd. Wiadome było że spotkanie nie odbędzie się z racji tego co zaszło jednak trzeba było się upewnić że artysta będzie pod ochroną.  Był kluczowym celem do dokonania w tej masowej zemście. Trójka psów już prawie była na miejscu. Play i Sarah co i raz myśleli o reszcie. O tym czy Mickey i Janny zdołają powstrzymać swoich przeciwników, czy Alexy bez niczyjej pomocy obroni królową i jej rodzinę jak i co najważniejsze, czy Flurr jest cała. Wszystkie myśli dosłownie troiły się w ich głowach, były nie do zniesienia. Zauważył to Tony jednak nie powiedział ani słowa nawiązującego do tego. Był w stanie ich zrozumieć i także był w stanie postawić się w ich sytuacji. Właśnie dotarli na miejsce. Zahamowali przed wielkim elementem architektury. Cała okolica była pusta. Ani jednej żywej duszy. Play i Sarah już teraz postawili się na ogromną czujność. Tony obecnie szukał kogoś znajomego. Wood był już na miejscu, Londyn był zamrożony więc nie było okazji go ewakuować. Pies i jego bursztynowe oczy rozglądały się za kimkolwiek. Nagle usłyszeli głos chodzenia po drewnianej scenie, dokładniej głos dochodził za sceny, od strony technicznej. Każdy kiwnął porozumiewawczo i zaczął się tam kierować. Na ich szczęście był tam aby sprzątający.

-Kto wy za jedni?- zapytał widząc trójkę psów- Co wy, ci z Ligi?-

-Nie, proszę zaprowadź nas do dyrektora Mayflowera- powiedział stanowczo jednak nieco spokojnie aby zbędnie nie robić zamieszania i aby nie martwić zwykłego pracownika

-Do nikogo nie zaprowadzę! Nie mam pojęcia kim jesteście! Wynocha mi stąd- odparł bardzo ofensywnie a nawet zaczął wygrażać się miotłą.

-To łącznik samej królowej, proszę dajcie nam spotkać się z dyrektorem spotkania. To piekelnie ważne!- mówiła Sarah także chcąc być przy tym spokojna jednak jej niecierpliwość brała górę. Jej oczy były z pozoru opanowane jednak w znacznej części piorunowała nimi zielonookiego sprzątacza

-A co wy jak z tej całej ligi? Już wystarczy że na królową naszą i na dobrych rękę podnieśliście! Nie chcemy więcej krzywd!- mówił ostentacyjnie nadal dzierżąc w dłoni miotłę i kierując ją w kierunku psów i suczki

-Krzywda to kolejna się stanie gdy nie dopuścisz nas do Mayflowera. Mamy ważne wiadomości odnośnie tego co jeszcze planują, myśl i wywnioskuj czym zrobisz większą krzywdę i kto tu właściwie ją zrobi- odezwał się w końcu Play mówiąc bardzo stanowczo i poważnie. Jego złote oczy wyraźnie dawały znać że nie żartuje. Swoje nerwy trzymał mocno na wodzy i przewodziło nim opanowanie emocji. Zielonooki po tych słowach zaczął się poważnie zastanawiać. Wciąż ciążyły nim silne emocje ale tym razem zaczął myśleć

-Nie wierzę wam. Wynocha!- mówił w końcu lekko łamliwym głosem ale nadal bardzo atakującym. Każdy westchnął poirytowany

-Słuchał mnie wąsaczu, jeśli zaraz- mówiła Sarah której nerwy puściła, już szła w kierunku sprzątacza który zaczął trzymać mocniej i drżącymi rękami miotłę. Jednak jej groźbę przerwał głos i postać która wyłoniła się zza zakrętu

-Co to za krzyki?- zapytał mocny i doniosły głos. W końcu pojawił się dość wysoki mężczyzna. Miał on brązowe włosy uczesane starannie jak i wąsy. Był ubrany w garnitur z czerwonym krawatem. Spojrzał się nieco z niedowierzaniem, jednak jego oczy wyłapały osobę którą znał- Anthony?-

-Panie Mayflower, dobrze pana widzieć, mamy pilne wieści- odparł z ulgą Tony i wyszedł nieco przed szereg

-Co ty tu robisz, zaatakowali królową z rodziną, jak i Ligię Broocklena. I co to za dwa psy?- pytał się zdezorientowany ale nieco spokojny

-Nie mamy czasu na dłuższe wyjaśnienia. To jest Play i Sarah, dwójka bardzo wprawionych magów, czysta elita w tkaniu żywiołu. Grupa do której należą miała zatarg z Ligą Londyńską. Przybyła tutaj aby wyrównać rachunki z nimi, udało im się rozgryźć plan wczoraj, jednak Robertson ponownie pokazał swoją inteligencję, przechytrzył wszystkich. Pozostali członkowie grupy obecnie ruszyli na pomoc i Lidze Broocklena jak i naszej królowej. Następnym atakiem, a konkretnie osobą na którą miał być atak jest Wood. Ta dwójka będzie go chronić- mówił klarownie Labsky. Dwójka mężczyzn, i sprzątacz i Mayflower patrzyli się z niedowierzaniem. Sarah i Play mieli poważne miny.

-Odkryliśmy ich bazę- dopowiedziała Sarah

-Nie do wiary, czy tamta Liga wam pomogła?- zapytał mężczyzna w garniturze

-Ta, pomogła-mruknął ignorancko Play

-Przekażcie im Wood’a. Będzie w najlepszych rękach w jakich może być teraz- poprosił Tony patrząc w oczy jego znajomego

-Nie mam żadnych zastrzeżeń. Ukryliśmy go w pobliskim budynku. Zaprowadzę go do was- odparł niezwłocznie Mayflower i gestem ręki wskazał stronę gdzie był ukryty sześćdziesiąt letni mężczyzna. Każdy już wstał na łapy i już mieli iść jednak nagle odezwał się sprzątacz

-Ale Pana Wooda nie ma chyba w tamtym budynku- odparł niepewni mówiąc, każdy momentalnie odwrócił się w jego kierunku

-Co?!- zapytali chórem jednak najgłośniej Tony i Mayflower

-Pan Thomas powiedział że chce się przejść i nie wiadomo czy już wrócił. Chcieliśmy go powstrzymać jednak ten się uparł. Mówił że chce popatrzeć się na to czego też jest trochę winien, czuł się jakiś poruszony, naprawdę nie wiem jak to ubrać w słowa…- mówił czując piorunujące spojrzenia na sobie. Spojrzał w dół. Jego dłonie trzymające miotłę drgały

-Rychło w czas- skwitowała szorstko Sarah z gniewem

-Nie no to jest jakiś żart!- odezwał się Tony

-Dobra, nie panikuj. Ja pójdę sprawdzić do budynku, Ty Sarah sprawdź okolicę, w razie coś powiadom mnie. Ty Tony i Ty panie Mayflower skryjcie się gdzieś- mówił od razu Play patrząc się po wymienionych osobach. Każdy skinął głową.

Zaczęli biec w swoje strony. Sarah na chmurze powietrze wzbiła się w górę w poszukiwaniu pisarza. Play natomiast ruszył do budynku, Mayflower wraz z Anthony’m dla bezpieczeństwa poszli w inną stronę. Do innego bezpiecznego miejsca. Pies o złotych oczach biegł ile sił miał w łapach, jednocześnie rozglądając się o opustoszałej okolicy. Nieco obawiał się że to Sarah natknie się na wroga. Wolał aby to był on. Był już lada moment na miejscu. Przeszedł ulicą na drugą stronę. Stanął przed wielkim piętrowym budynkiem. Stylem zbudowania był stary. Pies rozejrzał się raz jeszcze po okolicy upewniając się czy nikt go nie śledził. Gdy był pewny wszedł w górę po schodach i bezpiecznie otworzył wielkie drewniane drzwi. Wszedł do środka. Było ciemno jednak nie zapalił światła. Był najostrożniejszy jak tylko mógł być na tamtą chwilę. Powoli kroczył po drewnianej podłodze. Po jego prawej dostrzegł schody i zaczął iść po nich. Jego łapy delikatnie stąpały po stopniach. Dotarł już na pierwsze piętro. Schody zaprowadziły go do korytarza w którym była masa drzwi. Niektóre oznakowane a niektóre nie. Dostrzegł na drzwiach tabliczkę z napisem „Thomas Wood”. Pokierował się do nich. Stanął przed nimi i westchnął. Był gotowy na obronę i też szybką interwencję. Chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Jego złote oczy rozszerzyły widząc to co było przed nim. Na krześle, związany siedział Wood. Miał on zaklejone usta a oczy pełne strachu ale jednak i trochę spokojne. Najbardziej rzuciło się mu w oczy jednak to kto był za pisarzem i przystawiał mu broń do skroni. Masywny owczarek niemiecki z opaską na jednym oku. Jego mina była gniewna i bardzo poważna. Jego łapa trzymająca broń nie drgnęła ani na chwilę, tak samo jak całe jego ciało. Widać było że jest solidny. Biło od niego wrogością. Zielone oko mierzyło Play’a stojącego w drzwiach.

-Ani kroku dalej- wycedził z pyska każde słowo bardzo poważnie i mocnym głosem. Dobitnie pokazując co jest stawką. Play analizował sytuację jak tylko mógł. Badał co może jeszcze zrobić. Ale wyglądało na to że stał pod ścianą.

-Odejdź od niego. Nie masz prawa zrobić mu krzywdy- odezwał się po krótkiej ciszy chowając swoje zaskoczenie i przybierając również powagę jak i zdecydowanie w głosie.

-Nie jesteś to w roli negocjatora, twoja towarzyszka także- odparł momentalnie na odpowiedź. Druga część zdania spowodowała u Play’a zaskoczenie. Ned widząc to ponownie zabrał głos- Tak, śledzili was agenci w tamtej chwili. Wiemy o drugiej osobie. Jednak nie obawiaj się, moi agenci zajmą się już nią, nawet jeśli uda się jej pokonać ich to na tych kamerach zobaczę czy będzie tu iść. Gdy przekroczy drzwi w których stoisz, ten tu pożegna się z swoją nędzną egzystencją-

-Czyli co, jesteś tu po to aby go sprzątnąć? Czemu do diabła nie zrobiłeś tego od razu, zanim zdążyłem się pojawić?- spytał Play poważniejszym głosem. Widział to wyraźnie Ned. Play nie był bardzo przestraszony. Wiedział jak ma się zachować

-Są inne plany co do niego. Plan zakładał coś znacznie innego niż sprzątnięcie go. Ów plan zakłóciliście wy. Cóż, nie znoszę gdy plan nie idzie po myśli jednak w tym przypadku mogę to jakoś znieść. Poigram sobie z nim tak jak on i cała reszta igrała z nami!-

-Podobny schemat co z królową. Wiesz co tam się dzieję mam rację?- odparł Play wyglądając jakby nie wpłynęły na niego znacznie wypowiedziane słowa przez psa

-Tch. Zapewniam że tutaj będzie inaczej. Wiem także wszystko związane z waszą ucieczką- odwarknął mu

-Nierozsądne. Mogłeś go zabić już zaraz bądź też od razu dać z nim dyla. Ryzyko nie powodzenia jest bardzo podobne-

-A po co miałbym brać tylko jedną pieczeń jak mogę na jednym ogniu zdobyć aż dwie? 15 minut. Tyle czasu zostaje. Po przepłynięciu tych minut ty pójdziesz ze mną. Dołączysz do swojej liderki...- na te słowa Play bardziej zmarszczył brwi w lekkiej złości. Wbił łapy w ziemię. Bez problemu patrzył się w jego oko z pewnością

,,Gdybym tylko mógł jakoś odwrócić jego uwagę... Powalam go w walce bez słowa... Ale nie mogę tak narazić Wood'a"- pomyślał

-Ruszysz się, zginie. Twoja towarzyszka wejdzie do środka, także zginie...-

Play stał w miejscu, na razie rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy, wraz z Woodem wymienili spojrzenia. Starszy mężczyzna lękał się a jednak w oczach miał taki spokój. Zegar śmierci właśnie zaczął tykać

  • Zmiana sceny

Walki trwały. Można by było pomyśleć że Londyn czeka tragedia jednak los podał inne karty. Drużyna szeryfa mimo iż oszukana to była w stanie stawić się wrogu i stanowić nawet naprawdę spore zagrożenie. Nadarzyła się i okazja gdzie to oni dyktowali warunki. Nadzieja która wydawała się gasnąć z każdym niepowodzeniem wciąż zapalała się na nowo. Została aby ostatnia prosta. Musieli porzucić myśl o ratowaniu swojej liderki. I tak nie wiedzieli gdzie mają ruszyć jej na ratunek. Było to tak trudne jednak to wciąż był jej rozkaz spisany na kartce wczoraj w nocy. Flurr cały czas próbowała się uwolnić. Ona też się nie poddawała. Z całych sił próbowała się wyrwać. Była bezsilna. Żadna z jej mocy nie mogła pomóc. Bomba wciąż była aktywna. Suczka z niepokojem spoglądała na swoją łapę co i raz. Jej łapa już była lekko nadwyrężona on uderzania o metalową zaporę. Ta ani drgnęła. Niczym stal trwała w miejscu. Próbowała nawet nachuchać ogniem z bombę. Mimo żaru i tak dużego by nie podpalić sobie łapy bomba wciąż odliczała czas. Suczka nie wiedziała co ma robić

-Pomocy!!!-krzyczała z całych sił, byle by ktoś ją usłyszał. Jednak cisza która jej odpowiedziała bolała jeszcze bardziej. Gdzie ona była? Wszystko wychodziło na to że już nikogo w okolicy nie było. Nawe agentów Ligi. W międzyczasie w próbach uwolnienia się myślała czy jest może gdzieś za miastem. Na zupełnie drugim końcu tego kraju, o ile jeszcze znajdowała się w jego granicach. Jednak szybko zdementowała tą myśl, Akro musiał być w pobliżu poprzez całą nos gdy przygotowali atak. Nie fatygował by się taki szmat drogi aby z nią porozmawiać. Zatem szybko kontrolował z miejsca ale ukrycia. Flurr opadła z sił, oddychała ciężko. Przemęczona i z obolałymi łapami. Czy to tak przyjdzie jej skończyć?- Niech mi ktoś pomoże! Proszę!!!- zakrzyczała już lekko desperacko

Głos tylko obił się o ściany i utworzył echo. Pozostała w tych czterech ścian. Nie było nikogo w pobliżu tak jak było wspomniane. Suczka zaczęła rozmyślać jaki żywioł może pomóc. Nie chciała się jeszcze poddawać. Musiała jakoś walczyć. Tylko jak skoro nie ma już żadnych opcji. Walczyła już sporo czasu. Mimo że próbowała każdego żywiołu oprócz wody której nigdzie nie miała to to nadal nic nie dało. Zaczęła myśleć o najczarniejszych zakończeniach tej sytuacji. Przeszło po niej jakieś dziwne uczucie. Uczucie które znała słabo ale zawsze przyprawiało ją o chwilowy paraliż. Była to sytuacja podbramkowa. Sytuacja bez wyjścia. Jej żółte tęczówki zaczęły drgać. Wszystkie wspomnienia powróciły. Te z dzieciństwa gdzie spędziła w Pradze. Widziała pyski swoich braci. Wszystko przychodziło na raz. Nie mogła się skupić tylko na jednym bo zaraz pojawiały się kolejne. Głowa zaczęła ją boleć. Serce przyspieszyło tempa.

-Nie... To nie może być koniec...- opuściła głowę patrząc się w dół a następnie na bombę-,,Nawet jeśli nie uda mi się wyjść z tego żywo... Błagam niech tylko oni przeżyją, niech tylko im się uda. Razem będą mogli i może pokonać Akro... Jednak to nie jest ważne. Najważniejsze jest to aby zrobili to co do nich należy dzisiaj. Osłabią Akro i całą Ligę... Mój następca tego dokona..."

W głębi duszy naprawdę nie chciała umierać. Chciała przeżyć z nimi jeszcze tyle chwil. Być avatarem i szeryfem. Znowu wspomnienia wróciły. Tym razem pamięć sięgnęła nauki żywiołów. Wielkie poruszenie tym wywołane w jej domu. Jej nowa służba. Udało się jej złapać choć jedno wspomnienie. Było to wspomnienie z nauki magii ziemi. Nagle ją olśniło. Otworzyła szerzej oczy i uniosła głowę w górę łapiąc powietrze.

-Zatem dobrze młoda damo. Dzisiaj nie chciałbym cię nudzić typowymi formułkami z magii ziemi. Opowiem ci o sub elemencie jaki ten żywioł nam daję- zaczął mówić nauczyciel magii ziemi o złotych oczach. Następnie wyjął z torby kawałek o metalicznej barwie. Okazało się że był to sam metal. Suczka uniosła brew w zdziwieniu. Wsłuchiwała się w każde jego słowo. Pies z uśmiechem trzymał w jednej łapie metal a druga łapa powędrowała nieco nad rzecz- Jako mag ziemi udało mi się kontrolować i metal. Jednak to nie wszystkie sub elementy ziemi. Koło metalu zaraz siedzi lawa choć tej nie udało mi się odblokować. Tak czy siak. Jako avatar będziesz mogła też go tkać. Zupełnie jak całą resztę sub emelentów nie tylko ziemi. Wszystkich żywiołów. Aby tkać ten kawałek surowca musisz mocno skupić się na centrum. Rdzeniu tej bryły. Musisz w głowię uważać to za kawałek gliny, zmiękczyć to a następnie rzeźbić. Możesz następnie zrobić z tego co zechcesz. Ciecz czy stan stały. Skup się bardzo mocno i wyobraź sobie ruch jaki chcesz użyć. A zobaczysz że to prostsze niż robienie ludka z plasteliny-

Gdy przypomniała sobie co trzeba wypuściła wspomnienie. Szybko obróciła się w stronę lewej łapy. Palce były swobodne. Przedtem nie udawało się jej ale wiedziała w czym jest problem. Musiała po prostu chcieć to zrobić. Przedtem nie miała takiej presji. Teraz miała szansę. Palce u łapy suczki skierowały się na metal który ją przytrzymywał. Bardzo się skupiła na kawałku metalu. Zrobiła dokładnie to co mówił nauczyciel. Wyobraziła sobie ruch gdzie środek przesuwa się do przodu. Ten po chwili faktycznie drgnął. Flurr uśmiechnęła się triumfalnie i zaczęła ponownie czynność. Wzięła słyszalnie oddech. Jej ogon machnął w tą i we w tę. W jej oczach błysnęła nadzieja. Metal po chwili odleciał oswobadzając łapę. Suczka zrobiła tak samo z kolejnymi trzema łapami. Po chwili stała już na wszystkich łapach. Ogarnęła ją euforia która dodała sił. Rozciągnęła się i próbowała zrobić to samo z bombą. Lecz ta ani drgnęła. Akro miał rację. Tylko on może ją wyłączyć.

-Nie ma czasu, muszę ruszać!-

Żółtooka suczka szybko skierowała się do drzwi i otworzyła je gwałtownie. Drewniane drzwi wyłoniły jej obraz z nazewnątrz. Niebo było szare jak zwykle. Była w nieznanym miejscu. Wybiegła z małego składziku stojącego na obrzeżu ulicy i zaczęła rozglądać. Za składzikiem usłyszała szum wody. Obejrzała się. Była to Tamiza. Przed nią były bloki i reszta miasta. Spojrzała w swoje prawo i dostrzegła budynek odstający od reszty. Wyglądał na starszy i opuszczony. Nie pasował do bloków które były obok niego. Całość była ogółem na tyłach tych budynków. Zapewne to tam znajdował się Akro który monitorował wszystko właśnie stąd. Szeryf doszła do wniosku że to jej szansa i to że to są totalne obrzeża tego miasta. Bezwłocznie pobiegła w jego stronę a jednak rozglądała się za możliwym atakiem. Jednak nie widziała ani jednej żywej duszy. To jest idealne miejsce dla Akro. U niej i nadzieja podała pomocną łapę. Miała jedno ważne zadanie. Zmierzyć się z Akro ostatecznie.

  • Zmiana sceny

Rudy psiak bardzo zręcznie unikał płomiennych pocisków wroga. Oddali się coraz bardziej od miejsca bomby pozostawiając Lix i Janny’ego w oddali. Miejsce walki było dość trudne. Wszędzie były jakieś stoliki i ogółem mała przestrzeń. Tago posłał wielki płomień który zajął całą objętość korytarzu w którym Mickey biegł i kierował się właśnie do niego. Szybko obejrzał się do tyłu. Tupnął przednimi łapami. Wyrósł za nim mur na całą wysokość i szerokość korytarzu. Odbiegł nieco dalej i zwolnił będąc ciekawy czy udało mu się choć trochę zatrzymać przeciwnika. Mur ziemi stał. Jednak za chwilę nagle mogło by się wydawać że prześwituję przez nie jakiś czerwony kolor. Momentalnie ogień przebił się przez mur rozwalając go na kawałki i zapalając okolicę. Żar i moc żywiołu była najwidoczniej tak duża że była w stanie rozwalić mur który i tak był dość wąski. Przez wyrwę wszedł Tago powoli i mierząc wroga gniewnym spojrzeniem. Mickey stanął naprzeciw niemu w dość dużej odległości nieco cofając się do tyłu. Wyraz psiaka był poważny jednak mniej pewny siebie

,,Taktyka na wymęczenie go przez uciekanie nie jest dobrym rozwiązaniem”- pomyślał a jego oczy migotały odbijając na sobie płomienie przed nim

Tago nie odezwał się ani jednym słowem. Zmarszczył jeszcze bardziej brwi. Mickey był już gotowy do dalszej walki. Zdecydował się walczyć w otwartej walce. Przybrał bojową pozę i można było się domyślać że daje pierwszy ruch napastnikowi. Pies z ligi prawą przednią łapą posłał błyskawiczny wręcz płomień w kierunku psa w chuście. Ten zszokowany szybkością podskoczył i zrobił salto w tył. Widząc ukradkiem że ten szykuję się do następnego ataku już w locie zakręcił się parę razy w pionie i posłał łukowaty powiew wiatru w stronę przeciwnika. Ten widząc to momentalnie przerwał przygotowania do dalszego ataku. Powietrze odesłało go z wysokim impetem w tył. Jednak to nie był koniec zagrania psa w zielonej chuście. Mocno tupnął łapami i tuż za Tago wyrósł mur ziemi. Pies uderzył o niego dość solidnie i upadł na ziemię wydając dźwięk bólu. Chwiejnie jednak dość szybko wstał na nogi i gniewie spojrzał na przeciwnika. Ten miał poważną minę.

-Nie do wiary… Mag powietrza i ziemi w jednym ciele. Przecież to zaprzeczenie samemu siebie- powiedział pogardliwie i złym tonem patrząc tak jeszcze bardziej na Mickey’ego.

-A, czyli przerwa na szyderę z wroga. Nie wiedziałem że taki mieszczuch posiadający magię a nie posiadający dojścia do rdzennych nauk może potrafić więcej niż użycie magii choćby jako podpałki do grilla-odparł dość pewniej siebie pies o niebieskich oczach uśmiechając się pewnie i przewracając oczami

-Ja już ci pokaże co jestem w stanie…-powiedział jeszcze bardziej zacięcie i z pogardą mając lekko uchyloną głowę. W mgnieniu oka wystrzelił z łapy ogień który takie błyskawicznie ruszył w kierunku psa.

Ten ponownie zrobił salto i przybliżając się bardziej na płasko do podłogi przy lądowaniu, opierając się na przednich łapach zrobił półkulisty obrót tylnią częścią ciała robiąc kolejny podmuch, tym razem aby podciąć przeciwnika. Ten jednak w porę wyskoczył w górę i stamtąd również posłał dwa pociski ognia. Mickey zrobił przed sobą murek a następnie górą część skierował w kierunku Tago który jeszcze był w powietrzu wyminął go bez problemu. Następnie dotykając jedną łapą podłoża utworzył murek ognia. Rudy kundel który właśnie z tamtego miejsca miał zacząć nowy ruch zatrzymał się w ostatniej chwili. Jakby w zwolnionym tępię ogień buchnął w rządku tuż przed jego nosem. Szeroko otwarte niebieskie oczy podążyły szybko za kierunkiem wzrastania ów muru. Gwałtownie się obrócił. Tago już był blisko niego. Wzbił się w powietrze i podczas tego obrócił się w miejscu stworząc pierścień ognia. Ten nieprzyjemnym, piekącym i gorącym w odczuciu bólem odepchnął Mickey’ego nieco dalej wzdłuż naprawdę długiego korytarza. Pies przeturlał się. Szybko jednak wstał otrząsając. W okamgnieniu wziął powietrze w płuca. Jego oponent był blisko niego. Po raz kolejny ogień ruszył w jego stronę a już w tej pozycji poczuł jego żar. Z trudem uciekł w bok uderzając nieco za bardzo w ścianę. Pojawiły mu się nawet gwiazdki przed oczami. Jednak szybko otrząsnął się. Tago był kolejny raz blisko niego. Osuwając się po ścianie i widząc kątem oka co zamierza wróg podskoczył blisko ściany i uderzył przednimi łapami w obszar tuż przy suficie. Dany kawałek ściany obrócił się jak kołowrotek. Mickey zniknął za ścianą pozostawiając za sobą pocisk żywiołu który uderzył o ścianę. Pies śmiał się lekko pod nosem zadowolony z inteligentnego wybrnięcie jednak jego uciechę przerwał fakt że przeszedł już na zewnątrz. Był na około czwartym piętrze. W ostatniej chwili wysunął jedną cegiełkę i złapał się jej. Dyndał wysoko nad ziemią.

-No to było głupie- skwitował

Poczuł ponownie żar za ścianą. Tago ponownie zaczął atakować. Mickey zahuśtał się parę razy i wysuwając sobie poszczególne cegły niczym małpa zaczął je łapać i przeskakiwać na miejsca. Pies ligi ponownie ogniem wywarzył otwór w ziemi. Widząc działania jego wroga zaczął próbować trafić pomniejszymi atakami jednak rudy kowboj i jego zwinność byli niepokonani działając razem. Mickey obracał się z gracją i dobrą precyzją. Wybijając się w powietrze nawet pokazał w kierunku Tago język. W psie gotowała się krew. Czuł się jakby się z nim bawił. Usadowił się dobrze na łapach i jedną z nich posłał subtelny atak w kierunki Mickey’ego. Uderzył on zaraz pod Mickey’m. Ten podskoczył. Mała iskierka jednak spadła na jego ogon

-AU!-syknął zaciskając zęby. Jednak będąc w powietrzu postanowił że tym właśnie teraz zaatakuję. Posłał łapę w kierunku psa wychylającego się z otworu. Ogromny podmuch sprawił że szybko schował się bardziej do środka. Gdy podchodził ponownie aby wyjrzeć Mickey wyjrzał z góry. Tago zląkł się nieco na jego widok.

-Gdzie się wybierasz?-zapytał z uśmiechem kowboj. Tago zdążył zareagować w czas gdy Mickey przewinął się od razu i jego tylnymi łapami utworzył wir powietrza. Na tyle mocny że mocno wbił się w ścianę. Mickey ruszył za ciosem i tym razem stojąc już na gruncie tupnął przednimi łapami. Z ziemi wyskoczyły dwa pociski z ziemi. Od razu ruszyły w kierunku Tago. Ten jednak przygotował się na czas. Uciekł w bok. Kawałki ziemi rozbiły się o ścianę. Pies z drużyny avatara wszedł ponownie do środka. Stali naprzeciwko siebie. Tago oddychał wyraźniej bardziej intensywnie. Miał opuszczoną głowę. Jego futro było już zakurzone w efekcie walk. Jego grzywka była niesfornie roztrzepana. Mickey też był poobijany jednak trzymał się na łapach znacznie lepiej i stabilniej. Nauczony aby przeciwnika nie lekceważyć był gotowy do dalszego odpierania ataków i wyprowadzania swoich. Jego oczy czujnie obserwowały dyszącego członka ligi.

-Mówiłeś o nie posiadaniu dostępu do rdzennych nauk prawda?- zapytał tajemniczo w końcu w mgnieniu oka zmieniając swój głos na stabilniejszy

-Em, no ta- odparł nieco zdezorientowany pies

-Kiedy nie masz tego czego chcesz to zadawalasz się tym co masz, a nawet więcej, sam to udoskonalasz dopóki nie osiągniesz efektu takiego jaki był twój cel- odparł bardziej zażarcie w głosie

-Chyba ta a co- odparł krótko-,,Jeju jaki popaprany koleś”-pomyślał

-Użyję czegoś na co twoja inteligencja nie pozwoli…-oznajmił spokojniej

Mickey uniósł brew. Bardziej nabrał czujności gdy Tago wyprostował się ponownie do walki. Zamknięte oczy otworzył. Lodowato błękitne tęczówki wnikliwie popatrzyły się na rudego psa w chuście. Ten dosłownie już na szpilkach wyczekiwał następnego ataku ale ten się dłużył i dłużył. Tago posunął lekko łapę po ziemi. Ponownie zamknął oczy. Jego oddech był wyrównany. Wyglądał na bardzo skupionego. Kowboj wnikliwie się temu przyglądał. Jednak do czasu. Całą chwilową harmonię bitewną przerwała jedna myśl

„Chwila, zaraz, moment, co ja robię?? Przecież on teraz naładowuję swoją nową umiejętność”- pomyślał i strzelił mentalnie sobie w głowę łapą

Mickey błyskawicznie skierował mur ziemi w kierunku psa który wciąż miał zamknięte oczy. Ziemia biegła szybko, już się wydawało że uderzy w Taga jednak ten dosłownie ułamek sekundy przed otworzył oczy i zrobił unik uchodząc nieco w bok. Niebieskooki zaczerpnął tchu widząc jak sprawnie to zrobił. Jednak nie ustąpił. Urywek z murku oderwał i gwałtownie rzucił w niego stronę. Ten jednak ponownie zrobił zręczny unik. Tak jakby chociaż w jakimś małym stopniu był w stanie przewidzieć ruch. Tym razem nadeszła pora na jego ruchy na szachownicy. Przedstawiciel ligi oparł się na tylnich łapach i rozłożył przednie w dwie strony. Łapy zajęły się ogniem a następnie zwróciły się z kierunku przeciwnika. Ten zaskoczony uciekł w bok. Ogień minął go ale znowuż pojawił się następny. Ataki Tago były częstsze i częstsze. Precyzyjne. Wszystkie ataki Mickey’ego wydawały się być chociaż trochę przewidziane. W międzyczasie zastanawiał się co znaczyły jego poprzednie słowa. Powoli dochodził do wniosku że potrafi wyczuć drgania ziemi. Co stawiało rudego psa w bardzo trudnej sytuacji. Postanowił że zaprzeczy temu. Odbiegając nieco dalej obrócił się i zaciskając zęby zrobił ogromny wymach przedniej części ciała do góry a następnie tak tupnął w grunt łapami że jego tylnia część podskoczyła do góry. Ziemia zaczęła rosnąć coraz bardziej w kierunku Taga. Wydawało się że z tego już się nie wybroni jednak ten skoczył w górę i znalazł się na rosnącej ziemi. Wraz z nią piął się w górę. Rudy pies przyglądał się temu z ogromnym zdziwieniem i większym co i raz zakłopotaniem. Pies z obrożą znalazł się naprawdę wysoko. Nagromadził ogień a następnie wytkał go z łap. Pojawił się największy ogień od początku batalii. Ogromny płomień nie był już do uniknięcia. Mickey dostał nim. Odleciał na naprawdę spory kawał. Drugi kawał przeturlał się wydając z siebie dźwięki bólu. W końcu uderzył o ścianę kończącą korytarz. Upadł strasznie obolały. Dosłownie przyszpilony do ziemi. Jego ciało nie chciało wstawać. Czuł się nieźle pogruchotany. Z małymi jęknięciami powoli unosił głowę. Nieco szybciej to zrobił widząc jak jego przeciwnik już rusza na niego z kolejną serią ataków.

  • Zmiana sceny

Plan na papierze szedł zgodnie z ustaleniami. Alexy miała aby jeden cel. Wywieść maga daleko w pole. Tak aby pomoc mogła ruszyć do zakładników w pałacu. Ich potyczka przeniosła się na tyły pałacu, głównie otwarta przestrzeń. Agent Ligi Londyńskiej pędził na swojej fali którą zabierał za sobą, gdy parł do przodu. To "zwierzyna" w tym pościgu nadawała tempa. Suczka wiedziała że tej walki nie musi wygrywać, mimo to nie wiedziała czy wszystko jest pod kontrolą. Dlatego też parła przed siebie. Vinny gonił ją wytrwale. Był w duchu wściekły że plan wziął w łeb, a jednak postawił sobie nowy cel. Musiał za wszelką cenę odzyskać koordynat lub przynajmniej go zniszczyć. Wystarczyło aby zalać go wodą. Małe urządzenie nie zniesie przemoknięcia i w chwili przestanie działać. Mag wody próbował trafić w mknącą przed siebie Łajkę. Pojedyncze sople lodu z zawrotną prędkościom zmierzały ku Alexy która z trudem starała się ich unikać. Takowe o bardzo ostrych krawędziach zdążyły ją skaleczyć. Na szczęście rana była dość płytka. Nie miała czasu na ból. Vinny nie opierał się tylko na jednej i tej samej fali. Czerpał wodę z okolicy i zwiększał swoje źródło. Pies był skupiony i zaczął coraz celniej trafiać w przeciwniczkę. Stawka była za wysoka.

"Niech to ją szlag! Ci w pałacu mają teraz niezły bajzel. Pewnie uwolniono wszystkich zakładników. Koordynat miał nam służyć do lepszej logistyki, a teraz przez niego mamy kłopoty. Nie jest na nim za dużo, nie może być na nim dużo informacji kluczowych, ale nawet to nie może wyjść na światło dzienne. Muszę się pospieszyć! Wystarczy ją jakoś porządnie zlać wodą. Musi go mieć w jakieś kieszonce"- myślał skoncentrowany Vinny czując wiatr w swoim niebieskawym szarym futrze. Analizował bardzo szybko sytuację

Łapę skierował w bok i sprawnym ruchem przygotował wodną wiązkę. Obracając się skierował ją w łapę Alexy. Ta kątem oka zejrzała to. Zrobiła beczkę w powietrzu kierując się w bok. Atak ponowił się co i raz. Tamtą wodę także udało jej się w miarę płynnie ominąć. Utrzymywali się dość wysoko nad ziemią. Teoretycznie suczka mogła by poszybować nieco wyżej, jednak zdawała sobie sprawę że pies za nią szybko by to wychaczył wzrokiem i zaczął interwencję. Starała się myśleć jak najszybciej jak tylko mogła. Gdzie ma teraz lecieć? Pomyślała że mogła by polecieć w miejsce gdzie znajduję się ktoś z drużyny. Szybko wycofała się z tego. Nie wiedziała jak sytuacja przebiega tam u nich. Czy nie była by kłopotem. Wiedziała że nie może po prostu bawić się w kotka i myszkę. Taktyka na wymęcznie wroga też była za czasochłonna. Doszła do wniosku że na pustej przestrzeni jej wróg ma właściwie przewagę. Serce zaczęło jej szybciej bić. Ze skupienia wyrwało ją jedne zjawisko. Poczuła na nosie krople wody.

,,Nie, nie, nie, nie! A niech was diabeł brytyjska pogodo!”- zaczęła myśleć panicznie suczka. Jeszcze deszczu jej tu brakowało. I tak jej oponent miał wody pod dostatkiem. Gdyby zaczął teraz padać deszcz przegrana była by już pewna. Musiała się spieszyć. Lecieć przed siebie. Najlepiej w głąb miasta. Mogła by wtedy jakoś uciec. Suczka lecąc na swoim Jet-Pack’u spojrzała w dół. Wydawało się że woda pod panowaniem psa zaczęła się zwiększać. Wydała z siebie zaniepokojone wzięcie powietrza.

Vinny dostrzegł to. Powoli uśmiechnął się pewny siebie. Wyczuł strach i pojawiającą się panikę. Poczuł zwiększającą się przewagę, o ironio, bo to on musiał się spieszyć. Postanowił. Zostało aby sprowadzić ją na ziemię. Miał już pewien plan. Podążając na swojej fali postawił się na tylne łapy i zacząć obracać w kółko. Fala przekształciła się w wir wodny. Sam znajdował się w samym środku. Po chwili był na podobnej wysokości co suczka w locie, nawet nieco wyżej w linii prostej poziomej. Wyodrębnił pojedynczą wiązkę wody i z zamachem posłał ją prosto na suczkę przed nim. O dziwo. Woda jakby umyślnie chybiła. Jednak nie. Zamroził na chwilę palniki. Suczka z krzykiem zaczęła lądować mimo iż palniki rozgrzewały lód. Równowaga zaczęła szwankować.  Upadła wokół blisko postawionych siebie drzew. Z gruchotem przeturlała się po ziemi przy tym poskakując wy wydając z siebie dźwięki bólu. Stoczyła się. Pies nie szczędząc ani chwili zatrzymał wir wody i powrócił do fali. Gdy Alexy stawała obolała próbując ukoić ból mięśni Vinny był już przed nią. Ta wzięła powietrze ze zaskoczenia

-Nie odlecisz mi już ptaszyno- odparł uśmiechając się podle. Po chwili zmarszczył brwi. Wzbił się w powietrze i obrotem posłał wodę na Alexy. Ta nie była w stanie zrobić uniku. Woda uderzyła ją boleśnie i ponownie przeturlała się ocierając o podłoże. Odleciała na dość spora odległość. Ostatecznie wylądowała w pozycji leżącej na boku. Plecami do oponenta. Przylgnęła do ziemi. W kontraście do tego jak się czuła trawa w której leżała wydawała się być tak bardzo wygodna

-Niech to szlag- szepnęła obolałym głosem, słyszała już jak kroczy do niej. Zebrała siły i momentalnie wstała przekręcając się pyskiem naprzeciwko.

Dwójka psów stała naprzeciwko siebie patrząc sobie chłodno w oczy. Suczka domyśliła się że będzie próbował za wszelką cenę zniszczyć nadajnik który miała przy sobie. Nastąpiła cisza. Wiatr kołysał wszelką roślinę w pobliżu. Łajka jakucka widziała w swoich goglach na oczach że silnik wyszedł z awarii. Mimo to stała w miejscu. Oboję wyczekiwali na atak. Alexy postanowiła że ruszy się jako pierwsza. Zdziwiła się jednak wielce. Vinny wystrzelił do niej jak z procy pobierając wodę z stawu. Nie był to jednak atak aby ją odepchnąć. Zdziwiło ją to. Zachwiała się tylko lekko na nogach, jakby miał na celu właśnie wybicie jej z równowagi. Ocknęła się szybko i spojrzała na górę. Nad nią była wielka kropla wody którą pies następnie ruchem łapy na dół spuścił na nią. Nie było to bolesne. Zwykłe oblanie wodą. Suczka cała przemokła. Agent przypatrywał się temu uważnie. Widział zdziwienie na jej pyszczku.

-No, skoro tak się sprawy mają, twoja karta przetargowa wyłącza się za raz, dwa iiiii trzy- mówił nieco luźniejszym głosem spoglądając w szare niebo które zwiastowało opady. Przypatrywał się w nie przez jakąś dłuższą chwilkę. Nie słysząc żadnej odpowiedzi zdziwił się nieco, zmarszczył brwi i spojrzał się na suczkę zdziwiony. Ta siedziała jak gdyby nigdy nic i aby krople wody skapywały z niej- Eh?-

-Aaaaa- powiedziała suczka uśmiechając się od ucha do ucha otwierając pysk. Vinny aż otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Na wywalonym na zewnątrz języku leżało nic innego niż nadajnik koordynat. Fioletowe oczy patrzyły się aby wyzywająco i dumnie

-HUH?!- zdziwił się głośno i intensywnie stając szerzej na łapach. Suczka w międzyczasie otrzepała się z wody dość sprawnie

-I CO?- zapytała dziarsko jednak bardziej poważniej

-Wiesz że nie masz już gdzie tego schować? Twój uniform jest cały przemoknięty- suczce nagle zrzedła mina. Bądź co bądź trzymanie tego w pysku było okropnie ryzykowne

-Nosz kurka wodna!- wykrzyczała- No nic, koniec time-breaka!-

Nadajnik przesunęła bliżej jej zębów tak aby nie wpadł jej do gardła. Wzbiła się na nogach i odpaliła swój jet-pack. Wystrzeliła jak rakieta jednak jeszcze przed tym w mgnieniu oka znalazła się przed wrogiem. Wykonała zamach i wykorzystując zdziwienie i rozproszenie Vinny'ego kopnęła go prosto w psyk. Impet był zadziwiająco bardzo duży. Pies poleciał za pobliskie drzewo i boleśnie uderzył się w plecy. Upadł od razu. Suczka uśmiechnęła się pod nosem a potem wystrzeliła w górę. Obrała szybko trasę. Pies warknął cicho. Wstał szybko na łapy i pokierował niebieskie oczy w kierunku suczki. Dobrał nieco więcej wody ze stawu i czym prędzej ruszył za nią. Trzeba było przyznać że zbulwersowała go nieco cała sytuacja a przecież to jego przyjaciel z kręgu Ligi najszybciej gotował się z nerwów. Suczka dawała walce wysokie obroty więc nawet nie miał czasu skonsultować się z resztą. Pościg trwał więc nadal. Krople wody odrywały się z futra Łajki jakuckiej w efekcie dużej prędkości w jakiej mknęła przez powietrze. Nie minęło za wiele czasu aby Vinny zaczął deptać jej po piętach

"Ale się uwziął"- pomyślała poirytowana. Oboję psów widzieli już granice na dalekim horyzoncie. Granicę zakończenia posesji pałacu. Okazja dla Alexy aby zniknąć gdzieś za budynkami a dla Vinny'ego okropny kłopot. Jeszcze przed tym zobaczyła gęstwinę drzew i pomyślała że będzie to idealne miejsce aby czmychnąć mu sprzed nosa

Poszybowała gwałtownie w bok sprawiając że atak wody trajektorią obył się bez celu. Mag wody zdziwiony popatrzył się za nią. Szybko domyślił się co zamierza. Jeszcze ostatkami próbował ją jakoś zahaczyć. Nic z tego. Suczka wleciała płynnie między drzewa. Vinny jednak zatrzymał się przed linią drzew i opadł nieco na fali. Oddychał już nieco ciężej. Suczka nie czując ogona na swoich tyłach zatrzymała się pośród drzew. Wysiała w miejscu rozglądała się bardzo czujnie. Przez bystrą zieleń nic nie wiedziała. Co i raz obracała się w miejscu wyglądając za wrogiem. Przemyślała wszystkie możliwe opcje. Przez głowę przeszła jej jednak jedna myśl. Agent przecież lepiej zna ten teren. Przecież przygotowywali się przez cały ogrom czasu. Zaczęła rozmyślać czy przypadkiem nie zrobiła błędu. Postanowiła wylecieć nad linię drzew. Pomyślała że i tak udało jej się choć trochę zdezorientować wroga. Jednak nic bardziej mylnego. Pies uniósł się ponownie w górę. Zobaczyli się. Suczka bez zwłocznie skierowała się w bok

"Nie może mi się wymknąć. Musi to wypluć teraz!"- pomyślał

Przeszedł od razu do działania. Obniżył znacznie poziom fali znikając gdzieś za roślinami. Posuwał się praktycznie przy ziemi. Alexy nie zauważyła tego skupiając się na zniknięciu mu z pola widzenia. Vinny przyspieszył znacznie. Gdy tylko wyleciała za granicę drzewnej gęstwiny zlękła się widoku pod nią. On już tam był z naszykowaną wiązką wody. Posłał ją następnie prosto w jej brzuch. Ból był nagły i bardzo mocny. Nadajnik uciekł jej z pyska. Ona sama straciła równowagę. Wybuchło lekkie zamieszanie. Psy w tym samym czasie ujrzały bezwładnie odpadający przedmiot wagi niczym piórko

-Nie!- krzyknęła suczka zmartwiona. Jednak do razu potem gniewnie zmarszczyła brwi. Postarała się z wszystkich sił i złapała równowagę. Od razu poszybowała aby ponownie złapać koordynat. Vinny będąc na dole również bardzo dobrze go widział

-Nie ma takiej opcji- powiedział też gniewnie i cicho

Rozpoczął się jakże krótki ale intensywny wyścig. Wszystko jakby z zwolnionym tempie. Suczka wystawiła jak najmocniej swoją łapę w kierunku jej jedynej karty przetargowej. Wiedziała że jak ją straci to już po niej. Pies także za wszelką cenę pragnął posiąść ten przedmiot. Trwał wyścig czasu. Alexy już prawie była u celu, pies wziął kawałek wody i w ostatniej chwili łapą wystrzelił w kierunku koordynatu. Gdy już koniuszki palców suczki musnęły kawałeczek metalu nagle woda szybko dosłownie wyrwała jej nadajnik. Alexy straciła równowagę. Pies widząc że już przeszedł w posiadanie nadajnika szybko zamroził żywioł w lód. Momentalnie potem zaciskając łapę rozwalił na dużo kawałeczków. Suczka jedyne co zdążyła aby wystawić łapę. Oczy miała szeroko roztwarte. Poczuła nieprzyjemne uczucie którego nawet bała się. Dała plamę. Wdziała aby mikroskopijne kawałeczki które zaczęły opadać na ziemię. Harris widząc jak jest w szoku postanowił nie czekać i zaatakować. Podbił ją od spodu wodą w górę co sprawiło że jeszcze bardziej wyleciała z równowagi. Uniósł się prędko na jej poziom i gdy ta poczynała próby stabilizacji ponowni zaatakował. Pocisk wody umieszczony nieco w górze stamtąd również posłał na nią. Runęła niczym lawina na dół, z ogromną szybkością. Zderzenie z ziemią było tak okropnie bolesne. Przeturlała się po trawie aby w końcu wylądować kompletnie przygwożdżona do ziemi. Ostatecznie utkwiła tyłem do psa osadzonego w środku wiru wody. Pies widząc to postanowił wykorzystać sytuację i pospiesznie wyciągnął komunikator. Od razu zadzwonił do centrali dowodzenia w pałacu Buckingham.

-Jak sytuacja???- zapytał od razu Vinny. W wielkim niepokoju czekał na odpowiedź, nie spuszczał wzroku z wroga na ziemi

-Uzyskaliśmy minimalną przewagę. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, na co się zapowiada, zakładnicy przejdą w nasze łapy. Nie mam czasu zagłębiać się w szczegóły! Jak sytuacja u pana?- odparł głos z komunikatora. Był przepełniony poruszeniem o czym świadczył ton. Jednak wypowiadający to biały pysk wyglądał na bardzo spokojny

-Zniszczyłem nadajnik. Jakoś zajmę się nią i wracam czym prędzej do was- odparł żwawo Harris spoglądając na leżącą suczkę nieco dalej

-Na pewno wiadomo że nie ma niczego więcej???- spytał pies

-A jest podejrzenie że mogła by więcej tego zwinąć?-

-Nie mam pojęcia Panie Harris. Jednakże, w tym chaosie wiele z nas zgłosiło luki w zaopatrzeniu. Mieliśmy parę koordynatów- oznajmił pospiesznie

"Nawet jeśli miała by go przy sobie, zmoczyłem ją całą, nadajnik powinien już dawno być zepsuty. Ten co trzymała go w japie były tym drugim, o ile faktycznie są dwa. Niech to. Co robić. Czy mam nadal za nią uganiać dopóki nie złapie zamiast wrócić się do pałacu? Przecież drugi nadajn- NIE"- myślał bardzo szybko przyglądając się Alexy leżącej do niej tyłem. Pod koniec analizy pokierował swoje niebieskie oczy w stronę plecaka. Odpornego na wodę. Od razu pomyślał że gdyby miała drugi schowała by go tam- Mądrze skubana. Pomyślałbym że zniszczyłem co miałem a ona uciekła by z drugim nadajnikiem. Słuchaj mnie! Skoro sytuacja jest już opanowana to trzymajcie się tam. Ja w końcu ją zdejmę i wrócę do was czym prędzej. Nie możemy ryzykować tym że tak naprawdę ma tych nadajników dwa-

-Przyjąłem. Zwycięstwo jest na wyciągnięciu ręki!- odparł cały biały pies w zaciemnionym pomieszczeniu z rozłożonym sprzętem agenta. Słowa były napełnione nadzieją i energią jednak wypowiadający te słowa pies miał stonowany wyraz pyska. Bardzo znajomy z resztą

-Bez odbioru!- odparł Vinny kończąc rozmowę

Biały pies także kliknął czerwony guzik komunikatora który wydawał się wyjątkowo głośny wśród panującej zewsząd ciszy. Była to jedna z sal pałacu. Wystawne wnętrze zapełnione dużą ilością agenckiego ustrojstwa. Pies niedbale rzucił komunikator na ziemie, wyraz pyska miał chłodny ale i wypełniony spokojem. Niebieskie oczy rozejrzały się po pokoju. Wokół niego leżało około 10 nieprzytomnych psów z centrali dowodzenia w jednym z pomieszczeń w pałacu. Wszystkich ich powalił on sam na dość nie jasny sposób. Stał on jeden, w tym czas gdy reszta leżała na ziemi, w prawdzie porozrzucana po całym pomieszczeniu. Agrafka przejął całą centralę. Sytuacja którą przedstawił była bardzo naciągana. Zakładnicy byli bezpieczni

-Wiedziałem że będzie dzwonił tutaj, dzięki Bogu zdążyłem- mruknął pod nosem spoglądając wokół. Gdy upewnił się że wszystko bezpieczne pokierował się spokojnym krokiem do wyjścia- Jeszcze nie wszystko stracone. Jedziesz z tym. Alexy-

Harris wylądował na ziemi i zaczął maszerować w jej kierunku. Suczka przez ten cały czas tak naprawdę była świadoma i słyszała każde jedne słowo.

"On naprawdę myśli że mam jeszcze drugi nadajnik! To musiała być sprawka zszywacza! A nie czekaj, Agrafki!!"- pomyślała pobudzona nadzieją. Musiała teraz to tylko realistycznie rozegrać

-No no no- zaczął agent Ligi wykrywaczy będąc coraz bliżej i bliżej. Poczuł się nieco pewniej. Kompletnie łyknął kłamstwo sojusznika suczki. Ta dopiero teraz powoli wstawała. Nieco przyspieszyła widząc to jak bardzo jest blisko. Od razu skoczyła na nogi i odwróciła się przodem lekko cofając do tyłu. Łapą imitowała zakłopotanie i powędrowała ją w stronę plecaka jednak szybko zabrała

-Oj kochany, he he, wiesz, mój kolega mówi zawsze że rozlew krwi to zawsze nie jest dobra opcja, hehehe- zaczęła cofając się do tyłu dając pewność siebie jej wroga eksponować dalej i dalej. Ona sama nerwowo do bólu się uśmiechała kładąc lekko uszy do tyłu

-Co powiesz mi teraz?- zapytał zadziornie

-Emmmm... No cóż, ehehe, zakładam że walczyć ze mną już nie będziesz chciał walczyć- odparła stając i chwytając się za tył głowy

-Nie masz już kompletnie nic do zaoferowania...-

-Yup. Tak. Tak masz rację, no to co, zakopiemy może topór wojenny?- odparła uśmiechając się głupio od ucha do ucha. Zdania wypowiadałą szybko

-Myślisz że cię tak puszczę wolno?-

-Zawsze możesz-

-Ty tak na poważnie?-

-Nie...-

-No właśnie-

-Tooo cooo... To ja może już będę się zmywać!- odparła już wzbijając się w górę, pies jednak szybko złapał wodą za nadgarstek jej łapy

-Już uciekasz ptaszyno...?- odparł pewniej uśmiechając się podle.

-Ojoj- odparła- "Jaki idiota!!!"

-Skąd mam mieć pewność że nie masz już nic dla mnie...- powiedział tajemniczo. To była ta okazja. Oboje spojrzeli się na siebie. Alexy imitowała zakłopotanie i stres, tak naprawdę już prawie eksplodowała ze szczęścia. Vinny uśmiechał się bardziej zadziornie niż podle, wypełniony pewnością siebie- Wiesz, taki drugi nadajnik z pewnością przydał by mi się. Kradzieju-

-Tch- prychnęła marszcząc brwi. Następnie uderzyła pozostałą łapą w wiązkę wody którą miała spętaną łapę. Woda rozprysnęła się, będąc już wolna wzbiła się w powietrze i pognała czym prędzej przed siebie. Vinny czym prędzej rozpuścił wielki lód za sobą i ruszył za nią. Suczka leciała na przodzie i kontynuowała swoją wielką ucieczkę. Wiedziała że w każdej chwili może się kapnąć że coś tutaj nie gra. Czym prędzej musiała go zgubić

-ODDAWAJ MI TEN NADAJNIK!!!-

-GOŃ SIĘ!!!-

  • Zmiana sceny

Janny miał ułożony plan w głowie, co prawda na szybko ale był. Musiał jakoś rozbroić bombę bo w przeciwnym razie życie straci nie tylko on, ale i masa reszty zakładników. Co i raz brązowe oczy badały obiekt za jego przeciwniczką. Bomba na tamtą chwilę ustała, zapewne miała być reaktywowana za pośrednictwem atakujących. Jednak w każdej chwili tamci mogli by się zmyć. A w tym samym czasie toczyła się walka na śmierć i życie. Lix miała swojego orężu pod dostatkiem, mimo to jej ogień nie różnił się zbytnio od normalnego którego tkają inni magowi. To pożar wokół dawał taką złudną otoczkę. Pies radził sobie dość dobrze, zachowywał spokój choć w głębi nieco obawiał się. Za dużo myśli na jedną chwilę. Martwił się losem swoich towarzyszy jak i wrogiem. Na czym powinien się skupić. Na bombie czy na przeciwniczce?

"Muszę jakoś zgasić te płomienie wokół. Wody mam pod dostatkiem jednak czy będzie tak cały czas nie mam pojęcia. W razie coś może udało by mi się wysłać komunikat o pomoc. Tony dawał nam dobre kontakty"- analizował żywiołowo sytuację mag wody.

Suczka co i raz wysyłała w niego mury ognia. Raz z prawej, raz z lewej łapy. Janny poruszał się na wodnej fali unikając płomieni. Zupełnie jak prawie wszyscy magowie tego żywiołu jego taktyką jest defensywny atak. Pomieszczenie było naprawdę ogromne, zupełnie jak naprawdę duży hangar do składowania rzeczy. Wysokie i szerokie pomieszczenie. Dawało to jakiś komfort walki. Rury były otwarte. Wszędzie wyciekała woda. Wodospady po obu stronach na tamtą chwilę także były czynne. Pies z Dzikiego Zachodu pokierował się do elementu wystroju. Wskoczył na ścianę i od razu stworzył sobie wodny podest. Wzniósł się w górę. Od razu musiał unikać ognistych kul. Ogień obijający się o wodę zamieniał się w parę i wydawał charakterystyczny dźwięk. Gdy pies znalazł się tuż przy suficie odepchnął się i znalazł się nad Lix. Posłał z góry parę wodnych pocisków. Suczka zirytowana tym fatkem skupiła się na unikaniu ataku. Trzymając głowę wysoko w górze tkała ogień prosto na tamtą wodę. Wokół rozległa się para. Z tego wybicia równowagi Janny wykorzystał sytuację. W locie pobrał wodę z drugiego wodospadu i zsunął się na niej na sam dół. Następnie gdy nagromadziło się jej już nieco więcej od razu posłał to na oponentkę. Ta nie zdążyła zrobić uniku. Odleciała na sporą odległość. Mimo to od razu gniewnie wstała i posłała w Janny'ego agresywne spojrzenie. Ten natomiast patrzył na nią spokojniej. Stali na przeciwko siebie w sporej ogległości

-To na nic! W każdej chwili możemy uruchomić tą bombę i stąd uciec! Wasz wysiłek pójdzie na marne!- krzyczała zła jednak wciąż u równowagi suczka. Nie lubiła gdy w walce została zepchnięta do defensywy.

-Gdyby nie wasza dumna już dawno byście to zrobili a nie wchodzili w walkę- odparł jej zdecydowanie bardziej opanowany pies. Wykazał się dobrą analizą sytuacji. Brązowe oczy nie patrzyły się z taką nienawiścią jak te złote. Tamta aby warknęła i ponownie ruszyła do ataku. Znacznie mocniejszego- "Muszę rozegrać to dobrze na paru płaszczyznach. Jest typem który i tak da się ponieść swoim emocjom. Tak czy siak to sie stanie, w konsekwencji będzie aby nasysać swój ogień"

Lix przeszła do błyskawicznego ataku. Zaczęła biec w jego stronę co i raz wystrzeliwując z łap płomienie. Janny natomiast skierował się w swoje lewo budując jeszcze przed tym ścianę lodu który rozbryzgł się w starciu z ogniem.  Zaczął biec przed siebie kątem oka bacznie patrząc się na dalsze poczynania przeciwniczki. Ta kontynuowała. Tym razem postanowiła zwiększyć zasięg swojego ataku. Skoczyła i  w locie zrobiła parę obrotów. Ogromny pierścień ruszył w stronę psa. Ten skoczył, ogień rozbił się o wodospad. Sam Janny w locie uderzył w nią wiązką wody. Ta jednak już uniknęła ataku. Gdy mag wody wylądował na łapach pokierował się w stronę gdzie była bomba. Lix wyhaczyła to i od razu stworzyła mu przed nosem mur ognia. Ten otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Przez krótką chwilę rozkojarzył się a Lix już to wykorzystała. Znalazła się tuż obok niego. Łapa skierowała się centralnie w niego, wystrzelił z niej naprawdę duży ogień. Pies w ostatniej chwili odleciał w bok, jednak wylądował bardzo źle. Upadł na ziemię. Szybko wstał.

"Nie daję mi się zbliżyć do tej bomby"- pomyślał na bierząco- "Z drugiej strony nie sądze, że tak zaawansowany sprzęt byłby w stanie zniszczyć się przez byle co. Dobrze! Tak czy siak ona nie da mi zrobić z nią czegokolwiek. Muszę ją jak najprędzej unieszkodliwić!"

Zdołał jeszcze szybko wymyśleć jakąś taktykę Janny. Musiał się sprężać bo atak wroga już zmierzał w jego kierunku. Ponownie zrobił unik tym razem już przygotowany do wymierzenia swojego ruchu. Zebrał pobliską wodę i zaczął wysyłać w jej kierunku mnóstwo sopli lodu. Suczka utworzyła na ich lini lotu mur ognia. Nie zdołały dolecieć nawet paru metrów bliżej wzniesienia

"Wiedziałem"- pomyślał

Nie czekając ponownie ruszył do akcji. Musiał zmierzyć jej położenie. Ruchem prawej łapy nabrał naprawdę dużą ilość wody z wodospadu po tej właśnie stronie. Jednocześnie patrząc na Lix i wyczekując jej reakcji skierował żywioł w jej stronę. Fala ruszyła. Suczka zmarszczyła brwi i gwałtownie wycofała się dając sobie miejsce. Zaraz potem wystrzeliła żrącym ogniem aby przynajmniej trochę zniwelować moc ataku. Woda wyparowała. Złote oczy wystrzeliły szukając jej oponenta. Ten płynął już na następnej fali prosto w kierunku bomby. Nieco przestraszyła się tego jak szybko tam zmierza. Postanowiła być szybsza widząc, że skupił się tylko i wyłącznie na dotarciu do celu. Wytworzyła łuk ognia. Miał już uderzać w maga wody jednak ten gdy jeszcze nawet nie znalazł się w jego zasięgu gwałtownie zawrócił. Lix nie miała czasu na reakcję. Spojrzała się jak jej atak rozbija się o wodę wodospadu, a następnie skierowała się w kierunku Janny'ego. Otworzyła szerzej oczy. Pies z niebieską chustą znalazł się już na środku wiru wodnego. Bez zawahania posłał go na przeciwniczkę. Mimo iż próbowała to nie była w stanie już nic zrobić. Z dość słyszalnym krzykiem poleciała prosto w lewy wodospad. Odbiła się o ściany i cała przemoczona opadła na ziemię. Janny nie czekał. Próbował ją zamrozić. Wściekła suczka czując powoli wściekłośc tym bardzo dobrze zagranym ruchem przeciwnika zaczęła zajmować swoje łapy ogniem. Ten nagle buchnął żarem i gorącem rozwalając na wszystkie strony powoli pojawiający się lód.

"Tym sposobem się nie da"- pomyślał szybko nieco zakłopotany pies

Wyskoczyła z wody i skierowała łapę w kierunku psa. Podsycona gniewem wytworzyła znacznie większy ogień. Potwierdziła tym jedynie hipotezę przeciwnika. Janny odskoczył z już większym trudem. Przeturlał się w stronę drzwi. Nie spuszczał jej już z wzroku. Wiedział, że nie może sobie na to pozwolić.

-Dosyć tego!!! Jesteś przecież tutaj na moich warunkach!!!- wydarła się Lix wściekła. Jej głos rozległ się po pomieszczeniu lekkim echem. Janny patrzył brązowymi oczami badając każdy najmniejszy jej ruch. Stała się jeszcze bardziej nieprzewidywalna.

Suczka nie poczęła ataku, ale szybko podbiegła bliżej wzniesienia i dotykiem łapy zwiększyła ogień. Powstały dosłowne mury ognia. Zaczęły sięgać niebezpiecznie wodospadów i rur. Żar i gorąc buchnął w jednej sekundzie. Podsyciła jeszcze bardziej ten niszczycielski żywioł. Dając przy tym sobie nieco więcej przewagi. Janny tylko patrzył się na wzrastające zagrożenie. Ile jeszcze da radę przeciągnąć tą walkę posiadając zasoby by walczyć. Musiał coś wymyśleć. I to bardzo szybko. Miał w rękawie asa, ale to była już tylko broń ostateczna, która w zasadzie nie była pewna. Pomyślał również, że byłby w stanie pomóc mu Mickey. Tylko ten walczył ze swoim oponentem w kompletnie innym miejscu tego poligonu. Czas uciekał, a on musiał coś wymyśleć.  Jak pokonać tą nieprzewidywalną psychopatkę?

"Jedynym rozwiązaniem będzie uśpienie jej uwagi"-pomyślał jeszcze

  • Zmiana sceny

"Zostało tylko 10 minut. Muszę szybko coś wykombinować, co robić? Sarah nie może tu wejść. Nawet jeśli to by się stało, jakby pokonała tamtych agentów, może gdyby już przymierzył się do odebrania mu życia wykorzystał bym to. Szybko go pokonał i było by po krzyku. W budynku z pewnością jest ul agentów. Ale gdybym uporał się z tym tutaj i schował porządnie Wood'a, w dodatku miałbym pomoc od Sarah. W gorszym przypadku nie uda jej się. Minie 10 minut i zwoła tutaj swoich podwładnych. Sam miałbym jeszcze kłopoty, dostał bym się w ich łapy. Jeszcze gorzej jest gdy terroryście praktycznie nie zależy na życiu zakładnika. Szlag, nawet rozpatrując tyle opcji nie mam żadnej pewności co się wydarzy. Wszystko leży w rękach przypadku"- rozmyślał Play zachowując kamienny wyraz twarzy. Miał spokojny wyraz pyska a właściwie był tak bardzo niepewny. Stał w tej samej pozycji już 5 minut. A przed nim widok nie zmienił się za bardzo. Mężczyzna w podeszłym wieku zakneblowany i z zaklejonymi ustami siedzi na krześle jak na zkazanie. Do jego skroni przyłożona była broń, nie schodziła ani na chwilę. A na samym tyle stał owczarek niemiecki z opaską na oku. Zielone oko patrzyło się z ujarzmioną pogardą na jego ofiarę. Ned jednocześnie trzymał baczenie na czas i na maga ognia stojącego w drzwiach.

Play w tej grobowej ciszy rozglądał się po małym składziku. Wnętrze nie wyglądało raczej na pomieszczenie w którym znana persona miała by się przygotowywać do publicznego występu. Po jego lewej stronie stały szafki, a także były dwa telewizory, nieco starszej produkcji. Na jednym załączony obraz z kamery w którym widać było frontowe drzwi. Oba były umieszczone na metalowej półce. Wokół nieco niedbale poustawianych mebli. A także okno tuż za Nedem i Thomasem. Za nim. Szara do bólu pogoda. Słychać było jedynie tykanie zegara, który niebezpiecznie zbliżał się do limitu danego czasu. Play postanowił przerwać ciszę

-Bądźmy poważni. Czy zabicie go da wam cokolwiek? O ile jestem w stanie sam wydedukować planujecie za jakiś czas wyjść z cienia na dobre i gruntowanie przearanżować ten kraj. Jak dla mnie będzie to wymachiwanie szabelką w dłoni. Cała Brytania drży przed wami, jednako bardzo was nienawidzi. Dokładając w ten sposób oliwy do ognia ciężej wam będzie osiągnąć jakikolwiek cel. Po tym pacyfistyczna ścieżka będzie niemal niemożliwa, a wypowiadając otwartą wojnę zniszczycie sobie wszystkie możliwości. Co tam właściwie chcecie tym osiągnąć- przemówił Gerberian Shepsky. Złote oczy ze opanowaniem wpatrywały się w obrazek przed nim. Co i raz wymieniając spojrzenie z Wood'em o zadziwiająco spokojnym wyrazie, jednak pełnym przygnębienia.

-Aby iść w kierunku nowego jutra trzeba pozbyć się wszelkich staroci, którzy jedynie blokują swoim istnieniem nowy ład. Nie mówimy, że od razu każdy go pokocha. Z biegiem czasu rewolucja będzie zjednywać sobie ludzi. A z drugiej tam strony. Najwyższa pora aby skosztowali chleba, którego sami przecież zrobili...- zaczął Ned nie zdziwiony za bardzo wszczęciem rozmowy. Sądził że to następstwo presji czasu, jednak on nie da się wybić z uwagi. Czuł się pewnie.

-Nie da wam się odmówić brutalności- mówił zbytnio nie poruszony mag ognia

-Postępujemy tak jak zostaliśmy zmuszeni. Tyle lat byli uświęcani w tym wszystkich- mówił Ned spokojnie, jego oko wypełnione nienawiścią wpatrywało się z góry w głowę zakładnika. Play wciąż patrzył się bez większego wyrazu, unosząc wzrok Ned dostrzegł to- Uwierz mi że ten tutaj nie zasługuję na nic innego-

-Pisał to co uważał za słuszne-

-Ale to było to słuszne! W ani jednym małym stopniu! Wiedząc jakie to duże brzemię ma w posiadaniu powinien zważać na słowa! To on głównie podburzał wyspę przeciwko nam!- nie dał mu skończyć i od razu ryknął wściekły.

-Gdybyś dał mi skończyć, a nie darł się jak poparzeniec inaczej by to wybrzmiało. Pisał to co uważał za słuszne, robił to co uważał za słuszne. Wy też robicie to co uważacie za słuszne. Sęk w tym. Wasza wojna będzie się jedynie przedłużać w nieskończoność właśnie przez to. Jaki macie plan abyście po tym wszystkim mieli cokolwiek do osiagnięcia?-

-Nazywasz nas ignorantami?- zapytał nieco ciszej- Pozwól więc że opowiem ci co zrobił ten oto tu...-

-Z chęcią się dowiem-

-Ten o to tu Thomas Wood był i jest powszechnie znanym pisarzem. Z jego słowem liczył się praktycznie każdy Brytyjczyk. Gdy szukali czegoś do wyrobienia sobie opinii często uciekali się do jego pism by zaciągnąć się o poznanie perspektywy. Robił to bardzo dobrze. Jednak w końcu nastał pewien moment. Zaczął się ukazywać z swoimi opiniami o nasilającym się wewnętrznym konflikcie w murach Ligi Londyńskiej. Miał wszędzie znajomości więc bieglej obracał się w wiedzy. Jednak podwinęła mu się noga i zaczął sączyć brudną i fałszywą wiedzę od naszych kochanych wykonawców...- tutaj przycisnął bardziej broń do jego skroni- I wiadomo co się stało dalej. Wykonawcy mieli swoje kłamstwa które dalej poszły w świat właśnie przez jego pisma. Zaczęło się. "Wykrywacze planują przejąć więcej władzy", "Niedocenianie wykrywaczy jest mitem w którego wierzą głupcy" czy też "Rozłam tworu idealnego jakim jest Liga będzie spowodowany dumą wykrywaczy". To nie jedyne bzdury jakie wypisywał omamiony kompletnie tym co mu było wiadomo. Jego pisanina sprawiła że cały kraj kładł nam noże na gardzieli. Nie było drugiego takiego który by tak pięknie ubierał w słowa to co my czuliśmy. Ignorancją były jego działania. Kto wie. Może gdyby nie zamknął się na całą wiedzę nie musiał by używać tej naciąganej. Może gdyby nie to wykrywacze mogli by w jakiś sposób uporać się z tą całą niesprawiedliwą nagonką na nich. Jednak słowo powtarzane przez cały czas może stać się dla wielu osób prawdą. Niezaprzeczalną prawdą. Nie było nikogo kto by opisał tak jak było naprawdę. Kogoś kto by otworzył drzwi na oścież a nie otwierał pomalutku byle by tylko nic obarczającego tą osobę nie wyciekło. Jest współwinny temu co się stało, musi ponieść konsekwencje swoich czynów. I właśnie tego chcemy my wszyscy. Sprawiedliwości o której czytamy tylko w książkach. Nie ważne jaką drogą ją będziemy osiągać. Ten atak miał na celu jedno. Przypomnienie tego że trupy w szafie nadal tam są. Że te drzwi należy otworzyć dalej- mówił Ned

Przez ten cały czas patrzył się to na Wood'a to na psa przed nim, stojącego w drzwiach. Play wsłuchiwał się w to i przyglądał zakładnikowi. Osobiście poczuł jakąś mniejszą odrazę. Tamten natomiast miał w oczach jakby ból. Bardzo możliwe, że obecnie żałował tego wszystkiego co zrobił. Złote oczy otworzyły się szerzej przypomniawszy sobie słowa sprzątacza. Wiedział o swojej winie. Pod koniec, oczy starszego mężczyzny popatrzyły się na maga ognia bardzo wymownie. Play nieco zmarszczył brwi

"Zupełnie bierze na siebie wszelką minę. Wydaję mi się jakby po prostu chciał by ktoś go osądził. Jednak nie może po prostu umrzeć"- pomyślał gerberian shepsky w czerwonej chuście- Po jego minie widzę że raczej sam nie myśli inaczej. Nawet mimo wszystko. Czy zabicie go jakoś przywróci wam zabrane dobro? Jaką wiadomość to da światu?-

-Wiadomość wybrzmi tak jak tego chcieliśmy. Nie da im się czegoś przetłumaczyć używając innego języka jak siła. Przecież tak chętnie jej używali. Jest to przypomnienie, każde inne z możliwych, nie dało by tego efektu co te tutaj. Ten jak mówiłeś zdaje sobie sprawę z tego co zrobił. Za późno. Cóż, stanie się ofiarą własnych ofiar. Ironia. Faktycznie były nieco inne plany odnośnie tego co dalej się z nim stanie, jednak przypadek zupełnie zmienił postać rzeczy. Teraz bawimy się jego życiem, zupełnie tak jak on zabawił wykrwaczami, tak jak oni wszyscy...- mówił Ned ponownie patrząc się na mężczyznę- Zdołasz się o tym bardziej przekonać gdy cię pojmiemy... Nauczyliśmy się już z błędów. Każde nowe potencjalne bezprecedensowe zagrożenie będziemy eliminować. Twojego lidera czeka podobny los...-

W odpowiedzi na to Play aby zmarszczył brwi w większym gniewie. Czas uciekał coraz szybciej. Spojrzał w bok, na kamerach nic, Ned nie mógł by też przeoczyć żadnego ruchu. Ten spowodował by alarm. Agent ligi nakreślił całą zaistniałą sytuację, starszy mężczyzna jakby tylko czekał na rozwiązanie się całej sytuacji. Zamknął oczy, nawet nie drgnął z miejsca. Siedział na krześle cały skneblowany. Ned nieco zdenerwował się całą sytuacją jednak powoli wracał do niego spokój.

"I co ja się martwię? Jeśli przekroczy te drzwi, o ile przekroczy, to zabiję tego starego drania a potem tego tu przede mną. Nie będzie szybszy od broni, nie ma prawa być. Jednak moi agenci pewnie i tak już zajęli się tamtą. Przyprowadzę Akro więcej niż tego oczekiwał. Tylko. Jak radzą sobie tamci?"- myślał uspakajając się jeszcze bardziej owczarek niemiecki.

"Do diabła... Co robić. Przydał by się Tony. Co z Sarah. Co z resztą"- pomyślał tym razem Play

Nagle pustą ciszę przerwał dźwięk komunikatora. Charakterystyczny dźwięk wybrzmiewał co pewien czas. Oba psy postawiły się na czujności w oka mgnieniu. Postawili wyżej szpiczaste uszy. Pies z opaską nie rozpoznał dźwięku więc od razu wydedukował że sygnał należy do jakiegoś urządzenia jego wroga. Zaraz ich wzrok oczu wystrzelił ku sobie. Zamarli na ułamek sekundy. Ned zrobił nieco gniewną minę. Pewnie dzwoniła Sarah, najprawdopodobniej ona. Agent Ligi skierował broń ze skroni Wood'a w stronę Play'a. Ten miał oczy szeroko roztwarte, myślał nad czymś. Ujrzał pewną szansę. Wciąż trwał w tej samej pozie

-Halo, Play?- zapytał od razu żeński głos z komunikatora znajdującego się w czerwonej chuście na jego szyii. To był nie kto inny jak Sarah.

-Ani słowa- szepnął Ned bezpiecznie dobitnym głosem i wrogim spojrzeniem wrócił łapę z bronią do głowy zakładnika jasno insynuując co zrobi gdy ten się go nie posłucha. Gerberian shepsky w końcu doszedł do siebie. Mina bardziej mu spoważniała. Wyjął komunikator z chusty i trzymał go w łapie na widoku

-Sarah? Jak ci idzie?- zapytał niepodejrzanym głosem. Czuł gromiący wzrok zielonego oka na sobie jednak sam też ukradkiem dawał mu niewzruszone spojrzenie. Trzeba było mądrze wykorzystać okazję

-Nie ma go tutaj w okolicy. Cały czas szukam tak czy siak. Żadnej żywej duszy nie ma. Jesteś tam w budynku?- mówiła żwawym głosem Sarah rozglądając się także po zielonym parku. Znajdowała się blisko sceny. Głowę skierowała w stronę budynku. Nie miała nawet pojęcia co się tam dzieje. Ned słysząc to co mówi upominał go cały czas wzrokiem. Play spojrzał to na niego to w oczy zakładnika. Cisza dłużyła się. Niepewność suczki rosła z każdą następną sekundą. Play musiał działać

-Jestem w garderobie Wood'a. Nie ma go tu. Ogółem jest tutaj chyba bezpiecznie. Gdy wyjrzałem przez okno spojrzałam się po okolicy, tu też nikogo nie ma. Rozejrzę się jeszcze i biegnę do ciebie- mówił opanowny i dość poważnie patrząc się prosto w oczy psu który przyglądał się temu wszystkiemu bacznie. Odpowiedź wybrzmiała zupełnie nie pozornie co zadowoliło Ned'a.

-Dobra. Czekam tu na ciebie- odparła suczka przez komunikator po czym zakończyła połączenie

-Zuch chłopak. Cóż. Agenci pewnie nie zdołali szybciej jej znaleźć. Nic straconego. Zaraz ich pogonię do pracy...- odparł bardziej spokojnie i nieco nonszalancko pies z opaską. Poczuł się jeszcze bardziej pewniej. Play wyglądał na bardzo niezadowolonego, a tak naprawdę udało mu się

Sarah miała wciąż szeroko otwarte oczy. Oddech jakby jej uciekł przez chwilę. Tym razem to ona zastygła w miejscu. Przeszły po niej lekkie ciarki. Jednak szybko się otrząsnęła. Zwróciła głowę jeszcze raz w stronę budynku.

-Play ty szczwana bestio- powiedziała ciszej do siebie wpatrując się w małą część widocznego budynku który skrywał się za drzewami

Słyszała bardzo okrojoną część tego co faktycznie powiedział, tego co słyszał Ned. "W garderobie Wood'a. Jest tutaj. Bezpiecznie. Przez okno". Play podczas swojej wypowiedzi wyciszał się a potem odciszał, tak aby tylko niektóre słowa doszły do suczki. W dodatku użył słownictwa które pod przykrywką dadzą Sarah wszystkie potrzebne informacje. Wychodząc z szoku szybko zerwała się do biegu. Jednak nagle przed nią wylądował pewien przedmiot. Był to mały granat. Suczka otworzyła szerzej oczy. Wykorzystała swój zabójczy refleks. Odskoczyła gwałtownie w tył, ale i to nie zdołało ją kompletnie uchronić przed impetem wybuchu. Nie wylądowała poprawnie. Od razu zła wstała i zaczęła się rozglądać. Mina jej zrzedła widząc pięciu obcych psów, którzy ją otoczyli. Byli na drzewach, stali na otwartej przestrzeni. Wrogim spojrzeniem przyglądali się jej.

-No to co panowie... Tym razem to wy znaleźliście mnie huh?-

  • Zmiana sceny

Oczy o różnych kolorach przyglądały się wielkiemu ekranu. Analizowały przebitki relacji na żywo z miejsc gdzie jego organizacja przeprowadzała operację. Wyraz pyska miał naturalny. Ciężko było cokolwiek z niego wyczytać. Wyłącznie się przyglądał i myślał. Dalmatyńczyk obserwował go ukradkiem bojąc się utkwić w nim wzrok na nieco dłużej. Postanowił obrócić wzrok w kierunku okna przez które było widać plac, znajdujący się centralnie na środku opuszczonej budowli. Jego niebieskie oczy spojrzały się na pochmurne niebo, jednak zaraz potem zaczął przyglądać się temu co znajdowało się w tamtym obszarze. Beczki z benzyną. Porozstawiane względnie chaotycznie. Gdzie nie gdzie stały także kontenery, skrzynki. Budynek był zwykłym starym magazynem, który wyszedł z użycia jeszcze przed nowym tysiącleciem. Właśnie z tego powodu stał się bazą kontaktową Ligi Londyńskiej z której Akro przyglądał się działaniom. Nie było w środku dużo agentów. Liga nie posiadała tam również zbyt dużo aparatury. Nieliczne psyt przebrane w stroje personelu sprzątającego okolice aby przechadzały się w te i we w te. Nie raz poprzechodzili brzegiem Tamizy. Nie było tam ani jednej żywej duszy. Poza jedną. Wyższy Doberman wyszedł właśnie tajnym wyjściem z podziem. Przymrużył oczy wychodząc na jasność. Z grymasem obejrzał się wokół. Musiał wyjść na wartę w której nie widział żadnego sensu. Nagle poczuł jak coś uderza go w kark. Padł na ziemię bez żadnej reakcji. Flurr szybko wylądowała tuż obok niego. Wykorzystała uderzenie ogłuszające, którego nauczyła się od Play'a. Upewniła się aby czy w pobliżu nikogo nie ma. Szybko spojrzala w ciemne przejście. Położyła łapę na podłoże

-Metal- powiedziała do siebie

Dalmatyńczyk zaczął już powoli nużyć przyglądając się w tamtej chwili już lini budynków z dala od miejsca gdzie był. Ciszę w pomieszczeniu przerwał w końcu niższy głos

-Zdołali opanować sytuację?- spytał się pozostając przy swojej czynności Lider. Pies mu towarzyszący wrócił z swojej krainy zamyślenia

-Na to wygląda. Dostaliśmy raporty sprzed kilka minut. W Pałacu i w ich siedzibie wszystko wróciło do normy. Nie wiadomo jednak co się dzieje u pana Willins'a i co z Wood'em- odparł mu zgodnie z prawdą. Wiadomość o kontrataku Team'u doszła do nich błyskawicznie. Jednak ci będący na miejscu zdołali sami uporać się z nieoczekiwaną zmianą planów

-Może przynajmniej tam uda się zrobić wszystko zgodnie z planem. Wood ma być dostarczony tutaj żywy- mruknął zmieniając nieco ton Husky. Nie poszło to zgodnie jak tego oczekiwał- Zgodnie z tym co zakładałem. Ich informator nie został namierzony na czas. Zdążył ich wydostać i wyposażyć w cennie wskazówki-

-Jednak czy to coś zmieni na dobrą sprawę? W siedzibie wykonawców pan Cooper z pania Willins uporają się z tymi magami, następnie pan Harris zneutralizuję zarożenie w Pałacu i przy dobrym tego rozegraniu plan co do królowej także pójdzie zgodnie z założeniem. A co do pana Willinsa i Wood'a to nie wiadomo czy nawet tamci zdążyli przed nami. Wystarczy tylko teraz znaleźć ich przeklętego informatora, bo największe zagrożenie z ich strony zaraz pożegna się z życiem- powiedział swoją opinię dość pewnym głosem. Patrzył się również na ekran co i raz robiąc przerwę aby spojrzeć ukradkiem na swojego lidera.

-Brzmisz jak typowy wykonawca- powiedział Akro nawet na niego nie spojrzawszy. Dalmatyńczyk z początku nie wiedział jak ma na to zareagować. Nie powiedział niczego wielce zuchwałego. Uniósł brew w skonfundowaniu. Z drugiej jednak strony nie zabrzmiało to bardzo atakująco- Nie widzisz skutków działań na dalszą metę. Fakt faktem jest to, że mimo tego nieoczekiwanego problemu nadal mamy wiele szans na wyjście zwycięsko. Mimo to przekaz o który głównie nam chodzi mógł się zmienić. To co chcieliśmy przekazać światu obecnie może wybrzmieć inaczej niż tego chcieliśmy. Inaczej posłuchają nas, a inaczej świadków-

-Eh? W takim razie nie lepiej będzie pozbyć się również tamtych świadków? Łącznie z ich informatorem?- pytał dalej nieco wybity z rytmu

-Najpierw niech sytuacja zupełnie przejdzie pod nasze panowanie. Dopiero wtedy padnie decyzja odnośnie tego- powiedział już nieco ostrzej przechylając nieco głowę w kierunku Dalmatyńczyka. Ten momentalnie u cichł spuszczając ukorzony głowę- Koło składziku nie ma nikogo?-

-Ostrzegłem wszystkich- odparł mu nie dodając zbędnych zdań

-Eksplozja nie zwróci większej uwagi. Ponieważ praktycznie nikogo tu nie ma. Zarówno wokół tego miejsca zdarzało się wiele podobnych sytuacji-

-Wystarczy jedynie posprzątać mam rację?- zapytał

-Tak- odparł bez żadnej emocji na pysku. Nie zaskoczyło to Dalmatyńczyka. Zauważył, że Akro posunie się do wszystkiego, jednakże z bardzo ważną uwagą. Każde jego działanie jest po coś. Jest zaplanowane do najmniejszego szczegółu. Niebieskie oczy jeszcze na ułamek sekundy wpatrywały się w lidera. Jego wyraz pyska zdawał się nieco podejżliwy. Zerknął na godzinę. Husky stojący obok niego obejrzał się w jego stronę. Uniósł pytająco brew- Coś nie tak?-

-Ortiz powienien już tutaj być. Miał jedynie wyjść sprawdzić co z Avatarem- mruknął podejrzliwie Dalatyńczyk. Akro jedynie zmarzczył brwi usłyszawszy tą informacje. Nie uważał to za coś czym trzeba było się martwić. Jednak ten agent nigdy się nie spóźniał. Spojrzał również na zegar. Ponad 5 minut spóźnienia

-Idź po niego- padł dość szybki rozkaz. Wybrzmiał dość poważnie. Dalmatyńczyk nic już nie kwestionował. Spojrzał jedynie na Akro który ponownie zaczął patrzeć się w ekran choć przez chwilę patrzył zamyślony w panel sterowania.

Pies o błękitnych oczach skinął głową i zerwał się szybko do wyjścia. Zszokowany jednak gwałtownie zahamował. Niedowierzał własnym oczom. Akro w mgnieniu oka to wyczuł. Obrócił nieco głowę i strzygnął uchem, na jego pysku zawidniało rzadko co spotykane tam zaskoczenie. W drzwiach stała dobrze znana już suczka. Flurr z morderczą powagą zaczęła swój ruch bez zbędnego namysłu. Zrobiła szybki zamach łapą. Podmuch powietrza poleciał prosto w stronę agenta. Z krzykiem poleciał wprost przez całe pomieszczenie. Akro był na tamtą chwilę zdezorientowany. Ledwo co zdołał zrobić unik. Dalmatyńczyk rozbił się o panel sterowania. Zdezorientowany powoli wstawał najpierw łapiąc się za głowę. Flurr nie widząc kontraataku wyprostowała się i dobitnie stanęła w wejściu do pomieszczenia. Akro szybko nabrał powagi co nie zmienia faktu, że został zaskoczony. Jego dwukolorowe oczy zmierzyły Avatara. Plan ponownie się pokomplikował. Husky chciał jako tako przynajmniej przeanalizować sytuację. Jakim cudem ona się tu znalazła? Dwójka wrogów patrzyła sobie w oczy równie zacięcie.

-Ah już rozumiem. Magia metalu mam rację?- powiedział Akro wpatrując się w przeciwniczkę naprzeciwko. W końcu przerwał ciszę. Flurr mimo iż miała poważną minę to swoje żółte oczy na moment rozszerzyła z powodu zdziwienia. Skąd on mógł to wiedzieć. Jak szybko do tego doszedł- Avatar może odblokować elementy będące pokłosiem danego z żywiołów. Udało ci się tkać metal który pochodzi od magii ziemi, dlatego zdołałaś się uwolnić. Następnie użyłaś tych dwóch żywiołów aby mnie znaleźć. Szczerze nie sądziłem że uda ci się ją uzyskać. Jednak desperacja czasem przynosi efekty-

-Szybko myślisz, jednak zapewniam, że to nie jedyne niespodzianki jakie dla ciebie przygotowałam… Byłeś tak głupi myśląc, że poddam się bez walki-odpowiedziała Flurr przybierając pozę gotowości do walki. Zmierzyła jeszcze raz przeciwnikiem złych oczu. Nie dała poznać po sobie jak bardzo zdziwiła ją wiedza Akro o jej umiejętnościach. Musiała się spieszyć. Czas nie działał na jej korzyść. Nie mogła i nie zamierzała wchodzić w konwersacje

-Życzę powodzenia, możesz toczyć regularną walkę ze mną jednak z bombą nie zrobisz już nic. Przegrałaś- odparł groźnie Akro podchodząc odrobinę do przodu i stając w doniosłej pozie. W głębi był zły za kolejne nieprzewidzane komplikacje. Flurr niemo warknęła i zmarszczyła brwi. Myślała najszybciej jak mogła co może jeszcze zrobić. Jak się z tego wykaraskać. Bomba cały czas była przymocowana do jej tylnej łapy. Wściekła czerwień napisu odliczającego czas dawała poblask na podłodze i jej białym futrze.

Flurr nagle spostrzegła za liderem panele sterowania, przypatrując się ujrzała pewne ustrojstwo w postaci skrzynki. Minutnik pokładał się z minutnikiem na bombie. Przeleciała po niej wielka ulga jednak natychmiastowo ją zgasiła. Pomyślała że to sprzęt do kontroli bomby. Domyślając się że jest to jej zasilanie i gdy uda się to zniszczyć to będzie po kłopocie w mgnieniu oka posłała płomień. Ten przeleciał obok Akro który ani drgnął, cały czas wpatrywał się w szeryfa. Płomień idealnie wcelowany w sprzęt zepsuł się w mgnieniu oka. Cały panel buchnął żarem. Jednak lider Ligi Londyńskiej który stał dość blisko tego nawet nie drgnął, stał w tej samej pozie. Powiewało mu aby nieco futro. Flurr momentalnie spojrzała się na łapę

-To na nic- odezwał się niewzruszony. Flurr wzięła dość głośno powietrze w płuca widząc brak zmiany- Zepsułaś aby kontrolkę od bomby, regulator czasu. Całe zasilanie masz koło łapy. Jednak nie możesz nic z tym zrobić. Żaden żywioł ci już nie pomoże. Przegrałaś. Wy wszyscy przegraliście-

Suczka zamarła w miejscu, a jednak tak bardzo chciała aby jej zaciętość do walki wróciła. Zdała sobie sprawę jak bardzo sytuacja jest słaba. Wiele zmartwień przeszło po  jej głowie. Co z jej drużyną? Jak im idzie? No ale i przede wszystkim zamartwiało ją co z bombą da się zrobić. Patrzyła się na Akro i także myślała co z nim ma zrobić. Walczyć puki bomba nie wybuchnie? Czy też najpierw poszukać sposobu aby ją jakoś zneutralizować. Tyle możliwych opcji w walce z czasem. Czy w ogóle będzie w stanie toczyć walkę z jego nieznaną mocą? Czym ona do diabła była?  Czy ma się poświęcić w walce ale i zadać cios niebywale ciężki przeciwnikowi. Akro jedynie wpatrywał się w nią sam będąc ciekawy co ta zrobi. Nie mógł założyć i być całkowicie pewnym. Może żywa przydała by mu się bardziej? Ten cały ciąg nieprzewidzianych zmian zawsze przynosił to samo. Niepewność i brak czasu na ustalenie dalszego planu. Zmagały się z tym obie strony tych walk. Husky stał stabilnie próbując wyczytać z niej cokolwiek. Flurr cichutko westchnęła

-Zatem zrobię wszystko co w mojej mocy aby to była i twoja dotkliwa porażka. Może i wy w głównej mierze to wygracie, jednak ty będziesz gryźć gruz razem ze mną- powiedziała spokojnie podnosząc głowę i patriząc się w oczy Akro. Wokół szeryfa pojawiły się powiewy powietrza które powiewały jej futro. Suczka przybrała ponownie pozę do walki. Postanowione. Będzie walczyć z Akro do upadłego. Do 0:00 na minutniku bomby. Może jeśli nie uda jej się to pociągnie swojego wroga na dno razem z nią.

-Skąd wiesz, że będziesz mogła toczyć ze mną walkę?-

-Ponieważ gdybyś chciał, a przede wszystkim MÓGŁ, wykończył byś mnie już dawno temu...- odparła z śmiałym uśmieszkiem bezczelnie patrząc mu prosto w oczy. Husky nieco ukazał zdziwienie na pysku. Miała rację co wyczytała z rekacji jej wroga. Ten uśmiechnął się aby leciutko spuszczając trochę wzrok. Szybko wypalił jednak zaraz wzrok w stronę Dalmatyńczyka, który tylko niepeownie przyglądał się szeryfowi.

-Ewakuuj stąd wszystkich, wynoście się szybko- polecił poważnie i dobitnie.

-Tak jest- odparł mu agent i szybko przeszedł tajnym przejściem znikając w dziurze w podłodze. Flurr nawet na niego nie spojrzała. Wciąż czekała na odpowiedź Akro. Czuła napływy adrenaliny- Pragniesz sw.oje Termopile osiągnąć moim Waterloo?- zapytał groźnie. Nie było już w nim tej tego stoickiego gniewu. Gniew zastąpiła wrogość. Flurr nieco zbystrzała słysząc kompletnie nowy ton. Nie wystarszyła się już jednak. Utwierdziła się, że odda wszystko co ma. Pójdzie kompletnie na całość

-To będą twoje najgorsze ostatnie minuty jakie mogłeś sobie zażyczyć…- powiedziała ciszej suczka, również brzmiąc znacznie gniewniej.

Nastąpiła ta cisza zwiastująca sztorm. Popatrzyli na siebie gniewnie jeszcze ten jeden raz. Nie mieli już żadnego pohamowania w pokazywaniu sobie wrogości. Zaczęła się ewakuacja budynku. W końcu się zaczęło. Szeryf wykonała ruch. Z zawrotną prędkością w stronę Akro pokierował się murek z ziemi. Pies nie pozostawał bierny. Szybko odskoczył w bok. Wystawił łapę w kierunku tworu jego przeciwniczki. Dostała czarnej otoczki z masą małych kropek wokół. Tak samo stało się z kawałkiem ziemi. Pokierował w nią dość sporym kamieniem. Jednak ta ruchem pionowym przepołowiła go. Od razy wystrzeliła ogień. Akro ponownie go wyminął. Oczy suczki błysnęły przez moment. Dając sobie napęd w postaci ognia szybko ruszyła w kierunku jej oponenta. Wiadomo, że z początku pojedynku będą siebie badać, jednak każde z nim zrobi WSZYSTKO aby wyjść zwycięsko.

  • Zmiana sceny

Walka już od dłuższego czasu od tamtego miejsca. Minęło trochę czasu. Zagrożenie powinno już minąć. Jednak nie miała co do tego pewności. Musiała gdzieś mu uciec, najlepiej przynajmniej zejść z pola widzenia. Członek Ligi Londyńskiej jednak nie dawał za wygraną. Był skupiony na odzyskaniu koordynatu, choć przez głowę nie raz przechodziła mu myśl czy ona w ogóle ma? Musiał szybko to skończyć i nie marnować jeszcze więcej czasu. Poruszał się na wielkiej fali przez sparaliżowane i opustoszałe ulice Londynu. Kierowali się wprost na Westminister

"A szlag by ją! Czy ona w ogóle ma ten koordynat? Może po prostu od dobrych paru minut tylko latam za nią po całym Londynie?!"- myślał wyraźnie zły. Przecież to on jest głównym faworytem do wygrania tej walki. Dlaczego jeszcze to się nie stało-"Muszę ją sprowadzić w dół i to w tej chwili"

Niebieskooki wyciągnął jedną wiązkę z fali na której był i łukowym ruchem łapy posłał na przeciwniczkę. W locie woda zmieniła stan skupienia i w suczkę poleciało mnóstwo sopli lodu. Kątem oka widziała zbliżające się niebezpieczeństwo. Poleciała gwałtownie w dół co było błędem gdyż pies wytoczył już kolejny atak. Pojedyncza wiązka leciała prosto w jej stronę. Nie wiedziała co ma zrobić przez pierwsze parę sekund, potem zmarszczyła brwi i postanowiła wykorzystać sytuację. Tym razem na jet-packu poleciała nieco wyżej i zrobiła coś na wzór beczki przelatując tuż nad psem. Gdy znalazła się już za nim kopnęła go tylnymi łapami. Agent widocznie się zachwiał na łapach. Fala utraciła stabilny wygląd. Alexy skręciła tym razem w lewo. Otworzyła szerzej oczy widząc trochę ruchu na ulicy. Pomyślała, że to dobra okazja i obniżyła lot. Przemykała między pojazdami wiedząc, że wyżej została by szybko zauważona przez wroga. Pies w mgnieniu oka odrobił dystans. Również zszedł gwałtownie na ziemię. Równie dobrze poruszał się wśród aut w których wszyscy ludzie oglądali się za tym co przed chwilą zobaczyli. Vinny widząc zaparkowany na poboczu samochód postanowił go wykorzystać. Woda buchnęła z pobliskiego hydrantu gromadząc się pod tym właśnie pojazdem. Ruchem lewej łapy nieco marszcząc w skupieniu czoło przesunął go prosto pod nos lecącej suczki. Zachłysnęła się słyszalnie powietrzem. Zwolniła gwałtownie. Obejrzała się próbując znaleźć jej oponenta. Ten już zdążył przygotować kulę wody. Ruszyła niczym pocisk z broni. Suczka nie miała wyjścia i musiała go przyjąć. Impet był zadziwiająco silny. Uderzyła plecami o auto postawione na jej drodze. Jęknęła nieco z bólu zastawiając jedynie łapami głowę. Otrząsła się z zamazaną wizją. Zobaczyła, że Vinny jest już na przeciwko niej i planuję kolejny atak. Szybko przeleciała nad samochodem i schowała się za nim. Wciąż była lekko otumaniona. Potrzęsła głową próbując przywrócić się do gotowości. Nie zwlekając ruszyła przed siebie nieco chwiejnym lotem z początku.

-Ssss. Moja głowa...!- powiedziała suczka do siebie jeszcze trochę mrużąc fioletowe oczy.

Vinny bezzwłocznie ruszył za nią. Wzmagała się w nim już irytacja. Co powinien właściwie zrobić? Dobrze wiedział, że ona będzie mu jedynie uciekać. Musiał jakoś sprawdzić czy ma koordynat jednocześnie nie marnując czasu na pościg. Poruszał się jeszcze szybciej na swojej fali nie dając ani chwili wytchnienia swojej oponentce.

"Jest możliwość to sprawdzić..."- doszedł w końcu do wniosku pies.

Właśnie zmierzali wzdłuż Victoria Street na której ruch kompletnie zastygł. Jakby specjalnie, aby mógł mieć miejsce ten pościg. Lecz nagle Vinny przestał ją gonić. Nieco zwolnił. Jego fala znacznie zmieniła kształt. Alexy była już znacznie dalej. Spojrzała kątem oka na to co się dzieje. Musiała jednak lecieć dalej. Pies o niebieskich oczach niespodziewanie skręcił w jego lewo. Kompletnie zniknął z ulicy. Suczka nie wiedziała co ma robić

-Co on kombinuję??-zapytała się ciszej. Mimo wszystko zwolniła- "Nie! Czy w Pałacu coś się nie udało? Wrócił się tam?! Wyglądało jakby ktoś do niego dzwonił. Skręcił w stronę Pałacu! Nie nie nie!!!"- myślała zakłopotana stojąc w miejscu. Obróciła się w tamtą stronę i panicznie zaczęła myśleć co ma robić? Serce gwałtownie jej przyspieszyło. Fioletowe oczy podrygały w stresie- Dzwoń do Agrafka!- szybko powiedziała patrząc na jej odznakę. Z ogromną niecierpliwością czekała aby usłyszeć ten jeden głos

-Alexy?-

-Co w pałacu!?- krzyknęła bardzo szybko i nierozsądnie głośno

-Sytuacja powoli przechodzi w nasze opanowanie. Zakładnicy zostali uwolnieni i są transportowani przez naszych ludzi do bezpiecznego miejsca. Mimo wszystko w każdej chwili mogą ponownie zaatakować. Wszystkich z Ligi Londyńskiej znajdujących się w Pałacu już prawie wyłapano, jeszcze trwają walki, rozesłałem także ludzi za tymi wycofującymi się. Czemu pytasz?- mówił klarownie biały pies znajdujący się przed wspomnianym miejscem. Wokół roiło się od ludzi zatem nie zwracano na niego nawet najmniejszej uwagi przez losowych ludzi. Nagłe połączenie nieco zmartwiło agenta, ale głos starał się mieć opanowany

-Ten drań zniknął mi z pola widzenia! Jakby wrócił się do Pałacu!- mówiła energicznie zakłopotana suczka wypatrując go jeszcze skupiona.

-Nie możliwe. Wiedząc, że masz nadajnik za nic by tak nie ryzykował. Mógł dostać wiadomość, że przegrywają tam, ale ZA NIC W ŚWIECIE nie zostawił by ci możliwości ucieczki- starał się jej wytłumaczyć. Agrafka sam powoli się tym przejął. Vinny przecież był głównodowodzącym operacji w Pałacu. Ponowne się jego pojawienie mogło spowodować wiele kłopotów- "Jak do diabła mógł się niby przekonać, że naprawdę nie ma tego nadajnika??"

-Gdzie on niby jest?!-krzyknęła poirytowana suczka rozkładając łapy wisząc w powietrzu. Przypatrywała się jedynie opustoszałej ulicy.

-O tutaj!!- odparł jej równie głośno głos z tyłu

Suczce zupełnie jakby stanęło serce. Sierść momentalnie się zjeżyła na karku. Otworzyła szerzej oczy i w mgnieniu oka obróciła. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Za zakrętu zmierzał w jej stronę Vinny na zdecydowanie większej fali. Wykorzystał zaskoczenie suczki i wcześniej przygotowany pocisk wodny wystrzelił w nią błyskawicznie. Uderzył mocno suczkę która w jeden chwili zaczęła spadać na ulicę. Agrafka otworzył szerzej niebieskie oczy wpatrując widoczniej zakłopotany w ziemie. Postanowił nie marnować czasu

-Muszę iść! Robers przejmujesz dowodzenie!- poinformował głośno i zaczął biec w pewnym kierunku. Wspomniany pies jedynie obejrzał się za nim

-Tak jest!- odparł mu poważnie po czym skinął głową

Suczka przeturlała się po asfalcie wydając jęki bólu. Próbowała wstawać. Łapy zaczęły się chwiać. Potrząsnęła głową mrużąc oczy. Słyszała w uszach jedynie jakieś dudnienie. Vinny zamroził swoją broń i zaczął kroczyć w jej kierunku będąc już niemal całkowicie pewnym. Suczka widziała, że się zbliża, ale ból po upadku nadal jej doskwierał. W końcu zmogła się by po prostu wstać i obrócić w jego kierunku

-Miło, że na mnie poczekałaś- powiedział uśmiechając się wrednie. Pewnie kroczył zbliżając się coraz bliżej. Jego pewniejszy głos jedynie okrutnie uświadamiał Alexy, że jest w poważnych tarapatach.

"Gdyby usłyszał moją rozmowę z Agrafką nie rozmawiał by ze mną teraz. Od razu skończył by ze mną i wracał. Uh. No przynajmniej tyle"- myślała trafnie suczka cofając się ostrożnie- Wyczekiwałam twojego ataku nieprzewidywalny świrusie!-

-Cóż. Na twoim miejscu mając w posiadaniu tak cenną rzecz nie czekał bym ani sekundy... O ile w ogóle ją masz...- odparł jej od razu. Dopiero wtedy suczka uświadomiła sobie jak bardzo źle udzieliła mu odpowiedzi. Przeszedł po niej zimny pot. Jej pysk ukazał lekki lęk co jedynie jeszcze bardziej upewniało jej wroga. Myślała desperacko co jeszcze może zrobić. Odpowiedzi ni myślały przyjść do niej. Zaczęła jeszcze bardziej się cofać. Położyła po sobie uszy. Vinny poczuwał się jeszcze pewniej- Ostatnia szansa-

Suczka Łajki Jakuckiej kompletnie nie wiedziała co ma robić. Nie sądziła, że Agrafka zdoła jej pomóc na czas zwłaszcza, że w Pałacu sytuacja wciąż była nie pewna. Jej zadaniem było za wszelką cenę odciągnięcie Vinny'ego z dala od tego miejsca. Jednak on już wie, że nie ma ze sobą nadajnika. Nie ma już po co jej gonić. Lada chwila mógł ktoś do niego zatelefonować, że odnoszą porażkę. Wtedy oznaczało by to kompletny koniec. A byli już tak blisko. Suczka czuła się bardzo źle z tym, że to przez nią nie uda się to wszystko. Obwiniała się za to, że nie przejrzała jego zamiarów. Schował się na pewien moment i obserwował co zrobi. Pies powoli się już niecierpliwił. Jego wzrok napełniał się pogardą

-Wal się-

Ta odpowiedź wydawała się najgorszą z możliwych. Suczka zrobiła wtedy dość poważną minę na pysku. W tym czas Vinny dosłownie zamarł otwierając szeroko oczy. Przez chwilę aby tak gapili się na siebie bez większego celu. Głównie przetwarzali co się przed chwilą stało. Mimo to te słowa wydawały się najbardziej pasowne. Alexy w ten sposób bardzo zmieszała psa. Ten mimo wszystko otrząsł się z szoku i zmarszczył brwi. Usadowił się bardziej na łapach

-Dosyć już...- mruknął do siebie.

Alexy również nabrała werwy. Zrobiła pozycję do walki. Vinny szybko pobrał wody. Jednak nie była to zwykła wiązka, ale powiększa fala. Suczka zdziwiła się. Nie była w stanie zrobić uniku głównie przez to, że lecąca na nią woda była szeroka w poziomie. Była już gotowa na kolejne turlanie się po ulicy, ale ku jej zaskoczeniu tak nie było. Otworzyła zaciśnięte oczy. Zobaczyła, że jej całe ciało poza głową otacza woda. Potem szybko stała się lodem. Jednak tylko wokół suczki. Pozostała wiązka pozostawała w stanie ciekłym. Aby móc lepiej nad nią panować Vinny jej końcówką otoczył swoją łapę. Alexy próbowała wierzgać, jednak lód był za mocny. Wydawała jęki starań

-Masz ten nadajnik czy nie to wszystko jedno. Teraz nie ma kompletnie znaczenia...- zaczął poważnie i nieco tajemniczo. Alexy zmarszczyła brwi w zdziwieniu. Nagle zaczęła się unosić w górę. Westchnęła gwałtownie dokąd zmierza. Były to kable wysokiej instalacji dostarczające prąd do pojedynczego budynku- Zaraz i tak z tobą skończę... Na pewno nie wyjdziesz z tego żywo, a co dopiero jakiś zwykły nadajnik, którego z resztą tam nie masz! Rozwiąże twój przeklęty problem i zakończę tą bezsensowną pogoń!-

-Nie nie nie...!- mówiła do siebie Alexy zbliżając się coraz bliżej śmiercionośnego kabla. Zwłaszcza otoczona cała wodą nie miała szans na przetrwanie

Serce zaczęło jej kołatać. Oczy drgały już w jawnym strachu. Zupełnie przegrała. To była jej porażka, która pociągnie ze sobą jeszcze większą klęskę. Obwiniała się w głowie i to już bez ogródek. Dzielnie walczyła. Próbowała przełknąć ten gorzki smak. Próbowała jeszcze wyrwać się z tych sideł, jednak kompletnie na darmo. Lód mimo iż stosunkowo cienki to bardzo mocno zbity. Odległość zmniejszała się coraz bardziej. Zacisnęła jedynie oczy. Nagle rozległ się dźwięk komunikatora, który z początku Alexy wydawał się kompletnie nie realny. Zdołała się jeszcze obrócić widząc, że przestała się zbliżać będąc dosłownie minimetry przed kablem. Vinny zaskoczony i już nieco poirytowany odebrał

-Czego?!- zapytał bardzo ofensywnie będąc już okropnie zirytowany. Co jeszcze stanie mu na drodze aby skończyć robotę?

-Panie Harris! Długo pan nie wraca- zaczął czyiś głos. Alexy szybko go poznała

"Nie możliwe!"- pomyślała szybko. Domyśliła się, że nie jest to bezpośrednio reakcja na jej położenie, ale zwykła gra ze strony Agrafki na jej korzyść. Na niewycenioną korzyść w tym przypadku. Nie postanowiła czekać- Moja szansa...! Ruf ruf! Jetpack, super doładowanie...!- szepnęła. Nagle z odrzutów zaczął wydobywać się żar. Lód zmienił kolor na czerwony. Lód zaczął powoli się topić.

-Bo robię moją robotę! Już prawie skończyłem!- krzyknął patrząc się na swój komunikator nieświadom ruchów suczki

-Chciałem jedynie poinformować, że w Pałacu mieliśmy nieco trochę kryzys, ale został szybko zażegnany!-tłumaczył dość żywo pies podający się za agenta. Vinny'emu już oko zaczęło dziwnie drgać

-Dobra nasza! Słuchaj jestem za-

-Kiedy ja właśnie do sedna chce przejść!!-  tłumaczył upornie. Vinny jedynie westchnął rozdrażniony. Suczka patrzyła się to na psa na dole, to na odrzuty. Lód topniał coraz bardziej.

-Szybciej... Szybciej....- mówiła cichutko suczka. Serce biło jej jeszcze szybciej

-Nosz mów że!!!- krzyknął

-Musi pan jak najszybciej tutaj wracać. Możliwe, że planują ostateczny atak. Potrzebujemy dowódcy z powrotem-

-Słuchaj mnie no- STARAM SIĘ DOBRZE? Już prawie skończyłem i już dawno bym to zrobił gdybyś nie- OŻESZ JASNY GWINT- mówił wpatrując się w losowe rzeczy i przeklinając w głowie co chwile te jego bycie liderem. Jednak w końcu pokierował wzrok pod koniec na Alexy. Ta już w głównej części oswobodziła się z lodu. Ostatecznie warknęła pod nosem. Wystrzeliła w górę. Będąc już kompletnie wolna.

Znalazła się nad linią wysokiego napięcia. Górą częścią ciała znajdującą się wyżej. Popatrzyła szybko na swojego rywala, który posłał jej nienawistne spojrzenie. Nie da jej uciec. Wiązką wody złapał za jej łape i już kierował w stronę lini, jednak suczka zrobiła poważnie gniewną minę. Czując wodę wokół jej łapy zdeterminowana odleciała za przewód. Wiązka wody znalazła się centralnie nad nim. Alexy z dość sporym krzykiem ponownie ucieła ją zaraz przy łapie. Vinny otworzył szerzej oczy wiedząc czym to grozi. Nie zdążył zareagować na czas. Woda dotknęła tego czego nie powinna. Prąd błyskawicznie ruszył przez wiązkę wody. Pies nie zdążył jej opuścić. Zrobił to tuż po tym jak ten dotarł do jego ciała. Wydał krzyk będąc nieco porażonym. Odleciał do tyłu i boleśnie uderzył o ziemię. Kompletnie wybity z rytmu i obolały nie mógł utrzymać wizji. Zobaczył nagle lecący w jego stronę obiekt.

-O ni-

Alexy zrobiła obrót w powietrzu i kopnęła go z całej siły w pysk. Pies poleciał jeszcze dalej. Tak daleko, że uderzył o stojący tam słup ze światłem. Opadł bez sił na ziemię. Suczka wylądowała i szybko pobiegła w jego stronę. Pies wydawał tylko jakieś nie jasne dźwięki bólu.

-Alexy!- zawołał znajomy głos. Suczka obejrzała się w stronę skąd dobiegał. Za budynku wybiegł nie kto inny niż Agrafka. Po tym jak dostrzegł Vinny'ego zrobił nieco minę zdziwienia. Zmierzał w kierunku suczki jednak nadal głowę miał w kierunku kompletnie pokonanego psa.

-Koleś nawet nie wiesz jak mi przed chwilą tyłek uratowałeś!!!- odparła pełna euforii suczka niemal skacząc w miejscu. Ten jedynie podniósł brew niepewnie. Poszedł do Vinny'ego

-Jak ci się to udało??- zapytał od razu badając wzrokiem pokonanego. Ten tylko leżał i wciąż coś nie jasno mruczał pod nosem. Agent nie mógł wyjść z podziwu, wierzył, że suczka da sobie radę, ale nigdy nie sądził by, że aż tak dobije swojego oponenta

-Uh. Długa historia. Potem opowiem- odparła mu bardzo żwawo. Pies podniósł aby brew

-Cóż. Piekielnie dobra robota. Zajmę się już nim- powiedział uważając, że to nie pora na wdawanie się w szczegóły.

-Łap kajdanki- powiedziała wyciągając je z plecaka. Rzuciła psu. Ten bez problemu je złapał i zaczął skuwać Vinny'emu łapy. Ten wciąż, nie był w stanie nawet porządnie czegoś powiedzieć. Jego życie nie było zagrożone, ale bądź co bądź Alexy porządnie mu dokopała.

-T-To... Je-szcz-e... Nie...- mówił pod nosem jeszcze nikłym głosem. Walczył ze sobą aby nie tracić przytomności, jednak już powoli to robił. Nie był w stanie się opierać. Teraz to on musiał przełknąć smak gorzkiej porażki

-Ahahah! I co!? I kto wygrał!?- krzyczała niebywale zadowolona suczka. Była naprawdę z siebie dumna, zwłaszcza patrząc, że to ona przed chwilą była tak bliska porażki. Uśmiechała się od ucha do ucha

-Już dobrze- starał się nieco ją ostudzić. Rozumiał ją i nie chciał przerywać świętowania, ale zawsze mogła robić to nieco ciszej

-Dołożyłam się do tej wygranej!- kontynuowała

-Uh. Tak tak...- mówił wciąż zajęty skuwaniem

-Teraz to możesz mnie pocałować w d!!- mówiła patrząc się na jej wroga

-Matko jedyna wystarczy!- odparł sam już nieco głośniej oglądając się w jej stronę. Zszokował go przede wszystkim dobór słów

-Tak tak. Już się przymykam...- mówiła faktycznie nieco ochłonięta co nie zmieniało faktu, że wciąż była okropnie z siebie dumna

-Dziękuję-

-Zaraz chwila!- nagle znowu zaczęła mówić strasznie głośno. Jednak z pyska zszedł jej uśmiech. Szybko obróciła się w stronę miejsc, gdzie wciąż toczyły się walki. Agrafka spojrzał na nią pytająco i szybko wstał. Nabrał powagi. Suczka patrzyła się szeroko otwartymi oczami. Kompletnie zapomniała o tym- Przecież oni jeszcze walczą! Wiadomo cokolwiek???-

-Na razie nic. Nie ma żadnej informacji z siedziby i co z tym pisarzem- odparł jej stanowczo nieco podchodząc

-Muszę szybko tam iść! Zorientować się co i jak!- odparła mu kompletnie sama poważniejąc. Popatrzyła na niego

-Zaraz wszystkiego się dowiem i dam informacje- odparł

-Siedziba jest najbliżej. Tam mają zdecydowanie najtrudniejszą sytuację. Muszę pomóc jakoś Janny'emu i Mickey'emu- powiedziała do siebie suczka mówiąc nieco ciszej. Popatrzyła się poważnie w kierunku danego miejsca. Mina Agrafce niespodziewanie się zmieniła. Otworzył szerzej niebieskie oczy, jednak z samego widoku nie było to spowodowane ogółem tym co powiedziała, raczej tylko jednym słowem. Patrzył na nią przez chwilę w milczeniu. Przytłoczony z resztą masą myśli

-Kto potrzebuję?- zapytał nieco dziwnie spokojnie i inaczej jak można było zakładać

-Mickey i Janny. Przyjaciele z mojej drużyny. Obecnie walczą z tamtymi popaprańcami w siedzibie. Muszę jakoś im pomóc. Choćby przez wydostanie zakładników- mówiła nadal poważnie nie patrząc w jego stronę. Układała w myślach jako taki plan co zrobi gdy już tam dotrze. Natomiast towarzyszący jej pies zrobił nieco poruszony wyraz pyska i spuścił wzrok. Kompletnie dał się ponieść swoim myślom niejasnym wszystkim. Alexy po dłuższej ciszy obejrzała się na niego- Zszywacz wszystko dobrze?-

-Ja- Wszystko dobrze. Leć już tam. Zaraz przekaże ci wszystko co musisz wiedzieć. Musisz im pomóc- odparł już nawet ignorując użycie złego pseudonimu. Otrząsł się bardzo szybko. Ponownie wróciła mu powaga

-A może pójdziesz tam ze mną? Przydasz się na pewno! Jesteś jak taki drugi Tony- żwawo zaproponowała suczka. Pies tylko spojrzał ponownie na nią nieco wybity z taktu. Nie dał jednak ponownie myślom wziąć górę

-Muszę upewnić się, że w Pałacu na pewno wszystko jest w porządku- odparł jej wyraźnie czując nieco rozczarowanie z tego powodu. Alexy jedynie skinęła głową

-Dobrze. Powodzenia. Będę już ruszać!- odparła mu nieco podniesiona na duchu, jednak nie będąc mogła marnować czasu. Ruszyła przed siebie jeszcze oglądając się w jego stronę

-Tobie również- dodał od siebie. Suczka posłała mu jeszcze pomniejszy uśmiech. Już wzbiła się do lotu- Hej Alexy-

-Mh?- obróciła się jeszcze na chwilę

-Dałaś czadu. To był totalny odlot...- powiedział szczerze uśmiechając się. Suczka zrobiła to samo

-Wiem- odparła radośnie po czym wzbiła się w powietrze lecąc skupiona na celu- "Dziwne, zabrzmiał identycznie jak Mickey"

  • Zmiana sceny

Walki trwały również w siedzibie, którą coraz bardziej trawił ogień. Tym razem wyraźniej uwidoczniła się przewaga Tago. Ogniste ataki były coraz częściej. Natomiast ataki psa w chuście były dobrze rozpracowywane. Szukał sposobu aby zacząć dominować w walce lub przynajmniej wejść na równą. Jednak nie udawało mu się to za nic. Był strasznie obolały. Niebieskie oczy co i raz patrzyły w bok patrząc za oponentem.

,,Jak czegoś szybciej nie wymyślę to mnie tu usmaży”- myślał zakłopotany omijając właśnie kolejny raz żywioł.

Tago także wymyślał coraz bardziej kreatywniejsze formy jego ataków. Ich walka przesunęła się na drugi koniec budynku. Niszcząc wszystko za sobą ziemią jak i ogniem. Wszystko dlatego, bo Mickey przyjął taktykę ucieczki. Otwarta walka była niemal nie możliwa. Potrzebował czasu aby coś wykombinować. Bordowo-biały pies przeszedł do jego ruchu. Tupnął przednimi łapami o grunt, a ten na całej szerokości zajął się ogniem i mknął w kierunku uciekającego Mickey’ego. Ten kątem oka to zauważył. Wzbił się w powietrze i magią ziemi zrobił dziurę w suficie. Pomagając sobie nieco powietrzem wskoczył na następne piętro. Rozejrzał się na boki od razu. Znajdował się w jakimś pomieszczeniu, prawdopodobnie było to archiwum.

„W końcu nie jakiś korytarz”- pomyślał

Tago posądzając się ogniem już zmierzał do przeciwnika, jednak gdy już miał wskakiwać na podłożę wyższego piętra zaskoczył się. Mickey powietrzem rzucił w niego pobliskim biurkiem. Ledwo co udało mu się odskoczyć w bok. Rudy pies uważnie do dostrzegł otwierając szerzej oczy w zaskoczeniu. Wściekły Tago po raz kolejny przystąpił próbę wejścia o piętro wyżej. Wskoczył na grunt. Zobaczył jedynie rudy ogon znikający na lewo. Tam też ruszył w pogoń za nim. Mickey był szybki i już znalazł się na zakręcie rozwidlenia

-Uciekasz tchórzu?!- zawołał już nawet lekko poirytowany Tago. Ruszył za nim.

Pies o niebieskich oczach i rudym futrze zbiegał właśnie po schodach omijając parę stopni, a będąc już wystarczająco na dole zeskoczył sprawie. Jego przeciwnik właśnie wybiegał za zakrętu i posłał złowrogie spojrzenie psu na dole. Mickey stanął naprzeciwko schodów i jednym ruchem łap do siebie po ziemi sprawił że stopnie zniknęły, a pozostała sama płaska górka. Szybko się zawrócił i ruszył dalej przed siebie. Psa będącego na górze nie zmartwił ów ruch. Sprawnie ześlizgnął się na dół. Był skupiony. Nagle jednak wyrosła przed nim wielka ściana ziemi w którą niemal wpadł. Ledwo uciekł bokiem, tam czekała na niego już druga ściana. Tym razem od tej się odbił i  w locie wyprowadził parę ognistych pocisków. Rudy pies zrobił salto w tył i gdy już Tago prawie był przy nim ziemią zastawił całe przejście. Czym prędzej uciekł nieco dalej zostawiając wroga za sobą. Ujrzał przed sobą parę drzwi. Uciekł w środkowe, zamknął je pospiesznie. Tym razem znalazł się w jakimś biurze posiedzeniowym. Szybko schował się za któreś biurko

,,Już chyba łapię o co tu biega. Koleś potrafi wyczuć małe drgania z ziemi. Wie gdzie będzie każdy mój ruch. Wszystko dlatego że dałem mu się wtedy wyciszyć i skupić! No cóż, ale chyba wiem jak go wykiwać”- myślał schowany za drewnianym meblem. Jego przemyślenia przerwał ogromny wybuch tuż za nim. Tago wysadził drzwi ogniem. Pozostałości ognia zajęły pobliskie meble, dokumenty. Sam pies o lodowatym spojrzeniu wkroczył powoli do środka z złowrogim wyrazem pyska

-Wyłaź i walcz ze mną!- wołał rozglądając się po kątach i wyczekując drgań w ziemi.

-O tutaj!- powiedział wyskakując za jednego z biurek. Pies natychmiastowo posłał tam ogień. Mebel buchnął żarem i płomieniem-No co ty przecież tu jestem!- zawołał ponownie rudzielec wychylając się natomiast teraz za innego biurka ustawionymi w rzędy. Tago cicho warknął i w okamgnieniu skierował tam płomień. Przed uderzeniem pies schował się za biurko- Stary o co ci chodzi przecież tu jestem o!-

W magu ognia gotowała się krew. Raz jeszcze posłał tam ogień jednak nie konkretnie na wyznaczony punkt ale na cały obszar. Wszystkie meble dotknięte żywiołem zajęły się nim. Buchnęły żarem. Zły Tago patrzył się bo reszcie wyczekując kolejnego wychylenia się wroga. Oczy wręcz obsesyjnie go wypatrywały. Jednak to nie nastąpiło, a nastąpiła cisza. Nie na długo z resztą, bo Mickey zręcznie znalazł się tuż obok psa, ten błyskawicznie i z lekkim zdziwieniem spojrzał się na niego. Mickey walnął w niego kawałkiem ziemi. Odleciał na mały kawałek odległości. Pies z drużyny avatara przeskoczył przez ogień i wybiegł na naprawdę otwartą przestrzeń. Biegł ile sił w nogach. Tago nie czekając ruszył za nim. Mickey postanowił zadać wielki cios. Wzbił się w powietrze i obrócił kila razy. Utworzył się wokół niego wir powietrza i rósł co i raz, działo się to niebywale szybko. Jego futro falowało od powiewu wiatru. Tago także wytaczał swój cios. Gromadził w łapach swój żywioł i gdy nagromadziło się go już wystarczająco dużo to skierował go w jego stronę, a ten w tym samym czasie zrobił to samo. Powietrze z ogniem starło się ze sobą tworząc ogromną eksplozję. Całe pomieszczenie zaświeciło się czerwonym kolorem. Rudy pies nie dążył wylądować, desperacko próbował umknąć zasięgowi wybuchu jednak było to na nic. Z krzykiem odrzuciło go dalej, po chwili spadł i uderzył mocno o ziemię, przeturlał się równie mocno uderzając w tym czas. Opadł na ziemi. Oddychał z lekkim trudem. Przez dym wybuchu zaczął kaszleć. Nie był w stanie nawet podjąć próby wstania na łapy. Przymrużone niebieskie oczy widziały jedynie rozmazane wnętrze. Obrócił głowę w kierunku jego wroga, który przez eksplozję również nieco ucierpiał. Widać było to po czarnych śladach na futrze. Jednak był w znacznie lepszej pozycji. Stojąc na łapach, a nie wisząc w powietrzu. Szedł w jego kierunku dość powolnie wiedząc, że rudy pies nie ucieknie mu już. Spróbował ten ostatni raz wstać leżąc na brzuchu. Nagle poczuł gwałtowny chwyt za ramię. Szybkim ruchem Tago obrócił go na plecy. Sam już zmęczony walką złapał go za zieloną chustę i lekko podniósł. Nienawistnym spojrzeniem patrzył mu prosto w oczy

-I jaki jest twój plan teraz co?- zapytał z pogardą widząc, jak jeszcze nieco zaciska oczy z bólu. Rudy psiak czując ból ciągnięcia za chustę złapał jedynie łapami za jego, która go trzymała. Czuł jak ucieka mu oddech. Walczył ze sobą. Czuł powoli smak porażki. Gapił się w sufit rozmazaną wizją. Nie wiedział co ma robić.

-Nie ma prawa wam się udać...- mruknął nadal czując ten nieprzyjemny ból, jakby lekkiego duszenia. Mimo to nie był w stanie zrobić czegokolwiek. Ból po upadku nadal skutecznie paraliżował jego ciało

-Dobrze wiesz, że realia są inne. Wiedziałem, że jesteś słaby! Ledwo walczysz o życie!- mówił ściskając zielony materiał jeszcze bardziej- Już przegraliście. Twój towarzysz najpewniej też już został pokonany. Wykończę cię i w końcu zakończymy to co zaczęliśmy!- cedził nienawistnie

Nie mogło to się tak zakończyć. Mickey pokładał ogromną wiarę w jego towarzyszy, wierzył że dadzą sobie radę, on przecież też musi. Nie mogą dać plamy, każdy liczył na nich. On sam przysięgał sobie zawsze że nie podda się, że to co słyszał w dzieciństwie było niczym innym niż bzdurą gadaną aby podburzyć jego ducha. Wiedział to, wiedział zarówno że porażka nastąpi, ale u jego wroga. Jego ciało bardzo go bolało. Poczuł nawet małe poparzenia na ciele. Nie mogąc przestać zaciskać oczu w końcu zmógł się, aby spojrzeć przynajmniej trochę w bok. Zobaczył wielkie okna. Dostrzegł przez nie pewny taras. Jego oczy rozszerzyły się się znacznie szerzej. W końcu jakaś szansa.

-Jeju... Za dużo gadasz wiesz?- wydusił z siebie bólem. Zdobył się nawet na mały uśmieszek. Nie zmieniało to faktu, że nadal wszystko go bolało. Wiedział, że to bardzo ryzykowna odpowiedź, jednak on ma już plan. Patrzył mu się w oczy nieco zuchwale. Ten zmarszczył gniewnie brwi ponownie

-Dosyć tego!- warknął od razu. Drugą łapę ułożył jakby do uderzenia. Szybko zajęła się ogniem

-Spróbuj tylko- odparł mu jeszcze słabym głosem, jednak brzmiącym znacznie bardziej stanowczo

Szybko tupnął tylną łapą o podłoże. Cały czas gromadził w sobie siłę na ten ruch. Podłoga pękła tworząc kwadrat. Dwójka znajdowała się na samym jego środku. Opadli na dół z krzykiem. Znajdowali się już na parterze. Oboje kaszlali od tumanu kurzu wokół. Mickey od razu spojrzał się w bok. Zupełnie jak zakładał. Znajdowały się tam drzwi na taras. Wykorzystując kompletne zdezorientowanie przeciwnika i to, że znalazł się centralnie nad nim oplótł jego tylnie łapy wokół brzucha Tago. Potem robiąc zamach oparł się o przednie łapy i z impetem cisnął Tago za siebie. Poleciał wprost na szafki i inne drewniane meble. Rudy pies nie czekał ani chwili dłużej. Wziął w łapę pojedynczy kamień i rzucił go w drzwi tarasowe. Szyba rozwaliła się z hukiem. Wybiegł z pomieszczenia. Tago znacznie bardziej obolały wstał i ruszył tym samym wyjściem. Zatrzymał się. Taras był naprawdę ogromny. Granicę z ziemią wyznaczały drzewa, to mniejsze to większe drzewa. Na betonowym tarasie było parę stołów. Co najważniejsze taras znajdował się w kwadratowym wycięciu budynku. Jeden kąt prosty stanowił budynek. Normalnie były tam okna. Tago rozglądał się za swoim rudym oponentem. Lodowato niebieskie oczy wypełniała wściekłość. Znów to zrobił!

-Znów odstawiasz tą samą szopkę?! Ile można!!??- ryknął głośno, jego głos rozbrzmiał po okolicy

Mickey był schowany za jednym z drzew, kurczowo trzymał się swojego ukrycia. Co i raz bezpiecznie wyglądał. Po chwili przystąpił do wykonywania swojego planu. Cichutko czmychnął za budynek i zaczął wspinać się po parapetach okien i uwypukleniach w konstrukcji budynku. Szło mu to dość sprawnie mimo swojego stanu. Co i raz oglądał się za Tago, który bezpiecznie zaczął wchodzić w głąb. Był już na trzecim piętrze. Zarówno starał się robić wszystko jak najszybciej aby nie niecierpliwić swojego przeciwnika który wciąż rozglądał się na rudym psiakiem. Ten już natomiast znalazł się w jednym z pojedynczych biur. Z okna było widać taras. Same biuro miało kilka komód i szafek jak i biurko. Mickey uśmiechnął się pod nosem. Tago patrząc się w przeciwną stronę po oknach nagle obejrzał się za siebie. Kawałek ściany z biura upadł na ziemię. Ten podszedł bliżej. Mickey wychylił się uśmiechając

-Tu jesteś…-

-Otóż to, a to przesyłka ze specjalnym doręczeniem!-

Tago uniósł brew pytająco, nagle poczuł jak wokół jego łap utworzyła się blokada z ziemi, ponownie spojrzał wrogo w górę jednak ta wrogość szybko uciekła a pojawił się szok widząc jak biurko w podmuchach powietrza leci wprost do niego

-Co do-

Pies już nie zdążył nic zrobić, nawet dokończyć zaczęte zdanie. Biurko uderzyło w niego i ten upadł na ziemie. Mickey szybko za pomocą powietrza zleciał na dół. Jego przeciwnik leżał przyszpilony do betonu. Rudzielec szybko stworzył wokół niego więzienie z ziemi pozostawiając aby jego głowę na zewnątrz. Tago posiadający gwiazdy przed oczami dochodził do siebie jeszcze.  Był zupełnie zaskoczony tym nieprzewidywalnym ruchem.

-I kto wygrał?? Aha ahah~- zapytał uradowany po czubek uszu pies i pokręcił trochę biodrami w tańcu zwycięstwa.

-Ty rudy niedorajdo…- rzucił jeszcze dochodząc do siebie. Zupełnie nie był w stanie przetworzyć co się stało. Wyglądał nieco żałośnie wypowiadając te słowa. Był wtedy kompletnie bezbronny

-Nie taki niedorajda jak myślałeś! Rozgryzłem cię koleś! Wykrywałeś moje ataki ziemi, ale ataki powietrza i takie z pomocą powietrza już nie! Ktoś tu mówił o inteligencji? Mhm mhm~- mówił dosłownie wesele nastawiając ucha do obolałego przeciwnika a następnie ponownie robiąc taniec zwycięstwa a i jeszcze na koniec wystawiając język. W końcu wróciły mu wszystkie siły. Mało co nie skakał w miejscu. Był z siebie nieopisywalnie dumny. Przezwyciężył swoją chwilową słabość- Wasz plan weźmie w łeb!-

-To-o jeszcze nie koniec… my-mówił chcąc się odgrażać jednak Mickey w tym czasie zdjął swoją chustę i przyłożył psu do nosa. Ten czując fetor wydobywający się z tego skrawka zielonego materiału zakręcił trochę głową i opuścił ją bezwładnie.

-Wow, dobrze że nie posłuchałem się chłopaków i nie wyprałem jej!- zawołał przyglądając się swojej chuście z gwiazdką. Popatrzył jeszcze przez chwilę na zupełnie znokautowanego wroga. Mina mu nieco zrzedła- "Zaraz, a może powinien spróbować wyciągnąć od niego gdzie jest Flurr?- Nie... Nie powiedział by mi za nic. Nie ma czasu. Muszę szybko iść pomóc Janny'emu i wyłączyć tamtą mikrofalówkę. Flurr wytrzymaj"- pomyślał poważnie

Odszedł na parę kroków i do kamiennego więzienia dołożył jeszcze odrobinę w grubości. By upewnić się, że na pewno stąd nie zwieje. Nie był pewny czy może go tu tak zostawić, ale przecież Janny czekał na pomoc. Doszedł do wniosku, że nawet jeśli by się jakoś wydostał to przecież dostał biurkiem. Nie powinien być w stanie uciec, jeśli już to nie gdzieś daleko. Rozejrzał się jeszcze po okolicy po czym ruszył pomóc przyjacielowi.

  • Zmiana sceny

"Nie wiadomo co z Mickey'm i Janny'm. Teren gdzie walczą został kompletnie odgrodzony ogniem. Dobra nasza, że przynajmniej udało się uwolnić połowę zakładników. Ludzie Tony'ego znali się na rzeczy. Jednak tamta Liga wciąż tam jest i nie wiadomo co z bombą. Uh. Oby im się udało pokonać tych świrusów"- myślała suczka rasy Łajki Jakuckiej mknąc w powietrzu prosto w stronę siedziby. Powtarzała w głowie to co było jej przedtem powiedziane. Opracowywała swój plan. Postanowiła, że przemknie do środka i spróbuję zorientować się w sytuacji. W końcu przez gogle zobaczyła swój cel- O matko- powiedziała zatrzymując się

Ogromny budynek był już u kresu wytrzymałości. Szybko dostrzegła jak w główniej mierze pali się prawa część siedziby. Szybko doszła do wniosku, że to tam właśnie są jej przyjaciele. Po tym jak się przyjrzała dostrzegła wyraźniejszą granicę tego poligonu. Potem skierowała oczy na tłum gapiów i mediów postawionych w szeregu przed balustradą pilnowaną przez policję i inne służby. Nastąpił wyraźny postęp, gdyż straż zaczęła gasić pożar na przodzie. Nie było innego wyjścia. Na końcu obejrzała się na prawie dogaszoną część. Otworzyła szerzej oczy na widok najprawdopodobniej ocalałych agentów Ligi wykonawców. Alexy zastanawiała się dokąd miała się pokierować. Kto sprawował dowodzenie nad kontratakiem o ile dało się to tak nazwać. Ostatecznie postanowiła podlecieć do wspomnianej wcześniej grupy. Zobaczyła personel medyczny, który opatruję rannych. Ogółem była tam masa i ludzi i psów. Każdy gdzieś krzątał się w swoje strony. Podleciała do nich i z góry wypatrywała kogoś

-Dobra... Bernardyn... Bernardyn...- mówiła pod nosem mrużąc oczy w skupieniu. Wśród tego morza osób musiała wyhaczyć lidera psiego oddziału wykonawców. Kinay'a. Agrafka powiedział jej, że zdołał się już wydostać i że to on głównie potem przejął dowodzenia nad kontratakiem. Szukała go bardzo uważnie. W końcu znalazła, stał na samym tyle i rozmawiał z paroma osobami. W skupieniu padały rozkazy. Suczka nie czekała i przeleciała nad innymi lądując tuż za szukanym psem- Panie Kinay'u- zaczęła

-H-Hej!- odezwał się jeden z nich gwałtownie obracając. Z obroży wysunęło się jakieś ustrojstwo, pewien typ broni i zaczął w nią celować

-Cofnij się! Kim jest jesteś??- odparł drugi robiąc to samo

-Czego chcesz?- zapytał jasno niezadowolony bernardyn przebijając się przez osłonę jego podwładnych. Spojrzał się na nią z brakiem wyrozumienia i nawet z irytacją. Widocznie górował nad nią posturą ciała. Suczka nie wiedziała jak ma się wysłowić. Nieco zdziwiła ją reakcja. Jej milczenie jedynie dolewało oliwy do ognia. Wszyscy byli rozdrażnieni- Nosz mów!-

-Kim ty w ogóle jesteś- zaczął pytać jeden który w nią celował. Suczka zmarszczyła brwi w gniewie. Cofnęła się nieco aby poprawić pozycję

-Dajcie mi się wysłowić poparzeńcy! Jestem od Agrafki! Sytuacja w Pałacu opanowana. Pokonano tamte ligowskie odziały, a sama królowa jest już bezpieczna!- wydarła się równie głośno zdenerowana suczka. Gromiła ich oczami. Ci natomiast zaskoczyli się, ale i oblała ich ulga.

-Dzięki Bogu- westchnął Kinay, czekał na te wieści

-Kim ty jesteś? Nie widzieliśmy cię tu wcześniej- odparł równie uspokojony agent opuszczając broń. Badał ją jeszcze wzrokiem. Suczka popatrzyła po nim

-Słuchać mnie teraz uważnie, bo powtarzać się nie będę! Jestem z drużyny avatara. Moi przyjaciele obecnie narażają życie, aby powstrzymać tamtych świrów!- tu wskazała na budynek- Brałam udział w pacyfikowaniu zamachu w Pałacu, potem wysłano mnie tutaj by pomóc! Czekam na rozkazy wielebnego lidera!- mówiła głośno i klarownie patrząc po całej trójce. Ci w niedowierzaniu tylko patrzyli na nią. Dwójka agentów nieco się skrzywiła. Natomiast Kinay otworzył szerzej oczy.

-Avatara?-dopytał jakby jeszcze nie dowierzając

-Ta! Tego, któremu kazałeś brać nogi za pas i iść do diabła. Swoją drogą, nieprzyjemne uczucie teraz mam rację? Moi przyjaciele są jedynymi kompetentnymi osobami, którzy są w stanie mierzyć się z tamtymi magami!- krzyczała pouczająco nieco za bardzo zirytowana. Jednak musiała wykorzystać tą okazję. Dowódca popatrzył na nią nieco dziwnym wzrokiem

-Tony mi wszystko po krótce opowiedział. Czekaj- A gdzie jest Avatar??- zaczął wypytywać się jakby już dawno chciał usłyszeć odpowiedź na te pytanie. Alexy aby uniosła brew. Wyglądał tak, jakby bardzo jej w tamtej chwili potrzebował. Nie umknęło to uwadze suczki, która nieco skwasiła się przez grymas

-Na pewno tutaj nie przybędzie bo ma swoje zadanie do wykonania!- załapała go za ramiona- Słuchaj! Konkrety! Co z Mickey'm i Janny'm, nie ma czasu, nie wiadomo co z bombą, a oni walczą tam na śmierć i życie aby wyłączyć tą głupią mikrofalówkę!- mówiła suczka co i raz go trząsając. Kinay zrobił zaskoczoną minę, ale zaraz potem nabrał powagi.

-Pomoc Tony'ego pomogła wydostać nas z tamtej klatki, jednak zaraz potem wykryli to tamci. Nawiązały się walki. Zaraz po tym jak wyszedłem przejąłem dowodzenie! Głównodowodzący operacją tu zostali już wtedy odcięci. Udało nam się wydostać znaczną część naszych z tego pożaru, jednak nadal trwa ewakuacja!- tłumaczył jej zdejmując przy tym jej łapy z ramion. Popatrzył jej w oczy

-A co planujecie zrobić z bombą??? Jak macie zamiar wydostać stamtąd Mickey'ego i Janny'ego hm? Bo widzę, że jakoś nie specjalnie raczycie nawet im pomóc!- odparła nie dając mu się zastraszyć, zawsze upomni się o swoich. Widziała, że może przynajmniej dowództwo nie myślało na poważnie o pomocy dla jej przyjaciół. Zdenerwowało ją to

-Jak?! Skoro oddziela nas pożar! Naszym priorytetem jest wydostanie wszystkich naszych ludzi z tego miejsca! Nawet lider oddziału Cornell jeszcze się stamtąd nie wydostał! Dopiero potem pomożemy tamtym! Mają za zadanie wyłączyć tą bombę za wszelką cenę! I dlaczego aż tak się ciskasz sko- odparł jej już nieco gniewnie

-Stul psyk! Kilka minut temu pokonałam psa, który miał w planie zabić twoją królową, zupełnie jak teraz moi towarzysze robią dosłownie wszystko, aby to wszystko jakoś odratować! Nie mów mi że!!- zaczęła krzycząc już suczka łapiąc go śmiało za obrożę i przysuwając do siebie. Miała już kontynuować, ale przerwała jej głośna eksplozja. Zaraz na rogu budynku, na około drugim piętrze żar buchnął z okien. Każdy odskoczył na trochę w tył odwracając odruchowo głowy w przeciwnym kierunku. Jednak zaraz je wrócili, aby przyjrzeć się temu co się stało

-No nie!- krzyknął jakiś damski głos

-Ogień chyba dotarł do mniejszej zbrojowni!- dodał tym razem męski przebijając się przez morze głosów.

Alexy patrzyła się na to z wyraźniejszym zdziwieniem. Od razu pomyślała o jej towarzyszach zmartwiona. Szybko jednak zwróciła wzrok ponownie z Kinay'a, który z nawet lekko otwartym pyskiem się temu przyglądał. Jakby zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego raz jeszcze. Suczka popatrzyła się po nim zła

"Ugh. Flurr miała rację, z nim nie da się dogadać. Muszę iść tam na własną łapę"- pomyślała marszcząc brwi

Gdy Kinay przypomniał sobie co robił przed chwilą było już za późno. Suczka wzbiła się do góry tworząc przy tym tuman kurzu. Pobliskie osoby, które znalazły się w jego granicy zaczęły kasłać, w tym Bernardyn. Łapą próbował odganiać, potem wystrzelił wzrok w kierunku suczki, która już znalazła się nad budynkiem

-H-Hej!!- krzyknął aby

Alexy wystawiła mu aby język. Potem jednak skupiła się. Dostrzegła otwarte okno i płynnie przez nie przeleciała. Wylądowała w jakimś pomiejszym archiwum. Od razu zaczęła się rozglądać się po pomieszczeniu. Nic szczególnego

"Dobra, przynajmniej rozejrzę się, jak to wygląda"- pomyślała chowając jetpack.

Wiedziała, że jej decyzja do najrozważniejszych nie należała, ale nie mogła po prostu czekać. Było to według niej nie sprawiedliwe. Bezzwłocznie ruszyła przed siebie. Otworzyła drzwi i ostrożnie wychyliła. Mniej więcej wiedziała, gdzie ma podążać, może po drodze ewentualnie znajdzie kogoś kto ją poinstruuję co i jak. Zaczęła ostrożnie biec. Po swojej prawej zobaczyła schody i zaczęła po nich schodzić uważnie. Nagle usłyszała głos, dochodzący z dołu. Zbiegła do końca schodów i przylgnęła do ściany. Wychyliła się ostrożnie patrząc ponownie w prawo. Otworzyła szerzej oczy. Przy ścianie korytarza leżał spętany blond mężczyzna. Leżał na brzuchu mając założone do tyłu ręce. Były związane w jednym miejscu z nogami. Był kompletnie obezwładniony. W dodatku nie mógł nawet pisnąć słowa, usta zakleili mu taśmą. Patrzył aby nieco osłabiony w jeden punkt

-No i gdzie wy jesteście! Lada moment pewnie przyjdą tu znowu! Sprężajcie tyłki i chodźcie pomóc mi go zabrać stąd!- krzyczał podrażniony psi agent znajdując się obok mężczyzny prosto w komunikator. Rozglądał się nerwowo

-To musi być ten Cornell...- szepnęła. Od razu zaczęła opracowywać plan, spojrzała na pewien obraz nad sobą. Nie postanowiła dłużej czekać- Czy ktoś tu jest?-

-He?- zapytał rozkojarzony

Agent szybko pobiegł w stronę dźwięku. Wiedział, że dochodzi on z miejsca, gdzie zaczynają się schody. Dość szybko tam podbiegł. Cornell aby wodził po nim oczami. Pies już miał wbiegać na schodki, jednak zahamował gwałtownie. Suczka z krzykiem zrobiła zamach i uderzyła go prosto w głowę obrazem. Te wyszła na wylot przez płótno. Agent wykrywaczy zaczął się chwiać na nogach. Suczka ponowiła atak. Z półobrotu uderzyła go tylną łapą prosto w pysk stracił tym bardziej równowagę i przytomność. Chwiejących ruchem zaczął cofać się gwałtownie. Alexy przebiegła obok niego i otworzyła drzwi na które wprost leciał bezwładnie. Gdy znalazł się już na granicy suczka uderzyła go w kark, a potem kopnęła w tyłek. Tamten upadł gdzieś w jakieś pudła. Potem zamknęła za sobą drzwi

-Tak to się robi- skwitowała. Nie czekając podbiegła do spętanego blondyna. Szybko przystąpiła do odplątywania sznurów. Gdy wszystko było gotowe ten momentalnie zaczął wstawać- Błagam, ty bądź nieco lepszy od tamtego ćwoka- powiedziała pod nosem z szczerą na nadzieją. Potem zaś odkleiła mu taśmę z ust. Mężczyzna o rozwichrzonych blond włosach zaczął kaszleć. Usadowił się jeszcze pod ścianą- Hej koleś, wszystko dobrze? Halooo- mówiła suczka trzymając łapy na jego polikach i co i raz poklepując. Badała go czy nie ma żadnych obrażeń. Normował mu się oddech

-T-Tak... W porządku...- odpowiedział jej. Uniósł wzrok na nią- K-Kim... Kim jesteś?-

-Spokojnie. Jestem sojusznikiem. Wiem, że jesteś obity, ale musimy pomóc moim przyjaciołom, którzy walczą po tamtej stronie. Jesteś w stanie wstać??- przeszła od razu do konkretów nieco bardziej wyrozumiale. Mężczyzna starał się nabrać więcej spokoju

-T-Tak- opowiedział jej. Alexy kiwnęła głową i nieco odsunęła się aby dać mu miejsce

Anglik zaczął wstawać. Nieco chwiał się na nogach co nieco zmartwiło suczkę. Złapał się za głowę nieco zaciskając oczy. Nagle z rozwidlenia na końcu korytarza rozległ się pewny głos. Dwójka popatrzyła się po sobie zamarli. Cornell jednak nie czekał ani chwili. Złapał za suczkę i szybko wziął ją na ręce. Zaczął biec przed siebie. W ostatniej chwili zniknęli za zakrętem. Blondyn usiadł nadal trzymając Alexy w ręcach. Zaczęli nasłuchiwać skupieni

-Mark jaja sobie robi czy o co chodzi?!- warknął labrador rozglądając się. Podszedł w głąb i zaczął się rozglądać.

-Ugh plan nam się rypie! Słyszałeś! W Pałacu porażka! Na północy Londynu, w miejscu gdzie Akro wszystko monitoruje. Ten stary magazyn Waltera na samym zachodzie! Nawet Avatar psia krew się uwolnił i zaczął walczyć z Robertsonem!- odparł mu drugi. Alexy wzięła bardziej słyszalnie powietrze w płuca. Otworzyła szerzej oczy. Jakby przeszły po niej ciarki.

-Flurr..! Udało jej się!- powiedziała w przypływie radości szeptem

-No nic, może już poszedł. Schodami w górę. Szybko!- odparł mu. Dwójka zaczęła wbiegać.

-Magazyn Waltera na wschodzie... To tam Robertson monitoruję to wszystko...-powiedział cicho Cornell. W głowie szukał już dokładnej lokalizacji. Alexy otrząsnęła się z szoku, złapała go za barki

-Słuchaj! Wiesz gdzie to jest?! Będziesz potrafił tam dotrzeć???- zapytała nie cierpiąc zwłoki. Popatrzyła na niego z determinacją. Ten był nieco zdziwiony, ale współpracował

-T-Tak! Wiem gdzie to jest- odparł jasno

-Boże jak dobrze...!- powiedziała przepełniona ulgą. Tak bardzo bali się o swoją liderkę. Ta wiadomość była jak dar z nieba. Teraz pozostało, aby uporać się tutaj- Dobrze. Dobrze koleś słuchaj! Robertsonem nie trzeba się martwić na chwilę obecną. Avatar już się nim tam zajmie. Potem ruszymy tam do niej! Teraz musimy pomóc tamtym!-

-Zgoda! Nie ma czasu, chodźmy- odparł jej bezproblemowo. Był w stanie od razu jej zaufać co zmniejszyło problemu. Ruszyli zatem

  • Zmiana sceny

W środku było coraz bardziej gorąco. Płomienie zaczęły odgradzać Janny'ego od wody. Musiał naprawdę skupić się by nadal mieć ją w zasięgu. Stawało się to coraz bardziej trudne, bo Lix ponawiała swoje ataki jeden za drugim. Bardzo szybkie i dokładne. Janny właśnie skoczył przez kolejny murek ognia.

"Nie zamierza zrobić czegokolwiek z bombą. Uh. O tyle dobrze. Jestem jej głównym celem. Muszę coś szybko wymyśleć"- myślał prężnie brązowooki ponownie obracając się w jej kierunku.

Nie czekała zbyt długo. Ognista kula poleciała prosto w jego stronę. Szybko przeskoczył nad murem ognia. Nie wyszło mu to zbyt dobrze. Nieco podpalił sobie brzuch. Z syknięciem nieco opadł na ziemie. Lix w ułamku sekundy to dostrzegła. Popchnęła ogień prosto w jego stronę. Janny westchnął gwałtownie. Na jego szczęście znalazł się bliżej wody i stworzył wokół siebie wodnistą kulę. Wokół rozeszła się para wodna po starciu ze sobą żywiołów. Janny prędko podsadził się wodą i ruszył w górę. Badając salę jeszcze raz. Zmartwił się widząc jeszcze więcej płomieni. Postanowił wyprowadzić swój atak. Nabrał wody w zapasie, a następnie wystrzelił prosto na środek sali. Odprowadził jedną wiązkę wody i posłał ją na przeciwniczkę. Następnie sam  się na jednej lądując przy tym na ziemi. Suczka uniknęła sprawnie atak. Zauważyła szybko jak Janny szuka czegoś wzrokiem. Postanowiła szybko wykorzystać daną okazję. Skoczyła w jego stronę zajmując swoją łapę ogniem, który zwiększał się coraz bardziej. Pies w chuście jednak zdołał to zobaczyć. Wślizgnął się pod nią bardzo zręcznie przy tym podcinając jej łapę. Utraciła równowagę i runęła na ziemię. Mag wody prędko obrócił się w jej stronę. Stanął na tylnych łapach unosząc przednie kończyny ku górze. Wyciągnął się jak tylko mógł. Nieco skrzywił się przez ból poparzonego brzucha. Za suczką szybko uformowały się dwie fale. Sterowane przez jedną pojedynczą łapę. Pies momentalnie tupnął nimi o ziemie. Woda już miała opadać na Lix jednak ta zmarszczyła brwi w gniewie. Szybko oparła się o przednie łapy, a pozostałymi w górze utworzyła ogień przy okrężnym ruchu. Woda rozprysła się niedbale na boki wyparowując po części.

-Marna próba!- skwitowała jedynie  suczka w pełni stając na łapach-"Nie próbuję wyłączyć bomby. Skupia się wyłącznie na walce ze mną. Po co. Przecież wie, że prędzej czy później skończy mu się woda, a nie jest w stanie polegać na pomocy tamtego rudego kundla"- myślała

-Taka byłaś pewna siebie. Dlaczego nie włączysz tej bomby co? Jesteś pewna, że będziesz w stanie mnie pokonać, więc co stoi na przeszkodzie?- zaczął podpuszczać swoją przeciwniczkę. Inteligentnie zaczął swoje rozpoznanie. Stali naprzeciwko siebie. Janny stał dosłownie plecami do wniesienia gdzie znajdował się wspomniany obiekt

-Ta wiedza jest ci na nic potrzebna. Zgadza się, jesteś skończony, twój przyjaciel również, a to czy włączę bombę teraz czy później nie zrobi różnicy- odparła mu lekko nonszalancko i o dziwo nieco spokojniej.

"Jeden, dobry, szybki ruch gdy uśpię jej czujność da mi wygraną"- doszedł do wniosku

Walka ponownie się rozpoczęła. Lix posłała na niego serię ognistych pocisków. Janny z problemem wszystkie ominął. Zaczął biec okrężną drogą by jakoś dotrzeć do swoich zapasów wody. Lix obracała się w miejscu cały czas mając go na oku. Pies w chuście w końcu osiągnął zasięg. Skierował na nią pojedynczą fale. Zablokowała się ognistą tarczą. Janny będąc znacznie bliżej swojego źródła wody postanowił w końcu przejść do ruchu, którego zaplanował przed chwilą. Objął zasięgiem całą zamrożoną wodę i jak z początku zmienił jej stan na ciekły do na suczkę pokierował mur lodu o spiczastych krawędziach. Suczka usadowiła się mocno na łapach po czym sama utworzyła mur, tylko ognia. Dwa żywioły starły się ze sobą. Dwa przeciwieństwa. Lix wykorzystała swoją nagromadzoną siłę i podsyciła temperaturę. Lód nie wytrzymał. Dosłownie wybuchł z zaskakującym impetem rozrzucając wokół pojedyncze kawałeczki. Janny'ego odrzuciło gwałtownie do tyłu. W locie został ugodzony z brzuch. Powstała rana cięta, na szczęście nie za głęboka. Zacisnął oczy i zęby w piekącym bólu. Na domiar tego uderzył przy upadku jeszcze mocniej. Przeturlał się prawie pod same drzwi. Wokół jeszcze opadały kawałki zniszczonego lodu, które cudem uchroniły się przed stopioną. Brązowe oczy niechętnie się otwierały mimo woli maga wody. Jęknął w bólu. Przez rozmazaną wziję nieco ogłuszony dostrzegł dość sporawy kawałek lodu leżący tuż na wyciągnięcie łapy. Widząc, że Janny nie wstaje suczka nie spieszyła się. Zapewne poszła by za ciosem gdyby nie fakt, że wokół wciąż jej oponent miał zasób broni. Uśmiechnęła się lekko powoli czując swoje zwycięstwo. Tak uwielbiała te uczucie. Tupnęła przednimi łapami. Podłoga zajęła się ogniem w określonych miejscach. Lód stopniał bez żadnego oporu. Potem co z niego pozostało wyparowało. Unosząc potem łap ku górze podsyciła pozostały ogień znajdujący się w sali. Widziała jak bardzo bezbronny jest Janny, cieszył ją ten fakt. Postanowiła powoli kroczyć w jego stronę. Nie musiała się przecież spieszyć, przynajmniej ona tak myślała. Janny powoli zaczął wstawać. Zorientował się już dawno, że w jego zasięgu nie ma już żadnej wody.

-Spójrz tylko na siebie. Porażka- mówiła Lix nie spiesząc się. Złote oczy wydawały się jeszcze bardziej próbować uwyraźnić jej zwycięstwo. Z nonszalancją patrzyły na już porządnie poturbowanego Janny'ego. Ten załapał się na ranę na brzuchu, potem spojrzał na łapę wymazaną odrobiną krwi. Nie zamierzał odpowiadać. Jeszcze nie- Na co wam to było? Byliście po prostu żałośnie próbującą bandą, która wplątała się w wojnę której w ogóle nie rozumie. Łudziliście się, że byliście w stanie z nami wygrać-

-Nigdy nie zostawia się już zaczętych spraw- odparł Janny łapiąc powoli równowagę

-Ale trzeba wiedzieć kiedy ustąpić. Z resztą. Twoja liderka również to mówiła, a teraz czeka ją jeszcze gorszy koniec od ciebie- mruknęła nieporuszona patrząc na niego. Janny na wieść o Flurr nieco zmarszczył brwi- Teraz pozostawiła was samych sobie. Przegrywacie na każdych frontach tej wojny o dziwo nie będąc z nią jakkolwiek bliżej związani. Okrutna ironia- kontynuowała zbliżając się powoli. Zapadła cisza, gdzie jedynie ogień wydawał swój dźwięk. Janny nie dawał po sobie poznać co w tamtej chwili przeżywa i myśli. Zaczęło to powoli irytować suczkę- Oj milczysz. Nie ma problemu. Uznam to tylko za twoje potwierdzenie-

-Myślisz, że jesteś jakkolwiek uświęcona w tym co teraz robisz?- w końcu padło pytanie ze strony Janny'ego

-Co?- zapytała wrednie

-Wy wszyscy czujecie się w tym uświęceni- odparł jej. Ta zmarszczyła gniewnie brwi

-Marna próba magu wody. Twoje słowa nie znaczą nic, bo jesteś tutaj przegranym- odpowiedziała nieco dumniej.

-Wy też byliście przegrani, a jednak rozmawiamy w tej chwili i w tych okolicznościach. Jestem tego świadomy- powiedział dość spokojnie. Lix momentalnie wyczuła aluzję w jego słowach. Oburzyła się lekko gdyż uznała to za bardzo zuchwałe z jego strony. Jakim prawem to mówi, jeszcze w takiej sytuacji jak ta? ON przegrał

-Wkrótce ty zamilkniesz raz na zawsze tak jak twój przyjaciel! Tego też jesteś świadomy?- krzyknęła w złości, nastąpiła krótka cisza

-W przeciwnym razie nie było by mnie tutaj- odparł spokojnie

Już żadne słowa potem nie padły. Patrzyli sobie w oczy. Suczka przymierzała się by jakkolwiek zareagować, ale nie wiedziała, że już na nic to się jej zda. Janny szybko postawił się na gotowości. Łapę błyskawicznie pokierował za siebie gdzie przez ten cały czas znajdowała się mała kałuża z roztopionego kawałka lodu. Okropnie szybkim ruchem łapy posłał go w jej kierunku. Zahaczył za jej białą obrożę zamrażając się przy kontakcie z materiałem. Potem już suczka poleciała za siebie z krzykiem na pysku. Janny wykorzystywał siłę swoim mięśni, aby utrzymać jej ciężar za pomocą dość sporego kawałku wody. Suczka poleciała na tyle, że potem uderzyła boleśnie o wzniesienie. Opadła bezwładnie na ziemię. Janny zacisnął oczy z powodu bólu przez nadwyrężenie już i tak obolałego ciała, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Omijając płomienie podbiegł bliżej wodospadów. Gasił przy ich pomocy nadmiar ognia. Tak zrobił też z dugą częścią sali. Po chwili większość pożaru została ugaszona. Janny poruszając się na pojedynczej fali przybliżył się do wzniesienia gdzie Lix niemrawo zaczęła wstawać. Pies w chuście miał już pozycję gotowości do dalszej walki. Brązowe oczy czekały na odpowiedź. Lix mimo iż cała w bólu to wciąż podsycana gniewem w końcu stała.

-Widzę, że cię nie doceniłam...- powiedziała nieco ciszej choć jej oczy zabijały gniewiem. Janny stał niewzruszony

Już miała ponownie atakować. Wykorzystując dosłownie chwilowe zapatrzenie się Janny'ego na broń znajdującą się tuż przed nim. Przez ten czas szykowała ogień aby potem jeszcze raz zaatakować. W jej prostującą się łapę jednak coś uderzyło. Nagle wyskoczyła ziemia. Płomień został pokracznie pokierowany i poleciał w bok. Janny szybko obejrzał się. Ucieszył się widząc znajomy mu psyk

-Team Avatara górą!!!- zabrzmiał ten jeden wesoły głos brzmiąc w tym przypadku bardzo zwycięsko

-Mickey!- zawołał Janny przeszczęśliwy

Suczka miała ponowić atak jednak pies w niebieskiej chuście mimo wszystko zachował czujność. Podciął ją wodą, gdy miała upadać sprawnie objął ją wodą i odciągnął z dala od bomby. Mickey przyłączył się. Tupnął przez co z ziemi w górę odskoczył pojedynczy głaz. Od razu rzucił nim w suczkę. Upadła na ziemię. Dwójka psów dała sobie spojrzenie porozumienia. Mag wody zrobił mu miejsce. Rudy psiak utworzył wokół niej również kamienne więzienie. Lix bezbronna opuściła głowę w dół.

-A to nazywam kamiennym kaftanem bezpieczeństwa- odparł dumnie otrzepując sobie kurz z ramion. Janny momentalnie podszedł bliżej

-Udało ci się! Co z tamtym???- pytał żwawo

-Spokojnie Janik! Pokonałem go i unieruchomiłem. Jest na jednym z tarasów. Nie zwieje. I dobra nasza przyjacielu! Zakładników uwolniono! Wygraliśmy!- mówił przepełniony entuzjazmem rudy pies. W ciągu wypowiedzi złapał go za ramiona patrząc uradowany w jego oczy.

-Całe szczęście... Tutaj bomba też w porządku. Wyłączona- odetchnął z niewyobrażalną ulgą. Mickey patrzył błękitnymi oczami na niego potem zjeżdżając trochę w dół

-Rany julek Janny krwawisz!- powiedział energicznie zmartwiony

-To nic takiego. Płytkie zacięcie. N-No a z tobą wszystko okej?- rozwiał jego obawy szybko po czym sam zaczął dogłębniej badać go wzrokiem szukając widoczniejszych urazów

-Jestem cały. Poobijany, ale cały- powiedział- Matko tak się cieszę, że się udało!-

-Mh- Zaraz! Słyszysz?- miał już się zgadzać gdy nagle jeden dźwięk wśród ciszy zwrócił jego uwagę.

Mickey od razu lekko zbystrzał. Od razu umilkł i zaczął wsłuchiwać się w grobową ciszę po tym jak ogień został ugaszony. W końcu zlokalizowali źródło. Zamarli patrząc się oboje w te samo miejsce. Otworzyli szerzej oczy i ponownie przeszły ich ciarki. Z czasem dźwięk stawał się coraz bardziej słyszalny.

-Nie...- wymamrotał Janny

Rudy psiak wytworzył wokół siebie podmuchy i poleciał prosto do paneli sterowania. Zaczął gorączkowo rozglądać się po skomplikowanych konstrukcjach. W końcu znalazł licznik. Czuł jakby mu serce stanęło. Liczby świecące się złowrogą czerwienią ruszyły się. 3:00 powoli zmniejszało się.

-Święte pepperoni!- powiedział do siebie po czym odbiegł od bomby. Podbiegł do krawędzi wzniesienia i spojrzał w dół- Janny te ustrojstwo nadal jest na chodzie!-

-Co?!- powiedział głośno niedowierzając

-3 minuty zostały!- krzyknął zakłopotany Mickey

-Musiała pewnie ją uruchomić gdy gasiłem ogień!-

Nagle usłyszeli kroki dobiegające zza drzwi. Mickey szybko zeskoczył do swojego przyjaciela. Dwójka nabrała pozycji do walki i podchodząc nieco bliżej czekała na coś co miało pojawić się już lada chwilę. Dodatkowe zmartwienie, choć okazało się, że jednak nie. Za ściany wyłoniła się Alexy razem z wysokim blondynem. Ten otworzył szerzej swoje oczy widząc widok jaki zastali. Suczka dostrzegła znajome jej pyski

-Chłopaki!- zawołała podchodząc bliżej. Nie mogła wycenić swojej radości choćby przez zobaczenie ich

-Alexy!- zawołali w tym samym czasie. Suczka znalazła się tuż przed nimi

-Udało się?! Mówcie!- zawołała niecierpliwie

-Tak! Znaczy- Nie do końca- odparł jej rudy pies żwawo

-A tobie?- zapytał Janny wykorzystując jeszcze chwile czasu

-W Pałacu już wszystko pod kontrolą!- oznajmiła zrozumiale. Obejrzała się w tył. Blondyn zwolnił kroku oglądając pobojowisko- Chłopaki. To Cornell Broocklen. Dowódca jeden z sekcji w Lidze-

-Ja... Ja nawet nie wiem jak mam wam dziękowa- mówił patrząc się jeszcze na okolicę. Janny i Mickey popatrzyli się po sobie

-Dobra potem nam podziękujesz! Słuchaj umiesz wyłączyć to ustrojstwo!?- mówił do rzeczy Mickey podchodząc bliżej

-C-Co?-

-Zdążyła jeszcze uruchomić tą bombę zanim ją pokonaliśmy! Zostało ledwie 2 minuty!- kontynuował Janny pospiesznie

-Koleś musisz wyłączyć tą mikrofalówkę zanim wszyscy wylecimy w powietrze!- dodał od siebie Mickey

-Wiem jak to wyłączyć, to broń jeszcze za czasów jeden Ligi. Nic skomplikowanego- odparł im rozumiejąc powagę sytuacji. Otrząsnął się zamyślenia. Popatrzył stanowczo na ich dwójkę

-Super idziemy!- powiedział nie czekając Mickey

Skoczył na Anglika, tamten odruchowo go złapał. Skupiony kowboj wybił ich ziemią w powietrze. Potem tworząc wokół nich podmuchy gładko polecieli na wzniesienie. Po tym jak Cornell poczuł grunt pod stopami momentalnie przechodząc do rzeczy. Mickey obserwował go uważnie

-Tak jak myślałem. Nic trudnego dla kogoś kto miał kiedykolwiek styczność z tym- oznajmił poważnie. Od razu wiedział co ma zrobić. Zaczął odłączać jakieś kable, przeciągać wajchy. Mickey nieco się uspokoił, a jednak patrzył z oczekiwaniem pocąc się odrobinę.

Cornell działał z precyzją. Na liczniku wybiło już 1:00. Ostatnia minuta. Wszystkie psy. I ten na górze i na dole wyczekiwali w napięciu. Gotowi na ewentualną akcję. Czas uciekał. Blondyn w końcu złapał za dwa połączone ze sobą przewody, prowadzące prosto od nagrzanego rdzenia. Rozłączył. Udało się. Cała masywnie wyglądająca bomba przestała nawet świecić się w niektórych miejscach. Licznik zastąpił czarny ekranik. Mickey aż usiadł z ulgi. Pozostali również odetchnęli czując zdjęty balast z ramion.

-Po wszystkim- oznajmił Cornell wstając z miejsca mając na myśli nie tylko rozbrojenie bomby. Dwójka szybko zeszła na dół do pozostałych pozostawiając za sobą najgorsze zmartwienie.

-Dobra! Czyli tutaj wszystko jest już pod kontrolą. Dowódcy pokonani, bomba nieszkodliwa, zakładnicy uwolnieni- wyliczał Janny

-W Pałacu również wszystko gra i buczy! Królowa bezpieczna. Czyli już dwa z trzech frontów pod naszą kontrolą! Jednak nie dostaliśmy żadnej informacji co z Tony'm, Play'em i Sarah! Od samego początku cisza!- dodała Alexy podsumowując wszystkie informacje.

-No ale jeszcze co z Flurr?- zapytał Janny zakłopotany przypominając sobie słowa jego przeciwniczki.

-Wiemy gdzie jest wasza liderka- oznajmił Cornell

-Co??- zapytała dwójka od razu

-Gdy przeniknęłam tutaj do środka spotkałam właśnie tego tu. Udało nam się podsłuchać dwójkę agentów rozmawiających ze sobą. Flurr uwolniła się i walczy z Akro!- dodała Alexy szybko coś od siebie.

-Naprawdę???- zapytał Mickey

-Tak. Jest w magazynie Walter'a. Stara opuszczona placówka na obrzeżach Londynu. Stamtąd również Akro kontroluję co się dzieje- wyklarował blondyn

-Zatem nie ma czasu na zwłokę!- powiedział Janny- Możemy was z tym zostawić?- pytanie padło do mężczyzny

-Tak! Resztą tutaj zajmiemy się sami. Jednak nie zostawimy waszej liderki samej! To pewnie dzięki niej Akro nie interweniował osobiście. Plan jest taki. Wysyłamy ludzi na pomoc Wood'owi i waszym przyjaciołom. My w tym czasie lecimy pomóc waszej liderce. Gdy tamci uporają się z problemem dołączą do nas i wszyscy ruszymy jej z pomocą- tłumaczył strategię pozostałej trójce

-Tak jest!- odparli stanowczo i z kiwnięciem głowy

-Za mną!- powiedział i zerwał się do biegu, reszta ruszyła za nim. Wszyscy na nowo otrzymali nowy zastrzyk determinacji. Osiągnęli już dwa znaczące zwycięstwa w tej bitwie. Teraz pozostało iść po pozostałe dwa. Wiadomość o Flurr tym bardziej podnosiła ich na duchu. Ich liderka walczy

-Szala zwycięstwa zaczyna przechylać się na naszą stronę!-zauważył Janny mówiąc do biegnących na równi z nim przyjaciół

-Flurr już mu pokaże miejsce w szeregu!- powiedziała Alexy

  • Zmiana sceny

Flurr szła za ciosem. Ich walka trwała już dobre parę minut. Szansy pokładały się równo. Suczka atakowała bardzo dokładnie skupiając się na oponencie. Mogło by się zdawać, że kompletnie zapomniała o bombie. Skupiła się jedynie na Akro. Ten zaś nie uciekał przed otwartym starciem. Nawet jeśli chciałby się wycofać nie byłby w stanie. Szeryf nie pozwoliła by mu na to. Dwójka postawiła sobie jeden cel. Powalić tego drugiego i odnieść bezprecedensowe zwycięstwo

"Jego moc wydaję się być równoważącą mocą do mojej. Jakby dwie materie. Chaos i ład. To nie byle jaka telekineza, jednak może też wysyłać destrukcyjne ataki. Te czarne nie wiadomo co to czysta destrukcja, a mimo to nie może stricte użyć tego na mnie. Dlaczego? Może się oszczędza, choć jednocześnie może po prostu nie być w stanie. Muszę go czym prędzej docisnąć zanim coś mu przyjdzie do głowy"- wykonała prędką analizę w głowie. Zdołała przez ten czas oswoić się z wcześniej nie spotkaną i potężną mocą w starciu. Widziała, że jej oponent ma w posiadaniu ogromne zagrożenie dla niej

Wyciągnęła przednią łapę w bok będąc w zamachu i już miała wyciągać kawał ściany mając go pokierować na swojego przeciwnika gdy ten skierował się w jej stronę. Sam wyciągnął łapę przed siebie. Wokół kończyny Flurr pojawiła się czarna otoczka z latającymi wokół niej kropkami. Zdziwiła się szybko. Nie z jej woli łapa powędrowała w kompletnie innym kierunku niż zamierzała. W tym samym czasie pies tworzył w drugiej łapie po raz kolejny czarną kulę. Szeryf dostrzegła to. Podskoczyła i obiema tylnymi łapami posłała na niego mur ziemi. Wyrwała łapę z uścisku i zrobiła salto w powietrzu. Wylądowała pyskiem w jego stronę. Husky nie miał wyboru. Destrukcyjną kulę pokierował w nadciągającą ziemię. Mur rozwalił się. Wokół porozrzucało jego kawałki. Uniósł za pomocą jeden i miał już rzucać nim w suczkę. Flurr wzbiła się na łapach w górę i wykonała pół obrót. Gruby powiew wiatru ruszył prosto przed siebie na całą szerokość korytarza. Husky nie był w stanie się wybronić. Odleciał na kawałek odległości chroniąc się jednak przed upadkiem. Wstał i czujnie popatrzył się na jej kolejny ruch. Podeszła bliżej i tupnęła łapami w grunt. Pod Akro ziemia wyznaczyła kwadrat gdzie znajdował się na jego centralnym środku. Ruszył w dół. Spadł piętro niżej trzymając się jeszcze podestu pod łapami. Spojrzał w górę. Flurr była już nad nim i już zgiętą łapę wyprostowała tworząc silny wir powietrza. Lider Ligi zeskoczył jednak w czas przed uderzeniem. Siła podmuchu była tak mocna, że podłoga dosłownie rozwaliła się upadając na ziemię. Flurr jeszcze przed swoim wylądowaniem w powietrzu zrobiła aż 3 pierścienie ognia, które precyzyjnie wcelowane ruszyły w kierunku Akro. Sięgnął łapą w bok i kawałek ściany postawił centralnie przed sobą. Usłyszał dźwięk zablokowanego ataku, miał już odsuwać powstałą tarczę, jednak ta zaczęła nagle pękać. W końcu rozpadła się, a tuż z tumanu kurzu wyłoniła się suczka. Akro nie zdążył zbiec w bok. Flurr z głośnym dźwiękiem wzięła rozmach i kopnęła go prosto w pysk tylną łapą. Odrzuciło go do tyłu. Zmusił się do poprawnego wylądowania. Nie spodziewał się tego. Poczuł jak strużka cieczy wypływa mu z nosa. Przetarł go szybko łapą. Znajdowała się na niej krew. Zdziwiony popatrzył się szerszymi oczami. Flurr stojąc nieco wyżej na stosie gruzów przyglądała się temu wciąż gromiąc go gniewnym spojrzeniem. Nie traciła czujności, choć była dumna z swojego ostatniego ruchu

-Nieźle- mruknął niespodziewanie Husky pustym tonem, który na dobrą sprawę nic nie świadczył

-Zamknij się- burknęła wrednie w odpowiedzi nieco zmieszana jego nagłą wypowiedzią

Walka ruszyła dalej. Akro z poplamionym na szkarłatny kolor białym pysku ponownie ruszył do ataku. Szybkim ruchem wytworzył nową dotychczas formę ataku. Łapę wystawił w jej kierunku. Wystrzelił z niej czarny promień w towarzystwie pomniejszych czarnych kropek wokół niego. Flurr ledwo co zeskoczyła w bok zsuwając się na gruzach. Zaskoczona popatrzyła się w ścianę gdzie droga promienia została zakończona ścianą. Dosłownie wybuchła.

"Wziął to do siebie"- skwitowała suczka w myśli szybko

Obróciła głowę w kierunku gdzie znajdował się Akro. Otworzyła szerzej oczy. Leciała w nią po raz kolejny czarna kula, tym razem większa. Szybko przylgnęła do ziemi, gdy atak przeleciał nad nią szybko wzbiła się w górę podnosząc gwałtownie łapę w górę. Kolejny murek ruszył w stronę jej przeciwnika. Tym razem pies przemknął prędko w bok i odłamał jego kawałek posyłając go na suczkę. W odpowiedzi ta wytworzyła wir powietrza, gdzie kawałek ziemi gwałtownie ruszył w górę uderzając w sufit. Na dół spadło odrobinę kurzu i pomniejszych kawałków ziemi. Przez ten cały czas suczka próbowała zorientować się gdzie dokładnie są. To jeszcze nie był magazyn, a budynek stojący tuż przy nim. Pomyślała, że znajdując się w większym hangarze będzie miała więcej miejsca. Pozostawał jeszcze pomniejszy plac w centralnym środku, choć tam nie było bezpiecznie. Wszędzie poustawiano beczki z benzyną. Cały teren był przecież zagracony. Postawiła sobie na celu zlokalizowanie hangaru. Wydawał się być blisko. Jakby dosłownie już za ścianą. Obecnie walczyli w po większym przejściu w budynku, gdzie znajdowała się cała centrala.

"W ogóle nie pilnuje bomby. Stawia na szali dosłownie wszystko. Nie dam bombie zrobić jednak tego za mnie..."- pomyślał poważniej Akro

Flurr w tym czasie starała się wyczuć sejsmicznie położenie hangaru. Tak jak myślała. Wystarczyło aby przebić się przez ścianę obok. Zmarszczyła brwi stanowczo. Ruszyła do ataku. W końcu postanowiła zaatakować ogniem. Oparła się o tylnie łapy. Dwiema przednimi zaczęła tworzyć już ogień. Dosłownie zajęły się nim. Potem klasnęła nimi. Żywioł połączył się ze sobą. Olbrzymi płomień ruszył w stronę Akro. Żar buchnął gorącem i wydał charakterystyczny ryk. Pies nie drgnął z miejsca. Utworzył tarczę wykorzystując swoją moc. Wychylił się ostrożnie. Drugą wolną łapą zaczął kontrolować szafkę. Sprawnym ruchem uderzył nią suczkę. Odleciała upadając na ziemie bezwładnie. Ogień nagle przerwany chaotycznie zniknął, jednak podpalając nieznacznie okolicę. Suczka zdezorientowana tym co się stało otrząsnęła się wstając. Jej żółte oczy wystrzeliły w poszukiwaniu położenia oponenta. Ten ponownie przymierzył się do wystrzelenia promienia. Widziała jak idzie w jej stronę. Dzięki podmuchowi powietrza wzbiła się w górę. Osadziła się na środku wytworzonego wiru i ruszyła w górę przebijając się przez sufit. Akro zmarszczył brwi i ruszył za nią. Wszystkie końcówki jego kończyn pokryła czarna otoczka. Wzbił się również w górę. Suczka znajdując się już piętro wyżej wyczekiwała pojawienia się jej oponenta. Nagle podłoga rozbiła się we wszystkie strony. Na podłodze wylądował sprawnie Akro. Flurr zaczęła atakować jeszcze raz ogniem robić obroty w powietrzu. Husky wszystkie je wyminął. W odpowiedzi pokierował na nią czarną kulę. Suczka przeskoczyła nad nią i od razu będąc na łapach zaraz przy ziemi zrobiła powiew powietrza. Miał on podciąć łapy jej wroga i sprawić by upadł. Nie stało się tak. Akro skoczył w górę bardzo sprawie. Suczka nie odpuściła. Szybko z kawałku podłogi wystrzelił mały jej kawałek. Leciał prosto w jego stronę, jednak ten jedynie przechylił górą część jego ciała odrobinę do tyłu sprawnie i bez większego problemu robiąc unik. Flurr wycofała się nieco już lekko dysząc ze zmęczenia. Dopiero gdy przez przypadek spojrzała się w bok dostrzegła rząd okien. Jednak bardziej zwróciło jej uwagę to co się za nimi znajdowało. To był dach hangaru. W końcu.

"Jest! Tylko jak się tam dostać?"- pomyślała żwawo nieco ożywiona

Akro spojrzał na nią gniewnie już przeczuwając jaki miała zamiar. Flurr w końcu obmyśliła swój plan. Tupnęła obiema łapami w grunt. Tuż przed nosem Husky'ego wyrosła ściana, która odgrodziła dwójkę na korytarzu. Suczka prędko skoczyła na parapet łapiąc się przednimi łapami za karnisz wiszący tuż nad oknem. Zrobiła zamach i tylnymi łapami zbiła szybę. W tym czasie jednak usłyszała eksplozję. Utworzona przez nią ściana skruszyła się z pod mocą Akro. Ten gniewnie spojrzał na nią. Flurr skoczyła przez otwór tworząc wokół siebie powiewy, które miały ponieść ją dalej nad dach. Pies nie zamierzał czekać. Wybił drugą szybę jednym użyciem swojej mocy. Suczka już zwiększała swój dystans pomiędzy oponentem. Lider jednak wyciągnął jak najdalej łapę przez wybitne okno i zdążył złapać tylną łapę suczki swoją mocą. Spojrzała się zdezorientowana. Szybko jednak popatrzyła się gniewnie. Obróciła się wisząc w powietrzu. Dostrzegła przestarzałe rury, które biegły wzdłuż granic pięter. Pokierowała łapę w tamtym kierunku. Przed tem dzięki swojej dosłownie przepołowiła rurę na pół. Zaczęła tryskać z niej woda. Nagromadziła jej prędko, a potem wiązkę poprowadziła do Akro. Rozprowadziła wodę wokół jego szyi po czym zamroziła. Pociągnęła go do siebie. Pies kompletnie stracił równowagę. W końcu oba psy znalazły się dosłownie obok siebie, bezpieczna granica ich walki przetarła się. Zaczęły w końcu spadać w dół, prosto na płaski dach hangaru. Szybko dezorientacja przeszła dwójkę. Suczka złapała go za obrożę i spadając w dół przymierzyła się by zadać cios. Jej łapa zajęła się ogniem. Zaciskając nieco zęby już przymierzyła się by uderzyć psa. Ten warknął niemo. Zatrzymał po raz kolejny jej łapę przed wykonaniem ruchu. Już zaraz mieli uderzyć w dach. Pies chciał przejąć panowanie nad sytuacją. Popchnął ją nieco w dół sprawiając, że znajdował się nieco nad nią. Z jego łapy wystrzelił promień, który bez problemu utworzył dziurę w dachu. Wpadli już do środka w ostatniej sekundzie. Zapowiadało się na to, że Husky zamierza sprawić, aby to suczka uderzyła pierwsza podczas lądowania. Ta jednak nie pozwoliła na to. Już prawie przy ziemi odepchnęła go powietrzem. Pies odleciał w kompletnie drugą stronę, lądując w kartonach. Flurr zaś w ostatniej chwili przednimi łapami zaczęła tkać ogień. Potem upadła na ziemi obolała. Nie spieszyło się jej aby wstać. Uniosła niemrawo głowę i zaczęła rozglądać się wokół. Właściwie bez celu, bo wizję miała jeszcze zamazaną

-Szlag by to... Mój łeb...- jęknęła słabo mrużąc oczy

Flurr dopiero teraz jakkolwiek była w stanie przetworzyć zaistniałą sytuacje. To co przed chwilą się stało. Oddychając nieco wyraźniej przekręciła się na plecy. Wyładowała na dosłownym środku hangaru. Dość gładkiej, ale zakurzonej powierzchni. Widać było, że Liga musiała przez jakiś okres go używać na własny użytek. Było dosyć ciemno przy ścianach. Mrok spowił poustawiane w rządki półki. Mimo to wszędzie były chaotycznie porozrzucane kartony i inne rzeczy, które tylko zagracały obszar. Jedyne źródło światła stanowiła dziura, którą wlecieli do środka. Była naprawdę ogromna. Zdołała oświetlić cały środek. Wystarczająco. Żółte oczy lekko przymrużone wpatrywały się w niebo. W zachmurzone niebo. Zdawało się, że lada moment ma padać. Zastanawiała się, czy ktokolwiek słyszy co tutaj się dzieje? Zastanawiała się również nad tym, czy jej drużynie się udało i ogólnie co z nimi. Przez ten cały czas była skupiona tylko na walce z Akro, aby go pokonać. Dopiero teraz, gdy nastąpiła pewnego rodzaju przerwa trwająca znacznie dłużej niż pozostałe w końcu pomyślała o rzeczywistości. W końcu pomyślała o bombie, jednak szybko przestała. Musi to dokończyć, nie ważne co.  Nie obchodzi ją już bomba. Zmusiła się by wstać. Zaczęła rozglądać się wokół i ostrożnie stawiała kroki. Ani śladu było po jej przeciwniku. Patrzyła się w stronę, gdzie przedtem go odepchnęła za pomocą powietrza.

-Wyłaź tutaj Robertson!- krzyknęła głośniej swoją komendę. Jej mocny głos odbił się echem po ogromnej powierzchni. Żółte oczy w skupieniu wyglądały za nim. Była już najzwyczajniej podenerwowana. Chciała to zakończyć, potrzebowała tej świadomości na wypadek najgorszego. Ponownie zapanowała cisza. Przeszła nieco jeszcze bardziej na środek obiektu. Rozglądała się wszędzie.

-Całą tą walką udowodniłaś, że dawni wykonawcy nie sięgają ci do pięt- rozległ się głos tuż za nią. Szybko odwróciła się. Husky widocznie już poturbowany w walce stanął na przeciwko niej. Dzieliły ich zaledwie metry. Flurr zmarszczyła brwi słysząc jego wypowiedź.

-Nie potrzebowałam czuć się lepsza od nich- odpowiedziała będąc wciąż czujna- "Co ty znowu robisz?"

-Nawet przez chwilę nie myślałem, że ta wojna będzie prosta. Jednak w wszystkich możliwych drogach przyszłości tylko ta może coś przynieść. Stałaś się częścią tej wojny mając swój uzasadniony powód. Już samo to czyni cię lepszą od nich. Oni ją zapoczątkowali myśląc o sobie, a ty się dołączyłaś z myśli o innych- mówił klarownie. Na jego pysku wciąż było widać wrogość mimo charakteru słów, które wypowiadał. Patrzył się wprost na nią. Szeryf nie wiedziała jak ma zareagować. Postanowiła milczeć i wyczekiwać jego najmniejszego ruchu. Akro przez chwilę popatrzył się na niebo. Zaraz potem wrócił oczami na suczkę. Pomyślał o czymś- Jednak jak w każdej wojnie liczy się tylko ten kto wygra. Tylko to się dla mnie liczy. Liczą się ci wszyscy dla których walczę. W takim przypadku nie mogę cofnąć się przed absolutnie niczym. Oni też by tak robili, gdyby tylko byli w stanie choćby spojrzeć mi w oczy-

Flurr jedynie otworzyła szerzej oczy w zdziwieniu. Przypomniała sobie prędko o tym co miała przyczepione do tylnej łapy. Nie mogła pozwolić sobie na czekanie. Jednak jej ruch został kompletnie zatrzymany. Spojrzała się niedowierzając. Nie potrafiła ruszyć ciałem. Gorączkowo przyglądała się sobie. Wokół jej ciała pojawiła się czarna otoczka, zupełnie jak przy każdym jednym obiekcie, który znalazł się pod kontrolą Akro. W końcu spojrzała na psa czując jak oblewa ją zimny pot. Husky stał dosadnie na łapach trzymając swoją przednią skierowaną prosto w nią. Na jego twarzy pojawiło się skupienie owiane spokojem jak i determinacją. Suczka powoli zaczęła unosić się do góry. Jej ciało nagle przeszył powoli rozprzestrzeniający się ból. Zaczęła wydawać ciche jęki bólu. Unosiła się w powietrzu. Jej ciało zaczęło prostować się. Kończyny bezwładnie opadły. Co on jej do diabła robi?

-C-Co ty ro-bi-sz?- mówiła ledwo czując narastający ucisk w gardle. Odpowiedź jednak nie padła- "On to po-trafił od po-czątku-? A moż-e czekał na odpo-wiednią chwilę-? N-ie... Stwierdził- że on też pójdzie na całość-myślała

-Tutaj kończy się twoja walka!- powiedział co zabrzmiało niczym obwieszczenie wyroku, który lada chwila miał zapaść

UWAGA! REMONT

  • Zmiana sceny

Wciąż trwały negocjacje Play'a z Ned'em . Wciąż byli w pokoju przeznaczonym na garderobę mężczyzny pisarza.

-Proszę , zostaw go w spokoju - poprosił zielonooki pies

-Nigdy ! Wykonam swoją misję - odparł głośno i groźnym tonem Ned

W brązowych oczach Thomasa było widać strach . Wszak miał do głowy przystawiony laser i był zakładnikiem.

-Wszystko w porządku ?- zapytał zmartwiony Play pisarza

-Tak-k jestem tylko trochę poobijany - oznajmił dygoczącym głosem mężczyzna

-Długo czekaliśmy na tą zemstę i nie pozwolę byle komu jej zepsuć !!- oznajmił groźnie owczarek niemiecki

-Sarah... gdzie jesteś ?- spytał sam siebie pies tak cicho jak mógł

  • Zmiana sceny

Sarah kończyła rozglądać się po okolicy . Nie znalazła pisarza więc szybko wróciła na scenę . Spieszyła się idąc drużką usypaną piachem . Lekki i chłodny wiaterek wiał w stronę pod którą szła suczka . Nie świadoma sytuacji szła dość wolno rozglądając się za czymśkolwiek . Dotarła po kilku chwilach na scenę

-Wróciłam ! - oznajmiła suczka

Nie doczekała się żadnej odpowiedzi . Wzruszyła ramionami . Uznała że wszyscy już udali się do bezpiecznego miejsca i tam też ruszyła lecz jej uwagę zwróciła skrzynka wystająca za kurtyny. Ruszyła w jej stronę . Odsłoneła materiał i wyciągnęła przedmiot . Klapa była zamknięta lecz nie na zamek . Gdy otworzyła skrzynkę ujrzała puste miejsce na broń . Od środka był znak Ligi Londyńskiej. Jej oczy wytrzeszczyły się na ten widok

-O nie - powiedziała do siebie

Pospiesznie ruszyła do budynku gdzie był Play

  • Zmiana sceny

-Jeśli tylko się ruszysz to on zginie !- zagroził Ned

-Nie zamierzam . Tylko mam pytanie odnośnie tego co zamierzasz zrobić -oznajmił ze spokojem Play

-Lada moment przelecą tu agenci i załatwią sprawę z nim gdy podczas ja za pomocą mojej magii będę niszczył ten park - powiedział stanowczo pies

-Czyli będziemy tu czekać na nich ? Cały czas - zapytał zielonooki pies

-Tak . Bądź załatwie go sam gdy będziesz próbował mnie powstrzymać . Lub gdy ktoś z twoich przyjaciół zechce wejść przez te drzwi - oznajmił Ned

-Skąd będziesz wiedzieć ?- zapytał Play

Owczarek Niemiecki wskazał na telewizor na którym był widok z kamery przed wejściem .

-Sarah nie może tędy wejść -pomyślał pies rasy Gerberian Shepsky

-Zatem czemu mnie wpuściłeś?- zapytał ponownie Play

-Ktoś musiał poznać motywy nieprawdaż ?-powiedział pies z opaską

Zaczął rozgadywać się o planach . Play szybko spuścił z niego wzrok i skierował na lustro . Za nim była Sarah która unosiła się na chmurce powietrza . Pomachała psowi . Gerberian Shepsky patrzył na okno z niedowierzaniem . Ned obejrzał się za siebie i również był w szoku . Sarah zbiła szybę

-Asta la vista stary !- krzyknęła i tylnymi łapami wytworzyła powietrze a te mocno uderzyło w przeciwnika

Play na dokładkę ogniem dowalił Nedowi . Ten skołowany upadł na podłogę . Sarah szybko podeszła do niego i kablami związała łapy . Zaś Play oswobodził Thomasa przepalając sznur .

-Skąd wiedziałaś że nie możesz wejść normalnie drzwiami i że tu jestem ? - zapytał pies wykonując czynność

-Zauważyłam kamerę z daleka i się domyśliłam a znalazłam schowek na broń przy scenie z znakiem Ligi - mówiła suczka zaciskając kabel na łapach Neda

Rozległ się dźwięk komunikatora Sarah

-Halo ? Sarah ? Odbiór ! Słyszycie nas ?- zapytał głos , to był Janny

-Tak ! Udało wam się ?-zapytał Play

-Udało . Tak jak i Alexy . A wam ?- zapytał Mickey

-To genialnie ! Nam też ! Właśnie przed chwilą pokonaliśmy zagrożenie - oznajmiła żywiołowo suczka

-Jeszcze mają przybyć tu psy z Ligi . To nie wszystko - dopowiedział Play

-Tym zajmą się już agenci z dobrej Ligi . Musicie przybyć pod pałac Buckingham . Znamy lokalizacje Flurr i musimy jej pomóc !- powiedziała stanowczo Alexy będąca razem z Janny'm i Mickey'm

-Zgoda . Nie jeszcze zgarną tego . Już tam jedziemy - powiedziała Sarah

-Teraz szybko zaprowadzimy pana w bezpieczne miejsce i tam się ukryje - zwrócił się Play do Thomasa

-Dobrze . I tak dziękuje za ratunek- podziękował z ulgą .

Wszyscy opuścili pokój a następnie budynek

  • Zmiana sceny

Flurr wciąż była pod kontrolą Akra . Ten powoli bardziej zaciśniał łapy . Z pyska suczki wydobywały się jęki wielkiego bólu .

-Co-o ty-y mi rob-isz ? - pytała Flurr z zamkniętymi oczami , trudno jej było wydobyć słowa

-Nie chciałem tego robić ale nie pozostawiasz mi żadnego wyboru . Za pomocą mojej mocy wyczyszczę ci pamięć . Zapomnisz kim jesteś i jak się bronić . Będziesz nareszcie nieszkodliwa !- wykrzyczał zły Akro

-Nie-e !- zakrzyczała z bólu i przerażenia

-Droga będzie bolesna ! Nie tylko z tego powodu że opanowuje każdą twoją krwinkę w ciele , każdy organ . Przypomnisz se wszystkie wspomnienia na raz ! Te negatywne - oznajmił pies po czym zaczął działać

Oczy suczki otworzyły się szeroko . Nasunęły się wszystkie złe wspomnienia . Zdrada jej przyjaciółek . Te momenty w których przez nie płakała . Śmierć jej najbliższych .Ponownie przypominała sobie te słowa ,,Dziadek odszedł wczoraj w nocy". Wszystkie fałszywe przyjaźnie i ludzie . Ich twarze ukazały się suczce przed twarzą . Po czym zniknęły rozwiane w proch . Lecz , nagle przewinęły się na wierzch dobre wspomnienia . Wieść o tym że jest następcą West . Narodziny młodszego brata . Pierwsze spotkanie z Psim Patrolem i z drużyną . Gdy zaczęły one ulatywać nagle oczy Flurr zaczęły się świecić . Weszła w stan . Pojawiło się wielkie oślepiające światło. Akro zasłonił łapami oczy . Po chwili wielki podmuch wiatru rozszedł się po całym pomieszczeniu . Suczka wylądowała za pomocą powietrza . Oczy jej świeciły bielą.

-Nie ... To nie możliwe !- zakwestionował w szoku pies rasy Husky

Świecące oczy Flurr spojrzały się w stronę Akra a następnie na bombę . Do wybuchu zostało aby pięć minut. Suczka po chwili zaczęła atak . Powietrzem i ogniem . Żywioły były mocniejsze i większe . Sprawiły trudność do uniknięcia . Akro ponownie zaczął latać . Flurr ruszyła za nim . Wzbili się wyżej i wyżej . Wylecieli otworem w dachu . Pies wziął wielki element budynku i cisnął nim w kierunku suczki . Ta wielkim podmuchem powietrza z jej łap odepchnęła go . Kawałek muru zawieruszył się i spadł na ziemie . Przyszedł czas na atak Flurr . Dostrzegła sporą fontannę na placu i pobrała z niej wodę . Skierowała ogromną falę na wroga. Akro nie maił kontroli nad tym i woda popchnęła go na plac . Flurr ruszyła za nim . Spojrzała na bombę . Minuta . Z łapy Akra wydobył się promień aby sięgnąć po głaz . Suczka dostrzegła to . Ziemią uderzyła lekko w łapę która tworzyła promień i ten pokierował się w łapę suczki gdzie była bomba . Odleciała lecz wciąż była aktywna . Wokół niej Flurr zrobiła podmuchy powietrza i rzuciła w beczki benzyny . Zostało aby 20 sekund. Akro zobaczywszy że zaraz bomba wybuchnie chciał temu zapobiec i kierował moc w beczki benzyny aby wyłączyć bombę

-Nie tym razem kolego ...-powiedziała suczka

Wytworzyła podmuchy powietrza i w środku był Akro . Przez małą trombe powietrzną wywiała psa za teren budynku . Ten tylko zakrzyczał głośno.

W tle piosenka No Time To Die -Billie Eilish EPIC VERSION (3:07)

Teraz sama Flurr musiała się ewakuować .Usłyszała warkot nad sobą. Spojrzała w górę .To był helikopter Alexy .Lina z niego sięgnęła do suczki

-Łap się i zmywamy się z stąd !!!- krzyczała Łajka za sterami tak głośno aby śmigło ją nie zagłuszyło

Flurr złapała się mocno . Na bombie wybiło równe 0 . Nastąpił ogromny wybuch . Suczka poczuła buch gorąca na jej plecach lecz udało się im wylecieć na bezpieczną odległość . Cały budynek zajął się ogniem . Flurr obróciła się i oglądała zjawisko . Mimo iż nienawidziła Akro to bała się czy przeżył .Było już po wszystkim. Wylądowały z dala od zajmującego się ogniem budynku. Była tam reszta drużyny , Liga dobra oraz policjanci .

Koniec muzyki

-To oni !- zawołał radośnie Mickey

Psiaki pobiegły do helikoptera . Gdy tylko Flurr ustała na swoje łapy to Mickey radośnie rzucił się na nią i mocno przytulił . Po chwili wstali oboje.

-Tak się cieszę że was widzę - powiedziała i uśmiechnęła się

-My też !- zawołała reszta

-Widzę że niezły bałagan zrobiłaś - przyznał Play patrząc się na płonący budynek

-Tia ..- powiedziała suczka i zaśmiała się -Udało wam się !-

-Nam wszystkim się udało - dodała radośnie Sarah , ogonek suczki latał na każde strony

-Uratowaliśmy Londyn - stwierdził Janny dumnie

-No! Obroniliśmy królową , dobrą ligę i słynnego pisarza i na dodatek zniszczyliśmy nową bazę naszych wrogów.- powiedziała Alexy szczęśliwa

-Chcielibyśmy wam podziękować - podszedł do nich szefowie Ligi dobrej , oddziału psiego i ludzkiego

-To był nasz obowiązek - przyznała Flurr , reszta tylko pokiwała

-Tylko mamy jedną złą wiadomość ... Te psy które miały magię . Nawiały ...- powiedział nieco zmartwiony szef Ligi psiej

-No cóż ... Chyba nie mają do czego wracać - zaśmiał się Play i ponownie spojrzał na pożar który powoli gasili strażacy

-Może macie racje . Cieszmy się wygraną- przyznał Cornell

Wszyscy patrzyli się na akcje gaśniczą strażaków . Potem Flurr jak i Janny pomagali ugasić pożar.

  • Zmiana sceny (Następny dzień)

Wszystko było już w normie . Królowej jak i jej suczce, Brittie , nie groziło już żadne niebezpieczeństwo . Były bezpieczne . Siedziba dobrej Ligi została ugaszona i od razu zaczęto odbudowę zniszczonych elementów. Pisarzowi nic się nie stało . Mógł spokojnie przeprowadzić spotkanie . Nie martwiąc się o to że może zostać zakładnikiem . Baza złej Ligi była cała w gruzach . Doszukiwano jakiś poszczególnych rzeczy dotyczących tego odłamu . Team był pod pałacem Buckingham . Stali w rzędzie . Przed nimi królewscy strażnicy ,przechodnie oraz reporterzy. Królowa wygłaszała przemowę.

-Ja , jak i cały Londyn zebraliśmy się tutaj aby uhonorować i zarazem podziękować drużynie Avatar Flurr za uratowanie naszego miasta i zarazem stolicy kraju . Stanęli do walki aby uratować poszczególne miejsca ważne dla naszego narodu .Więc wręczam te medale . Jako oznakę wdzięczności za to czego dokonali - przemawiała władczyni zjednoczonych wysp

Po chwili każdemu wręczono medal . Przyczepiono je do obroży czy chust piesków . Reporterzy zaczęli robić zdjęcia drużynie i królowej . Po kilku momentach pieski z drużyny podeszły do reporterów i dziennikarzy i zaczęły wywiady do gazet oraz telewizji . Flurr jako jedyna została trochę z dalej i patrzyła na każdego z lekkim uśmiechem . Janny po udzieleniu wywiadu podszedł do niej.

-Wszystko w porządku ? -zapytał i usiadł obok suczki

-Ta.. Po prostu obawiam się że Akro może też uznać za wroga Psi Patrol . Przez nas - zmartwiła się Flurr

-Być może . Ale razem , przy następnym razu będziemy bardziej mocniejsi i raczej prędzej nam pójdzie - pocieszał Janny swoją przyjaciółkę

-Może masz i racje . Szkoda tylko że kręgowi udało się uciec - pożaliła się żółtooka kundelka

-Ich baza jest zniszczona . Trochę zajmie zanim znajdą nowe miejsce - stwierdził biały pies w brązowe łaty

-Z tym się zgodzę . Będą lizać rany raczej długo . Jak już poznaliśmy ich moce to na drugi raz będziemy bardziej przygotowani - powiedziała Flurr

Oba pieski patrzyły się na poranne niebo a po tym podeszli do reszty.

  • Zmiana sceny

Akro wszedł do ciemnego pomieszczenia . Przed nim było biurko . Ktoś siedział na odwróconym krześle obrotowym . Dwukolorowe oczy husky'ego spojrzały na świeczki . Były zapalone lecz ogień był niebieski.

-Miło mi cię w końcu poznać - przyznał z pewnym tonem Akro

-Miło poznać lidera Ligi Londyńskiej - mówił tajemnicza postać odwrócona tyłem , był to żeński głos- Co sprowadza tu taką jakże ważną osobę-

-Chciałbym zaproponować sojusz - powiedział prosto z mostu

-Sojusz ? Interesujące . Przykro mi . Nie współpracuje z osobami które przegrywają byle z kim - mówiła poważnym tonem

-Nie byli byle kim . Okazało się że są lepsi niż się wydawało . W dodatku sami współpracują z poważną organizacją . Uważam że z wami będziemy mieć większe szansę - przyznał Akro

Pysk suczki ukształtował się w uśmiech

-No nie wiem ... - droczyła się

-Jak chcesz . Więc zniszczenie Psiego Patrolu i zemsta na nim pozostanie mi - powiedział "rozczarowany" pies i skierował się ku drzwi

-Stój- rozkazała

Akro uśmiechną się pod nosem i momentalnie odwrócił . Zrobiła to też sama osoba siedząca na krześle . Miała chustę w kolorach niebieskiego . Kapelusz na głowie . Wyglądała na owczarka australijskiego odmiany blue merle . Oczy były jej granatowe i świeciły się .

-Co masz mi do zaproponowania ? - zapytała i skrzyżowała swoje łapy

-Wiesz , mój krąg są mistrzami w tkaniu poszczególnych żywiołów . Moja liga współpracuje z oddziałem ludzkim . Mamy sprzęt odpowiedni do każdej z sytuacji i misji . Sam też posiadam moc- mówił

Uniósł łapę w górę . Stała się czarna i wokół niej latały kropki tego samego koloru .Po zaciśnięciu łapy świeczka zgasła.

-Zgoda . Mamy sojusz - oznajmiła suczka

-Cieszę się że razem z tobą mogę dokonać zemsty- przyznał szczerze Akro

-Proszę .. mów mi po prostu Diana ...- oznajmiła suczka

Akro jak i Diana uśmiechnęli się złowieszczo

  • Zmiana sceny

Cały team właśnie wrócił do Zatoki Przygód szybciej niż ktokolwiek się spodziewał . Samolot wylądował a wychodząc zobaczyli cały psi patrol z banerem z napisem ,,Witamy obrońców Londynu". Każdy uśmiechnął się szczerze

-Witamy w domu !- zawołały pieski w tym samym czasie

-Wow , nie spodziewaliśmy się !- mówiła Alexy schodząc czym prędzej po schodach po czym stanowszy na gruncie z resztą podeszła bliżej zgromadzonych piesków i Ryder'a

Sandree rzuciła się z pełnym miłości uściskiem na Play'a . Ten mimo iż nie znosił przytulanek to w takich chętnie uczestniczył . Janny niepewnie podszedł przywitać się z Dawn która lekko spuściła wzrok z uśmiechem i lekkim rumieńcem. Reszta team'u zaczęła pojedyncze rozmowy z niektórymi członkami .

-O wszystkim słyszeliśmy . To było niesamowite ! Na samym początku baliśmy się o was jednak poradziliście sobie . To była wasza walka - mówiła Alays którą rozpierała duma . Jej ogon merdał radośnie w każdą stronę

-Jestem z was tak dumny . Poradziliście sobie z organizacją najniebezpieczniejszych agentów . To wielki wyczyn i zasługujecie na pochwały - powiedział Ryder

-Teraz wiemy jakie mamy szczęście że jesteśmy z wami sojusznikami - dodał od siebie Matt z uśmiechem

-Tak ale to też poniekąd wasza zasługa . Pomogliście nam rozgryźć gdzie te gagatki się kryły - powiedział radośnie i z uznaniem Mickey

-Mamy też wiele informacji dotyczących Ligi . Nie wątpliwie Akro Robertson z jego właścicielem obierze sobie za cel nas , psi patrol . Jednak pogadałam z Kinay'em i ten mówił że postara się nam podesłać najważniejsze informacje . W razie gdy wystąpiło jakieś zagrożenie z ich strony - oznajmiła poważnie Flurr. Martwiła się jak przekazać pieskom i Ryder'owi fakt że teraz mogą spodziewać się zemsty groźniej organizacji agentów . Całą drogę powrotną szykowała w głowie to co ma powiedzieć . Sama miała wrażenie że coś zapomniała dodać

-Dziękujemy . Nie martw się - uspokoił ją chłopak widząc jej stres i zakłopotanie . Wszak jej żółte oczy migotały a po czole spływały krople potu

-Zaraz. Kto to Kinay ?- zauważyła Annie . Tetradi przewróciła oczyma ze względu na kolejne bezsensowne pytanie kuzynki

-Ou . To szef psiej Ligi . Oczywiście tej dobrej . Zaoferował nam pomoc w podzięce za uratownie ich - powiedział za suczkę Janny nie chcąc aby ta plątała se język

-No to. Opowiecie nam wszystko na imprezie z okazji zwycięstwa. Mam już przygotowane wszystko jeśli chodzi o muzykę - zawołał radośnie Malcolm . Sunset uśmiechnęła się promiennie

Każdy powoli już opuszczał lotnisko .Play podszedł bliżej Sandree . Ta uśmiechnęła się szczerze na jego widok i popatrzała mu w oczy.

-Otóż mam dla ciebie pewien prezent . Dostałem od pani z jubilera . Z Janny'm ocaliliśmy jej sklep od kradzieży . Pytała się jak może się odwdzięczyć a ja poprosiłem o wisiorek dla pięknej damy jak ty -mówił czule wyjmując z torby ów biżuterię . Oczy suczki otworzyły sie szeroko . Serce było wykonanne z rubinu i zawieszone na złotym łańcuszku . Jej pysk z otwartego w szoku zmienił wyraz na najszczerszy uśmiech pełen wdzięczności

-Play , on jest przecudny ...dziękuję- szeptała patrząc się na przedmiot a potem prosto w zielone oczy psa . Ponownie bardzo mocno go przytuliła

-Nie ma za co myszko . Chciałem dać ci coś co będzie idealnie pasowało do twojego piękne . Jednak jeśli chodzi o to nic nie jest równe - powiedział czule i szczerze

Suczka jeszcze bardziej się uśmiechnęła a jej twarz oblał jeszcze bardziej obfity rumieniec . Pies po chwili zdjął bernardynce obroże i założył wisiorek . Ta mogła przejrzeć się w gładkiej płycie jakie miało lotnisko na podłodze .

-Tak cudownie leży na mnie . Jesteś taki kochany- mówiła przeglądając się

-Dla ciebie wszystko...- dodał obejmując suczkę ramieniem i opierając głowę na jej

I tak patrzyli się w swoje odbicia . Lecz ktoś do nich dołączył . Był to Mickey . Swoimi łapami objął dwójkę . Jego głowę wcisnął pomiędzy głowy suczki i psa po czym mocno do siebie przycisnął. Na pyszczku Sandree zawidniało zmieszanie i zaskoczenie a u Play'a wszechobecny u niego gniew

-Awwwwww , jesteście tacy słodcy. Tak w ogóle . Wiesz Sandree że twój chłop musiał płynąć ściekami aby uratować ten jubiler? - pytał się kierując wzrok na suczkę

-Miiiicccckeeeeyyyyy !!!!-ciągnął wyraz wściekły Play

-Ojej . To ja może se pójdę . Trzy sekundy forów ?- pytał się Mickey już wiedziawszy że przyjdzie mu zaraz walczyć o życie i niespalony ogon

-Raz....- zaczął liczyć

-Ojoj!-krzyknął nadal w dobrym humorze zaczęwszy brać łapy za pas

-Dwaaaa....- liczył dalej mag ognia

-Za zabij go- mówił lekko roześmiana suczka w nowym wisiorku

-Spróbuję . Nooo iii trzyy!- powiedział głośno

Liznął swoją dziewczynę czule w polik i zaczął gonić przyjaciela puki nie stracił go z widoku . W między czasie do Antonia podeszła Flurr . Niepewnie spojrzała się na swojego chłopaka .

-Emmm... hej - odezwała się suczka spuszczają swój wzrok żółtych oczu

-Cześć ,słuchaj , to w Londynie , to..-zaczął mówić Leonberger

-Jaa , wiem , oboję wiedzieliśmy że to nieodpowiednia chwila na związek ...-mówiła Flurr wpatrując się w swoje czarne końcówki łap

-Ale czy teraz też jest ?- zapytał nieśmiało Toni

Flurr gwałtownie podniosła głowę patrząc się na psa . Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały zmienili punkt widoku na oddalone rzeczy .

-Taaaa... To jak będzie ?- zapytała

-Skoro nie czujemy tego samego co wcześniej może wypada nam zerwać ? Ale nie kontakty . Możemy być dobrymi znajomymi- stwierdził Antonio

-No jasne . Zerwanie to nie koniec świata . Nie kochamy się ale to nie znaczy że nie kumplujemy -powiedziała bardziej weselej

-No tak . To może opwiesz nam szczegóły walk i misji . Jestem pewny że to bardzo ciekawe - zaproponował pewniejszy siebie pies

-Jasne - odparła Flurr też pewniejsza siebie

Psi Patrol jak i Team Szeryf Flurr wyruszyli do Bazy aby świętować wielką wygarną ich sojuszników i przyjaciół . Cały wieczór spędzili na opowiadaniu historii związanych z pojedynkami i całym dochodzeniu . Każdy był tym niezwykle zaciekawiony . W tym najmłodsi . Od razu wśród nich zaistniał pomysł za zabawę w pokonywaniu agentów w wielkiej misji . U Flurr i Antonia z pewnością nieco dłużej trwało zapomnienie o ich związku jednak nie byli źli . Wszak to obustronna decyzja zapadła . Byli w pokojowych relacjach jednak pewność siebie jeśli chodzi o rozmowy to była inna kwestia którą bądź co bądź osiągnęli . Zostali kumplami . Jeśli chodzi o Ligę Londyńską to efekt eksplozji Bazy organizacji pokrzyżował plany dowiedzenia się czegoś nowego . Akro niesamowicie dobrze wszystko zaplanował co uczyniło go zdecydowanie niebezpiecznego w oczach świata . Doszły słuchy że zły oddział psów zawarł ścisłą współprace z ludzkim odłamem . Jednak na tamtą chwilę nie było żadnych domysłów gdzie można by szukać bazy .

Obraz pokazuję Flurr leżącą brzuchem do góry . Była już noc i koniec imprezy . Jej myśli dwoiły się i troiły . Myślała co będzie z Psim Patrolem i jej Team'em . Co jeśli Liga urządzi najgorszą zemstę . Te czarne myśli przeobraziła w pozytywne bo wiedziała że z właśnie psim patrolem ma szanse ich pokonać i przynieść światu pokój .Stwierdziła że Akro musi zmienić plan działania i zajmie mu to bardzo długo . I z jej przyjaciółmi uda mu się ten plan rozgryźć .Przewróciła się na bok i z lekkim uśmiechem patrzyła w nocne niebo za oknem .

Obraz pokazuję z lotu ptaka Zatokę przygód pogrążoną w śnie . Następnie ekran przenosi nas w Wielką Brytanię . Pokazuję Big Ben i oświetlony Londyn nocnymi lampami . Na sam koniec pokazuję las w nieznajomym terenie . Wśród szumy liści obraz zjeżdża na dół . Gdzieś pod ziemię . Pokazuję Akra siedzącego w jakimś pomieszczeniu będącym prawdopodobnie biurem psa w nowej Bazie . Ściany są metalowe i siedzi tam sam . Do czasu

-Szefie , miałem nadzieję że nie śpisz - powiedział Vinny wchodząc po zapukaniu do pomieszczenia wykonując potem gest uznania poprzez schylenie głowy . Miał podkrążone oczy . Widać że nie spał

-Cóż chcesz ?- zapytał pies przy biurku -Miałem iść już spać . Dopiero co wróciłem z Węgier -

-Wiem wiem . Ale spójrz-powiedział wyjmując ogromną teczkę i kładąc na biurko . Przedmiot wydał z siebie głośny dźwięk spadając na mebel

-Co to jest ?- zapytał Akro

-Jak to co? Rozpiska , zdjęcia i dokumenty . Wszystko o Zatoce Przygód . Miejscowości gdzie ma Bazę ten cały patrol . Pamiętasz jak mieliśmy sojusz z tą norweską grupą ? Byłem tam pamiętasz ?Atak na szkołe i w ogóle. Zdążyłem uzbierać tyle ile mogłem informacji. Zwiedzałem caluśką Zatokę przykryty kapturem i peleryną na sprzęcie. Wiem gdzie co jest. Wszystko nie zmieściło się do jednej teczki . Mam drugą w biurze swoim jednak tamte informacje są prawie nie kluczowe . Zwykłe błahostki . Tu , tu masz wszystko co dusza zapragnie . Nawet informacje co poniektórych członkach . Zleciłem już prototypy broni przydatnych do poszczególnych miejsc - mówił pies z zażartością . Jego oczy tętniły determinacją mimo zmęczenia. Akro popatrzał się na to wszystko z podziwem

-Vinny , jestem pod ogromnym wrażeniem . Wykonałeś swoją robotę nadzwyczaj precyzyjnie . Jestem ci wdzięczny . Lecz mam do ciebie prośbę . Odpocznij - mówił pies z lekkim uśmiechem

-Chętnie . Jutro ci pokaże więcej . A teraz dobranoc - mówił po czym już ledwo wyszedł

-Oh Flurr , nawet nie wiesz co zesłałaś na siebie . I tak jak nawet przegram to nie dam za wygraną. Cytując , nawet jeśli upadnę siedem razy , podniosę się raz óśmy -powiedział Husky

Ekran pokazuję księżyc który zostaje odsłonięty przez chmury . Po chwili ten zciemnia się

-Aluinn , Hearn ....Elizabeth .... i wszyscy inni. Pomszczę was....-

KONIEC

Galeria

Advertisement